#199 i 3/4 Bostoński Świątecznik

No już prawie, prawie 200 na liczniku, ale skoro ten numer nie wypada w niedzielę tak jak każdy nasz Tygodnik – to dostał osobną numerację – 199 i 3/4. Prawda jednak taka, że chcieliśmy Wam na Święta dać coś specjalnego pod choinkę, taki nasz Celtycki prezent – długa pogadanka, o tym co kochamy – Boston Celtics i NBA. 

[Adrian]  Nie będziemy rozwodzić się za dużo o minionym roku – jest tyle ciekawych bieżących spraw, że tak krótko – żegnamy definitywnie Irvinga (choć ja osobiście od czasu do czasu w Tygodniku wbiję szpileczkę, bo Nets bez niego gra wybornie, a z nim nie bardzo), oraz witamy Kembe. Te pół roku z Irvingiem – straszny rollercoaster, bo nadzieje były ogromne, w końcu to zawodnik, który umiejętnościami góruje nad większością zawodników w tej lidze – skończyło się katastrofą. Teraz jesteśmy na fali wznoszącej z Kembą – pełna ekscytacja, wielkie nadzieje, ale też i normalność jaką Kemba tutaj prezentuje. Dwóch rozgrywających,  a jakże odmienne osobowości – kwestia która mnie nurtuje – czy Kemba jest w stanie być liderem w PO. RS przykulamy się, ale potem zaczyna się zupełnie inne granie.

[Timi] Ja napiszę tak: liczyliśmy przez te pół roku, że Kyrie Irving jest w stanie być liderem Boston Celtics w fazie play-off, głównie dlatego, że zapewniał o tym on sam. Nie przejmowałem się za bardzo jego wypowiedziami w lutym, gdy zmieniał zdanie i nie był już taki pewien co do swojej przyszłości, bo wierzyłem, że gdy przyjdzie czas to pokaże swoją wartość w playoffs, a potem wszystko jakoś się ułoży. Ale najpierw tej wartości Kyrie nie pokazał, a potem się nie ułożyło. Albo raczej ułożyło się tak, że teraz mamy Kembę i za Irvingiem – którego absencja coraz mocniej się wydłuża – nikt już tu nie tęsknie. A odpowiadając na pytanie Adriana: tu znów się okaże, bo tak po prawdzie Kemba za bardzo w fazie play-off nie miał kiedy i jak błyszczeć. Sęk w tym, że Kyrie miał być sprawdzonym graczem, a w playoffs zawiódł. Walker dostanie teraz chyba pierwszą taką szansę w swojej karierze i to będzie najpoważniejsze jego granie chyba od czasu NCAA i mistrzostwa z UConn.

[Adam] Eksperyment Kyrie to mimo wszystko jedna wielka porażka praktycznie na każdym polu. Idąc po niego oddaliśmy kochanego przez fanów Azję (co było ponoć też jednym z głównych powodów dla których Davis nie chciał do nas przyjść), rozchrzaniliśmy chemię, zniszczyliśmy ducha drużyny i wiele innych tego typu spraw. W tym czasie najlepiej graliśmy jak Kyrie miał akurat kontuzje (patrząc na obecnych Nets widać dokładnie to samo…). Kemba (aczkolwiek moim zdaniem razem np. z Grantem czy Kanterem) przywrócił radość drużynie i widać ją na boisku. Z drugiej strony Kyrie indywidualnie moim zdaniem grywał w Bostonie lepiej niż teraz grywa Kemba. Kemba mimo wszystko nie gra aż tak znakomicie jak można by było mieć nadzieję (co nie znaczy, że gra źle). Pytanie było jednak o to czy Kemba może być liderem. Odpowiem może trochę przewrotnie. Absolutnie nie musi! Obecni C’s są jedną z niewielu ekip w lidze, która nie ma jednego czy dwóch samców alfa. Mamy drużynę w której ważna rolę ma przynajmniej 4-5 zawodników i w danym spotkaniu odpalić może każdy z nich. Moim zdaniem Kemba nie będzie liderem, ale oby pozwalał rozwijać się innym i oby pojawiał się wtedy kiedy innym akurat nie idzie. Wierzę, że tyle może zrobić. Czy to wystarczy, to się okaże.

[Adrian] Tylko jak pokazały te ostatnie 2 lata – oddanie Azji było rozsądnym wyjściem z sytuacji, gdzie dalibyśmy ogromny (nawet jeśli nie byłby maksymalny) kontrakt zawodnikowi, który w dwa ostatnie sezony rozegrał ok 40 spotkań i dopiero teraz wraca, ale to nadal nie jest ten zawodnik, który rozkochał wszystkich w sobie. Nie wiem Adamie jak Ci wyszło, ze Kemba nie gra tak znakomicie jak grywał Irving, bo oni mają prawie identyczne cyferki – Kyrie był efektowniejszy, ale z efektownych akcji dodatkowych punktów nie ma. Trochę sie zgadzam, że nie musi być liderem – bo wytworzył się pewien kolektyw, który ciągnie poszczególne mecze, w zależności komu siedzą rzuty. Tylko w PO może być inne granie i tu pozostaje duży znak zapytania. Timi wspomina, że gdy przychodził Irving miał być sprawdzonym graczem w PO – no tylko bez LBJ to on PO nie powąchał w Ohio, więc jednak kilka spraw to sobie nadinterpretowaliśmy.

[Timi] To też prawda, ale nie zgodzę się z tym, że lepiej graliśmy bez Kyrie’ego – jasne, były takie momenty, a nawet całe tygodnie (patrz: faza play-off 2018), jednak nie zapominajmy też, że Irving prowadził Celtów do tej świetnej serii zwycięstw po kontuzji GH i tak naprawdę nie wiemy co by było gdyby jednak był zdrowy wiosną 2018 roku. A wracając do samej kwestii liderowania: no właśnie w przypadku Irvinga były pewne nadinterpretacje, a w przypadku Walkera nie ma w zasadzie czego interpretować, bo to będzie niemal jego pierwszy raz na tak dużej scenie w tak poważnej roli. Jeszcze jedna rzecz: niech nikt nie daje się nabrać na to, że Davis nie chciał przyjść do Bostonu, bo ci oddali IT… Powody były zupełnie inne i zresztą znane, bo AD koniec końców dopiął swego.

[Adam] Oj poruszyliście już na starcie tyle tematów, że godzinę będę odpowiadał;) Oddanie Azji traktuje nie przez pryzmat tego jak to oceniamy sportowo patrząc na aktualną formę tegoż, ale bardziej jak oceniane było to kiedyś. Kiedyś widziano w nas ludzi bez serca, dla których żadne przywiązanie nie ma znaczenia. A przynajmniej tak się nas oceniało publicznie i tak starano się wytłumaczyć niechęć AD do nas (kumam argument Timi, że to być może było tylko mydlenie oczu). Co do samego porównania Kemba Kyrie to też rzeczywiście może bardziej o tą efektowność chodzi, bo Kyriemu zdarzały się rzeczy magiczne, ale też mam wrażenie, że to Kyrie brał odpowiedzialność na siebie (co można nazwać też samolubnością) i często to on miał kończyć spotkania. Może to była jego jedyna forma bycia liderem, którą on rzeczywiście pełnił. Mi się to akurat tak sobie podobało bo mam wrażenie, że ball movement leżał i kwiczał sezon temu, a nasze granie było czasem jak walenie głową w mur… Ale to nie o tym nie o tym. 

[Adrian] W koszykówce tak jak w życiu – miękkie serce, twarda dupa. Może i Danny serce ma z kamienia w sprawach zawodowych, ale ile razy już udowodnił, że finalnie miał rację? Postrzegają nas jako organizację bez serce? To dlaczego inne drużyny nie zaoferowały Thomasowi dużych kontraktów? Od 2 sezonów tuła się na minimalnych umowach – wystarczająco dużo czasu, żeby ktoś pokazał serce warte 140 mln w 4 lata gry. O Davisie, a właściwie tych banialukach, które rozpowiadali jego ojciec i agent, nie ma co rozmawiać – skoro tak cenią sobie lojalność, to jakim cudem Davis zażądał wymiany i stawiał swoja drużynę pod ścianą dyktując z kim przedłuży umowę, a z kim nie. Na Kujawach mówimy – pierdolenie wuja Włodka za pomocą młotka. Ten młotek gra teraz w Lakers.

[Timi] To jeszcze wracając tylko do tematu Kyrie-Kemba to przed sezonem pisałem, że Kyrie indywidualnie jest lepszy niż Kemba, ale to Kemba będzie lepszym fitem dla tego zespołu i tak rzeczywiście jest. Walker też znakomicie potrafi przejmować mecze, wciąż jest zresztą jednym z najlepiej punktujących graczy w czwartych kwartach, natomiast w Bostonie może uczyć się jak usuwać się w cień i oddawać właśnie pole do popisu młodym, czego w Charlotte nie miał za bardzo jak robić. I jeśli spojrzeć na rozwój Browna czy Tatuma to Walker balansuje w tym wszystkim niemal idealnie. Więc jeśli droga do tego, by liderem Celtics wiodła przez dwa lata z Irvingiem to napiszę tylko, że nie ma tego złego…

[Adam] To z młotkiem mnie rozbawiło. To z Azją i tym, że teraz nikt mu nie daje siana mimo wszystko nie do końca trafiło. Rozumiem argument, ale mam wrażenie (ale może błędne), że podczas wymiany nie wiedzieliśmy tak jak i nikt inny, że z Azją będzie aż tak źle. Tak czy siak post faktum to była dobra wymiana i Danny znowu miał rację. Ale to też inny temat. Jak dla mnie podsumowując to wszystko do kupy: Boston Kyriego to było jak dla mnie olbrzymie rozczarowanie. Strata Ala, Kyriego, Morrisa, Baynesa itp za nic to niestety wielka strata mocy assetów, które może gdyby udało się wymieniać dałoby nam więcej. Wylądowaliśmy za to fantastycznie z Kembą, który wydaje się być znakomitym fitem dla nas i koniec końców może się okazać, że znowu początkowo zapowiadało się to wszystko tak sobie dla nas, a wyszło nieźle… Aha co do porównania Kyrie-Kemba to w zasadzie Timi dobrze to podsumował. Brawo:)

[Adrian] Teraz już tak zupełnie na luzie i z dystansem – 2 runda rok temu to rozczarowanie, wielkie rozczarowanie czy taka była nasza wartość, a obraz zamazywał sukces z wcześniejszego sezonu, który chyba zrobiliśmy trochę na wyrost. Mnie poniekąd ten spektakularny upadek jaki zaliczyliśmy to cieszy – młodzi zostali sprowadzeni na ziemię, bo w wywiadach już lewitowali, wiemy gdzie nadal mamy słabo obsadzone pozycje, a przede wszystkim – już nikt, nigdy nie zlekceważy w Bostonie Giannisa i spółkę.

[Timi] Myślę że jednak rozczarowanie, biorąc pod uwagę to ile talentu mieliśmy w drużynie. Koniec końców samą miarą talentu meczów się nie wygra, ale prawda jest taka, że te porażki z Bucks w Bostonie to nie było wcale takie lanie od Giannisa i spółki, bo tam naprawdę niewiele brakowało, by jednak zrobić z tego serię. Pozytywy można z tego wyciągać, ale to nie zmienia faktu, że mocno się rozczarowaliśmy.

[Adam] Wielkie rozczarowanie. Niestety zasłużone. Mimo wszystko uważam, że drużynę było stać na wiele więcej. Niestety to właśnie „DRUŻYNY” zabrakło, a było tylko stado pseudo-gwiazd, którzy głową byli już w okresie negocjacji kontraktów (Kyrie, Morris, Rozier, Al czy Brown mieli przed sobą ważne lato…). Nie działało na parkiecie nic. Jedyny pozytyw dla mnie tego sezonu to swoista nauczka, że jak nie nauczysz się schematów i mądrego grania w fazie zasadniczej to nie licz na cud. Moim zdaniem to pozytyw bo podkreśla etos pracy przez cały sezon, a nie przez 2-3 miesiące.

[Adrian] Nadal rozczarowanie? No ja właśnie tak na spokojnie, z dystansem – patrząc na to jak gra Nets z Irvingiem i bez Irvinga twierdzę, że taka była nasza wartość z nim na pokładzie. Czy byłem rozczarowany wtedy? Tak! Natomiast teraz uważam, że nie mamy podstaw do rozczarowania, bo tak jak Adaś wspomniał – wtedy nie było drużyny. Przez wiele miesięcy sobie wiele rzeczy wmawialiśmy, wiele rzeczy nie dostrzegaliśmy – teraz bardziej rozczarowany byłbym gdyby Irving został tu na 5 kolejnych lat i jeszcze Horford grał do 37 roku życia za 25 mln rocznie. A pewnie tak by się stało, gdyby tamten sezon nie skończył się katastrofą.

[Timi] Tyle tylko, że tamten sezon to był trochę z gatunku „championship or bust” – wiadomo było, że jeśli taka ilość talentu nie będzie w stanie choćby awansować do finału i zrobić kolejnego kroku do przodu (w stosunku do lat poprzednich) to „coś” jest nie tak. Koniec końców okazało się, że bardzo wiele rzeczy było nie tak jak być powinno. Patrząc z perspektywy czasu na pewno można się uśmiechnąć pod nosem, że Celtics mimo wszystko wylądowali na cztery nogi, ale nie zmienia to faktu, że tamta drużyna przyniosła nam ogromne rozczarowanie, nie tylko zresztą w kwestiach sportowych (czyli samej gry), lecz także w wielu innych, tych dotyczących samej otoczki itp.

[Adam] O to to co Timi napisał. Poprzedni sezon był być może nadmuchany strasznie, ale w teorii mieliśmy taką pakę i takie oczekiwania, że to miała być albo prawdziwa walka o misia albo sezon nieudany. Było dramatycznie źle w stosunku do oczekiwań. Inna kwestia czy koniec końców tak spartolony rok nie był dla nas lepszym wyjściem długofalowo, ale mimo to to jak dla mnie wielkie rozczarowanie. Pewnym rozczarowaniem dla mnie było też to jak straciliśmy assety za nic. Kyriego, Ala, Baynesa, Morissa straciliśmy bez wymian. Wiem wylądowaliśmy na 4 łapy, ale gdybyśmy zrobili S&T lub jakiekolwiek wymiany wcześniej może byśmy byli w jeszcze lepszej sytuacji. Nie jest to zarzut do Dannego i spółki, ale stwierdzenie faktu.

[Adrian] Kawhi Leonard zakończył hegemonię Golden State Warriors – moim zdaniem zakończył ją definitywnie, bo być może oni w przyszłym sezonie będą znowu liczyć się na Zachodzie, to już nigdy nie wywalczą kolejnego pierścienia pod przewodnictwem Stefana. Mieli swoją pięciolatkę i to był dla nich naprawdę udany okres, ale w kategorii dynastii – to jednak nie stawiałbym ich w tym samym rzędzie co Jordana, Kobasa, Magicka –  już o tych bostońskich nie wspominając. Cały obraz mi tu zamazuje Durant ściągnięty na pomoc, gdyby nie on to wtedy GSW moim zdaniem wjechaliby do historii tej ligi na białym koniu, a tak – coś nie pykło.

[Timi] Zupełnie inaczej byśmy na to patrzyli gdyby jednak udało im się zdobyć tytuł w 2016 roku, a tak od 3-1 do 3-4 i potem ściągnięcie KD jednak kłuje wiele osób w oczy w kontekście rozmów o legacy Warriors. Nie wiem czy trochę to też nie kłuje samych Warriors, bo przy okazji wyróżnienia dla „najlepszego zespołu dekady” na twitterze GSW pojawiła się seria zdjęć z tego 10-lecia i co ciekawe na żadnym nie widać nawet Duranta.

[Adam] Oj jednak oczekiwania były dla GSW o wiele większe. Zabrakło szczęścia zbyt wiele razy (trójka Kyriego, kontuzje itp.), ale gdzieś też może byli zbyt pewni siebie, może zbyt przehypowani… Co do Duranta to ja ich akurat nie winie. Może i trochę w oczy razi, ale jaki właściciel nie chciałby zbudować najlepszej możliwej paki? Zrobili co mogli żeby zaznaczyć tą swoją złotą pięciolatkę lepiej. Koniec końców może i byli jednym z najsilniejszych zespołów kiedykolwiek zbudowanych, ale do historii nie przejdą z taką opinią jak te wymienione przez Adriana. Timi jednak wyłapałeś bardzo fajną i nieznaną mi wcześniej ciekawostkę. Ale oprócz tego że pokazuje to jakąś mimo wszystko niedojrzałość zarządzających twitterem (przynajmniej moim zdaniem) to pokazuje też to, że w tej drużynie nie działo się wewnątrz dobrze. I właśnie to kolejny (po naszym z Kyriem) dowód na to, że żeby sięgać po laury to przede wszystkim trzeba zbudować kolektyw…  Aha jeszcze jedno. Niby drużyna była Stefana. Zdobyli 3 misie. Stefan nigdy nie zdobył tytułu MVP finałów. To gdzieś jednak może go boleć…

[Adrian] Czy byli jednym z najsilniejszych zespołów kiedykolwiek zbudowanych – no nie wiem… Kiedy zrobili swój niewiarygodny wynik w sezonie zasadniczym, to pierścienia nie było. Pierścienie pierścieniami, ale jednak nasze pokolenie będzie pamiętać dwie kwestie o których wspomniałem ja i  Timi – „3-1 lead” oraz „wspomaganie Durantem”, który też stał się jednym z bardziej nielubianych zawodników w NBA. Do dwóch „trójpaków” Jordana nawet się nie zbliżyli. Wymazywanie Duranta z ich historii też jest głupie, tak małostkowe, jakby moderatorem Twittera był ktoś z PISu. Nie lubię Duranta, ale jeszcze bardziej nie lubię takich zagrywek na poziomie niedorozwiniętego chłopka roztropka.

[Timi] Myślę, że Stefana w tej chwili może boleć tylko i wyłącznie ręka – MVP finałów nie ma jednak aż tak dużej wartości jak pierścień, a tym bardziej jak MVP sezonu regularnego, gdzie jesteś doceniany za calutki sezon, a nie za jedną serię. Zresztą mimo wszystko 73-9 też zostanie w historii ligi i podejrzewam, że prędko nikt się do tego wyniku nie zbliży, a nawet bez pierścienia jest to bardzo imponujące – no bo raz jeszcze, to są miesiące pracy i wyników, które trzeba docenić, nawet jeśli są tacy, co mówią że 73-9 bez pierścienia znaczy niewiele.

[Adam] Pamiętam jak pozyskali Duranta i pamiętam co o nich pisano: „Best team ever assembled” pojawiało się bardzo często. Historia to zweryfikowała. Byli wspaniałą paką, zdobyli 3 mistrzostwa. Niby dużo, ale mieli papiery na wiele więcej. Nie pykło i już. Do tego potrzeba też szczęścia. Jordan je kilkukrotnie też miał. A co do tytułu MVP to jasne, że to nie takie mega ważne, ale tak się mówiło, że to drużyna Stefana, tak jak Byki były Jordana, C’s Birda czy Lolki Kobasa. Ale w finałach Ci wymienieni przeze mnie zawsze to potwierdzali. Nie mam nic do Kury, a bardziej robie pstryczek do tego jak się ocenia liderów i jak się tworzy opowiastki o zespołach.

[Adrian] Wiele mówiło się, że małe rynki są zabijane przez te duże, że gwiazdy uciekają do wielkich miast i to jest złe dla ligi. Ogólnie jest w tym jakaś prawda, ale jak to w życiu bywa, jest jeszcze druga strona medalu. Gwiazdy uciekają na wielkie rynki, gdzie łączą siły z innymi gwiazdami, żeby walczyć o mistrzostwo. Davis w Nowym Orleanie nie walczył o nic, bo nigdy nie doczekał się odpowiednich partnerów, George też uciekł z Indiany, a potem z OKC sfrustrowany tym, że nie gra w Finale. LBJ to samo miał podczas pierwszego pobytu w Cavs. Potępia się zawodników za to, że ich macierzyste organizacje nie potrafiły zbudować zespołu – bo od tego zaczyna się „ucieczka” gwiazd.

[Timi] Jasne że tak, trzeba ganić Cavs czy OKC za to, że przez tyle nie potrafiły stworzyć silnych zespołów, by wreszcie to sami zawodnicy wzięli sprawy w swoje ręce, czego efektem są właśnie te wszystkie duety. Pytanie tylko na ile jesteś w stanie budować zespół na tym małym rynku, gdzie nie za bardzo jest jak przyciągnąć największych – część to są błędy GM-ów, ale część to jest właśnie fakt, że jak LeBron budował Big Three z Wade’em i Boshem to postawili na Miami, a nie na Cleveland czy Toronto. Raz że Riley zrobił wtedy taką możliwość od strony finansowej, a dwa że jednak Miami dużo fajniejsze niż nijaki Ohio czy zimna Kanada. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w przypadku Giannisa i Milwaukee.

[Adam] Już prawie miałem pomysł na odpowiedź aż tu Timi wyskoczył z Giannisem. Ech w trójkę trudniej;) A poważniej to mimo wszelakich prób władz, zmian w CBA itp. to jednak duże rynki ciągle mają łatwiej. Moim zdaniem pogoda odgrywa tu ciut mniejszą rolę, a najważniejsza jest kasa. Kasa z reklam lokalnych i tego ile z lokalnego rynku można mamony  wydobyć. Oczywiście NYK pokazują, że nawet duży rynek, a bagno zamiast organizacji same nic nie znaczą, ale jak jest inteligencja w zarządzaniu ekipą i duży rynek to tym ekipom jest o wiele prościej. Idealny przykład to Nets czy LAC. Zarządzanie solidne (lub znakomite jak moim zdaniem w przypadku Nets) wielki rynek i z FA wybrali tych których chcieli. Co do potępiania zawodników to mimo wszystko kibice pewnie by chcieli, żeby to nie kasa rządziła tym wszystkim tylko przywiązanie czy miłość do barw itp. I to też jest mega ważne, ale ja doskonale rozumiem gwiazdy, które poświęciły jednej organizacji wiele lat i w pewnym momencie mówią, że idą poszukać pierścienia gdzieś indziej. Tak zrobił np. KG i nikt go nie wini. Mam nadzieję, że nie doczekamy jednak czasów w których rookasy nie będą chciały podpisać przedłużenia rookie dealu z pierwszą ekipą i odejdą już na koniec pierwszego kontraktu…

[Adrian] Takie czasy Adamie, to już były, właśnie dlatego wprowadzono możliwość wyrównania kontraktu przez zespół który wybrał zawodnika w Drafcie. Nie trzeba nawet daleko szukać – wystarczy wrócić do 2014 roku i maksymalnej umowy, którą z Hornets podpisał Gordon Hayward, a którą wyrównali w Utah. Pieniądze to jednak IMO sprawa drugorzędna – w końcu zmieniając otoczenie zawodnik traci naprawdę dużo milionów ze swojego uposażenia – najważniejsza jest tu szansa na pierścień, łączenie sił z kumplami. Kwestia taka, czy GMem jest gość jak Brylantowy Pat, który da sobie szanse zbudowania takiej drużyny – zrobił miejsce w Salary, bo w Ohio czy w Kanadzie tego nie zrobili. Organizacje płaczą, ze gwiazdy uciekają, ale gdy trzeba wzmacniać drużynę – to przepłacają z FA takich leszczy, ze to aż oczy czasami bolą. Timi poruszył sprawę Giannisa w Wisconsin – ponoć najbardziej na niego chce zapolować zespół z Kanady – ale moim zdaniem, Giannis zostanie w Bucks, przynajmniej na jeszcze jedną umowę.

[Timi] Jakby nie patrzeć, Bucks sypnęli tego lata sporo kasy w kierunku swoich najlepszych zawodników, ale nie starczyło już na Brogdona – choć na ten moment jakby go jednak nie potrzebowali… Zawodnicy z reguły patrzą jednak przede wszystkim na to, gdzie mają największe możliwości na zdobycie tytułu – dotyczy to przynajmniej tych największych w pewnym okresie ich kariery, bo oczywiście są tacy, co wolą najpierw zarobić, a o legacy pomartwią się później. Zobaczcie też jak ważną rolę odgrywa ostatnio gra w „domu”, bo to nadal przewija się w rozmowach o przyszłości Anthony’ego Davisa, który jest z Chicago i wprost mówi, że pewnie że chciałby kiedyś zagrać dla klubu z tego miasta.

[Adam] Nie do końca precyzyjnie napisałem o tym czego mam nadzieję, że nie doczekam. Kwestia Gordona jest dość normalna. Wybrał większe pieniądze, ale wiedział, że klub może wyrównać. Teoretycznie możliwa jest jednak sytuacja, że grajek na koniec rookie dealu zostanie w obecnym klubie na minimalny okres tylko po to, żeby jego klub stracił do niego prawa RFA sezon później. Przeczeka to i odejdzie gdzie będzie chciał na własnych zasadach… Co do Giannisa to rzeczywiście Bucks starają się jak mogą i ta ich paka na prawdę zaczęła znowu grać mega mocno. Też mi się wydaję, że zostanie, ale rzeczywiście Giannis to może być fajny papierek lakmusowy tego jak działa liga. Musimy poczekać. Jak dla mnie rządzi kasa, ale tylko w dobrej organizacji i o tym Adrian też piszesz tylko ciut inaczej. Aha, ale rzeczywiście wyłapaliście (a konkretnie Timi) to, że ostatnimi czasy coraz częściej słychać o jakimś przywiązaniu do swojego pochodzenia. AD Chicago, ale Kyrie też cały czas pitolił o NY, a Tatum…

[Adrian] A Tatum na szczęscie pochodzi z zadupia, gdzie nie mają nawet drużyny futbolu amerykańskiego, o koszykówce nie wspominając. Ja się przyszłością Tatuma nie martwię, ona będzie w Bostonie – jak dla mnie Brown i Tatum są nietykalni i myślę, ze identycznie uważa Danny, bo nie każdy może wyciągnąć z Draftu dwóch takich zawodników i na nich budować przyszłość. Adam wspomina o podpisywaniu przez zawodników rocznej umowy, żeby tylko zostać UFA. Swego czasu tak zrobił Greg Monroe – zobacz gdzie jest teraz :D Gdyby wtedy został w Pistons, to pewnie do dziś czesałby sporą kasę. Uwolnienie się z RFA daje wiele możliwości, ale niesie za sobą też i ogromne ryzyko.

[Timi] Dokładnie tak, zresztą to wciąż nie zdarza się na tyle często, by zrobił się z tego jakiś ogólny problem. To nadal są wyjątki, bo jednak w przypadku tego typu ruchów ryzyko dla zawodnika jest spore. Na razie jednak nie ma się co martwić o Tatuma czy Browna, tym bardziej, że jeden dopiero co podpisał przedłużenie umowy, a drugi zapewne zgarnie jeszcze więcej kasy za parę miesięcy. To sprawi, że obaj będą w Bostonie przez długie lata, a jakoś ani jeden, ani drugi nie wyglądają mi na takich co zażyczą sobie transferów a’la Davis – tym bardziej, że jednak w Bostonie drużyny całkiem dobre potrafią budować.

[Adam] Znamy się już parę lat i wiecie, że czasem lubię sobie popanikować. Co do porównań do Monroe to niby zgoda, ale nie było jeszcze przypadku, żeby ktoś dostał maksa i go nie przyjął bo chciał krótszy kontrakt czy cholera wie co. Tatum dostanie maksa (chyba, że nam zrobi upust). Myślę, że dobrze się dogaduje z Brownem na parkiecie, wydaje mi się, że podoba mu się w C’s coraz bardziej. Ale ja tam sobie jeszcze sezon popanikuje dla zdrowotności;)

[Adrian] Kto się nie zgadza, że czas hegemonii Zachodu dobiegł końca? Nie chodzi mi tu o to kto zdobędzie Mistrzostwo – to nie jest istotne, a o to, że Wschód zasypał tę przepaść pomiędzy konferencjami. Teraz na Zachodzie masz 4-5 gorących ekip i 5-6 na Wschodzie. Nawet takie przeciętniaki jak Hornets, grają lepiej, a przynajmniej ciekawiej od Portland czy San Antonio.

[Timi] W tym sezonie wreszcie ta przepaść zniknęła, przede wszystkim ze względu na to, że Jazz i Blazers (no i Warrirors oczywiście) spisują się dużo poniżej oczekiwań jakie miało się wobec drużyn przed startem sezonu. Jakby jednak nie patrzeć to nadal na Wschodzie grają najgorsze w lidze drużyny jak NYK, Cleveland czy Atlanta, ale Zachód jak w każdym sezonie też ma swoje czerwone latarnie.

[Adam] Moim zdaniem niestety nic lub prawie nic się nie zmieniło. Zachód imho ciągle lepszy niż Wschód. Timi dobrze wyłapał tankujące GSW, Portland cierpi na brak centra (ale jeszcze w tym sezonie według mnie powalczą), Jazz uczą się gry z nowym PG i bym ich nie spisywał, ale już pojawiło się sensowne Suns i bardzo fajnie budują się Misie. Te najsłabsze zespoły grają na Wschodzie i moim zdaniem mają mniej prognostyków nadziei do poprawy sytuacji (np. wizards czy cavs), wiele jest też przeciętniaków, czyli ekip które od lat nie idą ani do przodu ani nie w full tank jak np. Orlando czy Hornets. Aha imho Atlanta to wcale nie tak słaba ekipa. Wróci szprycujący się center i mogą coś tam jeszcze pograć, a nawet jak nie to mają wiele młodego talentu. Tam wreszcie zaczęło świecić słońce. Za to rzeczywiście SAS to jedna z największych negatywnych zaskoczeń tego sezonu. Nie wiem czy to nie ich koniec…

[Adrian] No nie bardzo się zgadzam z tym, że Atlanta taka słaba – IMO to tak samo fajnie rokujący zespół jak Memphis, a może nawet i lepiej niż Nowy Orlean, który jak wieść gminna niesie będzie w całkowitej wyprzedaży – poza Ingramem i Zionem. Zion na razie, a dobra… poczekam, w końcu jeszcze nie zagrał, więc zobaczymy. Pamiętać też należy, że Atlanta ma kilka „nadprogramowych” picków. Co do SAS – stoją jedną nogą nad grobem, od następnych 50 dni zależy czy zrobią śmiały krok w stronę pogrzebu, czy też Pop przeskoczy wykopany dół.

[Timi] Ale ja nie mówię o tym co będzie, a tym co jest – fakt faktem, że zawieszenie Collinsa mocno pokrzyżowało Hawks plany, natomiast to wciąż jedna z najgorszych drużyn w lidze i na ten moment nie jestem pewien, czy Collins pomógłby im wygrać te kilka meczów więcej, by od tego dna już w tym sezonie się odbić. Wiec mimo wszystko to nadal na Wschodzie są te najgorsze ekipy, które może co prawda fajnie rokują (tak jak Hawks właśnie), ale za to Knicks, Cavs czy Wizards będą ciągnęli w dół.

[Adam] To ciekawe bo jak dla mnie najgorsze drużyny to niekoniecznie te, które mają najgorszy bilans tylko te, które są w sytuacji która nie daje jakiś szans na to żeby coś w lidze znaczyć. Dlatego od lat za fatalną drużynę mam np. Orlando stojące w miejscu czy Hornets. Atlanta zrobiła wiele dobrego i za te pare sezonów może być mega mocna. Dla porównania możemy rozmawiać o GSW, które aktualnie tankują z premedytacją. Czy to znaczy, że to słaba drużyna? Wracając jednak do meritum jak dla mnie ciągle Wschód słabszy. Może i jest na Wschodzie kilka mega ekip (jak najlepsze obecnie w lidze Bucks) ale zdecydowanie więcej też tych po prostu słabych.

[Adrian] Zgadam się z Adamem – najgorsze drużyny to te, które zwyczajnie są w dupie. Ani przyszłości, ani teraźniejszości, a takie Hornets to nawet przeszłości nie mają. Co do siły – te słabe ekipy w PO nie grają, a tam się rozstrzyga kwestia Mistrzostwa. Lakers przyjechali na Wschód i dwa razy w ryj – od Indiany i Bucks, Denver przyjechało na Wschód to nawet od Nets w ryj dostali. Nie mam czasu szukać w tym przedświątecznym galimatiasie danych, ale ciekawi mnie ile meczów wygrały drużyny Wschodu z Zachodem w bezpośrednich starciach – zawsze tu różnica była naprawdę spora na korzyść Zachodu.

[Timi] Poszukałem, policzyłem i w tej chwili (na wigilię Wigilii) ten bilans wynosi 80-79 na korzyść Wschodu. Czyli to rzeczywiście dużo bardziej się wyrównało (choć ten wynik nadrabiają przede wszystkim Bucks), bo jednak w poprzednich latach ta przewaga Zachodu była spora na koniec sezonu. Ba, gdyby ten plusowy dla Wschodu bilans miałby się utrzymać to byłby to pierwszy taki sezon od dekady.

[Adam] Jak ja Was kolegowie za te staty szanuje. Serio. Tym razem mistrzem ceremonii został Timi dająć zaskakujące (jak dla mnie) cyferki. I niby z faktami się nie dyskutuje, ale mimo wszystko jak dla mnie mamy jeszcze wstępną fazę sezonu, więcej marnych ekip jest u nas, a na Zachodzie więcej dziwactw (typu GSW). Dane jednak wzbudziły lekką falę niepewności w moim (dość pewnym i stabilnym jak do tej pory) wyobrażeniu o tym która połóweczka ligi jest mocniejsza… Chętnie zobaczę to w okolicach ASG i potem na koniec sezonu. Serio.

[Adrian] Co jest większym zaskoczeniem na Wschodzie – forma Miami z Butlerem, czy forma Toronto bez Leonarda? Mi chyba bardziej imponuje ten Siakam z Toronto – coś niesamowitego, bo przecież mieli być bez Leonarda cieniem zespołu z poprzedniego sezonu, a  wcale tak nie jest. Butler też fantastycznie wkomponował się w drużynę z Florydy, ale to Kanadyjczycy grają tak, jakby niewiele się zmieniło.

[Timi] To trochę jest tak, że Raptors mieli jednak w zeszłym sezonie sporo okazji by pograć bez Leonarda:) Dodaj do tego kolejny krok w rozwoju Siakama, o którym kiedyś już dyskutowaliśmy, że w jego przypadku te 25 lat to trzeba jednak traktować trochę na wyrost, bo on pod względem koszykarskim jest graczem dużo młodszym, więc jeszcze spory progres może zrobić. Dla mnie więc to niekoniecznie jest spore zaskoczenie, podobnie jak dobra gra Butlera i Heat, bo to jest para w tej lidze idealnie pod siebie skrojona.

[Adam] Chyba jestem dzisiaj mono tematyczny, ale drużyna wygrywa. Miś Toronto zbudował im ekipę i zbudował ich morale. Inna sprawa, że supporting cast (czy jak to się tam zwie) jest zwyczajnie mocniejszy w Toronto. Mocniejszy niż się chyba spodziewaliśmy. Dla mnie forma Toronto jest wielkim plusem tego sezonu. A sam Siakam po wielkim rozwoju sezon temu, teraz zrobił jeszcze jeden wielki skok. Ja się takiego progresu u niego nie spodziewałem. Co do Miami to tam też wiele rzeczy po prostu do siebie pasuje. Nic nie ugrają, ale ta ekipa może się podobać.

[Adrian] Miami mocno ogranicza kwestia ich picków, które swego czasu rozdawali jak dropsy i na Drafty 21 i 23 ich nie mają, to im psuje szyki, bo zważywszy, ze ten pick na Draft 23 jest jeszcze chroniony, zamyka to drogę do ewentualnych wymian z użyciem wyborów w pierwszej rundzie. Torotno – tylko czy oni bez Leonarda nie osrają się tradycyjnie w PO? No nie wiem – Siakam to chyba nadal nie jest ten format, żeby ciągnąć za uszy Lowry’ego. W RS obie drużyny szaleją, ale mogą nie przejść weryfikacji w pierwszej rundzie.

[Timi] W teorii w playoffs wygrywa się obroną, a pod tym względem Raptors nawet bez Leonarda pozostali w elicie – więc kwestia rzeczywiście jest taka czy Siakam to już jest ten rodzaj i kaliber gracza, czy też jednak jest jeszcze za wcześnie. Dobrze jednak Adam zwrócił uwagę na to, że mistrzostwo buduje i z automatu daje konkretny boost przede wszystkim do pewności siebie. Głównie dlatego nie podzielam zdania, że Raps nic nie ugrają, bo nie zamierzam lekceważyć mistrzów:)

[Adam] Jak pięknie przypomniałeś Timi „Do not ever underestimate the heart of a champion” co jest jednym z moich ulubionych zwrotów w NBA. Ale serio czy ktokolwiek daje jakiekolwiek szanse na repeat obecnym Raptors? Sezon temu mieli olbrzymie szczęście bo się posypało pół GSW, ale teraz to by musiała chyba jakaś atomówka spaść. Jak dla mnie Raptors to bardzo fajna ekipa. Dużo lepsza niż się spodziewałem, ale w coś więcej niż ewentualnie finał Wschodu (i to przy dużym szczęsciu) to osobiście nie wierzę. Aktualnie się też posypali zdrowotnie więc może być im jeszcze trudniej… (tu jeszcze mały dopisek dwa dni po pierwszej wypowiedzi. Toronto mega osłabione wygrało właśnie z Dallas mimo, że dostawali straszliwe lanie. Serce mistrza… Ale i tak nie wierzę w nic poza ewentualnym finałem Wschodu u nich).

[Adrian] To pogadajmy jeszcze o Sixers – na papierze mieli być odpowiedzią na Bucks i w ogóle ten Wschód to miał klękać przed JoJo i Księciem. No, ale ta narracja rozsypała się już po 1/3 sezonu. Tak naprawdę Sixers tylko dwa razy pokonali Boston i trochę nas to uwiera, ale chyba lepiej teraz niż w PO. Sama gra Sixers jest słaba, przewidywalna – a Horford w ogóle nie przypomina profesora Ala z Bostonu. Mam nadzieję, że po sezonie będzie można napisać – jaka piękna i kosztowna katastrofa.

[Timi] Tak jak poprzedni sezon był dla naszych młodych fajną nauczką, tak wybór do Meczu Gwiazd kogoś takiego jak Ben Simmons był dla Sixers bardzo złą rzeczą. Simmons chyba za bardzo uwierzył bowiem w swój status, a choć te okazyjne trafienia za trzy niemal podnoszą sufit w filadelfijskiej hali to jednak tak naprawdę nic z tego nie wynika. Tam przede wszystkim Ben Simmons musi zrobić kolejny krok, by Sixers mogli powalczyć wreszcie o coś więcej, ale na to się nie zapowiada. Rozumiecie to, że trener publicznie mówi, że będzie oczekiwał od swojego gracza co najmniej jednej PRÓBY za trzy w każdym meczu, a zawodnik nic sobie z tego nie robi? Kevin O’Connor z The Ringer, pewnie trochę też jako fan Celtics, porównał ostatnio Simmonsa w czwartych kwartach do Jahlila Okafora w połączeniu z MCW i choć pojechał takim porównaniem po bandzie to jednak po dłuższym zastanowieniu się to wcale nie musi tak mocno odbiegać od rzeczywistości.

[Adam] To porównanie Kevina widziałem. To wcale nie jest takie strasznie głupie. Ale też mimo wszystko nie uważam, że jest właściwe. Jak dla mnie pokazuje to kim może być Ben jak nie zrobi tego kroku do przodu. W tym sezonie mimo wszystko tych rzutów już czasem szuka i nie są to straszliwe cegły. Ale sama Phila gra rzeczywiście mocno rozczarowująco. Myślałem, że Al oraz Richardson w miejsce Butlera dadzą fajną głębie. Ale brakuje tam JJa, Tobiasz gra piach, Embiid też ma spotkania fatalne (w tym jedno o trwogo na 0 punktów…). Coś tam nie funkcjonuje. Dodając do tego np. pochlebne słowa Embida o naszych kibicach to jak dla mnie oznaka tego, że jak nic nie wygrają to mogą się bardzo rozpadać, a Embiid może chcieć szukać czegoś innego. Nie mój problem, ale szczerze muszę przyznać, że spodziewałem się lepszego ich sezonu. No ale bez dystansu to się niczego w obecnej NBA nie zdobędzie. A brak dystansu w Phili to nie tylko problem Bena.

[Adrian] To analogicznie porozmawiajmy o Zachodzie – większym zaskoczeniem jest rewelacyjna forma Lakers, czy absurdalnie dobre Dallas z Donciciem – który jest tam jedyną gwiazdą. Lakers musieli, natomiast Dallas mogło i to chyba jest ich przewaga, że w moich oczach jawią się większą niespodzianką. Pomijam tu wrodzoną niechęć do Jeziorowców, tu mają skład iście gwiazdorski, natomiast ten Luka jest tylko dobrze obudowany przez trenera, ale Łotysz na razie nie gra tak jak kiedyś. Pewnie przemęczy się rok, tak jak Gordon i wróci do poważnego grania.

[Timi] Dla mnie to jednak wciąż rewelacyjni Lakers są większym zaskoczeniem, choć z drugiej strony już prędzej można by się spodziewać takiej dominacji duetu LeBron-AD niż tak fantastycznej formy Luki Doncica. Ale w przypadku Lakers dziwi to jak łagodnie udało im się to wszystko rozpocząć – niemal bez żadnych problemów, bez żadnych dram i z całkiem nieźle na razie wyglądającą współpracą na linii Frank Vogel – LeBron James. Jeśli tylko wytrzymają w zdrowiu to w przyszłym roku nie tylko wrócą do fazy play-off, ale też zrobią dużo dużo więcej.

[Adam] A dla mnie jednak Dallas. Lolki wiedziałem, że mogą być znakomici pytaniem dla mnie było czy zdrowotnie wytrzymają sezon. Na razie wytrzymują, ale zobaczymy jak będzie dalej. Davis gra świetny sezon, ale LBJ też. Zobaczymy czy wytrzymają. Co do Dallas to jednak Luka gra fantastycznie i już jest wymieniany w gronie faworytów do nagrody MVP. Nie spodziewałem się tego aż tak szybko… Nie sądzę, że mogą cokolwiek ugrać większego, ale pokazali już kawał koszykówki, a tego niewielu się spodziewało.

[Adrian] Dallas postrzegamy przez pryzmat Luki, a oni tymczasem bez Doncica pojechali Bucks w ich hali. Co za tym idzie, takie postrzeganie Dallas jest krzywdzące dla ich trenera, bo Rick umie w koszykówkę. Mnie w tej pięknej historii ciekawi tylko, jak daleko Mavs zalecą w tym sezonie – bo to miał być sezon na ozdrowienie Porzingisa i zgrywanie elementów tej układanki. Lakers wreszcie przegrali – z Indianą. To tak w temacie, że Wschód już nie klęka przed Zachodem.

[Timi] Gdziekolwiek by Mavs nie poniosło, to i tak będzie wygrana, bo tak jak Adrian wskazujesz – oni jeszcze w tym sezonie nie mieli być tak dobrzy, tak szybko, a tymczasem Luka okazuje się zbawcą i w wieku 20 lat robi rzeczy, których w NBA dawno nie widziano. Dajmy tej drużynie jeszcze sezon, dwa i przy odpowiednich ruchach kadrowych oraz dzięki temu, że Rick naprawdę umie w koszykówkę to mają w Dallas contendera na lata.

[Adam] Rick zdecydowanie umie w koszykówkę, a Mark sypie sianem jak widzi potencjał. Drużyna jest sensownie zbudowana. Mogą postawić się każdemu co udowodnili chociażby w spotkaniu o którym Adrian wspomniałeś. Fajna to jest historia, ale mimo tego wszystkiego nie sądzę, że to już ten sezon. Może przyszły, ale jeszcze parę braków muszą usunąć. No chyba, że pójdą po Love’a czy coś w tym stylu i to im wypali?

[Adrian] Mark sypie sianem, ale też nie przesadzajmy z jego nosem do sypania – bo sianem sypnął też Parsonsowi… Pamiętajmy też, ze oni nabrali również złych kontraktów z NYK – bo Hardaway i Lee to jednak tylko assety. Lee może nawet w tym okienku gdzieś odlecieć, bo ma kontrakt spadający.  Razem to 32 mln, które można wymienić na ciężący komuś kontrakt, ale nie wierzę, że będzie to Love – to z deszczu pod rynnę. Na poważniejsze ruchy kadrowe to Dallas nie ma szans, bo picki wysłali za Łotysza.

[Timi] Ale już nawet niech tego Hardawaya sobie zostawią, bo to nie jest wcale taki zły gracz. Wystarczy zresztą spojrzeć co tam Knicks dostali za swoją największą gwiazdę i przypomnieć właśnie, że oni oddali nie tylko Porzingisa, ale też Hardawaya, który jest dla Mavs całkiem wartościowym zawodnikiem. Co by jednak nie mówić, trafili niemal szóstkę w lotka z Doncicem i lata 20. tego wieku mogą należeć do nich, tym bardziej, że trener dobry, a tak jak pisze Adam, właściciel też na tyle majętny, że nie będzie skąpił.

[Adam] Tim Jr zły nie jest. Jest mało powtarzalny, ale jak ma dzień to potrafi wiele. Poza tym spełnia ich potrzeby i nie wiem czemu mieliby nim handlować. Tak czy siak mają kilku innych grajków, których wysłać w wymianie mogą. A co do tego, że Mark nie zawsze płaci mądrze to inna kwestia. Ja zwróciłem uwagę na to, że nie boi się sypać siankiem nawet na Leszków… Swoją drogą wymiana Luka-Trae to jedna z ciekawszych transakcji ostatnich lat… Obaj się świetnie wkomponowali. Na teraz wydaje się, że Luca to kosmita, ale zobaczymy za te kilka sezonów.

[Adrian] Lonzo Ball i Markelle Fultz – grają w NBA 3 sezon, niby Fultz w swoich dwóch pierwszych sezonach rozegrał razem 33 mecze, ale w lidze był. Nie zamierzam tu pisać, że żaden z nich nie zasłużył na wybór w Top2 Draftu – bo to oczywistość. Tatum, Fox i Mitchell – taka powinna być prawidłowa topowa trójka tego Draftu – kolejność to już kwestia sporna i każdy kibic może mieć inne zdanie. Chodzi mi o coś innego – o Lonzo mówiło się, ze ojciec mu przeszkadza w rozwinięciu skrzydeł w Lakers, tymczasem on w Pelikanach gra słabiej, niż w swoim pierwszym sezonie w LAL – mniej asyst, mniej zbiórek, jedyne co poprawił to skuteczność rzutów wolnych i dlatego niewielki wzrost w zdobywanych punktach. Coś z niego jeszcze będzie, czy to po prostu zawodnik na poziomie Elfrida Paytona, który notabene lepiej rzuca z dystansu. Fultz w Orlando się budzi, nic ich nie kosztował – więc na razie ma jeszcze jakiś kredyt zaufania.

[Timi] W drafcie wybierasz na podstawie tego co wiesz, a w maju i czerwcu 2017 roku wszyscy (no, może oprócz Celtics i chwała im za to) mieli tego Fultza na pozycji numer jeden. Jak się to dalej potoczyło – dziś wszyscy wiemy, natomiast mnie cieszy, że Fultz się rzeczywiście tam w Orlando budzi, bo mocno na to liczyłem. Ball wybrany z dwójką to natomiast trochę efekt LaVara, ale też przypominam sobie dziś konferencję powitalna Lonzo i wszystkie te zapowiedzi Johnsona, który prosił młodego, by ten zostawił mu jakiś rekord. Jakby nie patrzeć były to wprost ogromne oczekiwania nałożone na barki Balla, który sobie z nimi poradził – zresztą w Lonzo też przed sezonem mocno wierzyłem (patrz: wybór w fantasy, o którym dyskutować nie będziemy……), bo w Pelicans miał czystą kartę, natomiast wciąż zawodzi i tam nadal chyba przede wszystkim głowa nie pozwala na odblokowanie . To plus fakt, że jest wrzucany w sytuacje, które nie są najlepszą jego stroną, a mimo to oczekuje się od niego pewnych rzeczy, których on nie jest w stanie przeskoczyć.

[Adam] Z Fultza mogą być ludzie! Zaczyna ta jego gra wyglądać bardzo solidnie. Daleka jeszcze droga przed nim, ale to tak na prawdę jego pierwszy sezon. Zobaczymy czy się rozwinie, ale może nie będzie to tak wielki zawód jak Bennet czy Darko. Niestety nie wierzę też w to, że to będzie ktoś warty wyboru nr 1. Nie mój problem, ale koszykarzem solidnym być powinien. Aha nic Orlando nie kosztował, ale sam kontrakt ma jednak dość znaczny… Ball natomiast mnie osobiście bardzo zawiódł w tym sezonie. Myślałem, że jak nie będzie na nim ciążył cały ten bajzelek LBJa i szczególnie pod nieobecność Ziona Lonzo pokaże jakiś progres. Nie pokazał. I tu w przeciwieństwie do Fultza nadzieję stają się mniejsze bo progresu brakło, a w lidze pojawiło się wielu znakomitych młodych rozgrywających z mniejszą ilością wad niż Ball. Jednak zawód. Pytanie mam jednak inne. Bo rozmowa o Ballu czy Fulzie to jedno, ale gdzieś wejdę na ten nasz ogródek. Czy jesteście zadowoleni z rozwoju Tatuma?

[Adrian] Nie wiem jak można nie być zadowolonym z rozwoju Tatuma? Tym bardziej, że u niego jest jeszcze jeden bardzo ważny czynnik, który zawsze trochę przeszkadza w harmonijnym rozwoju – on cały czas rośnie. Zmieniają mu się warunki fizyczne, masa cała, zasięg ramion, a co za tym idzie rzut tez się zmienia. Ponoć bardzo ciężko wtedy z utrzymanie wszystkiego tego, co się wypracowało będąc na innych parametrach fizycznych. Wszystko wymaga czasu, a tego w NBA nie ma – bo gra się tu i teraz. A wracając do Lonzo – Pelikany z przyjemnością wysłuchają ofert za niego – zważywszy na jego wady, te oferty nie będą kosmiczne – jak dla mnie nie jest wart więcej, niż daleki pick w pierwszej rundzie. Nieśmiało dodam, ze takie NYK powinno się zainteresować młodym „firstpassem” mając Baretta, którego zwyczajnie szkoda na jedynkę.

[Timi] Zawsze zazdrościłem klubom NBA, które mogły sobie same rozwijać gwiazdy i patrzeć jak stają się all-starami. Dziękuję więc bardzo Panie Ainge, że od lat możemy oglądać rozwój takich zawodników jak Tatum czy Brown, bo to są nasi wychowankowie, którzy już w tym sezonie zapukają do Meczu Gwiazd. Tatum być może nawet się tam znajdzie, bo jest troszeczkę bardziej popularny niż Brown, ale też w dużej mierze będzie to zasługa kroku jaki zrobił. Mnie jego rozwój satysfakcjonuje, bo choć w poprzednim sezonie różowo do końca nie było to jednak z sezonu na sezon jest coraz lepiej. Pewne rzeczy przychodzą z czasem, pewne rzeczy przychodzą z doświadczeniem i stają się automatyzmami, a tych w grze JT coraz więcej. Nie załapałem się na rozwój Pierce’a do statusu all-stara, bo byłem za młody by NBA się wtedy w ogóle interesować, ale za to załapię się na Tatuma i Browna:)

[Adam] Hehe z premedytacją przebiegłej Gabrieli wdepnąłem w temat Tatuma żeby coś namieszać, żeby może ciut pomarudzić więc zrobię krok drugi. Tatum jest mega, trafiła się nam perełka, ale mimo to miałem nadzieję na ciut więcej już teraz. Dociera do mnie absolutnie to, że on cały czas rośnie. Podoba mi się, że rozwija się cały czas w różnych aspektach gry, ale może jestem zbyt niecierpliwy, ale miałem nadzieję, że już teraz wejdzie na poziom All-Star nie tylko ze względu na popularność. Z drugiej strony Brown w tym sezonie zrobił jak dla mnie olbrzymi krok, a gra w lidze roczek dłużej. Może Tatum zrobi za sezon.

[Adrian] Adam wyraźnie zapomina tutaj o systemie Stevensa, gdzie nie ma jednej gwiazdy – jest drużyna. Gdyby Tatum trafił do NYK – to All Starem pewnie byłby w debiutanckim sezonie, bo ciepałby sobie iso po 20 na mecz i kręcił cyferki. Jak dla mnie, rozwój Tatuma jest idealny i chyba nawet szybszy niż bym się spodziewał. Bo poza aspektami czysto technicznymi, niesamowicie obserwować jak on się też rozwija jako człowiek – jak dojrzewają jego  wypowiedzi w wywiadach. No i to jak Tatum z Brownem reagują po swoich akcjach, coś niesamowitego.

[Timi] Ale to jest też trochę testament dla umiejętności i potencjału Tatuma, skoro Adam spodziewał się jeszcze więcej. Według mnie wynika to z faktu, że po fantastycznym debiutanckim sezonie (no i super playoffs przede wszystkim) każdy z nas spodziewał się więcej w poprzednich rozgrywkach. Nie wyszło do końca tak jak chcieliśmy, natomiast rzeczywiście rzutowało to na ogólne postrzeganie jego rozwoju (podobnie jak w przypadku Browna, u którego ten „olbrzymi” krok jest efektem poprawy wielu elementów gry).

[Adam] Tak sobie chciałem chwilkę z premedytacją pomarudzić dla sportu, ale minął kolejny dzień i Tatum zagrał z Hornets tak, że nie mam się do czego przyczepić… Szacun. Timi wcześniej wyłapał jednak chyba to o co mi chodziło. Wiadomo, że Tatum jest świetny, ale szczególnie po pierwszym sezonie wydawało się (przynajmniej mi), że to może być All Star już sezon temu. Zrobił krok do przodu, ale nie aż tak wielki. Teraz robi kolejny. Znakomicie wygląda w defensywie, fajny i coraz groźniejszy jest jego side step shot. Trochę mądrzejsza jest dystrybucja rzutów. To już na prawdę jest maszyna. Aczkolwiek może to efekt systemu Stevensa (chociaż w formie riposty Adrianowi dodam, że Stevens pozwalał Azji czy innym rzucać po miliony punktów…) ale do tej pory te jego najlepsze zdobycze punktowe nie były jakoś przerażające. Mi się podoba, że wydaje się, że się dogaduje na boisku z kolegami i że bardzo pracuje w obronie. Aha i jest w czubie ligi w statach +/-. To bardzo fajny stat! Aha na koniec dodam, że mi coraz bardziej przypomina nie Pierca, a Duranta…

[Adrian] NYK jest gotowe pohandlować składem, w tym w grę wchodzi Julius Randle. Jego wartość w tym sezonie trochę spadła, bo postanowił pograć w NYK, ale to nadal chyba łakomy kąsek dla nas. Mamy na niego szansę, bo kontrakty Kantera, Poiriera, Langforda i Granta Williamsa pozwalają dokonać tej wymiany. Oddajemy dwóch młodych i ponoć perspektywicznych zawodników, za Julka, który może sporo wnieść do naszego składu. Jesteście na tak? Bo ja bym zaryzykował. Nie ma co czekać aż Romeo zacznie grać na odpowiednim poziomie, nie ma co czekać aż Grant się ogarnie – Julek jest na już. Otworzylibyśmy sobie też miejsca na ewentualnych zawodników zwalnianych w lutym i marcu, żeby uzupełnić ławkę wetsami. Ale żeby nie było zbyt łatwo w tych rozważaniach, to dostępny ma być też Myles Turner z Indiany, a oni mają identyczne kontrakty – do Indiany musiałby pewnie polecieć też pick Memphis, ale Myles bardziej pasuje do składu… no właśnie – bardziej pasuje, czy nie?

[Timi] Z tej dwójki uderzałbym bardziej po Turnera, ale za niego cena będzie większa, przede wszystkim ze względu na wiek oraz fakt, że jest na bardzo znośnym kontrakcie na najbliższe lata. Randle w sumie też jeszcze na spokojnie łapie się w to nasze okienko, bo to przecież rocznik Marcusa Smarta. Obaj byliby wzmocnieniem pod koszem, choć mają też trochę wad, natomiast w tej chwili nie widzę nigdzie lepszych dla Celtics zawodników, którzy mogliby być realną opcją. Poświęcić Langforda i Williamsa na jednego i drugiego to raczej rzecz z kategorii takich, co to nawet okiem się nie mruga.

[Adam] O i to to ja lubię. Takie dywagacje i zabawy w trade machine:) Randle był moim celem #1 dla nas na ostatnie lato. Jakoś tak się łudziłem, że może da się zbudować taką wymianę, żeby go do nas ściągnąć. Nie udało się. Poszedł do NYK, a mi fascynacja jego fitem do nas trochę przeszła. Myślałem, że jak dostanie duże minuty i dużą rolę w ekipie to pokaże wielki potencjał. Nie gra źle, ale nie gra też aż tak dobrze jak myślałem, że będzie. Z drugiej strony jako alternatywa jest Turner, który ma delikatnie mówiąc marny sezon, miał mocno rozczarowujący występ na Olimpiadzie, ale ma za to według mnie świetny kontrakt i te 2 wiosny mniej. Fitowo jednak jak dla mnie to Turner odpowiada na wszystkie nasze bolączki, a Randle już niekoniecznie. Więc jakbym miał wybierać po kogo powinniśmy iść to jednak chyba po Turnera, ale z każdego bym się cieszył jak dziecko. Nie wierzę jednak, że któraś z ekip poszłaby na taki deal. Ale z drugiej strony Love jest ponoć dostępny za jednego firsta… Aha inna ważna kwestia. Adrian coś ty się tak tego Granta uczepiłeś? To moją rolą jest być marudą, sam się irytowałem, że bierzemy karła a nie PF’a. Ale ten Grant to już w paru spotkaniach nam ładnie tyłek ratował. Czemu aż taka niechęć?

[Adrian] Panowie – miedzy nimi jest tak naprawdę 430 dni różnicy w urodzinach – tu wieku bym nie mieszał, bo to tak naprawdę rok – kompletnie bez znaczenia. Znaczenie ma fakt, że Randle nie umie blokować, a Turner słabo zbiera, choć dobrze blokuje. Każdy z nich ma wady, ale zalet więcej ma chyba Julek – przede wszystkim świetnie widzi partnerów i w naszym systemie dzielenia się piłką, byłby przydatniejszy. U Turnera przeraża mnie fakt, że będziemy mieć podkoszowego, który zbiera 5-6 piłek na mecz – może i sprzeda 2 bloki, ale co z tego, jak przeciwnicy będą nam skakać po głowie i mieć akcje drugiej szansy. Turner nie jest żadną odpowiedzią na Embiida – patrząc w historię jego spotkań z JoJo, równie dobrze możemy grać TimeLordem, oni prezentują te same zalety i wady, różni ich tylko doświadczenie. No i tu dochodzimy dlaczego ja stawiam nadal na Julka. W aktualnej formie Turner nie jest on żadnym upgradem nad Theisem, bo TimeLord to nadal melodia przyszłości, ale być może niedalekiej – dlatego nie widzę sensu wrzucać picki na taki deal. Natomiast Randla przym przytulił za wybór Bucks czy nasz i to z przyjemnością.

[Timi] Bardzo zgrabnie wymieniłeś wady i zalety, choć tu jest jeszcze jedna kwestia, czyli kontrakt. Przy tym wszystkim pojawia się jednak pytanie, czy bardziej iść we wzmocnienia pod kątem Embiida, czy też jednak patrzeć na to, kto byłby lepszy w starciu z Giannisem i czy gdzieś pod tym kątem nie spróbować wzmocnić strefy podkoszowej. Natomiast w tym wszystkim powiem Wam jedno: na pewno nie chciałbym ani oddawać, ani zmniejszać roli Theisa, bo obserwowanie go w akcji to czysta przyjemność w tym sezonie. Doskonale odnalazł się w swojej roli i znakomicie wywiązuje się ze wszystkich, przede wszystkim tych małych obowiązków, które jednak mają spore przełożenie na grę zespołu. No i dodatkowo Kanter coraz bardziej nam się rozgrywa jak sobie tutaj tak dywagujemy, a przy okazji także Grant zalicza teraz najlepszy okres swojej gry w NBA, akurat na przekór Adrianowi.

[Adam] Tak na prawdę bez statów to sobie możemy tylko eye testem sytuacje oceniać. Tak na moje to Turner wydawał mi się bardziej potrzebny w drużynie bo wyższy, w ataku nie blokuje piłki i potrafi rzucić za 3, solidnie broni pomalowanego. Randle wydaje się być lepszym graczem ofensywnie, ale nie wiem czy defensywnie. Tak jak Timi naskrobał potrzebujemy odpowiedzi i na Embiida i na Giannisa. Al był dobry przeciwko obu. Który byłby lepszy z tych dwóch? Jak dla mnie Turner, ale nie jestem tego pewny bo to co wyłapał Adrian jest bezdyskusyjne. Tak czy siak każdego z nich u nas bym bardzo chciał, ale nie widzę też problemu w tym żeby zostać z tymi których mamy. Ja na prawdę nie wiem czemu Adrian hejtuje Granta (unikając na to odpowiedzi), a Kanter też jest dokładnie tym czego nie mieliśmy przez lata. Theisa osobiście cholernie lubię i bardzo mi się podoba to jak się wkomponował. Niestety mimo to może najzwyczajniej być wśród naszych wysokich za mało talentu więc mimo sympatii być może będziemy tej wymiany musieli poszukać. Tylko kto w NBA będzie prawdziwą odpowiedzią na Embiida i Giannisa?

[Adrian] Jak już tak rozmawiamy o tych wysokich – Brooklyn tego roku podpisało DeAndre Jordana 40 mln za 4 lata. Moim zdaniem jest on im całkowicie zbędny, patrząc na to jak się rozwija Allen i jakie dostaje minuty. Ja wiem, że kolega Irvinga i Duranta, ale czy czasami za wyrównanie oraz pick nasz i Bucks na najbliższy Draft, Nets nie zgodziłoby się na wymianę. Oni dostaną picki, które mogą spożytkować, na te pozycję, na które potrzebują zawodników, czyli na PF. Jest jeszcze WCS, który to jest niewielkim ryzykiem, zważywszy na to ile zarabia, ma wady, ale chyba wyciągniecie go z GSW nie byłoby problemem.

[Timi] Nieeeee, tylko nie DeAndre Jordan, tym bardziej z takim kontraktem. WCS już lepszy, ale tutaj też mieliśmy już przecież kiedyś sporo dyskusji i sporo wątpliwości. Wolałbym chyba wyciągnąć Kevina Looneya, choć to już dużo trudniejsze zadanie. Wrócę jednak do tego, co pisałem tam wyżej – zdaje się, że nasi podkoszowi grają w tej chwili solidny basket i dobrze, że to się dzieje teraz, bo do trade deadline jest jeszcze sporo czasu i może się okazać, że ten nasz frontcourt całkiem do tego czasu się wyrobi.

[Adam] DAJ? Seriously? Jak dla mnie to Hell No! Looney i WCS to inna rozmowa, ale też nie wiem czy to jakiś aż tak olbrzymi upgrade nad naszymi. Wrócę też do mojej mantry o tym, że najważniejsza jest drużyna. Mam wrażenie, że i Kanter i Grant to bardzo fajne osobowości i wydaję mi się, że się świetnie w tą naszą ekipę wkomponowali. Są dla nas istotni moim zdaniem także poza parkietem. Dlatego jak ich będziemy oddawali to niech to będzie prawdziwy upgrade. A tak jak pisał Timi, nasi wcale nie grają ostatnio źle! Tylko tego Embiida i Giannisa jakbyśmy się jeszcze nauczyli zatrzymywać…

[Adrian] Ponoć nie ma niewymienialnych kontraktów – potrzebne są tylko okoliczności. No to chyba mamy jeden taki w lidze – to Chris Paul, którego nie chce nikt przejąć od OKC, bo do wypłaty w 3 lata jest jeszcze ponad 120 mln. Osobiście też nie wierzę, że ktokolwiek mógłby ten kontrakt przejąć, nawet gdyby OKC dokładało do niego pick. Samo OKC ogłosiło, że będzie przyjmować duże, niewygodne kontrakty w zamian za wybory w Draftach, ale tu też może być problem, bo żadnych fajnych, spadających umów nie mają, poza 22 mln Gallinariego. Myślicie, że jednak znajdzie się w lidze jakiś frajer i przygarnie CP3?

[Timi] Najgłośniej mówiło się o Heat, tyle tylko że oni tam znakomicie sobie radzą bez nominalnego rozgrywającego, a Bam Adebayo jest po prostu znakomity – takiego gracza mieć w Bostonie obok Browna i Tatuma to marzenie. Dodatkowo przy okazji Heat warto pamiętać, że tam nie za bardzo chcieliby chyba się takim kontraktem zawalić skoro mówi się coś o przyciąganiu Giannisa, kiedy będzie taka okazja. Z tego też powodu wycofujemy bodaj najlepszego kandydata do transferu po CP3 i tak w zasadzie trudno znaleźć jakąś inną ekipę, która mogłaby się na tego typu ruch zdecydować. Paul co prawda nadal ma jeszcze trochę paliwa w baku, co udowadnia w barwach Thunder i jest tam w sumie spoko mentorem dla młodych, więc OKC tak czy siak narzekać nie będą.

[Adam] Ok, ale czy on temu Miami jest do czegokolwiek potrzebny? Miami zrobiło porządek w szatni. Robią też swoisty reset z czasów Dragica itp po co im tam on? A jak nie oni to kto? Pewnie nikt, ale teoretycznie w lidze jest jeszcze kilku debili, którzy są w stanie wymyślić jakiś argument czemu CP3 jest im cholernie potrzebny. Jakbym miał obstawiać pieniądze to bym postawił na to, że w tym sezonie zostanie w OKC, ale do końca kontraktu na pewno nie. Aha ale Gallo pewnie poleci gdzieś w tym sezonie, a Bam jest rzeczywiście wyśmienity…

[Adrian] Silver się uparł na zmianę systemu rozgrywek i prze do przodu, ja jednak sensu w tym nie widzę. Kluby dostały propozycję zmiany systemu od sezonu 2012/22 – zamiast 82 meczów w sezonie regularnym byłoby 78 spotkań, ale… NBA nalega na turniej na przełomie listopada i grudnia – nie mam za chuja pojęcia komu jakiś mini turniej w połowie sezonu jest potrzebny, bo albo ograniczamy liczbę spotkań, albo organizujemy debilowate turnieje. To nie koniec – bo do PO w przypadku miejsc 7-8 nie decydowałaby gra przez cały sezon zasadniczy, a znowu jakiś debilowaty mini turniej zespołów 7-10. To dodatkowe spotkania – przecież to jest kompletnie bez sensu. No i perełka – Finał Wschodu czy Zachodu być może nie składałby się z drużyn z tych konferencji, bo Srebrny wymyślił sobie, że tu będzie decydowało rozstawienie z Sezonu Zasadniczego czyli 1 z 4, a 2 z 3. Tak – wiem, że czasami któryś z Finałów Konferencji, jest przedwczesnym Finałem, ale co z tego – taki jest ten sport. Na szczęście głos decydujący będzie należał do właścicieli drużyn i nie wyobrażam sobie, żeby oni się na to zgodzili.

[Timi] Czyli skracamy sezon, ale w sumie nie do końca, bo wedle obliczeń niektóre drużyny będą mogły koniec końców rozegrać… nawet 83 spotkania. A we wszystkim jak zwykle chodzi o kasę, bo ten turniej w trakcie sezonu ma przede wszystkim przynieść spore zyski i NBA już kusi jakimiś nagrodami rzędu miliona dolarów dla każdego gracza ze zwycięskiej drużyny. Ale co z resztą? Jaki to będzie dla nich zysk? Po co wypruwać sobie żyły w tego typu turniejach? Czy to się w ogóle będzie oglądało? Sporo znaków zapytania. Paradoksalnie najmniej zastrzeżeń miałbym jednak do tej „perełki”, bo mimo wszystko to mogłoby być ciekawe przemieszanie, gdzie w finałach konferencji mieliśmy już te pojedynki między wschodem a zachodem.

[Adam] A ja dla odmiany napiszę, że aż takiego hejtu nie kumam. Nie znaczy to, że jestem zwolennikiem tych pomysłów, ale trafia do mnie argument, że czasem jakieś urozmaicenie czy zmianę w formule warto wprowadzić. Dodatkowo dodam, że jeżeli liczba spotkań się nie zmienia (82 jest obecnie, a w maksie ktoś może zagrałby 83 spotkania) to do rozważenia są inne aspekty czyli szeroko rozumiane zyski z takiej zmiany. Ten „super ekstra turbo power plus turniej” (czy jak oni by go nazwali) jakby się pojawił to na bank cieszyłby się zainteresowaniem ze względu właśnie na to, że to nowość. Nie kumam natomiast co on miałby dać, ale może jakby to jakoś mądrze obudowali teoriami to zyskałoby to jakąś nową wartość. Tak na teraz jest w tym całym pomyśle tyle niewiadomych, że możemy mieć absolutnie błędne wyobrażenie. Jakbym jednak miał jakiś wpływ na to, żeby w tej lidze coś zmieniać to zdecydowanie ograniczyłbym liczbę spotkań, ale z drugiej strony szukałbym sposobu na to, żeby sprowadzić więcej siana do ligi. Tłumacząc moje zdanie łopatologicznie: NBA będzie NBA tylko gdy będą w niej grali najlepsi. Najlepsi będą grali tylko wtedy gdy będą dostawali więcej kasy niż w Chinach czy Europie. Już przed tym sezonem chociażby Mirotić wybrał Barcę (mądry chłopak wie co dobre w Hiszpanii) a nie NBA, a teraz NBA dostanie jeszcze solidnie po kieszeniach przez problemy z PR’em w Chinach. Z drugiej strony nie można zajechać graczy zbyt dużą ilością spotkań bo w finałach i PO mają grać najlepsi (siano…). Genezę takich pomysłów rozumiem. Aktualnie zaproponowana forma wydaje się mimo wszystko zbyt głupia, ale nie zdziwię się jak kluby zamiast całkiem to odrzucić to wymyślą modyfikacje. NBA i właściciele umieją w liczenie pieniędzy…

[Adrian] No i tym sposobem dobiegł końca nasz Świątecznik, czyli specjalne wydanie Tygodnika. Jeśli dotarłeś do tego miejsca, to znaczy, że przeczytałeś czytelniku prawie 10 tys słów – szacunek! A na zakończenie:

Wesołych Świąt, oraz zwycięstwa w Toronto – tego życzymy wszystkim fanatykom Boston Celtics i NBA!!!