Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] No i czas oczekiwania na mecze Celtics dobiegł końca. Pierwszy mecz odbył się w naszej hali, a przyjechał Rozier ze swoim Hornets. Wygraliśmy jednym punkcikiem i biednie, bo biednie, ale wygraliśmy. Jako, że to pierwszy mecz i to przedsezonowy, to ponarzekam za chwilę – teraz plusy. Forma Tatuma, popularność Tacko, predyspozycje Greena, Grant na zbiórkach oraz Edwards. Koniec – więcej plusów nie było, a to znaczy, że najbardziej rozczarowała wyjściowa piątka.
[Timi] Wynik sprawą drugorzędną – najważniejsze jest to, że znów mogliśmy zobaczyć naszych w akcji. Mnie się chyba Edwards najbardziej podobał, bo rzeczywiście wygląda najbardziej NBA-ready spośród naszych czterech pierwszoroczniaków. Żałuję jednak, że nadal tajemnicą pozostaje Romeo Langford, który przeciwko Hornets nie zagrał – miejmy nadzieję, że będzie gotów na drugie preseasonowe starcie.
[Adrian] No właśnie brak Romeo na parkiecie, był sporym rozczarowaniem. Bo trochę już na niego czekamy, niby nie było żadnych przeciwwskazań, a finalnie znowu nie zagrał. Zważywszy, ze nasza ławka nie jest tak imponująca jak rok temu, to pokładałem w nim spore nadzieje. Dodatkowo jest on też assetem w razie jakichkolwiek wymian w lutym lub styczniu. Nie mamy zbyt dużo do oddania jeśli chodzi o kontrakty, dlatego Theis, Poirer oraz Langford to potencjale 13,7 mln które możemy przyjąć – wraz z jakimiś pickami, jest to już ciekawa paczka. Tylko trezba go zareklamować, niekoniecznie jako wiecznie kontuzjowanego.
[Timi] Tam się pojawił chyba jakiś problem z pachwiną, ale na ten moment wszystko wskazuje na to, że w drugim meczu zagra. Reklama to jedno, ale przecież my chcemy po prostu zobaczyć kim jest ten chłopak i co ma do zaoferowania, bo może się okazać na tyle fajny, że wcale nie będziemy chcieli go tak mocno reklamować:)
[Adrian] No ale Timi – nie zachowuj się jak pies ogrodnika. Na obwodzie mamy kim grać, więc siłą rzeczy Langford będzie miał bardzo ciężko zdobyć minuty, natomiast pod koszem jednak poszukujemy jakości. Mamy kilku zawodników, ale każdy ma jakiś mankament i jednak przydałby się ktoś lepszy. Czy jesteśmy w stanie pozyskać kogoś lepszego od Kemby na jedynkę? Moim zdaniem nie. A czy jesteśmy w stanie pozyskać kogoś lepszego od Enesa na piątkę. Moim zdaniem tak i powinien Danny kręcić się po rynku. Kogoś musimy oddać w wymianach, jeśli takowe się pojawią. No chyba, że na oddanie będzie Hayward – tylko wątpię, żebyśmy chcieli oddać Gordona gdy będzie znowu zawodnikiem grającym na poziomie Topu ligi.
[Timi] Jasne, wszystko racja – ja tylko mówię, żebyśmy poczekali z oddawaniem Langforda wolną ręką, jakby on miał być assetem i niczym więcej. Po rynku tak czy siak się będziemy kręcić, ale mimo wszystko chciałbym zobaczyć Langforda w akcji, by wiedzieć czego można się po nim spodziewać w NBA, zanim wyślemy go gdzieś, gdzie będzie miał więcej okazji na grę i rzeczywiście będzie mógł od razu rozwinąć skrzydła. Na razie o minuty łatwo nie będzie, natomiast na pewno zdarzy się nie raz i nie dwa taka sytuacja, gdzie Langford tę szansę będzie mieć i liczymy, że ten potencjał pokaże. Nawet jeśli nie Celtics będą potem z tego potencjału korzystać, to tak jak już wspomniałeś – przynajmniej będzie fajna reklama:)
[Adrian] I tak do stycznia jesteśmy uziemieni na rynku, bo bez umów Theisa czy Poriera nic na rynku nie ugramy, a ich zwyczajnie wcześniej wymienić nie można. Do tego czasu kilka drużyn zechce tankować, a przynajmniej w realiach nowej loterii draftowej, zechce nie wygrywać za dużo – to myślę, że kilku kandydatów do handlu się wyklaruje. Dla kogoś spadający kontrakt za np. Romeo to manna z nieba, a dla nas szansa na przedłużenie prawem Birda dobrego zawodnika, bo z FA nikogo już nie podniesiemy, przez kilka sezonów.
[Timi] Tego jeszcze bym nie powiedział, bo nadal nie jest jasna sytuacja Browna, a do tego Haywardowi zostały już tylko dwa sezony umowy, z czego ten ostatni (2020/21) to opcja gracza – więc może się okazać, że niedługo znów będziemy mieli okazję powalczyć na rynku, a jak pokazują ostatnie lata, mamy czym przyciągać.
[Adrian] Minusy po meczu z Hornets. Pierwsza kwarta 7-11 w zbiórkach, druga kwarta 9-15 w zbiórkach, trzecia kwarta 12-14 w zbiórkach – tak się nie da grać. Nic dziwnego, że w pewnym momencie 3 kwarty byliśmy 17 punktów w plecy. Czwarta kwarta jest nieistotna, bo grali zawodnicy, którzy w NBA mogą nie zobaczyć nawet parkietu. Obrona nasza, szczególnie na obwodzie, przypominała obronę z poprzedniego sezonu, miałem nadzieję, że jednak będzie lepiej. No, ale zmiany były spore w składzie – wiec poczekam, aż zacznę bić na alarm.
[Timi] Na obwodzie i pod koszem było bardzo przeciętnie – tym bardziej jeśli spośród podkoszowych najlepiej wyglądał Vincent Poirier, który grał przecież po raz pierwszy na parkiecie ze znaczkiem NBA. Zabrakło jednak Daniela Theisa, który tak w zasadzie jest najlepiej zaznajomiony z bostońskim systemem, ale fakty są takie, że wyglądało to po prostu bardzo słabo. Ale to dopiero pierwsze spotkanie, do tego tak jak mówisz, latem sporo się u nas zmieniło, a przecież jesteśmy dopiero na początku drogi.
[Adrian] Początek, początkiem, ale to że na desce znowu było fatalnie raczej było sporą niespodzianką. Czyżbyśmy znowu bali się walczyć, bo trzeba uważać na ewentualne kontuzje? Już w piątek w nocy kolejny mecz i mam jednak nadzieję, że tym razem wypadniemy w obronie i na zbiórkach trochę lepiej, pomimo tego, że przeciwnik będzie silniejszy. Dodałbym jeszcze jedną rzecz – znikanie naszych zawodników w trakcie meczu. Gordon zaczął świetnie, odważnie i tak jak tego oczekujemy, a potem wziął się i sobie gdzieś poszedł, pomimo tego, że w protokole meczowym niby był na parkiecie. Jaylen Brown w sumie poszedł gdzieś z nim.
[Timi] No a w ostatniej kwarcie pojawił się nam Javonte Green, zrobił kilka fajnych wsadów i wiele osób już chce się pozbywać Ojeleye albo Theisa, by w ich miejsce podpisać właśnie Greena. Fakt faktem, że to kolejny jego dobry występ po lidze letniej, w której też się solidnie nam zaprezentował, natomiast tu idealnie widać to przereagowywanie po jednym meczu preseasonu. Green tymczasem jawi się jako kolejna wersja Jabariego Birda i po ostatnim artykule Himmelsbacha z Boston Globe wydaję mi się, że on ma naprawdę spore szanse, by koniec końców się do składu załapać.
[Adrian] Ja nie bardzo się dziwie takiej reakcji, bo jak porównasz w tym meczu to co zagrał Green z tym co zagrał Ojeleye – to ciężko mieć inne zdanie niż pozbycie się Semiego. Zresztą rozmawialiśmy na ten temat tydzień temu, wtedy byłem przekonany, że jak się Semi nie obudzi to go Grant zje z minutami. Okazuje się, że to może stać się wcześniej, bo czasami potrzebujemy takiego bezczelnego chujka, jakim był w tym sparingu Green. Wszedł, zebrał, zapakował i się zaśmiał. No i co z tego, że nie umie rzucać? A Semi umie? Trzeci rok czekamy, żeby pokazał, że umie i nic… a on jest tylko rok młodszy, od ponoć podstarzałego Greena. Mnie nie zdziwi żaden scenariusz.
[Timi] Przy czym mi właśnie o to porównywanie chodzi, bo to tylko jeden dobry występ Greena w preseasonie, gdzie poskakał sobie na trzecim, czwartym unicie Hornets. Mimo wszystko trzeba trochę więcej, by załapać się do składu, chociaż zgadzam się z Tobą absolutnie, że dla Ojeleye ten preseason miał być szansą na pokazanie, że ten rok będzie wreszcie jego, a tymczasem wygląda to tak jak gdyby nic się w jego przypadku nie zmieniło.
[Adrian] To kolejny sparing – tym razem z Orlando i przyznam się, ze mnie nasi zaskoczyli. Obstawiałem, że zostaniemy zdemolowanymi na desce, bo Magicy mają wielu dobrze zbierających wysokich zawodników, a tymczasem to my ich zdemolowaliśmy na desce. Mieliśmy od nich dużo lepszą skuteczność, choć i tak typowo wakacyjną. Jednak trzeba przyznać, że było lepiej, może nawet dużo lepiej.
[Timi] A wszystko to bez Kemby! Dużo dużo lepsza obrona (to nie przypadek, że zbiegło się to z powrotem Theisa do gry), ale i atak fajnie w tym meczu płynął. Znacznie milej się to oglądało niż na starcie preseasonu, więc oby ta tendencja zwyżkowa nam się utrzymała.
[Adrian] Kogoś pochwalimy i kogoś zganimy. Pochwała i nominacja dla zawodnika meczu leci do Marcusa Smarta, który chciał tym meczem pokazać, ze niekoniczne godzi się z łatka rezerwowego i on w sumie to do s5 pasuje idealnie, co ważne bo pod nieobecność Kemby zagrał tak jak byśmy chcieli, żeby grał gdyby musiał wychodzić w s5. Pochwalę jeszcze Granta Williamsa, który mówi – zapomnijcie o Semim – zapomnijcie, że szukacie czwórki, macie ją w rotacji. A zganię Kantera, który w poprzednim meczu miał problemy na desce, a w tym problemy ze skutecznością – w każdym razie zawsze ma jakiś problem.
[Timi] A mnie się najbardziej podobał Jaylen + warto pochwalić selekcję rzutową Tatuma. Tymczasem po Kanterze obiecywaliśmy sobie dużo dużo więcej, a na razie rzeczywiście nie wygląda najlepiej. Trochę to wynika też z tego, że Stevens po prostu na razie szuka dla niego odpowiedniego miejsca. Grant Williams wyrasta z kolei na gracza, którym trochę miał być Yabu, a trochę Semi. A potrzebował do tego ledwie dwóch spotkań preseasonu – coraz mniej wątpliwości, że coach Brad będzie mógł korzystać z Williamsa w szerszym wymiarze czasowym w trakcie przyszłego sezonu.
[Adrian] Jaylen Brown po zakończeniu kariery chce być projektantem mody. Może to za dużo powiedzenie, ale Brown chce zaprojektować swoja własną kolekcję ciuchów i gadżetów. W sumie w jego przypadku, z jego zainteresowaniami nie powinno nas nic zaskakiwać, a jednak chyba mu się udało.
[Timi] Fajnie że już myśli o tym, co będzie robić po zakończeniu kariery, ale do tego jeszcze bardzo dużo czasu, więc podejrzewam, że jeszcze nie raz mu się to zmieni. Potwierdza jednak tym samym, że jest człowiekiem wielu pasji – latem sporo też podróżował, co także jest jednym z jego ulubionych zajęć, ale co warto podkreślić, wszędzie gdzie się pojawiał odwiedzał również sale gimnastyczne, by pracować nad swoją grą.
[Adrian] Al Horford postanowił zaplusować trochę u fanów Bostonu, a zrobił z siebie dzbana. Przedstawia nam wizję, że jakby wiedział, iż Kemba podpisze z Bostonem to by podjął inną decyzję. Tymczasem sekwencja wydarzeń była taka – wszyscy trąbią, że Kemba Walker zmierza do Bostonu, do Hornets idzie Rozier (choć jeszcze wtedy nie było planu s&t), a Al Horford ogłosił, że on rozmawiać z potencjalnymi zainteresowanymi będzie w Atlancie. Jego siostra na TT przekonywała, że Al tam jedzie bo ma dom, ale to nic nie znaczy. Z tego wynika, że Horford był jedyna osobą we wszechświecie, która nie wiedziała o Kembie. Oczywiście Danny nie mógł ogłosić tego w prasie, ale nie wierzę, że nie wspomniał o tym rozmawiając z Horfordem. Al wybrał długi i tłusty kontrakt w Sixers, a teraz dorabia do tego ideologie i próbuje z nas robić głupków, którzy łykają wszystko jak pelikany.
[Timi] Jasne że wiedział, że Kemba prawdopodobnie ląduje w Bostonie, bo o tym zainteresowaniu mówiło się już na kilka dni przed startem wolnej agentury – nawet jeśli oficjalnie nic nie było jeszcze wiadomo. Sęk w tym, że: nie było raczej szans, by dało się pogodzić Horforda i Kembę, bo to wymagało sporej gimnastyki, a do tego Horford znalazł w Filadelfii idealną dla siebie sytuację. Znalazł przede wszystkim klub, który zapłacił mu bardzo dużo kasy, a do tego proponuje walkę o najwyższe laury i jeszcze ma prawdziwego środkowego w składzie.
[Adrian] Dlaczego sporej? Horford zostaje bo mamy prawa Birda, a Kemba i tak przecież tutaj trafił jako s&t. Pewnie tam byłoby jeszcze kilka niuansów, czego nie wykluczam – ale to nie jest jakaś wielka gimnastyka dla duetu Ainge & Zarren. Dla chcącego nic trudnego. Horford tak jak zauważyłeś, znalazł w Sixers wygodne miejsce dla dostatniego życia. Wydaje mi się, ze Al teraz tak reaguje, bo jednad w social media stał się małym pośmiewiskiem. Oczywiście nie dosięga go tak zła sława jak Duranta, ale pewnie go trochę boli, że co jakiś czas kibice (nie tylko z Bostonu) robią sobie z niego podśmiechujki.
[Timi] To byłaby spora gimnastyka, zważając że do przeprowadzenia tego wszystkiego najprawdopodobniej potrzebowaliśmy przekonać Nets, by zgodzili się zrobić sign-and-trade z Bostonem i Charlotte – a na Brooklynie nie mieli żadnej motywacji, by to robić, więc tę motywację trzeba było im dać. Sęk w tym, że Horford dość wcześnie oznajmił, że jednak chce grać gdzieś indziej, a to już pociągnęło za sobą ruchy Celtics takie jak pivot na Kembę, wysłanie Baynesa do Phoenix, itd.
[Adrian] Zrobiło się ciekawie w NBA, bo wszyscy się uaktywnili. Marcus Morris rozpoczął przygodę w NY z wielkim przytupem. Wyleciał już w pierwszej połowie pierwszego meczu, bo uderzył piłką Andersona w głowę. No co mam napisać – legenda :D
[Timi] Zagotował się nam Marcus, który tym samym „przywrócił” ten nowojorski brud lat 90… Pół żartem pół serio, bo przecież nie o to do końca w tym wszystkim chodzi, natomiast kto wie, czy cała ta akcja nie będzie go kosztować przerwy już na samym starcie rozgrywek. On sam nie miał zresztą pojęcia, że za robienie tego typu rzeczy w preseasonie można beknąć w sezonie regularnym.
[Adrian] Tam już Oakley go wyleczył, że niekoniecznie chodzi o to, żeby kogoś palnąć piłką w głowę w preseason – bo stare „charakterne” NYK – to się biło w PO. Taka ciekawostka – Oakley grał w Knicks 10 sezonów i w każdym sezonie z nim, oni grali w PO. Raz nawet w Finale, ale musieli uznać wyższość Houston. Jak Mook chce nawiązać do starych Knicks, to może niech awansują do PO, a tam kogoś przeczołgają w MSG. Jak na razie to odbieram to za tani, a może nawet prymitywny chwyt pod publiczkę. A wiesz co w tym wszystkim było najśmieszniejsze? Że w wywiadzie po meczu powiedział, że go gość sprowokował swoją obroną, bo tak to się w PO broni :D
[Timi] Słyszałem jedynie tyle, że coś mu tam szepnął – bo niby skąd gracz Wizards, na dodatek po sezonie w Hawks, miałby wiedzieć jak się broni w playoffs, gdy ma na koncie ledwie 12 meczów w fazie posezonowej, w tym 4-1 od Celtics w 2018 roku. Powiem tak: o wiele rzeczy można się było do Mooka przyczepić jak był w Bostonie, ale na pewno lubiliśmy w nim ten charakter. Walenie kogoś piłką w głowę to jednak niekoniecznie oznaka mocnego charakteru.
[Adrian] Toronto Raptors i Kyle Lowry. Dostał roczny kontrakt na 31 mln dolarów, bo zagroził, że jeśli nie dostanie jakiejś dobrej umowy, to zażąda wymiany. Niewiarygodne, że mu to dali, bo przecież kończą się inne wysokie umowy i zeszliby pięknie z salary – mieliby pieniądze na młodszych, a tak – Lowry zostaje na jeszcze jedne rok.
[Timi] Trochę to chyba w podzięce za mistrza, bo przecież można by nawet było spróbować go wytransferować i sprawdzić, co da się zyskać na rynku. Raptors trochę chyba jednak nie wiedzą jak zacząć życie po mistrzostwie – w sensie widać stawiają na przynajmniej jeszcze jeden rok tego trzonu (minus Kawhi), choć nie jestem pewien, czy to idealne rozwiązanie. Wiele słyszy się jednak o tym, że Pascal Siakam zrobił latem kolejny krok do przodu, więc zobaczymy gdzie to zaniesie Raptors.
[Adrian] A może to tylko ruch pod ewentualną wymianę, bo wiemy przecież, ze spadający kontrakt nie można wymienić z dużym zyskiem. Lowry na pewno jakąś wartość miał, ale z umowa na jeszcze jeden sezon jego wartość jest większa. Być może Toronto chce pokrzyżować plany OKC i to oni wyślą rozgrywającego do Miami, żeby Butler miał z kim grać. Siakam to nadal melodia przyszłości, choć być może nas srogo w tym sezonie zaskoczy.
[Timi] Czy taka melodia przyszłości to nie jestem pewien – choć fakt faktem, że z uwagi na jego późny start powinniśmy go traktować jak nieco młodszego niż w rzeczywistości jest. Pytanie jest takie, czy on po odejściu Leonarda i po przyjęciu większej roli będzie w stanie nadal grać na tak dobrym poziomie, tym bardziej gdy rywal będzie teraz dużo bardziej się pod niego przygotowywał.
[Adrian] Daryl Morey napisał na TT, że wspiera Hong Kong w ich protestach przeciwko rządowi chińskiemu, no i się zaczęło. Trudno się dziwić, że Chiny zareagowały jak zareagowały, bo tam gdzie jest sport nie ma miejsca na politykę. Jak jedno wchodzi w drogę drugiemu, to nigdy to nie kończy się niczym dobrym. Awantura zrobiła się tak duża, że już w tej chwili NBA może liczyć starty w setkach milionów dolarów, a przecież plan na 5 najbliższych lat zakładał zyski z tego rynku oscylujące w okolicach 2 miliardów dolarów.
[Timi] Sprawa bardzo poważna, bo w ostatnich latach tych powiązań między NBA a Chinami było coraz więcej. Wszystko to może doprowadzić nawet do takiej sytuacji, gdzie ucierpi każdy klub, bo przecież skoro wpływy z chińskiego rynku miały być tak ogromne, a okaże się, że ich nie będzie to efektem będzie też na przykład obniżenie progu salary cap.
[Adrian] Może nie każdy, ale kilka klubów ma chińskich sponsorów, jeden nawet właściciela – więc jakoś to się na pewno przełoży – nawet na salary jak wspomniałeś, bo przecież do tego wzoru na obliczenie salary cap wrzuca się absolutnie wszystkie dochody zespołów, poza regionalnymi prawami TV. Mnie w tym wszystkim jeszcze śmieszy to oczekiwanie wielu dziennikarzy, w tym polskich, ze reszta trenerów i zawodników zabierze głos i wstawi się za Hong Kongiem. Tak jakby w USA nie było większych problemów, niż polityczna wojenka w ramach sportu.
[Timi] Ale tu chyba właśnie o to chodzi, że tu głos zabierają bardzo często, ale w takiej sytuacji jest cisza – bo rzeczywiście nie widziałem, by ktokolwiek się za Moreyem wstawił. Trudno się dziwić, że tak to jest odbierane, gdy w USA każą koszykarzom „zamknąć się i kozłować piłkę”, na co ci nie dają zgody, a potem przy okazji meczu w Chinach sama NBA (na prośbę chińskiego rządu) odwołuje spotkania graczy z dziennikarzami, tak jakby samemu mówiąc swoim zawodnikom, by po prostu kozłowali piłkę.
[Adrian] No zabierają bardzo często, ale zauważ, że to były sprawy dziejące się w USA. Rasizm, przemoc, bezdomność dzieci… Zawodnicy NBA zawsze byli w tym temacie aktywni. Wiesz, że każdego dnia, w amerykańskich szkołach podstawowych ginie 2,9 dzieciaka od broni palnej? Prawie trzech dzieciaczków w wieku od 7 do 11 lat. A tu nagle polityczna hucpa, bo w Hong Kongu zginął jeden człowiek – jeden! Enes Kanter ma na pieńku z Tureckim dyktatorkiem Erdoganem – jego rodzina też, ojciec siedzi już rok w więzieniu i czeka na proces, który znowu został opóźniony o kilka miesięcy. Pokaż mi wsparcie dla Kanetra u innych zawodników NBA? Też im ktoś zabraniał mówić o Turcji? O prawach człowieka? Nie. A tam zginęło już kilkuset opozycjonistów. NBA dba teraz, żeby nie eskalować tego konfliktu bardziej, bo to nie ma sensu. Cenzura jest czymś złym, ale czy zawodnicy pierwszy raz usłyszeli, że Chiny łamią prawa człowieka? Ilu z nich bierze chińskie pieniądze do producentów butów? Ilu z nich reklamuje chińskie telefony, laptopy, telewizory… Mogą wyrazić swój sprzeciw inaczej niż internetowe pierdololo na TT.
[Timi] Pieniążki są ważne i wielu zawodników może sporo stracić, natomiast to niekoniecznie musi być poparcie dla Hong Kongu, ale choćby dla samego Moreya i tej „wolności słowa”, która ostatnio w tej sprawie wyszła na pierwszy plan. Tymczasem jest kompletna cisza, bo to już chodzi nie tylko o to co się dzieje w Hong Kongu, ale bardziej o to, że Chiny realnie wpływają na to co można albo czego nie można powiedzieć – no a to już się dzieje w Ameryce. Sęk w tym, że jak widać nawet jeden tweet może wywołać ogromną burzę i przynieść ogromne straty finansowe dla ligi, dla klubów, dla zawodników i chyba głównie dlatego nikt inny się w tym momencie nie wyrywa, bo jednak wypowiadanie się w tej sprawie to są ogromne komplikacje pod wieloma różnymi względami.
[Adrian] No taka karma, że Chiny wpływają na to co można a czego nie można i nie tylko powiedzieć, ale i zrobić czy napisać. Do tej pory taki przywilej miały USA – bo spróbuj napisać coś o więźniach Guantanamo, którzy siedzieli tam po kilka lat bez wyroku, bez procesu, a na końcu po prostu ich zwolniono (albo i nie zwolniono), albo o tym, że kilka faktów zamieszczonych w raportach rządu USA z zamachów na WTC nie trzyma się kupy. Porusz temat tajnych więzień CIA, to zaraz smutni panowie w garniturkch przekopią Ci mieszkanie, nawet poza USA. Chiny mają tyle amerykańskich obligacji, że amerykanie już teraz muszą tańczyć jak im Komunistyczna Partia Chin zagra. Ale zostawmy politykę – NBA powinna być poza tym, a Morey o tym zapomniał, że rzeczywistość XXI wieku jest inna.
[Timi] Zostawiamy, choć jak tylko się pojawiła to od razu zrobił się największy tygodnik od dawien dawna. No ale jedziemy dalej z tematami już dużo bardziej koszykarskimi.
[Adrian] Pistons postanowili postawić pomnik przed swoją halą. Na cokole stanie Isiah Thomas. Ja uważam, że stawianie pomników za życia jest zwyczajnie głupie. Mają nową halę – można było jakiś sektor nazwać jego imieniem, jedno z wejść do hali upamiętnić jego imieniem, ale stawianie pomników żyjącym, to tak jakby już go pochowali.
[Timi] Mimo wszystko sektor czy wejście do hali to nie jest takie samo wyróżnienie jak pomnik. Według mnie pomnik to fantastyczna sprawa i coś, co przysługuje z reguły tylko tym najważniejszym, a Isiah to jednak kluczowa postać w historii Pistons. Zresztą w NBA jak już stawiają pomniki to chyba tylko takim, którzy rzeczywiście na to zasługują.
[Adrian] No to kolejna piątka, tym razem środkowa ze Wschodu – zaczynamy od 10 miejsca z poprzedniego sezonu – Miami Heat. Przyszedł Jimmy Butler, ale stracili Richardsona, Hassana, oraz karierę zakończył Wade. Jak dla mnie to jednak są na minus. Jimmy to w sumie olbrzymi skok jakościowy, ale sam tego nie uciągnie. Tak przy okazji – Jimmy pewnego dnia po rozpoczęciu obozu przygotowawczego przyszedł na halę o 3.30 nad ranem – ciekawe kiedy zrobi awanturę, że reszta tak szybko nie chce trenować.
[Timi] Pytanie, czy był tak wcześnie bo właśnie skończył imprezować, czy to rzeczywiście taka etyka pracy. Butlerowi nigdy jednak nie można było zarzucić tego, że do treningów się nie przykładał, ale tak po prawdzie to na razie nigdzie go to nie zaprowadziło i z tym składem Heat też raczej nie zaprowadzi. Często nie doceniamy jednak Spo, który nawet przy brakach jakościowych potrafi stworzyć naprawdę solidne zespoły, dlatego mimo wszystko uważam na Miami, bo to może być czarny koń przyszłego sezonu.
[Adrian] Zdecydowanie nie był to powrót z imprezy. On ponoć już tak ma, że gdy obudzi się w środku nocy, to potrafi iść trenować nawet o 3 czy 4 w nocy. Jak na razie w każdej drużynie był w tym osamotniony i wiemy jak się to kończyło dla zespołu. W Miami pewnie będzie podobnie, dojdzie do wniosku, ze może i kibice są fantastyczni, że fajnie byłoby tu skończyć karierę, ale nie ma z kim trenować o 5 w nocy, wiec chce wymiany. Co do Spolestry – niedoceniany, ale też i z własnej winy trochę, bo jak tam grał LBJ to zbyt często chował głowę w piasek. Zresztą Miami to jedyna drużyna, gdzie zarząd obronił trenera przed Bronkiem, który tez Spo chciał wywalić z klubu po pierwszym sezonie.
[Timi] Przy kulturze Heat i reżimie treningowym jaki tam panuje pod Rileyem – może się okazać, że Miami to idealne miejsce dla Butlera. On sam ponoć codziennie rozmawia z Alonzo Mourningiem o tym wszystkim i teraz kwestia taka, czy uda mu się zarazić tym wszystkim także młodych zawodników. Najbardziej podobała mi się jednak odpowiedź Spo na pytanie, czy Butler będzie liderem tego zespołu: lepiej, żeby tak było.
[Adrian] To prawda – James Johnson nadal ma zakaz trenowania z drużyną, bo… nie zmieścił się w limicie wagowym, który ma zapisany w kontrakcie. Brylantowy Pat pilnuje każdego grama i tam nie ma przypadku na treningu. Z nim Butler na bank się dogada, wręcz wieszczę im przyjaźń, ale co z resztą drużyny… Jednak jestem bardzo ciekawy, jaki to będzie sezon dla Miami, bardzo ciekawy.
[Timi] Tym bardziej interesujące, że tak długo męczyli się na Florydzie z kimś takim jak Hassan Whiteside, choć po prawdzie to gdy znalazł się wreszcie jakiś chętny to z radością się go pozbyli – pewnie zrobiliby to wcześniej, ale chętnych nie było. Warto też obserwować Heat z powodu Tylera Herro, który miał naprawdę fajną ligę letnią i pokazał się jako dużo więcej niż strzelec.
[Adrian] Hornets i Terry Rozier. Ogólnie uznawani są za najsłabszy zespół w NBA – ja w sumie w to nie wierzę, bo tam jeszcze coś zostało i to coś może jechać na ambicji i walce. Miles Bridges i Malik Monk dostaną duże minuty i być może nie raz nas zaskoczą, szczególnie Bridges. Wybrany w ostatnim drafcie PJ Washington w meczu z nami też wyglądał ciekawie. Oczywiście oni powinni zatankować, ale moim zdaniem nie będą najgorszym zespołem w NBA.
[Timi] Powalczą o to, by najgorszym nie być, ale pewnych rzeczy nie przeskoczą. Na Wschodzie będą mieli co prawda poważną konkurencję w postaci kilku innych zespołów jak Wizards czy Cavs, natomiast wiele rozbija się o to, czy Terry Rozier będzie jak ten T-Ro z fazy playoffs 2018, czy jednak jak jego marna kopia z 2019 roku. Wtedy dużo zyskiwał na utalentowanych partnerach, a tych w Hornets jednak brakuje, bo choć utalentowani młodzi gracze są – kilki nawet wymieniłeś – to jednak jest to dla nich dopiero początek drogi, a nie jestem pewien, czy Rozier ma to „coś”, by wydobyć z nich co najlepsze.
[Adrian] Pistons – czyli drużyna ni w dupe, ni w oko. Olbrzymie pieniądze jakie płacą swoim gwiazdom, to są pieniądze wywalone w błoto. Drummond może robić 20/20, Gryf 30/15 – nic z tego nie będzie wynikać, bo oni mają skład na koszykówkę z poprzedniego wieku. Reaktywacja Rosa nic nie da. Pistons w najlepszym przypadku będą walczyć o 8 lokatę i nie wiem czy dadzą radę obronić te miejsce.
[Timi] W każdej lidze jest kilka średniaków, a Pistons od lat takim średniakiem są i w tej roli zdaje się czują najlepiej. Ani do przodu, ani do tyłu – kilka razy sprawią trochę problemów, kiedy indziej wpadną w dołek, by na koniec sezonu mieć mniej więcej tyle samo zwycięstwo co porażek. Nie widać też za bardzo perspektyw, a zdaje się, że w Detroit popularność koszykówki spada coraz mocniej i tam potrzeba naprawdę solidnego wstrząsu. Griffin dawał jakieś nadzieje, ale być może najlepszym pomysłem będzie próba jego transferu w trakcie sezonu, co mogłoby przynieść Pistons przynajmniej jakiś ciekawy kapitał na inwestycję w przyszłość – lepsze to niż trwanie w środku tabeli.
[Adrian] Nie wiem tylko czy powinni handlować Gryfem, bo większą skamieliną dla nowoczesnej koszykówki jest ten Drummond, a oni chcą mu dać olbrzymi kontrakt. To się nie spina i to nie będzie klikać. Wymiana Drumma to chyba dla nich jedyna szansa, żeby pozyskać kogoś na obwód do punktowania, złapać jakiegoś defensywnego, tanie klocka pod kosz i coś na ławkę. Inaczej oni będą jeszcze kilka sezonów balansować na pograniczu PO – a nawet jak awansują, to szybkie klapsy w pierwszej rundzie.
[Timi] Wystarczyłoby tego Drummonda dobrze obudować, ale to się od lat nie udaje – może to nie jest wcale takie łatwe zadanie… Sęk w tym, że sprowadzenie Griffina – co by nie mówić, gwiazdy dużego formatu – do takiego miejsca jak Detroit daje jakieś nadzieje na dobry wynik i tymi nadziejami żyć będą Pistons, nawet jeśli znów zapowiada się na ledwie pierwszą rundę playoffs.
[Adrian] Orlando i reaktywacja Fultza. Obojętnie czy Merkelle zacznie grać jak przystało na zawodnika NBA (już nawet o 1 picku nie wspominam), czy nie, to Orlando powinno zameldować się w PO. Na plus podpisanie Aminu – zdecydowanie potrzebowali kogoś do brudnej roboty i to jeden z lepszych zadaniowców w tym temacie. Zastanawiam się tylko, czy nie powinni poszukać jeszcze jednej strzelby na obwód – takiego który złapie i rzuci – nic więcej.
[Timi] Cieszę się i mocno śledzę ten powrót Fultza, oczywiście z różnych powodów, ale na pewno będę trzymał kciuki, by Magic zaskoczyli w przyszłym sezonie wiele osób. W zasadzie zachowali calutki trzon, który w zeszłym sezonie nastraszył trochę w playoffs przyszłych mistrzów NBA, a ten Aminu to rzeczywiście mocno niedoceniane wzmocnienie. Trochę nie docenia się też pracy Steve’a Clifforda w Orlando, a trzeba go jednak pochwalić, bo udało mu się stworzyć całkiem fajny kolektyw. Powrót do fazy play-off po latach już się udał, teraz czas na krok więcej – zdaje się więc, że mamy dwa czarne konie na Florydzie.
[Adrian] No – to jak śledzisz powrót Fultza, to wiesz, że po 3 meczach on wygląda źle. Napisałbym, że wygląda bardzo źle, ale to nadal tylko preseason. Skuteczność to dramatyczne 32%, zza łuku nic nie trafił choć próbował, niby dobrze się porusza na parkiecie, ale to nadal jest dramat. Jedynie asysty mu wchodzą i tu jestem trochę zaskoczony, bo on nigdy nie był wybitnym podającym,a okazuje się, że prze te dwa lata mocno to poprawił. Jeśli tak słabo jest w preseason, to szanse na zmartwychwstanie w RS oceniam na znikome.
[Timi] Wygląda to rzeczywiście słabo, rzut cały czas wzbudza politowanie komentatorów i widać, że jeszcze sporo czasu minie zanim będziemy mogli mówić o tym zmartwychwstaniu. Warto jednak powiedzieć sobie, że Fultz do tej pory rozegrał łącznie ledwie 33 mecze sezonu regularnego w karierze, czyli niewiele więcej niż 25 spotkań w barwach Huskies w NCAA. Ba, pod względem minut to jest ledwie 680 w NBA versus ponad 892 w NCAA. To nawet nie jest połowa normalnego debiutanckiego sezonu, jaki mieli pozostali gracze wybrani w topie draftu w 2017 roku…
[Adrian] No rozegrał mało tych spotkań, tylko w takiej formie jak jest, to gdyby on nie był jedynką w Drafcie nie dostałby nawet 3 meczów szansy, a co dopiero 33. Jego kariera w NBA skończyłaby się na Summer League. Wątpię, żeby ktoś zawracał sobie nim głowę w preseason – przeleciałby prze ligę jak meteoryt na niebie i tyle. Sixers w niego zainwestowali ogromny kapitał, bo nie tylko pieniądze, ale i dwa picki. Teraz Orlando w niego zainwestowało trochę ponad 20 mln. A ja zapytam – czy wymieniłbyś teraz Edwardsa na Fultza? Bo ja nie – nawet nie mając pojęcia, co z tego Edwardsa wyrośnie, ale on już w debiucie w preseason zaprezentował się kosmicznie lepiej niż Fultz w 3 roku. A w bezpośrednim starciu, to Edwards zagrał tak sobie, a Fultz nie nadaje się nawet do Chińskiej ligi.
[Timi] I po raz kolejny nie mają przełożenia letnie treningi na postawę w październiku, bo Fultz w kolejnym już meczu wyglądał naprawdę słabiutko i jest tak jak mówisz – w tej chwili Edwards daje więcej. Przy Fultzu pojawia się trochę kwestia wiary: Sixers przestali wierzyć, a w Orlando nadal wierzą, to i inwestują. Ja nie inwestuję nic, ale wierzę mimo tak – jednak chyba coraz mniej.
[Adrian] No i na koniec Brooklyn, oraz ich przebudowa. Przez tyle sezonów kibice Bostonu ściskali kciuki za Nets, bo jednak sporo im zawdzięczamy, a oni wzięli i latem podpisali tylu zawodników których zwyczajnie nie lubimy lub nie szanujemy, że odebrali nam ochotę na jakiekolwiek ciche kibicowanie. Durant nie zagra, więc zobaczymy jak liderowanie wyjdzie Irvingowi i jak wysoko będzie skakał DAJ w nowym otoczeniu. Ja obstawiam, ze Kyrie nigdzie ich nie zaprowadzi, a DAJ jest jedna noga na emeryturze.
[Timi] Zamiana D’Angelo Russella na Kyrie’ego Irvinga to jednak skok jakościowy, może nie jakiś bardzo duży, ale jednak. Nets powinni więc bez problemu zameldować się w fazie play-off, tym bardziej że Kyrie jest po naprawdę dobrym sezonie, w którym rozegrał znów blisko 70 meczów. Najważniejsza rzecz w zespołach Irvinga to jednak chemia i to tutaj jest kwestia kluczowa, ale wydaje mi się, że Kyrie też potrafił wyciągnąć jakieś nauczki z poprzedniego sezonu i na Brooklynie chyba nie będą mieli takich problemów – tym bardziej, że przy kontuzji KD nie ma też tak wielkich oczekiwań wobec Nets w tych zbliżających się rozgrywkach.
[Adrian] Tylko w poprzednim sezonie, oni byli monolitem – umierali i walczyli na parkiecie razem. Teraz nawet bez Durnata, to s5 może być w 3/5 zupełnie inne niż w poprzednim sezonie, bo pamiętajmy o tym, że przyszedł też Prince, który to miał werbować Irvinga. Nie jestem pewien czy to umieranie na parkiecie będzie nadal aktualne, mieli swój styl, swoje klepki na parkiecie i swoja chemię. I to już bez względu na Irvinga, gdy zamiast niego tam przyszedł np Kemba, to też bym wątpił czy to zaskoczy już w pierwszym sezonie, bo jednak oni tam talent mieli mniejszy, ale nadrabiali serduchem.