Pick Lakers a kalendarz

Kilka dni temu, Timi popełnił tekst o picku Lakers, który w swoim sejfie posiada Danny Ainge. Sam zbierałem się do napisania słów kilka o tym picku, no ale mnie wyprzedził. Poniekąd się cieszę, bo zaoszczędził mi trochę czasu. Nie muszę już opisywać całej otoczki związanej z Lakers i sytuacją tego wyboru, a skupić się na tym co moim zdaniem będzie najważniejsze. A najważniejszą sprawą w tym wszystkim jest kalendarz. Możemy teoretyzować o kontuzjach, urazach, kto będzie tankował, a kto nie – jednak większość zależny od tego, jak zespół ma ułożony plan rozgrywek. Na tym się skupie w tym artykule, bo moim zdaniem to będzie decydująca kwestia.

Tak jak w swoim artykule wspomniał Timi, uważa się, że Lakers mają jeden z najtrudniejszych kalendarzy na drugą połowę sezonu. Do tej pory rozegrali 37 spotkań, co za tym idzie najbliższe 4 spotkania będą jeszcze należały do tej połowy sezonu. Jest to o tyle istotne, że właśnie teraz maja końcówkę łatwego kalendarza. Z tych 4 meczów we własnej hali, 3 są  teoretycznie w ich zasięgu. To kolejno Charlotte, Atlanta i Sacramento. Ciężko podejrzewać, ze San Antonio z Lakersami w takiej formie przegra.

Charlotte znajduje się w sporym dołku, wprawdzie na tak wielkim jak Lakers, które przegrało wszystkie 8 ostatnich spotkań, to jednak osiągają wyniki słabsze od założeń. W ostatnich 8 spotkaniach wygrali 4 razy. Kolejna jest Atlanta, która również z ostatnich 8 spotkań wygrała 4, jednak tylko Toronto pokonało ich zdecydowanie. Najsłabszym teoretycznie przeciwnikiem na tę chwilę jest Sacramento, bo z 8 meczów wygrało tylko 3, ale to nadal zespół potrafiący sprawić sporo kłopotów nawet Cavs na wyjeździe, z którymi wygrali.

Wspominam o tych meczach, bo to naprawdę ostatni dzwonek dla Lakers, żeby zacząć nie tylko wygrywać, ale zacząć wyglądać jak zespół. Potem zaczyna się seria meczów wyjazdowych z lepszymi przeciwnikami. Dallas będące 5-3 (na fali wznoszącej), Memphis 3-5 (aktualnie są nieobliczalni) i Oklahoma 6-2 (która właśnie ich zdemolowała w Los Angeles).

Tu pojawia się z pierwszy argumentów, które często padają z ust kibiców Lakers, a czasami nawet kibiców innych drużyn. Wróci Lonzo Ball, a z nim wyglądają dużo lepiej w obronie i zaczną wygrywać. Jest to prawda, że z Lonzo na parkiecie wyglądają lepiej w obronie. Ich defensywny rating z Lonzo to 106,9, a bez niego to 113,3 – są z nim lepsi o 6,4 punktu na 100 posiadań. To jest naprawdę dużo, jednak prawdą jest też to o czym się przy tym argumencie nie wspomina, że z Lonzo są słabsi w ataku. Ofensywny rating z Lonzo to 103,3 a bez niego to 105,7. Rożnica to 2,4 punkta, która częściowo niweluje zyski w obronie. Jakby nie liczyć drużyna na jego obecności na parkiecie zyskuje nie prawie 7 punktów w ratingu jak to lubią przedstawiać fani Lakers, a tylko 4.

Jednak zakładając, że Ball wróci w dobrej formie rzutowej – a ostatnie jego mecze były naprawdę sensowne w tym elemencie i Lakers zyskają z nim na parkiecie nawet te 7 punktów na 100 posiadań, to jak to sie przekłada na ich aktualną dyspozycje? No nijak – bo Lakers są w tak katastrofalnej formie, że ich rating ofensywny to 101,3, a defensywny 115,9 w ostatnich 8 meczach. Oczywiście to nie przełoży się w skali 1 do 1, że tu dodamy a tam odejmiemy, bo koszykówka tak nie działa. Jednak nikt o zdrowych zmysłach, widząc taką różnice w ataku i obronie, nie powinien nawet ryzykować tezy, że sama obecność Lonzo może odwrócić wyniki spotkań. Problem jest bardziej złożony, że przytoczę tylko skuteczność zza łuku Lakers, która aktualnie wynosi 32% i jest 3 najgorszą w NBA. Żeby zobrazować jak słaby to jest wynik, dodam, że my rzucamy na ponad 38% a Brooklyn na 40% – to wszystko bez Lonzo, bo z Lonzo ich skuteczność zza łuku jest najsłabsza w lidze.

Zostawmy jednak już sprawę Lonzo. Teraz skoncentruję się na drugim argumencie – Lakers zaczną wygrywać w lutym po ASW, bo inni zaczną tankować. Po drodze jest jeszcze trade deadline i z ploteczek wyłania sie obraz, że Lakers wcale nie chcą się wzmacniać, a jedynie dalej czyścić Salary na lato i wolnych agentów. Na rynku jest i Randle, i Clarkson, oraz w pakiecie z nimi, lub z którymś z nich Deng, no ale on na ich grę wpływu nie ma żadnego. Pozbycie się Denga i Clarksona, to oszczędność ponad 30 milionów na przyszły sezon, a Randle ma Cap Holds na poziomie ponad 12 mln. Razem na stole leży 43 miliony zielonych papierków. Jeśli szefostwo Lakers naprawdę myśli o zatrudnieniu latem mega gwiazd jak James czy George, to zrzucenie tych kontraktów pozwoli wygenerować ok 90 mln dolarów na wolnych agentów, a co za tym idzie nie 2 wielkie nazwiska a nawet 3. Osobna kwestią jest, jaki sens dla Jamesa jest pchanie sie do Lakers – no ale zarząd LAL nie ukrywa swoich mocarstwowych planów na nadchodzące rynek FA. Być może są już po słowie z Georgem, a ten przyciągnie kolejnych do miasta Aniołów.

Nie będą analizować dokładnie okresu od połowy stycznia do połowy lutego, bo to w tej chwili nie ma najmniejszego sensu. Nie jestem wróżką i nie wiem jak się potoczy ten okres. Mogą być kontuzje u innych drużyn, mogą być okresy zapaści formy – pewnie jakieś mecze Lakers w tym okresie wygrają, pewnie więcej przegrają. Wracam do argumentu, że jak inni zaczną tankować to Lakers awansują w tabeli.

Ten argument jest inwalidą z prostej przyczyny, to, że ktoś zacznie przegrywać, nie znaczy, że Lakers zaczną wygrywać mecze. Bo z tymi teoretycznie tankującymi zespołami, to po ASW Lakers praktycznie już nie będą grali. Popatrzmy dokładniej.

Pierwsze mecze po ASW nie wyglądają strasznie – Dallas u siebie, wyjazd do Sacramento i wyjazd do Atlanty. Tylko tutaj się kończy dobry kalendarz, bo pozostałe (prawie wszystkie) mecze Lakers rozegra z drużynami walczącymi o PO, lub jak najlepsze rozstawienie w PO.

Miami, San Antonio, Portland, Denver, Cavs, Denver, GSW, Miami, Indiana, Nowy Orlean, Pistons, Bucks, Utah, San Antonio, Minnesota, Utah, Houston – to lista moim zdaniem ciężkich i bardzo ciężkich meczów Lakers. Oczywiście w tej serii będą też spotkania ze słabszymi przeciwnikami – Dallas, Memphis (już raczej z Conleyem), Sacramento i Clippers. Tylko 4 mecze, z czego chyba tylko Sacramento można uznać, ze drużynę która będzie tankować.

Z 25 spotkań po ASW tylko 3 mecze można zaliczyć do spotkań z zespołami, mającymi interes w tankowaniu – dwa razy Kings (jednak jak na razie w bezpośrednich pojedynkach to Kings są górą), oraz jeden z Atlantą. Spotkania z Dallas, Memphis i Clippers już tak oczywiste dla mnie nie są, szczególnie to z Clippers, które może i ma swoje problemy, ale o PO będą walczyć do samego końca, bo aktualnie są 2 zwycięstwa pod kreską. W tym okresie Lakers już nie będą grali z Phoenix, Chicago czy choćby mega osłabionymi kontuzjami Orlando. Nawet gdyby te drużyny zaczęły bezczelnie przegrywać, to to się nie przełoży na ilość zwycięstw LAL.

Jeśli myślicie, że ten artykuł ma na celu udowodnić tezę, że my ten pick mamy już w kieszeni, to jesteście w błędzie.  Nie wierzę w cud i nagłe złapanie świetnej formy, oraz kroczenie od wygranej do wygranej przez LOLki – co nie znaczy, że jestem pewien ich porażek. Bardziej mnie martwi, że oni przegrywają za dużo, a dodatkowo kalendarz jest ich wrogiem. Jeśli Lakers spadną na ostatnie miejsce, to mamy spory problem. W erze Sterna podczas Draft Lottery działy się cuda – w erze Silvera najgorsza drużyna zawsze losuje 1 wybór w Drafcie, a ten przypadnie Sixers. Ma na to największe szanse matematyczne, a matematykę trudno oszukać w uczciwym losowaniu. Oczywiście to tylko 25% szansy na ten szczęśliwy los, jednak jak wspominałem, w erze Silvera to zawsze wystarczało.

Pozostaje tylko czekać i obserwować co się będzie działo w drugiej połowie sezonu, oraz modlić się, żeby jednak znalazła się przynajmniej jedna drużyna (Atlanto – przyda ci się Doncic!) która tankując zacznie przegrywać seriami spotkania.