#91 Bostoński Tygodnik

Pomysły są po to, żeby je realizować. Jakiś czas temu wpadła mi do głowy myśl, żeby w formie wymiany zdań z Timim pozostawiać w formie pisanej masę myśli jakie przebiegają przez głowę przy okazji meczów, czy też innych wydarzeń związanych z Celtami. Myśli są ulotne, naszych rozmów i rozważań na czacie nie widać już po godzinie plotkowania – dlatego taka forma zagości (myślę, że na stałe) na naszej stronie. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Zaczynamy od meczu z Atlantą. Tradycyjnie spaliśmy w 1 połowie i tradycyjnie połamaliśmy ich w 2 połowie. W 3 kwarcie zdobyliśmy tylko 8 punktów mniej, niż przez całą pierwszą połowę. Skończyło sie jednak 15 zwycięstwem z rzędu i konia z rzędem temu, kto obstawiał takie wyniki Celtics.

[Timi] No niezbyt dobrze się nam gra w Atlancie, ale to nie jest jedyny powód, dla którego cieszę się, że mamy już za sobą oba mecze z Hawks na wyjeździe (i oba, po bólach, ale jednak wygrane). Ten drugi powód to okropny dźwięk jastrzębia (chyba?) po trafieniach zawodników gospodarzy, który początkowo może jakoś bardzo nie przeszkadza, ale jak robię highlights to słyszę go w zasadzie co chwilę. Koszmar. Nie jest natomiast koszmarem wygrywanie, bo to była już 15. wygrana z rzędu i wiadomo, że monotonia, cały czas zwycięstwa, no ale tutaj nie ma co narzekać.

[Adrian] O Irvingu za chwilę, przy okazji meczu z Dallas – to słowo o Brownie, bo ta dwójka w Atlancie rządziła. Ostatnio pisałem, że musi zacząć trafiać trójki na wyjazdach, bo dysproporcja między skutecznością zza łuku w Ogródku, a na wyjazdach była kosmiczna – no i zaczął. Rekordowe 27 punktów, choć wcale nie mam pewności, że do zamknięcia tego Tygodnika, on tego rekordu nie poprawi.

[Timi] No zobaczymy, ale te trafienia w Atlancie rzeczywiście fajnie nastrajają na przyszłość – choć z drugiej strony, po meczach z tego tygodnia czeka nas sporo spotkań w TD Garden. Brown tymczasem po meczu z Warriors zagrał na rekord kariery w punktach i naprawdę pięknie czci pamięć swojego przyjaciela – wszak mecz w Atlancie był dla niego niejako domowym, bo on urodził się w Georgii, w mieście oddalonym od samej Atlanty o kilkadziesiąt tylko kilometrów. Myślisz, że padnie w tym roku 30 oczek u Jaylena?

[Adrian] Przed sezonem zdobycze po 20 punktów brałbym z pocałowaniem reki, a teraz apetyt rośnie. Tak powoli zaczynam być pewien, że Jaylen zrobi mecz na 30 punktów w tym sezonie. Już w tym meczu bardzo mało brakowało, bo była jeszcze próba za 3 punkty, właśnie na 30 punkt w meczu, ale nie wyszło. Trzeba będzie poczekać i tyle, bo zostało jeszcze ponad 60 spotkań, więc na pewno jakiś zespól przynajmniej raz się trafi, który nie będzie miał dnia w obronie, a Jaylen będzie miał dzień w ataku. On bardzo mocno pracuje w obronie i to jest niesamowite, że przy tylu zadaniach defensywnych, w tak młodym wieku, doskonale spisuje się też po drugiej stronie parkietu.

[Timi] Właśnie najważniejsze, żeby zdobył pewną powtarzalność – ale ten rzut już naprawdę fajnie wygląda, do tego dochodzi jeszcze ten jego niebywały atletyzm, który wykorzystuje coraz częściej i coraz mądrzej. Idzie bardzo fajną drogą i już słyszy się, że może być kolejnym świetnym skrzydłowym na obie strony parkietu jak Kawhi, George, Butler czy LeBron. Do tego oczywiście jeszcze droga daleka, no ale jest się czym ekscytować.

[Adrian] W przypadku meczu w Dallas, to mam pewną hipotezę. Zespół był tak zaskoczony tym, że nie przepierdolił z kretesem pierwszej połowy jak to ma w zwyczaju, a nawet prowadził 15 punktami, że przyszło rozprężenie i przespał swoją zawsze najmocniejszą 3 kwartę. Obudził się w połowie 4 kwarty i zdemolował ich w dogrywce. Dobra hipoteza?

[Timi] Poniekąd tak – Celtics po prostu jakoś tak mają ostatnio, że którąś część meczu przespać muszą. Nie jest to niestety nic dobrego, choć oczywiście te wspaniałe powroty robią wrażenie, ale przydałoby się jednak od czasu do czasu wygrać tak porządnie, czyli mówiąc prościej zrobić po prostu blowout. Tym bardziej, że w meczach z Hawks i Mavericks stawaliśmy naprzeciw dwóm najsłabszym w lidze zespołom, a obie te drużyny miały nawet kilkanaście punktów przewagi.

[Adrian] Jak sobie przypomnisz poprzednie sezony, to właśnie z taki słabeuszami często przegrywaliśmy mecze. Więc i tak jest progres, bo dajemy im nawrzucać nam punktów, ale w końcówce jesteśmy w stanie przechylić szalę na swoją korzyść. Każda dobra drużyna do spotkań ze słabeuszami podchodzi trochę rozprężona, każdej przytrafiają się takie wpadki, nam przytrafiało się ich najwięcej w lidze, ale powoli czas głupich porażek odchodzi w zapomnienie. A wracaj ac do samego Dallas – oni nie mają aż tak słabej drużyny jak wskazuje na to ich bilans. Powoli się budzą. W meczu przed nami pokonali bardzo wysoko Bucks, a zaraz po porażce z nami wygrali z Memphis. Może i Dirk jest już jedna noga po drugiej stronie kariery, ale to nie jest zespół na tankowanie.

[Timi] Oj, przypominam sobie, natomiast powtórzę się też raz jeszcze w tym kontekście – teraz wygrywamy tego typu mecze, no bo jednak talentu jest więcej. To brzmi jak starta płyta, ale tak właśnie jest w NBA. Natomiast jakby nie patrzeć to Celtics z tego sezonu można chyba określić mianem „młodszej” drużyny niż ta z ubiegłego, która wygrała przecież ponad 50 meczów i zrobiła pierwszy seed. Młodsza nie tylko w sensie wieku, ale też doświadczenia i wspólnej gry, a mimo to mamy na starcie sezonu tak dobre wyniki. Strach pomyśleć, co będzie, kiedy ten zespół się naprawdę zgra – Ainge coś tam latem mówił, że chce nieco więcej stabilizacji, więc szansa jest spora.

[Adrian] Jeśli Danny coś mówi, to znaczy, że mówi – nic więcej. Trafi się okazja na rynku wymian i będzie pierwszy który wybierze numer do jakiegoś GMa. Ten sezon miał być na zgranie składu z Irvingiem i Haywardem, okazało się, że skład zgrywamy z Irvingiem, Brownem i Tatumem – co za tym idzie, kolejne roszady personalne wcale zaskoczeniem nie będą. Choć oczywiście Irving, Brown, Tatum, Horford i Hayward mają status „nietykalni”, ale trochę tych picków jeszcze mamy, żeby kogoś zadowolić i przyjąć kolejnego zawodnika do już naprawdę fajnego składu.

[Timi] To fakt, ale też wydaje mi się, że jesteśmy zadowoleni z tego co mamy i ten trzon trochę ze sobą pogra – zmiany mogą być kosmetyczne i dotyczyć przede wszystkim jakichś uzupełnień. Natomiast to też prawda, że mamy jeszcze trochę picków, bo to nie tylko kilka własnych, ale też od Clippers, od Grizzlies czy wreszcie od Lakers/Sixers/Kings. Oj, jak tu nie kochać Danny’ego.

[Adrian] Danny zastanawia się na Twitterze, czy może faktycznie ziemia jest płaska. Ja mu się nie dziwie, bo Irving wygląda jak nowy Mesjasz. Zstąpił na Ziemię i robi co chce. 47 punktów z Dallas, akcje takie, że w Teksasie słychać skandowanie MVP gdy rzuca wolne. Nie wierzę, że tam było aż tylu kibiców Celtics, bo hala w Dallas zawsze jest w miarę zapełniona dla Dirka. Grał jak w transie i pozostaje tylko pytanie, co będzie gdy ta młoda drużyna rozegra ze sobą ze 150 spotkań. Gdzie jest „sufit” Irvinga i wcale nie chodzi mi tu o punkty, bo przy tylu utalentowanych zawodnikach jakich teraz mamy, zdobycz punktowa to sprawa drugorzędna.

[Timi] Pamiętasz taki mecz Celtics z Grizzlies z grudnia zeszłego roku? Wtedy też była dogrywka i wtedy też zwycięstwo załatwił nam rozgrywający. Isaiah zdobył wtedy niewiele mniej od Irvinga, bo 44 punkty i bardzo mi się te dwa spotkania skojarzyły. Thomas po tamtym starciu wszedł na kosmiczny poziom i był to niejako początek jego drogi do Króla Czwartych Kwart. Irving też prezentuje się znakomicie w czwartych kwartach w tym sezonie i wydaje mi się, że trochę tego nie doceniamy, mając jeszcze w pamięci to, do czego przyzwyczaił nas I.T. Dwie rzeczy jeszcze: 1) akurat kibice Celtics na wyjazdach w tym sezonie (ale nie tylko w tym, bo to już trwa kilka lat) pojawiają się bardzo tłumnie i naprawdę widać mnóstwo zielonych koszulek na każdym meczu, 2) przy suficie Irvinga warto pamiętać o jednej rzeczy: on w marcu skończył dopiero 25 lat. Dopiero teraz widzimy natomiast, jak gra pod świetnym trenerem i że jest życie po LeBronie. Miejmy nadzieję, że to się utrzyma także dalej, ale na ten moment Kyrie jest znakomitym liderem dla tego zespołu.

[Adrian] Oooo – dokładnie tak, to co robił Thomas trochę zaciemnia to co robi Irving, a robi rzeczy niesamowite. Moim zdaniem już teraz wzbudza większy zachwyt niż Azja, ze względu na swoją mega widowiskowa grę. Finezja Irvinga z piłką w koźle jest niesamowita i chyba w NBA nie ma teraz drugiego takiego zawodnika. Bo nie tylko jest niesamowicie skuteczny w tych końcowych akcjach, w dodatku większość jego wejść na kosz, to powinno się nagradzań dodatkowym punktem za wrażenia artystyczne.

[Timi] No szkoda, że takich w NBA nie ma, bo oglądanie Irvinga to rzeczywiście jest czysta przyjemność – ale widziałem statystyki i Irving wygląda nawet lepiej niż Isaiah w zeszłym sezonie. Mimo wszystko wydaje mi się jednak, że to Isaiah wzbudzał większy zachwyt, bo tam była do tego cała historia – ostatni pick draftu, niski wzrost, Celtics jako underdogs, a ten gość robił takie rzeczy. Kyrie tymczasem udowadnia, że w czwartych kwartach jest co najmniej tak samo dobry, ale to już akurat wiedzieliśmy, no bo jednak Irving trafił jeden z najbardziej clutch rzutów w historii finałów.

[Adrian] Pierwsza porażka po 16 zwycięstwach przyszła w Miami. Szkoda, bo było naprawdę blisko, żeby znowu zwycięstwo wyszarpać. Oglądałem mecz z komentarzem gospodarzy i gdy zeszliśmy do -2 punktów, a komentator z Miami powiedział lekko podłamanym głosem „Celtics prime time” byłem pewien, że znowu nam się uda.

[Timi] Oj bardzo szkoda, natomiast już w Atlancie i w Dallas zbyt duże dołki sobie pod sobą kopaliśmy – w Miami pech chciał, że Waiters trafił te dwie trójki w końcówce, potem dołożył jeszcze wsad, co w połączeniu z naszymi błędami dało taki, a nie inny wynik. Tym razem to nie był więc nasz „prime time”, choć już tam strach w oczy graczom Heat zaglądał, gdy Celtics robili zryw 13-0 i wracali do meczu. No nic, przynajmniej w tygodniku nie będzie już takiej monotonii, a i miejmy nadzieję, że od soboty zaczynamy nowy streak.

[Adrian] Wyjazdowy trip dla Horforda nie był szczególnie udany, jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia – 17 punktów w 3 meczach i skuteczność 27%. W innych elementach było nadal wzorowo, więc możliwe, że to tylko chwilowa zadyszka. Przydałoby się kilka dni odpoczynku, no ale nic z tego bo w piątek i sobotę czeka nas Orlando i Indiana w b2b. Następnie przyjdzie chwila wytchnienia, bo 12 dni będzimy w Bostonie i rozegramy 5 meczów we własnej hali. To będzie czas dla Stevensa, żeby usprawnić atak, oraz zawodnicy złapali drugi oddech.

[Timi] Przyda się ta chwila wytchnienia, bo na razie tempo rzeczywiście dość szaleńcze. Horford tymczasem zupełnie stracił agresję, przestał grać w zasadzie do kosza i nie trafia też zza łuku tak jak w poprzednich tygodniach. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowe problemy, bo widać jak na dłoni, że brakowało Celtom tej ofensywy Big Ala w ostatnich meczach – przecież nie bez powodu on był wymieniany wśród kandydatów do wczesnych MVP tego sezonu, gdzie nie tylko podkreślano jego znakomitą defensywę, ale też bardzo solidny atak.

[Adrian] Zważywszy, że i tak najważniejsza będzie postawa Horforda w PO (bo przecież teraz nikt już chyba nie ma wątpliwości, że tam się zakwalifikujemy i to z HCA w przynajmniej 1 rundzie), to nie ma chyba powodu do paniki. Natomiast jako najstarszy i najbardziej doświadczony zawodnik w drużynie, powinien dawać sygnał do ataku. Zobaczymy po tych kilkunastu dniach które drużyna spędzi w Bostonie. Jeśli myślimy o utrzymaniu „jedynki” na Wschodzie, to Al jest niezbędny w wyśmienitej formie, jaka na początku sezonu miał.

[Timi] Jasna sprawa, ale tu też jest znów pożywka dla wielu osób plus niektórzy zastanawiają się, czy może coś jest nie tak z Horfordem po tym uderzeniu w głowę, po którym chwilę przecież nie grał. Powodów do paniki oczywiście nie ma, choć warto to dalej monitorować, bo z jeszcze innej strony słyszę głosy, że to… wiek Horforda go dogania. Z tą teorią się jednak nie zgodzę, ale zobaczymy, jak to dalej będzie wyglądało.

[Adrian] No i ostatni mecz w tym Tygodniu czyli Orlando zostało zlane w Ogródku. Jak ktoś nie oglądał meczu, to nawet nie wie jak bardzo zostało zlane, bo 4 kwarta w wykonaniu drugiego i trzeciego garnituru dobra nie była. Orlando nie zasłużyło, żeby wyjść ze 100 punktów a my nie zasłużyliśmy, żeby nie zdobyć przynajmniej 120 punktów. Ważne jest kolejne mocne zwycięstwo i pokazanie, że w Miami to były tylko złe ostatnie minuty.

[Timi] Ale wiadomo było, że przy takim wyniku pograją rezerwowi i że starterzy odpoczną, tym bardziej że to był pierwszy z dwóch kolejnych meczów, więc przesiedziana czwarta kwarta się na pewno przyda. Najważniejsze, że nie była już potrzebna żadna interwencja podstawowych graczy – przez całe 48 minut goście z Orlando nie byli nawet blisko zwycięstwa i takiej wygranej, przekonującej i dominującej, było nam trzeba.

[Adrian] No to Rozier zaszalał i zdobył 23 punkty, ale naprawdę w tym meczu wyglądał rewelacyjnie, bo wychodziło mu praktycznie wszystko. W przeciwieństwie do Smarta i Ojeleye, którzy odpalali cegłę za cegłą – razem byli 2 z 14 zza łuku. Marcus w ogóle fatalnie wszedł mecz, bo zanim pojawiła się pierwsza kropla potu już miał 3 faule. No i Yabu, który w 7 minut był minus 14 – Stevens rezerwowym rzucił nawet na ratunek Morrisa i jakoś to dociągnęli.

[Timi] Trochę się zdziwiłem, że to było career-high Roziera, bo byłem przekonany, że kiedyś już ponad 20 punktów zrobił. Takiego chcemy go oglądać, zresztą dzięki niemu bostoński drugi unit zdobył łącznie najwięcej punktów w tym sezonie. Ojeleye mimo wszystko bardzo mi się podobał, bo choć rzuty nie wpadały to jednak był znacznie bardziej aktywny niż zwykle, czyli nie ograniczał się już tylko do stania w rogu.

[Adrian] W Power Rankingu ESPN jesteśmy na 1 miejscu, a najbardziej prawdopodobny Finał to GSW właśnie z Bostonem. Nie wiem czy to dobra wiadomości, bo po pierwsze nerdy z ESPN zawsze się mylą, a po drugie ja wole być underdogiem. Choć przy 16 zwycięstwach z rzędu, to już nikt nas nie lekceważy. Efekt zaskoczenia minął tak gdzieś przy 10 wygranej i teraz każdy spina dupę na mecz z Celtics.

[Timi] Zawsze do power rankingów podchodzę z rezerwą, choć to fajnie, że nie tylko u ESPN jesteśmy na pierwszym miejscu – no ale jak się tyle wygrywa to trudno o inne rozstrzygnięcia. Wstrzymam się natomiast z tymi predykcjami, bo ciężko po 1/4 sezonu stwierdzić, jaki finał jest najbardziej prawdopodobny. Przed nami jeszcze mnóstwo spotkań i miesięcy z NBA, a jak wiemy wiele się jeszcze może zdarzyć. Kto wie, może nawet Hayward wszystkich zaskoczy? Tak czy siak, może to i lepiej, że streak jednak przerwali nam zawodnicy Heat to też trochę teraz ciśnienie spadnie z bostońskich graczy.

[Adrian] Cleveland trochę ogarnęło kuwetę i grają mniej ujowo, niż na początku sezonu. Co nie znaczy, że grają dobrze. Za wcześnie mówić, że LBJ się skończył, ale Cavs chyba faktycznie w tej formule się wyczerpali. Kalendarz nadal mają łatwy, a pomimo tego bilans słaby. Wszyscy wyczekują powrotu na parkiet Thomasa. Coraz głośniej mówi się, że będzie on gotowy na styczeń, choć Cavs nie zamierzają niczego przyśpieszać. 25 grudnia i 3 stycznia grają wreszcie mecze z poważnymi drużynami, czyli pojedynek w Święta z GSW i zaraz po Nowym Roku z Bostonem. Tam jeszcze jest w połowie grudnia mecz z Wizards i to są najpoważniejsze sprawdziany zespołu z Ohio w pierwszej połowie sezonu. Bardzo bym chciał, żeby Thomas 3 stycznia wybiegł w Ogródku.

[Timi] Wiele wskazuje na to, że wybiegnie, bo w ostatnich tygodniach coraz mocniej trenuje i już słyszymy, że zaczął nawet jakieś treningi na kontakcie, więc ten powrót do gry przed Nowym Rokiem jest już całkiem możliwy. LBJ się nie skończył, właśnie ma za sobą m.in. takeover na Brooklynie, ale też Cavs cały czas mocno się męczą i mimo kilku wygranych z rzędu nadal mają najgorszą obronę w lidze. No ale dopóki James wytrzymuje te 36+ minut na parkiecie to Cavaliers skreślać nie można – tym bardziej, że oni sami dobrze wiedzą, o co grają i kiedy tak w zasadzie zaczyna się ten prawdziwy sezon.

[Adrian] Oczywiście, że dla nich liczy się tylko PO, ale mając taki bałagan w obronie, oraz dodatkowy defensywny balast jakim jest jeszcze niegrający Thomas, to ciężko uwierzyć, że nagle to ogarną. Kompletnie nie rozumiem po co z Lova robić środkowego? teraz nie gra Tristan, ale nawet jak był do dyspozycji trenera, to Kevin grał na C – przecież on na C to sie kompletnie nie nadaje. Rozumiem, że liga gra nisko, ale na C trzeba jednak mocno bronić, same zbiórki to nie wszystko. No, ale co byśmy nie mówili, to kłopoty Cavs cieszą.

[Timi] Już się słyszy, że Cavs mogą wymienić Tristana na DAJ, ale dla nas to akurat bardzo dobra wiadomość, bo to by znaczyło, że idą all-in, gdyż w grę ponoć miałby też wejść pick z pierwszej rundy. A sam DAJ może i różnicę zrobi, ale Thompson to był nasz kryptonit od lat, a na Jordana są sposoby. Jakby tego było mało, właśnie gruchnęła wiadomość, że Derrick Rose zastanawia się, co dalej – bez niego zaczęli co prawda wygrywać, ale to miał być ich super rezerwowy, a wyszło jak wyszło. Dopóki Thomas nie wróci, zostają teraz w zasadzie bez rozgrywającego.

[Adrian] Tristan i pick Cavs nawet odległy, to nadal IMO dużo za mało za Jordana. Bo aktualnie Tristana dopadła klątwa Kardashianów i jest cieniem cienia. Ja nie widzę w tym sensu dla Clippers, a i jestem pewien, że dużo lepsze oferty pojawią się w telefonicznych rozmowach z LAC. Natomiast sprawa Rosa to tylko i wyłącznie potwierdzenie opinii, że mentalnie on jest już po drugiej stronie. Mi go nawet nie jest żal, bo od kilku sezonów on opowiadał takie bzdury, że kiedyś musiało do niego dotrzeć, że kontuzje go zniszczyły i tyle.

[Timi] No sam pick Cavs pewnie nie wystarczy, tu być może trzeba by się nawet z pickiem Nets pożegnać, którzy co prawda jakoś bardzo nie imponują, ale korzystają chociażby na tym, że grają w jednej konferencji z Hawks czy Bulls. A jeśli Cavaliers byliby w stanie pożegnać się z tym pickiem toby fajne rzeczy dla nas znaczyło, dlatego jestem bardzo ciekaw, jak to się dalej rozwinie. No i skoro Clipps mieliby oddać DAJ to pewnie inni gracze też tam będą do wyjęcia, ale o tym bajzlu w Los Angeles zaraz jeszcze porozmawiamy.

[Adrian] To dalej o Wschodzie. Giannis miał atomowy początek sezonu – w październiku robił średnio 34 punkty na 63% i 40% zza łuku. W listopadzie jednak zwolnił, bo to już „tylko” 27 pkt, ale na 49% i 13% zza łuku. Pierwsza sprawa, to taka, że chyba trenerzy nauczyli się już tegorocznego Giannisa i coraz łatwiej zatrzymać go na ludzkich cyferkach, ale druga istotniejsza – w każdym tygodniu gra w 1-2 meczach po ponad 40 minut. Nie wiem czy nie jest zbyt eksploatowany przez Kidda. W pogoni za wynikiem, powoli acz systematycznie wyniszcza mu się organizm. Wyjazdowe mecze po 40 i 44 minuty w odstępie 48 godzin to nic mądrego, a Bucks i tak poza PO patrząc w tabele we wtorek.

[Timi] Nie wiem też, czy pamiętasz, ale Giannis nie zagrał na Eurobaskecie z powodu kontuzji kolana i teraz to kolano się właśnie odzywa. Nie jest to niby nic poważnego, Bucks chcą być po prostu ostrożni, ale jednak te duże minuty robią tutaj swoje. Plus doszedł też Bledsoe, więc to na pewno również oddziałuje na cały zespół Milwaukee. Mnie bardzo ciekawi, jak oni będą wyglądać po powrocie Jabariego, który widziałem już wsadza z góry na treningach.

[Adrian] Wtedy wydawało się, że ten powrót Giannisa do USA po konsultacji tylko z klubowymi lekarzami , to mocno naciągana sprawa, a jednak okazuje się, że coś było na rzeczy. To przypomnę jeszcze raz – dwa mecze w 48 godzin i najlepszy ich zawodnik z kłopotami z kolanem gra 84 minuty. Ktoś tam moim zdaniem upadł na głowę. Jabari jest już gotowy, ale obciążenia meczowe a treningowe to dwie różne dyscypliny sportu. Myślę, że jednak wróci najwcześniej na parkiety NBA za 3-4 tygodnie, no może w połowie grudnia, żeby złapać przetarcie przed świątecznymi spotkaniami.

[Timi] Wiesz, Kidd nigdy nie był zbyt rozsądnym trenerem. A jeszcze co do tych minut to jedna rzecz odnośnie Celtów jeszcze: akurat pod tym względem nasz Brad Stevens powoli nie ma sobie równych, bo bostońscy gracze grają bardzo rozsądne minuty i żaden z nich nie jest nadmiernie eksploatowany. Tutaj wychodzi też trochę ta nasza głębia, której miało nie być, a jednak jest.

[Adrian] Bo są sprawy ważniejsze niż jedna czy dwie wygrane w RS. Thibs pokazał całej lidze, że można się srać grając s5 po 42 minuty na mecz, ale w ogólnym rozrachunku będziesz w dupie, jak zawodnicy się połamią. Trochę wcześniej rozmawialiśmy o Derricku Rose – ja nadal twierdzę, że nie powinno być go już wtedy na parkiecie w wygranym meczu. To tak jakby Stevens kończył mecz z Orlando Irvingiem i Horfordem, gdy drugi skład zaczął tracić przewagę. Są rzeczy ważniejsze po prostu.

[Timi] Zgadzam się w stu procentach i nic więcej nie dodam, poza tym, że fajnie jest sobie tak rozmawiać tydzień po tygodniu i za każdym razem przynajmniej kilka razy naprawdę docenić to, jakim trenerem jest Brad Stevens.

[Adrian] Lecimy na Zachód. O co chodzi w Clippers? Zaczęli sezon dobrze, a teraz łamie ich w karku każdy. Gra wygląda beznadziejnie, nie ma Generała na parkiecie, to nie ma zespołu. Doc w Bostonie miał Rondo, był młodziutki, ale miał do kogo podawać, kogo kreować a to umie najlepiej, potem miał CP3 i znowu ktoś tę grę ustawiał. Teraz ma Austna, który w ostatnich meczach ma skuteczność jak Smart, a nawet słabiej. W przyszłym sezonie w Clippers może nie być żadnego Riversa.

[Timi] Brak generała raz, kontuzje dwa. Plus jakby nie patrzeć, z tych ich sześciu wygranych to aż cztery były z rywalami z niskiej albo bardzo niskiej półki jak Lakers, Suns, Hawks czy Mavs. Wypadł im teraz do końca sezonu Beverley, cały czas poza grą pozostaje Gallo (kto by się spodziewał?) i zostaje tylko trzymać kciuki, żeby Blake Griffin do nich nie dołączył. Rivers na gorącym krześle? Już się słyszy, że kilka zespołów chętnie przygarnie DeAndre Jordana, a mnie bardzo ciekawi, czy do wyciągnięcia byłby Lou Williams, który tam się jednak marnuje, a na przykład w Bostonie mógłby znów być świetnym rezerwowym.

[Adrian] Nie do końca kupuję wytłumaczenie z kontuzjami. Owszem teraz wypadł jeszcze Beverly, ale przegrywali hurtowo jeszcze z nim na pokładzie. Z Gallinarim też zaliczyli kilka porażek. Taki strzelec z ławki jak Lou to by nam się przydał i to bardzo. Obok defensywnej bestii jaka jest Smart – to byłoby niesamowite combo. Nawet on łapie się swoją pensja i wszystkimi koniecznymi warunkami w nasze DPE. Tylko kwestia taka, że LAC nie bardzo mają powodu, żeby go oddać. To musiałoby być kosmiczne trzęsienie ziemi w Clippers, żeby zburzyli to co jeszcze zostało. Brakuje im rozgrywającego, a przecież wiadomo, że Rozier jest nietykalny.

[Timi] Teraz trochę szkoda, że Doc już nie pociąga za wszystkie sznurki, bo może w ramach ostatniego aktu… Ale to fakt, Williams idealnie fituje w DPE i może po prostu Clippers chcieliby z powrotem swój pick w drafcie? Kosmiczne trzęsienie ziemi – może niekoniecznie, ale jeśli będą zmierzać bardziej w kierunku loterii niż playoffs (a na Zachodzie i przy takich problemach jest to coraz bardziej prawdopodobne) to przed trade deadline mogą po prostu szukać wymian, dostać coś sensownego i przy okazji trochę się osłabić, poprawiając swoje wyniki w tankathonie, który nota bene w tej formie odbywa się już po raz ostatni.

[Adrian] Tak jak w poprzednim sezonie lubiłem rzucić okiem na Houston, tak w tym sezonie to jest antybasket. Może po powrocie CP3 zaczną coś grać zespołowo, bo ta drużyna z samym Hardenem mecze wygrywa, ale przyjemności w oglądaniu dla kibiców innych drużyn w tym nie ma. Bardzo chcę zobaczyć kanonadę Houston, gdy obronę pod nich ustawi Stevens.

[Timi] Też czekam na starcie z Houston, ale podejrzewam, że kibice Rockets przyjemności z oglądania swoich pupili niekoniecznie potrzebują, jeśli są wyniki – no a ten atak Rakiet może i nie jest efektowny, ale na pewno efektowny – tylko Grizzlies zdołali ich (dwa razy!) w tym sezonie powstrzymać przed przekroczeniem granicy 90 punktów. A w trzecim meczu (swoją drogą, co jest z tymi terminarzami?), już po powrocie Paula, udało się w końcu Misie pokonać i to dość łatwo, bo… grali na wyjeździe, a pod tym względem nie ma w NBA lepszego zespołu.