#56 Bostoński Tygodnik

Pomysły są po to, żeby je realizować. Jakiś czas temu wpadła mi do głowy myśl, żeby w formie wymiany zdań z Timim pozostawiać w formie pisanej masę myśli jakie przebiegają przez głowę przy okazji meczów, czy też innych wydarzeń związanych z Celtami. Myśli są ulotne, naszych rozmów i rozważań na czacie nie widać już po godzinie plotkowania – dlatego taka forma zagości (myślę, że na stałe) na naszej stronie. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych pozornie bez znaczenia. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Może zaczniemy od absencji Thomasa w dwóch meczach. Bez Thomasa też jest życie, ale… niestety słabej jakości. Mecz z Nets był brzydki, niby wygraliśmy, ale chcę o nim jak najszybciej zapomnieć. Natomiast mecz z Filadelfią był już lepszy wizualnie, głownie dzięki grze przez 3 kwarty Horforda, ale skończył się małą kompromitacją. Inaczej nie mogę nazwać roztrwonienia kilkunastu punktowej przewagi i oklep od zbieraniny dzieciaków, bez swoich wiecznie kontuzjowanych gwiazd.

[Timi] Raz, że kompromitacja, a dwa że jednak z tych czterech meczów z Sixers liczyliśmy sobie jeszcze przed sezonem cztery zwycięstwa, a tu wyszło 3-1. Ale tak w zasadzie to powinniśmy chyba byli prędzej przegrać któryś z poprzednich pojedynków, bo teraz w niedzielę w Filadelfii wyglądaliśmy naprawdę nieźle grając bez Thomasa, aż do momentu końcówki trzeciej kwarty… Na Brooklynie udało się wygrać, bo świetny mecz zagrał Crowder, w Filadelfii też tak być powinno za sprawą Horforda, a tu rzeczywiście ci mało doświadczeni gracze Sixers wyjęli zwycięstwo – szkoda, bo przecież powinno zaprocentować nasze doświadczenie, właśnie szczególnie w takich starciach.

[Adrian] My byliśmy już myślami chyba przy spotkaniu z Wizards – co się niestety zemściło. Szkoda takich porażek, bo ucieka nam naprawdę fajny rekord sezonu, który mógłby być grubo powyżej 50 zwycięstw, czyli poziom zarezerwowany dla naprawdę dobrych ekip. Brak Thomasa to jedno, ale my naprawdę mamy kim grać, nawet jak go nie ma na parkiecie – to była tylko zbieranina młokosów z Filadelfii.

[Timi] No to fakt, ale to grubo powyżej 50 zwycięstw wciąż jest możliwe – po wygranej z Pacers zostało 10 meczów, a my mamy już 46 zwycięstw na koncie, więc jakby wszystko dobrze poszło to możliwy jest bilans na przykład 54-28. Tak czy siak, musimy się już chyba po prostu przyzwyczaić do tego, że takie mecze się niestety zdarzają i nie ma co się denerwować, bo nawet Cavs, Warriors czy Spurs przegrają kilka razy w sezonie w zaskakujący sposób. Jasne, że chciałoby się takich porażek jak najmniej, no ale Celtics to jeszcze nie jest ten poziom i ta drużyna – może w przyszłym sezonie, ale to zależy od tego, jaki wynik uda nam się zrobić w playoffs.

[Adrian] Wszyscy przegrywają, ale to nam zdarzają się wtopy z Suns czy Philą. Nie liczę porażek z takimi walczącymi o PO Denver, bo oni są w stanie wygrać z każdym – mają naprawdę dużo talentu. A nasze porażki ze słabiakami maja jeden wspólny mianownik – lekceważenie. Jednych lekceważymy od początku, innych pod koniec gdzie niby zbudowaliśmy przewagę – przeciwnik się rozpędzi i nagle budzimy się z ręką w nocniku.

[Timi] Przy czym tam w Phoenix to był po prostu nieszczęśliwy zbieg okoliczności, bo wszystko, co mogło złego się Celtom stać się tam właśnie stało, natomiast w Filadelfii zespół może nie tylko zlekceważył, co po prostu był myślami gdzie indziej. Wydaje mi się po prostu, że wciąż w naszej grze jest zbyt dużo luzu i ten luz spowodowany jest właśnie budowaniem takiej przewagi. Zawodnicy zamiast dobić wtedy przeciwnika to pozwalają mu się właśnie rozpędzić i stąd tyle już roztrwonionych przewag Celtics. Akurat jako kibice Bostonu jesteśmy do tego niestety przyzwyczajeni, bo to jest problem Celtów od lat. Wiadomo, że zdarzają się wielkie comebacki i to przeciwko naprawdę mocnym drużynom, no ale przeciwko nam comeback potrafią zrobić wszyscy – no ale tak jest, kiedy wciąż mamy problem z zagraniem dobrych 48 minut.

[Adrian] Jedno jest pocieszające przed PO – im lepszy przeciwnik, tym większa nasza koncentracja i tym lepiej reagujemy na jakieś kłopoty na parkiecie. Zdarzają się nam oczywiście przestoje w grze, ale ktoś zawsze szarpnie i jakoś potrafimy w większości takich ostatnich spotkań dokulać tą wygraną. Za niecały miesiąc zacznie się już inne granie i tam słabiaków nie będzie – wtedy powinniśmy wyglądać moim zdaniem lepiej, niż teraz w kilku spotkaniach z czerwonymi latarniami ligi.

[Timi] Jasna sprawa, ale też zazwyczaj w starciach z tymi słabiakami drużyny się nieco bardziej rozluźniają – sęk w tym, że te najlepsze potrafią wygrywać mimo tego, no a my jak widać jeszcze wśród tych najlepszych nie jesteśmy. Ale już blisko. No i to co mówisz to też prawda, bo nam rzeczywiście zdecydowanie lepiej się gra z tymi mocnymi zespołami i tam koncentracja jest znacznie większa, a w fazie play-off to już w ogóle będzie – mam nadzieję – walka na całego i każdy mecz powinien zostać przez Celtów potraktowany tak, jak gdyby to był mecz numer siedem.

[Adrian] Azja wrócił na spotkanie z Wizards i było o niebo lepiej. Kolejna bitwa za nami –  znowu było gorąco na parkiecie za sprawą Jenningsa i Roziera. Przy okazji muszę dodać, że od 2 kwarty, to było jedno z najlepszych widowisk jakie widziałem w tym roku za sprawą Celtów. Udało się nam ich pokonać i to bezdyskusyjnie. Nie było żadnych wątpliwości kto był lepszy. 2 seed na Wschodzie jest już tak blisko, że on musi być nasz. Ostatni raz tak wysoko byliśmy w 2009 roku, co ciekawe na 1 miejscu też było wtedy Cavs.

[Timi] Oj tak, od drugiej kwarty aż do końcówki – bo tam znów kilka głupich błędów i Wizards zeszli do sześciu punktów straty – było to jedno z najlepszych spotkań Celtics w tym sezonie i chyba najlepsze, jeśli chodzi o postawę na tablicach. Totalna dominacja w tym aspekcie, świetne zastawianie i naprawdę dobra gra po obu stronach parkietu (a dodam tylko, że graliśmy w zdrowym składzie). W sezonie zrobiliśmy 2-2, ale jestem optymistą przed ew. spotkaniem z Wizards w fazie play-off. Dlaczego? Bo Isaiah Thomas zagrał we wszystkich czterech meczach, a John Wall pojawił się tylko w Waszyngtonie. Drugi seed na wyciągnięcie ręki, a ten pierwszy wciąż realny.

[Adrian] Rozmawialiśmy w poprzednim Tygodniku, na kogo najlepiej trafić w ewentualnej drugiej rundzie PO. Ja zdecydowanie chciałem Wizards, tymczasem Toronto nie składa broni. A może inaczej – ostatnia forma Wizards pozwala Toronto ich skutecznie gonić, choć sami też grają w kartkę. Nie ma szans, żeby przewidzieć dziś, jak będzie wyglądać tabela po 82 spotkaniach.

[Timi] Raptors z jednej strony grają teraz bez Lowry’ego, a mimo to walczą o to, aby dogonić Wizards i naprawdę coraz bardziej martwię się przede wszystkim faktem, że dodali do składu PJ Tuckera, który spadł im jak z nieba. Takim kimś miał być DeMarre Carroll podpisany za wielkie pieniądze, ale przez problemy ze zdrowiem nigdy w Toronto nie był faktorem, a tymczasem PJ Tucker w zasadzie momentalnie dodał tej drużynie naprawdę sporo, dlatego jak wróci Lowry to będą jeszcze groźniejsi – jedyny problem taki, że przez uraz Lowry’ego nie udało im się i już nie uda zagrać dużych minut najlepszymi ustawieniami przed playoffs. No a co do Wizards to oni mimo tych dobrych wyników już od tygodni nie wyglądają tak dobrze jak te wyniki, no bo niby wygrywali na Zachodzie, ale z wielkimi problemami i po bardzo nieregularnej grze.

[Adrian] Czyli co? Wbijasz do mojego teamu #DawaćWizardsWDrugiejRundzie. Bo znowu to napiszę, Toronto jest dla nach chyba za silne – mają naprawdę ścianę wysokich pod koszem, a i na obwodzie mają kim grać – niech się Cavs wykrwawią z nimi w PO. No i jednak ten pojedynek z Wizards to zaczyna elektryzować już nie tylko kibiców z Bostonu, czy z Waszyngtonu – fani NBA widzą co się dzieje w naszych meczach w sezonie regularnym i oczekują prawdziwej wojny w PO. Nie ma się co dziwić, bo od wielu sezonów nie było prawdziwej rywalizacji drużyn, które za sobą nie przepadały. Zdarzały się rywalizacje, gdzie z przyczyn historycznych, kulturowych dwa miasta się nie lubią, ale tu ewidentnie zawodnicy mają do siebie „małe si” i chcą to rozwiązać na parkiecie. Gdyby to po jednym zawodniku z każdej drużyny miała do siebie jakieś „ale” – jednak co mecz i kto inny wszczyna awanturę. Widać jak na dłoni, że chcą sobie skoczyć do gardeł i chcę to zobaczyć. Chcę poczuć te emocje, które wychodzą poza czysty sport. Chcę przed pierwszym meczem w Ogródku usiąść i zaśpiewać „Dzisiaj jest wielki mecz, grają Biali i Czerwoni. Biali to jesteśmy my, oni to Czerwone psy.”

[Timi] Czy wbijam do tego teamu nie wiem, natomiast chyba rzeczywiście jakbym miał teraz wybierać to wolałbym Wizards – raz, że tak jak pisałem już wcześniej jestem optymistą, no a dwa, że w chwili obecnej to zdecydowanie Raptors wyglądają jak bardziej groźna drużyna. Dobrym dla nas scenariuszem byłoby więc, gdyby nam udało się zająć to pierwsze miejsce, a Raptors przegoniliby Wizards w tabeli i ci zajęliby czwarte miejsce na koniec sezonu, dzięki czemu bylibyśmy w drabince właśnie z drużyną z Waszyngtonu, samemu mając przy tym pierwszy seed.

[Adrian] Wprawdzie projekcje BPI pod koniec tygodnia dają nam już identyczny bilans na koniec sezonu jak Cavs, to jednak nadal oznacza to 2 seed na Wschodzie. Do jedynki może zabraknąć naprawdę niewiele. Natomiast Wizards najprawdopodobniej skończą na 4, bo kalendarz im nie sprzyja. A może inaczej – kalendarz sprzyja Raptors, którzy nie dość, że złapali meczowy rytm ostatnio i lecą z wygranymi, to jeszcze mają łatwych przeciwników, aż do ostatniej kolejki gdzie zagrają z Cavs. To chyba najmniej przyjazny dla nas scenariusz.

[Timi] Przy czym jak już mówimy o formie wszystkich drużyn to trzeba też powiedzieć o Cavaliers, którzy od tygodni mają fatalną po prostu defensywą i widziałem taki stat, że w ostatnich 13 meczach mają identyczny bilans jak… Brooklyn Nets (6-7). Dlatego te projekcje BPI mogą być, jakie są, ale fakty są takie, że Cavs nawet w pełnym już składzie wciąż nie wyglądają jak pewny kandydat do finałów, a co dopiero do teo pierwszego miejsca. Dlatego bijmy się o ten pierwszy seed, a potem po cichutku liczmy na Wizards w naszej części drabinki.

[Adrian] Skoro poruszyłeś temat Cavs – to tylko napomknę, bo szczegółowo o wielu statystykach zaawansowanych porozmawiamy  w kolejnym Tygodniku – Cleveland od ASW mają 2 najgorszy defensywny rating w lidze. Słabiej od nich grają tylko Lakers, którzy zwyczajnie chcą przegrać wszystkie mecze, żeby utrzymać pick w tegorocznym Drafcie. Coś złego stało się z ta drużyną, bo nieobecność Lova w kwestii obrony wytłumaczeniem nie jest.

[Timi] Nie to że coś, ale rok temu z Mozgovem nie mieli takich problemów… No a tak na poważnie to przecież to pozyskiwanie Boguta, a potem podpisywanie Sandersa to są przede wszystkim próby łatania tych dziur w obronie i są to próby desperackie. W ostatnich dekadach były bodajże tylko dwa zespoły, które zdołały zdobyć mistrzostwo mimo tak słabej obrony, a po raz ostatni udało się to Lakers jeszcze za czasów duetu Kobe-Shaq. I tak sobie teraz myślę coraz bardziej, że cokolwiek by LeBron nie robił to jednak przez te ostatnie tygodnie ta powtórka finału z ubiegłego roku chyba nie jest już taka pewna – ale poczekajmy jeszcze na pierwszą rundę i zobaczymy, jak tam będzie wyglądać drużyna LBJ’a.

[Adrian] Zostawmy już tę ewentualną drugą rundę PO – porozmawiajmy na kogo najlepiej trafić w 1 rundzie. Bucks, Heat, Pistons czy Bulls, choć Hornets będzie walczyć do końca, a na dole tabeli różnice są minimalne. Pomiędzy 7 a 10 miejscem jest tylko na dzień dzisiejszy 1 zwycięstwo różnicy. Wydaje mi sie, że najgorszy scenariusz to chyba Heat, natomiast najlepszy to Bulls, którzy skończą sezon bez Wade’a. Dobrze byłoby też zmierzyć się z Pistons, oraz Hornets, bo dobrze się nam z nimi gra. Bucks to dla mnie niewiadoma – z jednej strony dużo wysokich zawodników zdolnych zdominować nas pod koszem, a z drugiej Kidd jest dla mnie słabym trenerem i pomimo Giannisa wciąż nie jest w stanie zbudować dobrego – dla swojego niesamowitego zawodnika – systemu gry.

[Timi] Szczerze powiedziawszy nie myślałem zbytnio o tym rywalu, w sumie trochę jeszcze za wcześnie, ale jak miałbym wybrać to chciałbym w tej pierwszej rundzie mieć Pistons lub Bulls, bo Hornets jednak zdają się tracić grunt pod nogami. Pistons, bo tak jak wskazałeś, dobrze nam się z nimi gra, bo dobrze się z nimi matchupujemy (pomijając oczywiście Drummonda pod koszem), a Bulls, bo po odesłaniu Gibsona do Oklahomy nie straszą już tak bardzo pod koszem, no i Wade im wypadł, a on mimo wieku wciąż byłby w stanie wygrać swoimi wyczynami jeden czy dwa mecze w fazie play-off. Wolałbym uniknąć Heat, ze względu na to, że to po prostu ostatnio gorąca drużyna, choć bardzo chętnie zobaczę jak Stevens obnaża braki Whiteside’a w obronie, a Thomas robi dzięki temu po 30+ punktów w meczu. Tak czy siak, na kogo byśmy nie trafili to porażka byłaby po prostu ogromnym rozczarowaniem.

[Adrian] Nie dopuszczam nawet do siebie myśli, że moglibyśmy wyrwać klapsy w pierwszej rundzie. Patrząc na prognozy BPI to w pierwszej rundzie największe szanse mamy na Bucks 23%, Indiane 20%, Miami 18%, Pistons 14% i Bulls 12%. Pojedynek Stevensa z Kiddem dla mnie byłby bardzo fajny – z góry wiadomo kto jest lepszym trenerem. Natomiast zapomnieliśmy trochę o Indianie, o oni mają chyba niekorzystny kalendarz i faktycznie mogą być naszym potencjalnym rywalem. Wolałbym uniknąć Georga z ferajną – oba mecze w tym sezonie wygraliśmy, ale to nie jest najwygodniejszy dla nas przeciwnik.

[Timi] Akurat tak się złożyło, że ten trzeci mecz wypadł chwilę po tym, co napisałeś, no i mamy już 3-0, a więc Celtics wygrali wszystkie trzy mecze z Pacers w tym sezonie. Ja bym ich z chęcią w fazie play-off zobaczył, bo niby jest ten George, ale Pacers mają zdecydowanie najgorszy bilans meczów wyjazdowych wśród zespołów walczących o ósemkę i tylko jedenaście zwycięstw na koncie. A też wydaje mi się, że Celtics byliby w stanie wyrwać chociaż jeden mecz w Indianapolis, no i ten ostatni mecz Pacers w Bostonie pokazał, że PG13 może sobie nawrzucać sporo punktów, ale bez odpowiedniego wsparcia na niewiele się to zda.

[Adrian] Taki urok Tygodnika, że rozmawiamy sobie cały tydzień, a sytuacja  w lidze potrafi się zmienić. Z tym, że nawet po tym meczu zdania nie zmieniłem i Indianę wolałbym uniknąć. Potencjał Pacers jest bardzo duży, tylko chyba niewykorzystany przez trenera. Strzelb mają dostatek, pod koszem też kawał mięsa – tylko to nie gryzie na razie. Nie ma jednak co ryzykować, że obudzą się w PO. Jak już jesteśmy przy aktualnej (czyli na piątkowy poranek) sytuacji w tabeli, to Atlanta bez Millsapa przegrywa i mają już tylko 1 zwycięstwo więcej od 7 Indiany. To byłby chyba zdecydowanie najgorszy scenariusz dla nas. Wręcz koszmar, bo pomijając ubiegłoroczne PO, to my nadal z Atlanta gramy tak sobie. Millsap-Howard to para która jest w stanie nas zdusić na desce.

[Timi] Oj tak, z jednej strony chciałbym się zrewanżować Hawks za porażkę z zeszłego roku, ale również mam obawy o to, jak wyglądalibyśmy z nimi w starciu przede wszystkim na  tablicach. Chociaż z drugiej strony my od przerwy na All-Star Game wcale nie zbieramy tak źle jak wcześniej, a nasza defensywa krok po kroku szła w górę i jest już w top10 najlepszych w lidze pod względem efektywności. Tak czy siak, matchup z Hawks to coś, czego wolałbym jednak uniknąć i to jest zdecydowanie najgorszy chyba dla nas scenariusz, jeśli chodzi o pierwszą rundę. Ale oni na ósme miejsce chyba nie spadną, Millsap ma zaraz wracać, więc tym bardziej bijmy się o pierwszy seed!

[Adrian] Patrząc na rekordy, Boston to aktualnie 5 siła w NBA. Czy rzeczywiście jesteśmy silniejsi od Utah, Clippers, Memphis czy OKC? Chyba nie, jednak ten nasz rekord to trochę zasługa słabszego Wschodu. No ale rekord jest rekord i można się cieszyć, że tak szybko awansowaliśmy do Top5. Choć osobiście wolę znaleźć się w Top4, czyli zaliczyć ECF.

[Timi] A ja postawiłbym bostońską drużynę ponad Grizzlies, Thunder i chyba także Jazz, może gdzieś na równi z Clippers, choć będąc niemiłym dla Riversa powiem, że też ponad ze względu na przewagę na ławce trenerskiej. Masz oczywiście rację, że pomaga nam granie na Wschodzie, ale jak sami dobrze wiemy, to jest NBA i tu nie ma, że zwycięstwa są dane z góry – patrząc na statystyki to w naszej konferencji mamy bilans 29-13, a z zespołami Zachodu to jest 26-13.

[Adrian] Ponad Memphis i OKC? Odważnie – ja wiem, że wygraliśmy oba spotkania z Memphis, ale to chyba nadal nie świadczy, że w serii mielibyśmy dużo większe szanse od  nich. Natomiast pragnę przypomnieć, że One Man Army z Oklahomy zlało nas w obu spotkaniach. Teraz gdy maja jeszcze Gibsona, to w ogóle bałbym się serii z nimi. Obie te organizacje jednak nadal stawiam ponad nami – szczególnie Miśki które w PO potrafią zagryźć każdego.

[Timi] Wszystko prawda, natomiast w 7-meczowej serii nie bałbym się postawić pieniędzy na Celtics w starciu z jedną czy drugą drużyną. No bo właśnie sęk w tym, że jak my złapiemy dobry rytm i wszystko działa dobrze to też jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Grizzlies już dwa razy w tym sezonie pokonaliśmy i myślę, że to byłby naprawdę fajny pojedynek w fazie play-offf, gdyby była możliwość takiego pojedynku – dwie drużyny grające twardy basket i często wręcz gryzące parkiet, natomiast to chyba Celtics mieliby w tej serii najlepszego gracza po swojej stronie. A co do Thunder to rzeczywiście poprzez dodanie Gibsona oni bardzo fajnie wzmocnili się pod koszem i chyba rzeczywiście lepiej, że gramy jednak na Wschodzie i nie trzeba będzie już chyba mierzyć się z Westbrookiem w tym sezonie.

[Adrian] Brooklyn Nets w marcu zanotowali do tej pory 4 zwycięstwa, to tyle samo co w grudniu, styczniu i luty razem – na szczęście wcześniej przegrali tyle spotkań, że chyba wciąż możemy być spokojni o 1 seed przed Draft Lottery. Jednak do końca sezonu jeszcze kilka spotkań wygrają, bo ktoś mozę odpuścić. Mają o 6 wygranych mniej od Lakers i na dzień 22 marca 12 spotkań do rozegrania. Przy założeniu, że Lakers przegrają wszystko do końca, Nets musza wygrać jeszcze sporo spotkań, żeby nam popsuć humory – chyba niemożliwe.

[Timi] Chyba niemożliwe, ale też widzę coraz więcej kibiców Celtics, którzy zaczynają się już naprawdę martwić. Tak jak jednak mówisz, nawet jeśli Lakers przegrają już wszystko do końca – a można chyba założyć, że wygrają co najmniej raz, może dwa razy – to Nets musieliby w tak krótkim czasie wygrać naprawdę sporo spotkań. Jeremy Lin znów ma problemy zdrowotne i choć Brooklyn ma stosunkowo łatwy terminarz to jednak nie wydaje mi się, aby Lakers zdołali ich „dogonić”, bo ta „przewaga” Nets zrobiona w poprzednich miesiącach była po prostu zbyt duża.

[Adrian] Nie zgadzam się, że Nets mają stosunkowo łatwy terminarz – moim zdaniem mają trudny. Łatwe mogą być spotkania z Orlando, ale reszta… Dwa spotkania z Atlantą, która ma tylko 3 zwycięstwa przewagi nad 9 w tabeli Pistons, mecz z wspomnianym Pistons, dwa spotkania z Chicago, które nadal walczą o PO pomimo kontuzji Wade’a i mają 2 zwycięstwa straty do 8 miejsca, mecz z Bostonem i dwa spotkania z nieobliczalna Filadelfią. Z 10 meczów jakie zostały im do rozegrania w 5 mierzą się z drużynami, które walczą o PO – ciężko przypuszczać, że ktoś odpuści. My też zawalczymy, a Phila… Phila pokonała ich już w tym sezonie dwa razy i moim zdaniem pokona ich przynajmniej jeszcze raz. No może te mecze z Chicago – one są na samym końcu – jak Chicago straci szansę na awans do PO – to odpuści.

[Timi] Tyle tylko, że zarówno Hawks, jak i Pistons spisują się ostatnio słabo, podobnie zresztą jak mocno nieregularne Chicago. 76ers z kolei to też niewiadoma, no bo oni są w stanie zagrać znakomite spotkanie jak z Mavericks, powalczyć jak w starciu z Celtics, ale też przegrać ze słabymi Magic. Dlatego bardzo ważne będzie, abyśmy mu po raz kolejny upiekli już te dwie sławne pieczenie i nie dali zwycięstwa Nets, no bo jeśli się okaże, że Lakers rzeczywiście nie mają zamiaru już wygrać w tym sezonie to Nets przy odrobinie szczęścia mogą trochę kibiców Celtics poddenerwować.

[Adrian] Ray Allen bez zaproszenia na spotkanie mistrzowskiego składu Boston Celtics z 2008 roku. Dla mnie to głupie i małostkowe. Kompletnie bez sensu i mam nadzieje, że ktoś się opamięta i odpuści takie niskie chwyty. Ray Ray jest częścią tej drużyny, która dała nam tyle radości, to co stało sie później nie ma żadnego wpływu na sukces w 2008 roku.

[Timi] Nikt nie kwestionuje tego, że był ważną częścią tej drużyny, natomiast ja na to patrzę trochę inaczej – to nie jest spotkanie organizowane przez Celtics, to spotkanie organizowane przez zawodników z tamtego składu. A większość tych zawodników nie chce świętować z Rayem, bo uważają, że przechodząc do Miami Heat ich „zdradził”. No i też nie wiemy jednak wszyscy, że Allenowi niekoniecznie było po drodze z tamtym zespołem i nie był aż tak zżyty, bo jest samotnikiem i chodzi raczej własnymi ścieżkami.

[Adrian] Zostawmy już tą mistyczną „zdradę”. Minęło już od tamtego czasu sporo lat i pewne rzeczy są zwyczajnie głupie. Choć z drugiej strony, być może właśnie teraz dowiemy się dokładnie, o co poszło wtedy w szatni Bostonu. Bo ten „foszek” Allena nie wziął się raczej z sufitu. Jednak nie przekonałeś mnie – Ray Ray był jedną z najważniejszych postaci tamtego sukcesu i brak zaproszenia dla niego jest dziecinny.

[Timi] Czas leczy rany, ale najwidoczniej nie w tym przypadku – a też wszyscy zapominają jednak, że tamten zespół to była najbardziej czysta forma zespołu i ci najbardziej ze sobą zgrani utrzymają kontakt do dziś. Allena w tym gronie nie było, a swoim odejściem do Heat chyba tylko potwierdził, że nie było mu z nimi po drodze. No to teraz nie jest im po drodze i ja to rozumiem, bo to nie jest spotkanie organizowane przez Celtów, tylko przez zawodników. A jeśli kogoś nie lubisz, bo uważasz, że wbił ci nóż w plecy – jakkolwiek górnolotnie to brzmi i jakkolwiek jest to dziecinne, bo przecież takie ciągnące się latami spory to nic dobrego – to go po prostu nie zapraszasz na swoją imprezę.

[Adrian] Doc Rivers jest łączony z Orlando Magic. On wprawdzie to dementuje, ale… Clippers na naszych oczach się rozpada. Zawodnicy w wywiadach mówią, że nie maja pojęcia co się dzieje ze składem. Nie potrafią wygrać z bardzo przeciętnymi drużynami. Dwaj najwięksi gwiazdory maja opcję zawodnika i wszystko powoli wskazuje na to, że w razie niepowodzenia (szanse na powodzenie w PO oceniam na 10%) – ta drużyna w lipcu przestanie istnieć w takim składzie osobowym. Dla nas oznacza to wyścig po Griffina, czyli chyba brakujące ogniwo do naszej s5, żeby Cavs przestali być przeciwnikiem poza zasięgiem.

[Timi] Griffin powinien tym bardziej zwrócić się w kierunku Bostonu, choćby z jednego tak banalnego powodu, o którym już  tam wyżej pisaliśmy – chodzi mi oczywiście o fakt, że Boston gra na Wschodzie. Clippers rzeczywiście się rozpadają, Chris Paul chyba nigdy tej drugiej rundy nie przeskoczy, natomiast jeśli rzeczywiście chcemy iść po Griffina to koniecznie trzeba zrobić nie tylko 50+ zwycięstw, ale też przejść drugą rundę i zameldować się w ECF, pokazując tym samym Griffinowi – ale i innym wolnym agentom – że tu w Bostonie naprawdę niewiele już brakuje, aby skoczyć nawet dalej. Głównie dlatego tak ważne jest naprawdę zrobić w tym sezonie dobry wynik.

[Adrian] Skok po Griffina oznaczać będzie rezygnację z RFA dla Olynyka, a może i jeszcze jakieś inne ustępstwa personalne. No ale to zmartwienie dla sztabu Celtów, bo wiemy, że tam jest kilku zdolnych. Natomiast rzeczywiście nie wydaje mi się, żeby Griffin chciał zostać na Zachodzie jeśli postanowi odejść z LAC. Tyle lat bił głową w mur i nigdy żadnego Finału nie widział, że chyba ma już świadomość, iż na Wschodzie z nim Boston jest praktycznie równorzędnym rywalem dla Cavs. Dla nas dokładnie ta osoba jakiej potrzebujemy, dla niego szansa na kilka Finałów. Ma 28 lat – idealnie wpisuje się w wiek aktualnych Celtów, czyli jakieś 5 szans na pierścień. Nigdzie nie będzie tak łatwo dać sobie szansę na walkę o mistrzowski tytuł.

[Timi] Dlatego trzeba chyba trzymać kciuki za to, aby Clippers nie pograli sobie w fazie play-off zbyt długo, a Griffin miał jeszcze potem okazję obejrzeć Boston Celtics w akcji. Mnie się wydaję, że te 48 zwycięstw, jakie zrobiliśmy w zeszłym sezonie to nie było wystarczająco, aby przekonać Ala – tam potrzeba było jeszcze fajnej wizji i pokazania fajnej przyszłości w Bostonie. Teraz natomiast, jeśli będziemy przekonywać Griffina to już raczej nie wizją, ale tym, co mamy – no i tu jeszcze raz powtórzę, że trzeba mieć czym przekonywać, a więc trzeba zrobić dobry wynik, a taki dobry – i przede wszystkim przekonujący – wynik to co najmniej awans do finałów konferencji.

[Adrian] „Co najmniej awans do finałów konferencji” – Timi! Spokojnie, bo wykraczesz! A wiesz, że Twoja Klątwa to nic dobrego :D Zalogujmy się w 2 rundzie i tam powalczmy. Jeśli będziemy mieli szczęście i dostaniemy tam Wizards to faktycznie możemy poważnie myśleć o ECF, ale w innym przypadku bedzie ciężko. Swoją drogą – ciekawe czy Gryf też jest fanem Brady’ego, a może lubi Aerosmith. No ktoś go będzie musiał kaperować, a Boston oferuje sporo możliwości.

[Timi] Klątwa klątwa, ja po prostu rzucam co się musi stać, żebyśmy mieli naprawdę spore szanse na wyciągniecie tego Griffina. Bo wiesz, on tę drugą rundę playoffs to zna na pamięć, grając z Paulem. A co do kaperowania Griffina to jedna jedyna rzecz mnie martwi w kontekście jego ewentualnego przejścia do Bostonu – Blake trochę już wszedł w przemysł filmowy itp. a pod tym względem nie ma jednak lepszego miejsca niż Los Angeles. Przy czym oczywiście filmami może zająć się po zakończeniu kariery koszykarskiej, a tą w bardzo fajny sposób rozwinąć sobie w Bostonie.

[Adrian] No fakt – zagrał kilka epizodów w Hollywood, głownie w serialach jako on sam, czyli ciekawostka na planie filmowym. Tylko jak tak bliżej się przyjrzeć kiedy najwięcej – to większość w latach 2011-2014 kiedy był największy hype na Lob City. W ostatnich latach, chyba za sprawą odwiecznych kłopotów z przejściem 2 rundy Hollywood już nie patrzy tak łakomie na potencjał wizerunkowy Gryfa. No, ale to mam pomysł – tym razem wraz z naszą ekipą powinien do Los Angeles na rozmowy udać się Matt Damon.

[Timi] A niech leci Matt, niech zabiorą też Brady’ego i niech przekonują tego Griffina, bo on naprawdę mi się bardzo ładnie widzi w Bostonie obok Horforda i pod Stevensem. No a jak już chce pisać fajne historie filmowe to powinien pogodzić się z tym, że dla Clippers happy endu nie będzie, natomiast w Bostonie pisze się naszych oczach bardzo przemiła powieść.

[Adrian] Avery Bradley dostał w tym sezonie swoją pierwszą nagrodę – na The Vertical Wojnarowskiego, Chris Mannix nadał mu tytuł „THE MOST UNDERRATED PLAYER”. Trudno się nie zgodzić, piszemy o tym od dawna, że Avery to cichy i niepozorny zabójca. Mannix to nie jest anonimowy pismak, to dość wpływowa osoba w środowisku NBA i mam nadzieje, że to przełoży się na awans Bradleya do którejś z piątek All-NBA.

[Timi] Oj, wydaje mi się, że na trzecią piątkę All-NBA nie ma szans – może gdyby nie było tej przerwy i Bradley przez cały sezon grał tak świetnie jak w tych pierwszych tygodniach sezonu. Co nie zmienia oczywiście faktu, że Avery jest niedoceniany, przede wszystkim jako gracz ofensywny, bo w ostatnich latach naprawdę się pod tym względem rozwinął i jest już bardzo dobrym two-way graczem, będąc jednym z najważniejszych ogniw bostońskiej drużyny. Jak dla mnie to Bradley jest graczem do pierwszej piątki mistrzowskiej drużyny i w związku z tym powinien dostać znacznie większe uznanie niż tylko łatkę defensywnego specjalisty.

[Adrian] No chyba ta łatka tylko defensywnego specjalisty odchodzi właśnie na naszych oczach w tym sezonie, bo bardzo dużo komplementów płynie z ust samych zawodników. Avery może drużynie dać bardzo dużo w ataku i wiele ekip się o tym przekonało. Z zawodników którzy oddają przynajmniej 5 rzutów zza  łuku Avery ma 8 skuteczność. W dzisiejszej NBA to jest skarb. Do tego dokładamy cała furę zbiórek i jest to przepis na zawodnika, którego nie można pominąć w rozważaniach – czy warto mieć go u siebie.

[Timi] Dziś czy warto mieć go u siebie, a jeszcze wczoraj czy jest przepłacony. Realia w tej lidze zmieniają się naprawdę szybko i trzeba tutaj pochwalić przede wszystkim samego Avery’ego za ten rozwój, jaki zrobił w ostatnich latach, kiedy my cały czas myśleliśmy, że to już jego sufit. A on nadal się rozwija i nadal może być jeszcze lepszy, będąc przy tym znakomitym dla Celtics weteranem. Powiem Ci szczerze, że przez te wszystkie lata Bradley stał się jednym z moich ulubionych graczy i naprawdę trudno jest mi go sobie wyobrazić gdzieś indziej niż w Bostonie. A tak swoją drogą, to czytałem ostatnio, że Bradley ze swoją grą może się lepiej „starzeć” od Thomasa. Myślisz, że tak rzeczywiście może być i że jest miejsce dla A.B. w Bostonie w razie gdy z draftu postawimy na kolejnego guarda?

[Adrian] Dla Avery’ego miejsce będzie, nawet jak zawita do nas Fultz – dla Thomasa też, uprzedzając ewentualną riposte. Nie jesteśmy na etapie, gdzie można sobie pozwolić na eksperymenty w s5, do walki trzeba rzucić wszystko co sie ma najlepszego, lub co najlepszego można złowić na rynku. AB nie trzeba łowić, jest w Bostonie i jest na doskonałym kontrakcie.  Oczywiście podniesiony zostanie argument, że trzeba będzie ich przedłużyć i dać tłusty kontrakt, a przecież jest Luxury Tax. No jest i co z tego. Wycliffe, czyli jeden z naszych właścicieli popularnie nazywany Wycem będzie płacił ten podatek z uśmiechem na ustach. Nie dlatego, że lubi go płacić – tylko dlatego, że to mu się opłaca. Gdy kupował z przyjaciółmi i rodziną naszą organizację zapłacili 360 mln, po 15 latach wartość Celtów wg Forbesa to 2,2 miliarda dolarów. Dzięki temu, że Boston zdobył mistrzostwo, dzięki temu, że ta przebudowa poszła błyskawicznie i dzięki temu, że nie oszczędzał na Luxury Tax gdy była szansa na sukcesy on rok w rok jest teoretycznie bogatszy o prawie 125 mln dolarów. To po co mu szukać oszczędności w Luxury? Sukcesy i dobra gra przekłada się na większe pieniądze od telewizji regionalnej, bo nowy kontrakt z CSNNE będzie gruby, większą sprzedaż koszulek, czapek i szalików również poza USA, bo takie Chiny dają coraz więcej pieniędzy do kasy NBA i poszczególnych klubów. Jeśli drużyna gra bardzo dobrze, to ceny biletów szybują. Tu posłużę się przykładem Lakers – różnica w przychodach z biletów tym sezonie a średnią z ostatnich 5 sezonów z Kobym to 72 mln dolarów. 72 miliony rocznie mniej w kasie, gdy drużyna nie ma gwiazdy i gdy popada w przeciętność, a to tylko pieniądze z biletów – jak kibica nie ma na hali, to nie kupi frytek, skrzydełek, popcornu i piwa – to kolejne straty. Inny przykład to Wizards, oni też grają dobrze, ale to w Bostonie jest większy hype na NBA za sprawą wcześniejszych sukcesów – średnia cena biletu w Waszyngtonie jest o 18 dolarów mniejsza niż w Bostonie, choć to dużo większa metropolia – licząc ok 50 spotkań (bo z PO i preseason na pewno tyle będzie) to Celtics zarabiają na samych biletach rocznie więcej o 16 mln. Te 16 mln Wyc może przeznaczyć na Luxury Tax. Każdy dzień meczowy w fazie Play Off to w NBA oznacza ok. 2,5 mln dolarów zysku z biletów, dodatkowych reklam, koszulek okolicznościowych, jedzenia i napojów.  No rozpisałem się, ale mam nadzieje, że piewcy tezy, że Boston będzie unikał Luxury Tax zrozumieją, że to się w NBA nie opłaca, bo sukcesy przynoszą zyski dużo większe niż oszczędności na składzie.