Raptors pokonani, zagramy z Cavs!

To miało być pożegnanie z TD Garden w tym sezonie i ostatni mecz przed własnymi kibicami w obecnych rozgrywkach, ale jak dobrze wiemy już od wczoraj Celtowie wrócą do Ogródka jeszcze co najmniej dwa razy, tak samo jak i zawodnicy Cleveland Cavaliers. Wiemy już to na 100% gdyż podopieczni Brada Stevensa nie kalkulowali (a może po prostu wolą grać z Cavs?) i po zaciętym pojedynku pokonali Toronto Raptors 95:93. Gdyby pojedynek ten zakończył się wynikiem odwrotnym Koniczynki miałyby duże szanse, żeby wpaść w pierwszej rundzie na Hawks i przesunąć się jedną pozycję w górę draftu, gdyż swój mecz wygrali także Pacers, ale to już nieistotne. Zagramy z drużyną LeBrona Jamesa i to będą piękne pojedynki!

Co do samego spotkania – można powiedzieć – na szczycie Dywizji Atlantyckiej to przyniosło ono mnóstwo emocji, ale ja osobiście zadaję sobie jedno pytanie po jego zakończeniu. Jak to się stało, że Celtics zdołali je wygrać? Raptors trafiali swoje rzuty na lepszym procencie, zdobyli więcej punktów z pomalowanego, trafili więcej osobistych (tu akurat różnica marginalna) a także częściej znajdowali drogę do kosza po rzutach zza łuku a mimo to przegrali swoje spotkanie. Ba, prowadzili w pewnym momencie nawet 15 punktami. Czyżby rodzynek z Kanady chciał ominąć Cavaliers w drugiej rundzie? Nie spekulujmy, Celtów to nie dotyczy. Nie zagrali oni co prawda wybitnego spotkania, ale znów przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść w samej jego końcówce. Koniczynki od lutego grają w 4 kwartach rewelacyjnie i to, że w tym okresie są jedną z 4 najlepszych drużyn w lidze nie jest przypadkiem. Wrócę jeszcze do mojego pytania. To nie jest tak, że chcę odebrać zasługi Celtom, gdyż tak naprawdę to wygrali oni to spotkanie dzięki świetnej grze na atakowanej tablicy. Zebrali oni aż 17 piłek z deski Toronto co pozwalało im na ponawianie akcji i oddawanie większej ilości rzutów. Bostończycy popełnili także zdecydowanie mniej strat od swoich rywali (14:20), ale w tym elemencie do rekordu sezonu oczywiście daleko.

etblok

Swoje wielkie chwilę w tym meczu miała przede wszystkim dwójka Marcus Smart i Jae Crowder. Ten pierwszy skończył dwie świetne akcje z góry a w końcówce trafił bardzo ważny rzut za 3, który pozwolił Celtom doprowadzić do remisu po 87. Rookie z Oklahoma City był w tym meczu zarówno efektowny jak i efektywny. Zdobył co prawda tylko 9 punktów, jego skuteczność też delikatnie mówiąc nie powalała, ale dołożył do swojego dorobku jeszcze 5 zbiórek, 3 asysty, 2 bloki i przechwyt. Drugim z bohaterów niewątpliwie był Jae Crowder. Były skrzydłowy Mavericks trafił na niespełna sekundę przed końcem spotkania rzut decydujący o 39 zwycięstwie swojej drużyny w sezonie. Umówmy się – to nie był łatwy rzut.

Jest w polskiej ekstraklasie piłkarskiej taki zawodnik Stojan Vranjes – nie jakiś wybitny, ale też nie słaby. Gdzieś kiedyś w internecie przy okazji dyskusji o tym zawodniku natknąłem się na określenie, że gra typowego stojana – na stojąco, byle się nie zmęczyć. W nocy w Ogródku takich typowych stojanów nie było, był za to typowy Evan. Turner zagrał tak jak zdołał nas w tym sezonie do tego przyzwyczaić. Bardzo solidne 14 punktów, 9 asyst i 7 zbiórek i oczywiście do tego aż 7 strat. Ten gość równie często zachwyca co irytuje. Czy ktoś zasłużył jeszcze po tym spotkaniu aby o nim wspomnieć?  Mi nikt w oczy się nie rzucił, ale powiem szczerze – chciałem po prostu żeby ten mecz jak najszybciej się skończył. Podobnie będzie dzisiaj z Bucks. Z każdą akcją będę odliczał czas do końca tego meczu. W weekend zagramy w Play Offs, znowu! Po roku przerwy. Jestem podekscytowany, oby „król” był nagi.