Pogrom w Cleveland

Celtics na pewno szybko będą chcieli zapomnieć o ostatnim wyjeździe do stanu Ohio. We wczorajszym meczu w Q przegrali z Cleveland Cavaliers 110:79, a już po trzech kwartach przegrywali 42 punktami. To był nokaut drużyny Davida Blatta poprowadzony z chirurgiczną precyzją przez LeBrona James i Kyriego Irvinga. Celtics zostali w szatni, niezły mecz dostając w zasadzie tylko od Brandona Bassa. Boston tym samym wciąż pozostaje dwie wygrane za miejscem playoffowym. Tutaj możecie znaleźć boxscore, a tutaj galerię zdjęć z tego spotkania. W nocy ze środy na czwartek Celtics grają back-to-back z Utah Jazz w Ogródku, a 6 marca zaczynają trasę wyjazdową wizytą w Nowym Orleanie.

Kendrick Perkins powiedział LeBronowi ile znaczyłoby dla niego zwycięstwo nad klubem, z którym zdobył mistrzostwo NBA, a przynajmniej na to wyglądało, kiedy obaj przed spotkaniem zatrzymali się na dłuższym niż zwykle przedmeczowym uścisku. MVP James w każdym razie wyglądał, jakby wyszedł na parkiet z misją wygrania dla Perka, albo dla kogokolwiek innego, będąc od pierwszych akcji najlepszym graczem na planecie.

Po wymianie standardowych uprzejmości w postaci trafionych trójek z obu stron pierwszych minutach i wyniku koło dwucyfrowego remisu Cavs wzięli i przejęli mecz. Run 16:2 od połowy pierwszej kwarty wyprowadził gospodarzy na dwucyfrowe prowadzenie, które sukcesywnie powiększali w kolejnych częściach gry dochodząc do +25 do przerwy i +42 na koniec trzeciej kwarty. W czwartej na parkiecie nie pojawił się żaden z graczy, którzy zaczęli spotkanie w pierwszych piątkach swoich drużyn.

Obok Jamesa, który 21 ze swoich 27 punktów rzucił w pierwszej połowie, z dobrej strony pokazał się Kyrie Irving, który miał 18 punktów z dziesięciu rzutów, w tym dwie trójki oraz grę w post-up i większość ze swojego dorobku w 17 minut pierwszej połowy. Siedmiu Kawalerzystów, cała pierwsza piątka, była w double-figures. Szybki atak, uruchamiany długimi podaniami w pierwsze tempo po przejęciu piłki w obronie (na przyłożenie) to była ta rzecz, która pozwoliła gospodarzom rzucić 61 w dwie kwarty.

Celtics nie mieli się nawet czego złapać po tym jak rzucali poniżej .300 przeciwko plus .500 Cavs i przegraniu desek 27-18 i wciąż jesteśmy w pierwszych 24 minutach gry. Po przerwie pojawił się Gigi Datome, trafił trójkę, miał 7 punktów i 5 zbiórek, tyle wypada powiedzieć o drugiej połowie.

Celtics wyglądali przez moment jak drużyna Brandona Bassa (15 punktów, 5 zbiórek), bałem się tego kilka dni temu oglądając fragment innego meczu i niech każdy sam sobie odpowie co to znaczy. W starciu z drużyną, która z dużym prawdopodobieństwem będzie drugą w Konferencji Wschodniej po sezonie regularnym, ma defensywę w połowie stawki, ale już czwarty atak, Boston wyglądał bardzo przeciętnie, zupełnie przeciwnie niż w poprzednich meczach, w których dał nam nadzieję na playoffy. Martwi mnie także ratowanie spotkań Isaiahem Thomasem, który jest po prostu głupi. Wiem, może to niektórych urazić i to nie ja byłem graczem tygodnia Konferencji Wschodniej, ale Thomas to Nate Robinson 2.0, co nie wystawia mu najlepszej rekomendacji. Gość odpala rzuty z kosmosu i kompletnie zatrzymuje grę zespołową. Miał być wzmocnieniem w grze pick’n’roll a jedyne co daje to głupie trójki i straty.

Mecz do zapomnienia.