Traders wyraźnie ulegają Hawks

Celtics przegrali z Atlantą Hawks 105:91. Dla przyjezdnych było to dziesiąte zwycięstwo z rzędu, co więcej, odniesione bez odpoczywających Kyle’a Korvera i Ala Horforda. Hawks tym samym nie przegrali meczu koszykówki od świąt Bożego Narodzenia, a w dwóch ostatnich odpoczęła ich cała pierwsza piątka – w środowej wygranej przeciwko Philadelphia 76ers nie zagrali Jeff Teague, Paul Milsap oraz DeMarre Carroll. Po stronie Bostonu zabrakło trzech nowo pozyskanych graczy, Nate’a Robinsona, Tayshauna Prince’a i Austina Riversa, których przyszłość wciąż jest nieznana, choć w barwach Celtics raczej nie zagrają. Boxscore znajdziecie tutaj, natomiast galeria z tego spotkania do obejrzenia tutaj.

Gospodarze słabo zaczęli mecz i pozwolili odskoczyć Hawks na kilka punktów już pierwszej kwarcie. Przerwa na żądanie trenera Stevensa i wpuszczenie na boisko Kelly’ego Olynyka i Marcusa Thorntona rozruszało trochę szeregi Bostonu i pozwoliło doprowadzi do remisu po 24 na koniec Q1. Zwłaszcza Olynyk pokazał się tu z dobrej strony rzuciwszy 7 ze swoich 12 punktów w pierwsze sześć minut na parkiecie. Potem nie było już tak dobrze, Kelly dołożył tylko trójkę i wsad, a w czwartej kwarcie nie oddał nawet rzutu z gry.

W drugiej kwarcie Hawks za sprawą równej gry całej drużyny (Mike Scott i Kent Bazemore z ławki) zrobili +12, które pozwoliło im spokojnie kontrolować przebieg wydarzeń. Celtics w tak zwanym międzyczasie pokazywali jak źle można grać w koszykówkę. Poważnie, nie patrząc na statystyki a na samą grę to spotkanie było w naszym wykonaniu fatalne. Nic się nie kleiło, piłka nie krążyła, obrona nie istniała. Szczytem wszystkiego były dwa posiadania Hawks, w których wymuszali switche Celtics tak, żeby Jeff Teague grał na Brandona Bassa. Teague najpierw rozpędził się z kilometra i minął Bassa tak lekko jakby przejeżdżał rowerem obok przystanku autobusowego, a zaraz potem trafił rzut sprzed twarzy Brandona po dwóch czy trzech kozłach w miejscu.

Są pewne granice.

Właśnie ta lekkość gry Hawks poraża, w porównaniu z siermieżną grą w wykonaniu Bostonu. Atlanta bez większego wysiłku, robiąc blowout w drugiej kwarcie wygrywa mecze na Wschodzie, na Zachodzie, w domu i na wyjeździe. Widzieliśmy to już, Spurs są mistrzami NBA. Taka jest różnica pomiędzy drużyną tankującą (czy też handlującą, zwał jak zwał, Danny) a liderem Konferencji Wschodniej.

Radzę się przygotować, bo takich spotkań będzie więcej. Danny przejmuje władzę nad draftem, trener Stevens co rano sprawdza kim będzie dzisiaj grał:

Trzy następne mecze z Bulls, Clippers i Blazers. Have fun :)