Blazers wygrywają w Ogródku

Ósma porażka sezonie stała się faktem po przegranej czwartej kwarcie w domowym spotkaniu z Portland Trail Blazers. Celtics byli nieznacznie lepszą drużyną w pierwszej połowie, ale na dystansie całego spotkania nie dali rady rywalom i 94:88, siódme zwycięstwo z rzędu, jedzie do Oregonu. Następny mecz dopiero w piątek, do Ogródka przyjeżdżają Chicago Bulls.

Boston nie był faworytem tego spotkania, ale też nie ma się czego wstydzić. Solidna obrona przeciwko czwartemu atakowi w lidze, zatrzymanie go poniżej 100 punktów, oraz dobre momenty w ataku mogły cieszyć.

BOXSCORE

Pierwsza połowa upłynęła bez fajerwerków i sprowadziła koszykówkę do najprostszej analizy, żadne tam zawiłości taktyczne, czyli do trafiania rzutów. Celtics grali co prawda nieźle w obronie, ale w tych dwóch kwartach bez historii wszystko rozeszło się o te trzy trafione rzuty z gry więcej na pięć punktów +5 do przerwy.

Dobrze grał Rajon Rondo (13 pkt, 8 as, 6 zb, 2 prz), który był agresywny, atakował obręcz na 5/7 z gry (i z pomalowanego) w pierwszej połowie. Takiego Rajona chcemy oglądać jak najczęściej. Damian Lillard i Wes Matthews nie wytrzymywali na nogach, pomoc też przeważnie nie docierała, bo LaMarcus Aldridge nie jest rim-protectorem, a Robin Lopez był wyciągany daleko przez stretchujących Jareda Sullingera (19 pkt, 3/9 3PT, 7 zb, 4 as) i Kelly’ego Olynyka. Po zmianie stron Rondo trafił już tylko jeden rzut, ale za to rozdał 6 asyst. Także Jeff Green (19 pkt, 7/16 FG) był aktywny, ścinał ze słabej strony, biegał do kontr i trafił swój jedyny rzut za trzy. Takiego Jeffa, efektywnego, chyba też najbardziej potrzebujemy.

W trzeciej kwarcie zanosiło się na przejęcie meczu, Celtics świetnie wymuszali straty (aż 6 Portland w tej części gry), ale dało to tylko dwa punkty z kontrataku (przestrzelony dwutakt Geralda Wallace’a w kontrze tego przykładem). Szkoda, bo pomimo tych strat, Blazers po raz pierwszy w meczu wyszli na prowadzenie, a na przełomie kwart zanotowali run 10:0, który przeszedł w 17:5 na początku Q4 i pozwolił przejąć inicjatywę.

Boston zaczął ostatnią odsłonę od spudłowania 12 z 14 rzutów, w tym trzech z rzędu czystych pozycji Avery’ego Bradleya. W ostatnich dwóch minutach podopieczni Brada Stevensa prawie wrócili, dwoma kolejnymi trójkami zmniejszyli stratę do czterech punktów, ale dobra defensywa w ostatnich akcjach pozwoliły gościom dowieźć zwycięstwo do końca.

Cieszy fakt, że udało się powalczyć o wygraną z drużyną, która celuje w playoffy Konferencji Zachodniej. Celtics mają upside, może już niedługo zaczną wygrywać takie końcówki. Niezłe mecze dała pierwsza piątka, minus zerowy dorobek z gry Kelly’ego Olynyka. Niezłe zmiany Evana Turnera (10 pkt, 5 zb, 3 as), Brandona Bassa (w trzeciej kwarcie) i Geralda Wallace’a (po bronionej stronie parkietu) to też zawsze jakiś plus. Poza szukaniem pozytywów, należy jednak pemiętać, że to piąta porażka w ostatnich sześciu meczach. Rywali do zwycięstwa poprowadzili LaMarcus Aldridge (20 pkt, 14 zb) i rezerwowy Chris Kaman (16 pkt, 8 zb).