Boston Celtics pokonali we własnej hali Charlotte Bobcats i były to dobre zawody Zielonych. Cała pierwsza piątka zanotowała dwucyfrowe zdobycze punktowe, a Rajona Rondo godnie zastąpił Phil Pressey. Co ciekawe, Boston był gorszy niemal w każdej statystyce. Popełnił niemal dwa razy więcej strat, wyraźnie gorzej dzielił się piłką i gorzej zbierał. To co jednak zapewniło zwycięstwo zawodnikom z Beantown, to skuteczność. Blisko 52% z gry, 48% zza łuku i bezbłędna dyspozycja z linii rzutów wolnych na pewno robi wrażenie. Gościom za to wyraźnie zabrakło Kemby Walkera, gdyż Luke Ridnour nie do końca wypełnił lukę po błyskotliwym rozgrywającym Rysi.
1 kwarta
Spotkanie otworzył jumper Jeffersona, na który tym samym odpowiedział Sullinger. Pojedynek tej dwójki szykował się na zdecydowanie najciekawszy match-up wieczoru. Boston zaliczył udany start trafiając obie trójki (Sully i Bradley). Akcją 2+1 popisał się Michael Kidd-Gilchrist i gra nieco się uspokoiła. Bardzo dobrą kwartę rozgrywał Avery Bradley, który był gorący jak Kasia Cichopek po udziale w Tańcu z Gwiazdami (czyli nie all-star, ale do klepnięcia!). Po cichym starcie przebudził się Green i trafił swoje dwie próby. Bass wysłał na plakat McRobertsa, pokazując mu, że to nie jest sport dla białasów, a obie drużyny kontynuowały wymianę ciosów. Ułanska fantazja poniosła Bradleya, który wrzucił alley-oopa jak do kolegi na Orliku. Na drugą Kasię Cichopek wyrastał nam Green, ale to Rysie cieszyły się z minimalnego prowadzenia.
2 kwarta
Corner-three Olynyka po asyscie Presseya po raz kolejny utwierdziło nas w przekonaniu, że ta dwójka dobrze ze sobą współpracuje. Po chwili Kanadyjczyk dołożył kolejne trafienie zza łuku i Danny pewnie wykonał asekuracyjny telefon do Stevensa. Obie drużyny trafiały jak w transie i dopiero przerwa w grze nieco ostudziła towarzystwo. Świetne asysty rozdawał Phil Pressey i w jego grze brakowało tylko punktów. Przewinienie w ofensywie umiejętnie wymusił Sullinger, jednak w meczach takich jak ten zdecydowanie nie warto ryzykować zdrowia. Świetnym podwojeniem zakończonym przechwytem wylegitymował się Bradley, jednak kontry nie wykończył Pressey. Pierwszą połowę zakończył tip-off Sulliego i Celtics minimalnie prowadzili.
3 kwarta
Po bogatej sekwencji fauli i niecelnych rzutów, pierwsze punkty zdobył Brandon Bass, a akcję and one dorzucił Green. Boston objął kilkupunktowe prowadzenie i część kibiców pewnie nerwowo wierciła się przed monitorem (nie żeby było ich wielu). Po trójce dołożyli Bradley z Presseyem i Bobcats musieli się naprawdę trudzić, żeby trzymać dystans i nie dać odskoczyć graczom z Massachusetts. Jednak po świetnym zagraniu Presseya w obronie, kontrze Olynyka i rzucie technicznym Baylessa, przewaga Zielonych wyniosła już 9 punktów i zaczynało się robić gorąco. Z taką stratą zawodnicy z Charlotte schodzili przed czwartą kwartą i Boston musiał zagrać naprawdę słabą ostatnią odsłonę, żeby dać się pokonać w tym meczu
4 kwarta
To co Celtics zaczęli w połowie trzeciej kwarty, kontynuowali w czwartej. Szybkie, składne kontry połączone z uważniejszą obroną zaowocowały powiększeniem prowadzenia. Bobcats jednak rzucili się do rozpaczliwego odrabiania strat, a Celtowie do rozpaczliwego trwonienia przewagi. Run 10-0 w wykonaniu graczy Jordana spowodował, że wrócili do gry i jeszcze wszystko się mogło zdarzyć (piosenka Anity Lipnickiej jest swoistym hymnem Celtics w końcówkach spotkań). Trójka Hendersona doprowadziła do remisu i od tej pory wszystko rozbijało się o jedno posiadanie piłki. Wielką trójkę rzucił Sullinger, a Douglas-Roberts był faulowany przy swojej własnej, co poskutkowało trzema punktami z linii. Gdy już zwolennicy tankowania zaznali chwilę spokoju ducha, Celtowie włączyli obronę rodem z PO. Trójkę dorzucił Bradley, a kluczową piłkę zebrał Pressey. Rzuty osobiste po intencjonalnym faulu wykorzystał Sullinger i Bobcats mieli ostatnią szansę na doprowadzenie do remisu. Trójkę przestrzelił jednak Pargo (nie wiem co za geniusz rozpisał zagrywkę na tego ogórka, gdy mógłby to być Henderson lub Neal) i Celtowie dowieźli wygraną.
HOT: Jeff Green trafił 8 ze swoich 11 rzutów.
NOT: Jerryd Bayless spudłował wszystkie swoje rzuty i zakończył mecz z zerową skutecznością z gry (0-4FG)
5 rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Niezłe, równe zawody Jeffa Greena, a to można o nim rzadko powiedzieć. Iron-Man regularnie punktował na przestrzeni całego spotkania i uzbierał 18 oczek na niezłej skuteczności
- Phila Presseya, który dobrze wykorzystał większy wymiar minutowy. Popularny Prezes co prawda nie błyszczał w zdobywaniu punktów, ale twardo bronił (3 przechwyty) i rozdał 13 asyst przedniej urody. Solidne double-double
- Dobry mecz pierwszej piątki. Wszyscy zaliczyli dwucyfrowe zdobycze punktowe i pozostawili pozytywne wrażenie…
- … W przeciwieństwie do ławki rezerwowych. Tylko Kelly Olynyk zaprezentował się na miarę swoich możliwości, zwłaszcza w ofensywie
- Zwycięstwo. Być może jest ktoś, kto wie jaki był powód wygrania tego spotkania, ale na pewno nie ja. Szkoda, bo istnieje teraz realna szansa wyprzedzenia przez Jazz. Przed nami w końcu jeszcze mecz z Phily, a i reszta naszych przeciwników to nie potentaci.
Następne spotkanie to wycieczka do Wąchocka USA, czyli Cleveland. Czy Irving i spółka również zagrają na naszych marzeniach o Parkerze / Wigginsie? A może sami przedłużą sobie agonię pt. „nadzieja na PO”? Przekonamy się już jutro.