Home Sweet Home…

Dzisiejsze spotkanie było wyjątkowe i niepowtarzalne. Nie chodziło w nim nawet specjalnie o wynik i zwycięstwo. Do Bostonu powrócił bowiem duet, który kilka lat temu dał nam mistrzostwo. Paul Pierce i Kevin Garnett wybiegli tym razem w czarnych trykotach i od razu dostali owacje na stojąco. Żaden z nich nie zagrał wielkiego meczu, ani nawet niezłego meczu. Niezmiernie miło jednak było patrzeć na powrót tej dwójki do TD Garden, czyli tam gdzie prezentują się najlepiej. Samo spotkanie zdecydowanie mogło rozczarować (zwłaszcza postronnego widza) i dostarczyło niewiele emocji.

 

 BOXSCORE | GALERIA

1 kwarta

Mecz rozpoczął wygrany tip-off Kevina Garnetta, po którym bostońska publiczność nagrodziła go gromkimi brawami. Podobnie było po pierwszej oddanej trójce Pierce’a, kiedy wśród publiczności przeszedł donośny jęk zawodu, zupełnie tak jakby The Truth ciągle był naszym zawodnikiem. Wydawało się, że emocje były zbyt intensywne i zawodnicy obu drużyn spudłowali swoje pierwsze kilka prób z gry. Marazm przerwała dopiero trójka Wallace’a i akcja 2+1 Rajona Rondo. Swój pierwszy rzut przestrzelił również Big Ticket, a wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. 4 minuty Siatek bez punktu zdecydowanie były bardziej pokłosiem ich indolencji rzutowej aniżeli żelaznej defensywy Celtics. Przerwa na żądanie Kidda przyniosła zamierzony skutek i Nets zanotowali szybki run 9-2, zbliżając się na jedno posiadanie piłki. Końcówka pierwszej kwarty odsunęła się jednak zupełnie w cień za sprawą tribute-video dla KG, którą doskonale podsumowała kolejna porcja braw i uroniona łza Garnetta.

2 kwarta

Przed drugą częścią spotkania przyszła pora na kolejne tribute-video, tym razem dla Kapitana, The Truth, Paula Pierce’a. Emocji nie było mniej niż w przypadku KG, a Ogródek huczał jeszcze długo po jego zakończeniu. Na samym parkiecie nie działa się zbyt wiele, a obie ekipy wyraźnie miały problemy z regularnym zdobywaniem punktów. Duże minuty z ławki po raz kolejny otrzymał Phil Pressey, jednak jego skuteczność w tym spotkaniu pozostawiała wiele do życzenia. Tak naprawdę żaden Celt nie grał na miarę swoich możliwości, zwłaszcza po atakowanej stronie parkietu. W tym momencie gry nasza skuteczność oscylowała w okolicach 20%. Końcówka kwarty mogła należeć do Paula Pierce’a, ale celowy faul popełnił Brandon Bass (narażając się przy tym części kibiców zgromadzonych na sali, ale również tym na chacie). Floatera przestrzelił Livingston i Celtowie na przerwę schodzili z jednopunktową stratą przy stanie 35-34

nets

3 kwarta

Drugą odsłonę meczu otworzył Jeff Green, który nie potrafił wykończyć lay-upa sam na sam z koszem. Chwilę później swoje pierwsze punkty w spotkaniu zdobył Pierce, rzucając celnie po swoim firmowym stepback jumperze. (Nie)stety w następnej akcji musiał uznać wyższość Jareda Sullingera, który popisał się już drugim kapitalnym blokiem w tym spotkaniu. Przechwyt zaliczył Green i wykończył akcję efektownym wsadem. Zapędy Bostończyków ostudził duet Anderson-Johnson, trafiając swoje rzuty zza łuku. Brooklyn odskoczył na dwucyfrową liczbę oczek. W międzyczasie byliśmy świadkami sympatycznego obrazka – Garnett i Rondo pokazali, że nadal są dobrymi kumplami i pomimo rywalizacji potrafią się uśmiechać i wygłupiać w trakcie spotkania.

4 kwarta

W szeregach Celtics wreszcie obudził się Kelly Olynyk, który najpierw trafił bardzo ciężki rzut, a następnie dostał się na linię rzutów osobistych. Szybką i skuteczną penetrację dołożył Pressey i przewaga podopiecznych Jasona Kidda stopniała o kilka punktów. Celtowie dalej kontynuowali swoją pogoń i w tym momencie ich gra mogła już się podobać. Dobrze grą kierował Rondo, a duet Wallace-Johnson zaliczył ładną kontrę połączoną z backdoorem tego drugiego. Nets odpowiedzieli trójką Jeta, ale i na to zawodnicy z Bostonu znaleźli ripostę. Kidd chyba poczuł, że pali mu się grunt pod nogami i poprosił o kolejną przerwę. Kolejny rzut, tym razem zza łuku, trafił CJ i po raz kolejny dobrze wykorzystał swoją szansę. Wydawało się, że Celtowie są w stanie doprowadzić do dogrywki, jednak głupią stratę popełnił Rondo. Przechwyt zaliczył Garnett i wykończył kontrę wsadem jedną ręką. Celtowie podnieśli się jeszcze po tough-shocie Bassa. Jednak faulowany Joe Johnson trafił swoje rzuty osobiste i odesłał mecz do zamrażarki.

5 rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Paula Pierce’a i Kevina Garnetta! Duet ten po raz pierwszy wrócił do Ogródka i miejmy nadzieję, że jeszcze przyjdzie im tu zagrać niejeden raz. Może i nawet ponownie w zielonej koszulce?
  2. Niemrawą pierwszą połowę. Żadna z drużyn nie przekroczyła 35 punktów po dwóch kwartach gry, a pierwsza kwarta przyniosła najmniej spośród wszystkich meczów NBA w tym sezonie
  3. Niezłego Chrisa Johnsona. CJ znowu pokazał się z dobrej strony i dał energię z ławki. Co na to Ainge?
  4. Biernego Brada Stevensa. To kolejny mecz, w którym mam wrażenie, że coach przeciwników jest o wiele bardziej aktywny i bardziej żywo reaguje na wydarzenia na boisku.
  5. Idącego w pewnym momencie na  triple-double Rajona Rondo. Cyferki mogą być tu mylące, bo nie było to wielkie spotkanie RR9, niemniej jednak zaprezentował się on z dobrej strony i możemy być zadowoleni z tego jak stopniowo wraca po rocznej przerwie w grze. Tylko Rajon –  zróbże coś z tą skutecznością!

Następne spotkanie już pojutrze w Madison Square Garden!