Czy Celtics powinni zgłosić się po Haywarda?

Nie jest żadną tajemnicą, że Brad Stevens jest wielkim zwolennikiem talentu Gordona Haywarda. Podczas swojej kariery w NCAA wiele razem przeszli, a sam Gordon był uważany za najlepszego zawodnika drużyny prowadzonej przez Stevensa. Napisali razem kawał pięknej historii i coach Celtów na pewno oddałby sporo, żeby zobaczyć obecnego zawodnika Utah Jazz właśnie w Bostonie. Jednak czy jest to dobry pomysł? Nie ukrywam, że do popełnienia tego tekstu skłoniły mnie ostatnie dyskusje na stronie, w których opinie są mocno podzielone. Niemniej jednak spora część kibiców Celtics głośno domaga się transferu Haywarda i wielkiego pojednania ze Stevensem. Zastanówmy się czy jest to najlepsze wyjście dla organizacji.

Gordon Hayward to zawodnik mogący grać zarówno na pozycji shooting guard jak i small-forward. Na obu tych pozycjach odnajduje się naturalnie i sprawuje się dobrze. Jest zawodnikiem bardzo uniwersalnym, posiadającym dobry rzut i ponadprzeciętne IQ boiskowe. Jest jedną z tych osób, która potrafi na parkiecie zrobić te wszystkie rzeczy, których się od niego wymaga i na które aktualnie jest zapotrzebowanie. To z pewnością bardzo dobra laurka dla zawodnika i gdyby tylko ona świadczyła o słuszności transferu, to w tym momencie moglibyśmy zakończyć rozważania i powitać Haywarda w Bostonie z otwartymi rękami. Jednak jak to w życiu bywa, nie wszystko jest takie proste.

Podstawowym obostrzeniem jest tutaj niesamowita płynność finansowa drużyny z Salt Lake City. Posiadają oni tak wiele rookie kontraktów, że są w stanie pozwolić sobie na zaoferowanie Haywardowi nawet 12-13mln za sezon. Wyobrażacie sobie, żeby jakikolwiek zawodnik nie będący all-starem dostawał w Bostonie takie pieniądze? Niestety Gordon nie jest zawodnikiem będącym w top5 na swojej pozycji, obojętnie czy oceniamy tutaj pozycję 2 lub 3. Jestem pewien, że Danny na pewno będzie chciał uniknąć płacenia takich pieniędzy zawodnikowi bądź co bądź tylko „bardzo dobremu”, zwłaszcza że ma już przykre doświadczenia chociażby z Greenem i Bassem. Jeżeli więc zakładamy, że wymiana z udziałem Haywarda ma się odbyć jeszcze przed trade-deadline to niejako na nasze barki spada ciężar negocjowania z  Gordonem jego późniejszej umowy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że oddajemy za Haywarda Bradleya (a zapewne jeszcze kogoś), a potem go odpuszczamy i zostajemy z niczym. A zapewniam Was, że na rynku jest wielu GMów, którzy są zdolni słono przepłacić byłego zawodnika Butler. Ktoś powie, że Hayward może zgodzić się grać za mniejsze wynagrodzenie, żeby pozostać u boku Brada Stevensa. Nie jestem Haywardem i nie wiem jak zareaguje, ale mogę Wam zapewnić jedno. W najlepszej lidze świata jeszcze nikt nie grał za cukierki.

121710_1on1_hayward
Uważam, że o wiele lepszym rozwiązaniem jest poczekanie do końca sezonu i ewentualny transfer sign’n’trade. Będziemy wtedy mądrzejsi o kilka miesięcy obserwowania zawodników biorących udział w potencjalnej wymianie. Na wierzch mogą wypłynąć również kontuzje i wypadki losowe. Jednak i tutaj, w mojej opinii, Boston stoi na bardzo słabej pozycji. Nie mamy po prostu możliwości pozyskania Haywarda w taki sposób, aby nie stracić dużo potencjału aktualnie tkwiącego w drużynie. Wyobrażacie sobie, żeby Jazz w ogóle rozważali jakąkolwiek paczkę od Celtów, w której nie byłoby kogoś z dwójki Bradley / Sullinger? Najmniejszym wymiarem kary byłoby zapewne coś na wzór Olynyk + picki + wyrównanie kontraktów z obu stron. Jeżeli będziemy chcieli im przekazać kogoś z dwójki Green / Bass to wtedy Utah przekaże nam Marvina Williamsa, albo Richarda Jeffersona. Jak już wspomniałem na początku, Jazz są po prostu w zbyt dobrej sytuacji finansowej i mogą dowolnie kręcić nosem i wertować oferty za Haywarda. A na koniec tego wszystkiego mogą puścić Celtics przysłowiowego „prztyczka w nos” i zaoferować Gordonowi kontrakt na poziomie 12-13mln za sezon.

Nawet pomijając aspekty ekonomiczne nie jestem przekonany czy Hayward jest właśnie tym zawodnikiem, który jest w stanie zbawić drużynę z Massachusetts. Gordon w tym sezonie rzuca na o wiele gorszej skuteczności od Bradleya. 4% z gry i niemal 7% zza łuku (!) to naprawdę kolosalna różnica, zwłaszcza że Bradley jest o wiele lepszym obrońcą i do tej pory był postrzegany głównie jako zawodnik jednowymiarowy. Zdaję sobie sprawę, że może być to częściowo pokłosie brania ciężaru gry na siebie i niemożności gry Haywarda obok boku rasowego rozgrywającego. Wtedy zapewne mógłby on oddawać więcej rzutów z czystych pozycji strzeleckich. To wszystko przemawiałoby do mnie, gdyby nie fakt że przecież Bradley w tym sezonie też nie miał okazji gry u boku Rondo, a większość swoich rzutów kreował on sobie kozłem po zasłonie.

W mojej opinii sprawa Haywarda jest o wiele bardziej złożona niż wiele osób sądzi. To nie jest typowy no-brainer. Jak zaznaczyłem wcześniej – jego transfer na pewno wiązał by się z utratą wielu cennych aktywów, które tak skrzętnie gromadzi Ainge. Istnieje również ryzyko bycia pupilem Stevensa, który będzie trzymał Haywarda na boisku na dobre i na złe. Istnieje ryzyko przepłacenia. Trochę tego za dużo.

Poza tym odpowiedzcie sobie na pytanie. Czy nie lepiej w spokoju odkładać picki i za rok zgłosić się po gwiazdę z krwi i kości? Minneapolis dla Kevina Love’a robi się już za ciasne. Kevin Durant coraz wyraźniej widzi, że z obecną polityką OKC może nigdy nie założyć pierścienia na palec. Boston nigdy nie był ziemią obiecaną dla wolnych agentów. Ale jeśli Danny zrobi naprawdę odważny i mocny ruch transferowy, to któryś z GMów może zdecydować się na oddanie swojego franchise-playera. Ale warunek jest jeden. Nie rozmieniamy się na drobne i nie oferujemy więcej niż możemy za zawodników typu Hayward.