Powrót Jedi z Waszyngtonu

Podobnie jak w trylogii George’a Lucasa byliśmy wczoraj świadkami Powrotu Jedi w wykonaniu Walla i jego kolegów, z którymi moc była w czwartej kwarcie wyjątkowo silna. Jeżeli prawdziwych facetów faktycznie poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale jak kończą, to po tym meczu Zieloni muszą chyba spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie na kilka naprawdę ważnych pytań (bynajmniej nie inspirowanych pytaniem Laski z „Chłopaki nie Płaczą”). Celtowie znowu zagrali fenomenalną pierwszą kwartę i konsekwentnie kontynuowali dzieło zniszczenia. Jednak gdzieś w połowie trzeciej kwarty Brad Stevens prawdopodobnie otrzymał telefon od Danny’ego z przypomnieniem o tegorocznej misji zespołu. Od tej pory w grze trzymała nas już tylko fantastyczna dyspozycja rzutowa Bradleya. Dziury na obwodzie skrzętnie wykorzystywał Ariza, reszta Jedi z Waszyngtonu również wyraźnie poprawiła swoją grę i koniec końców dowieźli oni zwycięstwo z zapasem punktowym. Wizards legitymowali się o wiele lepszą skutecznością zza łuku (bez nazwisk, panie Green). Zanotowali dodatkowo dwa razy więcej przechwytów (dość powiedzieć, że sam Wall uzbierał ich więcej niż cała nasza drużyna) i ponad trzy razy więcej bloków. Jeżeli dodamy do tego kilka głupich strat w końcówce to już mamy pełen obraz sytuacji.

 

Brandon Bass

Bass chyba zaczął się starać od momentu, kiedy jego osoba zaczęła pojawiać się regularnie w plotkach transferowych. Wystraszony Brandon zagrał bardzo dobre spotkanie i muszę oddać mu dobrą grę pod koszami, nieustępliwą obronę i przede wszystkim cztery asysty, które w jego przypadku są czymś dużym („No Pass Bass”). Solidne double-double i wiele zaangażowania to jest to, co chcemy oglądać każdego wieczora

11pt (4-9FG), 11rb, 1stl, 1blk, 4as

 

Gerald Wallace

G-Force zanotował bezbarwne spotkanie, co w jego przypadku można wręcz uznać za pochwałę. Ostatnimi czasy nie prezentuje bowiem nic ciekawego (poza mało efektownymi video-bombami), a momentami wręcz powoduje opad rąk. Wczoraj wtopił się w tło razem ze swoimi kolegami z ławki rezerwowej, którzy myślami chyba ciągle byli przy podawaniu bidonów. Przynajmniej trafił większość (3 na 5) rzutów z gry i rozdał 3 piłki.

6pt (3-5FG, 0-1 3pt), 2rb, 2as

 

Vitor Faverani

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Wysoki, broda, hiszpański akcent. Podobno spędził wczoraj niemal 8 minut na boisku.

2pt (1-1 FG)

 

Avery Bradley

Bradley znowu w świetnym wydaniu rzutowym. Praktycznie samodzielnie trzymał nas w grze podczas końcówki trzeciej i w czwartej kwarcie, gdzie zdobył samodzielnie 14 punktów pod rząd dla Celtics, pudłując tylko jeden raz. Bardzo cieszy jego świetna dyspozycja w ofensywie. Pytanie tylko jak to się przełoży po sezonie na jego żądania finansowe. Do skutecznej gry po atakowanej stronie parkietu dołożył również klasową obronę na piłce. Był to kolejny mecz, w którym mogliśmy porównać jak łatwo krycie na zasłonach gubi Crawford, a jakim plastrem jest Avery.

26pt (12-18), 5rb, 2stl

 

Courtney Lee

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Często widywany w towarzystwie wysokiego brodacza z hiszpańskim akcentem. Po spudłowaniu wszystkich rzutów z gry, zniknął na dobre.

0pt (0-3FG)

 

Jordan Crawford

Solidne spotkanie w wykonaniu Jordana, jednak bardzo dwubiegunowe. Dobra wizja gry i aż 8 asyst oraz kilka naprawdę niezłych wjazdów pod kosz. Z drugiej strony słaba obrona i aż 5 strat, w dużej mierze po nieudanych próbach dryblingu. Jednak tych dobrych momentów było więcej niż złych. Jeżeli ograniczy liczbę strat do tej sprzed kilku spotkań to nadal możemy mówić o jednym z najmocniejszych punktów zespołu.

11pt (5-11FG), 3rb, 8as, 5TO

 

Jeff Green

Jego dyspozycja rzutowa za trzy punkty w tym spotkaniu przypominała bilans walk stoczonych przez Marcina Najmana w zawodowym ringu. Poza pojedynczymi przebłyskami pod koniec pierwszej odsłony spotkania Jeff właściwie przeszedł obok meczu i absolutnie nie wyglądał jak nasza pierwsza opcja w ataku. Green potrzebuje chyba lekkiego wstrząsu i przyspieszonej terapii szokowej, gdyż ciężko mówić tutaj o gorszym spotkaniu – to już „gorsza” seria spotkań. Coraz mniej osób wierzy w Jeffa i życzę mu (oraz nam) przełamania.

13pt (4-13FG), 2rb, 1as, 1blk, 1stl

 

Jared Sullinger

Świetne double-double w wykonaniu Sullingera. Razem z Bassem odpowiadali za najwięcej zbiórek na boisku, jednak Sully zebrał aż 5 piłek pod koszem przeciwnika, co przełożyło się na second-chance points. Razem z Bradleyem odpowiadali niemal za połowę wszystkich punktów zdobytych tego wieczoru przez Bostończyków. Jared kontynuuje swoją dobrą grę i wydaje się, że jeśli ominą go kontuzje (a wczoraj serce na moment zadrżało) to problem na pozycji numer 4 mamy rozwiązany na lata.

22pt (9-18FGT), 11rb, 1as, 1stl

 

Kris Humphries

Jedyny zawodnik z ławki rezerwowych, który pozostawił po sobie naprawdę dobre wrażenie. Kris walczył pod oboma koszami i spełniał wszystkie swoje zadania bardzo dobrze. Dokonał bardzo dobrej selekcji rzutowej i zdobył niezłe 8 punktów na wysokiej skuteczności (co w jego wymiarze czasowym było sumą wysoką). Tradycyjnie zanotował kilka zbiórek, ale i również 3 asysty. Oby tak dalej.

8pt (4-6 FG), 5rb, 3as

 

Phil Pressey

Gorzej niż Humphries, ale jednak ciągle bez większych zarzutów. Pressey po raz kolejny potwierdził, że jest typowym pass-first rozgrywającym z doskonałą wizją gry i dokładnym podaniem. Jako jedyny obok Bradleya nie gubił również notorycznie obrońców Wizards na zasłonach. Nie zanotował także żadnej straty. Niestety Phil w blisko kwadrans gry nie oddał ani jednego rzutu, co może być spowodowane jego brakiem pewności siebie, oraz cegłami z poprzednich spotkań. Jeżeli w tej materii nic się nie zmieni, to faktycznie jeden Nate Robinson w lidze wystarczy.

0pt (0-0FG), 5as, 1stl

 

Kelly Olynyk

Ostatni z elitarnego klubu „Ktokolwiek Widział Ktokolwiek Wie”. Ostatnio widziany przy budce z hot-dogami razem z wysokim brodaczem i kolesiem z przepaską na głowie. A miało być tak pięknie.

0pt (0-3FG), 1rb, 1as

 

MVP:  Avery Bradley

X-Factor:  Jared Sullinger

6th Man: Kris Humphries

Najlepszy obrońca: Avery Bradley

Największe zaskoczenie:  Festiwal rzutowy Bradleya w końcówce

Największe rozczarowanie: Elitarny Klub Ktokolwiek Widział Ktokolwiek Wie

Bohater najlepszej akcji: Moje alter-ego na shoutboxie