Marshon Brooks przed sezonem przychodził jako jedyny “chciany” zawodnik z wymiany z Brooklyn Nets. Wielu kibiców bostońskiego klubu z entuzjazmem powitało Marshona w Beantown. Wydawałoby się, że takiego zawodnika Celtics właśnie potrzebują. Jest to bowiem nie tylko bardzo dobry strzelec, ale właściwie jedyny zawodnik w naszym rosterze (obok Jeffa Greena), który potrafi zagrać skuteczną izolację i wykreować sobie czystą pozycję do rzutu. Również i sam zawodnik wydawał się podekscytowany przeprowadzką, gdyż w Brooklynie nie mógł liczyć na wystarczającą liczbę minut, grając u boku Joe Johnsona, a teraz również i Pierce’a, Terrego, czy Livingstona. Z deszczu pod rynnę? W dotychczasowych 10 spotkaniach zagrał łącznie oszałamiającą liczbę 10 minut, z czego w większości z tych spotkań nie zawitał na parkiecie nawet na moment. Taki stan rzeczy musi być na pewno frustrujący dla tego młodego, i przecież ciągle perspektywicznego, zawodnika.
“Domyślacie się, że nie jest mi z tym dobrze. Staram się jednak nie być tym przesadnie sfrustrowany, bowiem wiem że mój czas w końcu przyjdzie. Kiedy zaczynasz się irytować, to zazwyczaj zaczynasz działać przeciwko sobie samemu. Na niektóre rzeczy nie mam wpływu i wszystko co mogę zrobić to pozostać w najlepszej możliwej formie i być gotowym.”
Trzeba przyznać, że są to bardzo dojrzałe słowa Brooksa. Widać, że sytuacja jest dla niego wybitnie niekorzystna i na pewno bardzo ją przeżywa. Stara się jednak zachować zimną krew i przede wszystkim nie powiedzieć niczego, czego mógłby potem żałować. Każde skomplenie w kierunku mediów i złe słowo na Brada Stevensa, mogłoby przecież jeszcze bardziej skomplikować jego (i tak przecież ciężką) sytuację. Marshon dodał również, że jest pewien że wykorzysta swoją szansę, gdy tylko się pojawi:
“Co kłębi się w mojej głowie? Chcę tylko wyjść na boisko i grać. Dostanę swoją szansę i wykorzystam ją dobrze. Wyjdę na parkiet, będę solidny, będę realizował plan taktyczny i będę wykonywał swoje zadania w defensywie. Punkty przyjdą naturalnie i zacznę je zdobywać.”
Sytuacja jest o tyle patowa, że przecież Brooks zawodnikiem Celtics już w przesłości był. Został przez Bostończyków wydraftowany, jednak momentalnie oddany do Nets za JaJuan Johnsona i drugorundowy pick. Jaką karierę Johnson w Bostonie zrobił wszyscy wiemy. Brooks za to pokazał Danny’emu Ainge jak bardzo się mylił i zagrał naprawdę doskonały sezon, zapowiadając się na świetnego zawodnika i strzelca. Jego sytuacja co prawda mocno skomplikowała się po pozyskaniu przez Nets Joe Johnsona, jednak przecież nie stracił nagle swojego potencjału w magiczny sposób. Całą sytuację skomentował nawet Ainge:
“Tak, pomyliliśmy się. Mam tego świadomość, ze dokonaliśmy złego wyboru i podjąłem złą decyzję. Przyznaję się i biorę ją na siebie. Marshon to bardzo dobry zawodnik i cieszę się, że możemy go znowu powitać w Bostonie.”
Te słowa wypowiedział na konferencji prasowej, kiedy ponownie witaliśmy Brooksa w naszych szeregach. Co jednak po drodze się zmieniło? Dlaczego Brooks nie dostaje swoich szans? Dlaczego nie ma stałego miejsca w rotacji? Marshon przecież nie wydaje się wcale gorszym zawodnikiem niż Crawford, Lee czy przede wszystkim Pressey. Mało tego, niektórzy twierdzą wręcz, że jest zdecydowanie lepszy od każdego z przytoczonych tu przeze mnie graczy. Zdaję sobie jednak sprawę jak ciężkie zadanie z rotacją ma Brad Stevens. Musi on znaleźć minuty dla Lee, którym Danny na pewno będzie chciał handlować, chociażby jako część większej wymiany. Crawford prezentuje się za to bardzo dobrze i nielogicznym byłoby zabierać mu czas gry, kiedy wreszcie dojrzał. Bradley z kolei wydaje się nie do ruszenia. A przecież na początku sezonu na pozycji rzucającego obrońcy występował… Jeff Green.
Co do jednego Brooks na pewno ma rację – jego czas jeszcze nadejdzie. Można jednak dywagować czy Brad Stevens nie przekłada tego momentu przesadnie. Osobiście mam duże zaufanie do Stevensa i uważam, że dobrze kieruje tym zespołem. Z drugiej jednak strony szkoda mi Brooksa i sądzę, że nie jest najlepiej traktowany w Bostonie. Oby nie zemściło się to na nas po sezonie, kiedy Brooks będzie kręcił cyferki rzędu 18/4/4. Ale tym zespołem nie będzie Boston.