The show must go on

Idąc za głosami niektórych naszych czytelników postanowiłem dociekać komu kibicujemy, kiedy wspieranie Celtów jest akurat niemożliwe. Jak wszyscy dobrze wiemy, przygoda Bostończyków zakończyła się na pierwszej rundzie zmagań play-off po porażce 2-4 z New York Knicks. Sezon dla Celtów już się skończył, ale o tytuł mistrza NBA walczy jeszcze osiem drużyn, które na pewno wszyscy darzą sympatią bądź antypatią. Niektórzy kierują się sentymentem, inni racjonalnymi przesłankami, część z Was z pewnością trzyma kciuki za byłych zawodników naszej organizacji. Są też i tacy, którzy najzwyczajniej w świecie z całego serca kibicują „przeciw” naszym największym rywalom. Tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, dopóki posezonowe rozgrywki są w pełni i wiele wrażeń jeszcze przed nami. A trzeba przyznać, że półfinały prezentują się ciekawie i w każdej serii rezultat tak naprawdę jest otwarty. Pozwolę sobie zatem przedstawić krótko sylwetki ośmiu drużyn pozostałych w grze.

 

Zachód

western_conference_250

Oklahoma City Thunder

Jeden z kandydatów do tytułu mistrzowskiego stracił Russella Westbrooka i na pewno jest to tragiczna wiadomość dla kibiców Grzmotów. Można Westbrooka lubić lub nie, ale nie można zaprzeczyć faktom. To aktualnie jeden z najlepszych scorerów w lidze, który dodatkowo ograniczył liczbę głupich strat i zaczął grać bardziej zespołowo. Wynikiem tej kontuzji była ciężka przeprawa z Houston Rockets i wygrana rzutem na taśmę z Memphis Grizzlies w pierwszym meczu półfinałów konferencji. Szczęście w nieszczęściu, ale kiedy i ono się skończy? Sam Kevin Durant będzie miał niemały orzech do zgryzienia, aby poprowadzić Oklahomę do finałów NBA. Posiada on wsparcie w postaci Ibaki i Martina, ale to może nie wystarczyć. Zwłaszcza ten drugi nie gra na poziomie jaki reprezentuje jego poprzednik w drużynie OKC, czyli James Harden. Ławka Grzmotów również mogłaby być nieco mocniejsza. Jednak Thunder nadal pozostają jednymi z faworytów w wyścigu po mistrzostwo ligi.

okc

Memphis Grizzlies

W drużynie z Memphis gra naszych dwóch starych znajomych – Tony Allen oraz Keyon Dooling. Na pewno niektórzy o nich pamiętają, darzą ich szacunkiem i życzą im przejścia Oklahomy w drodze do finałów konferencji. Szanse Miśków są całkiem spore po wspomnianej kontuzji Russella Westbrooka. Co prawda Grizzlies stracili w połowie sezonu Rudy’ego Gaya, ale jego brak nie jest aż tak odczuwalny. Doskonała gra defensywna to ich znak rozpoznawczy. Pod koszem kieruje nią Obrońca Roku w NBA, czyli Marc Gasol, a na obwodzie, jako lockdown defender biega niestrzudzony Tony Allen. Jeżeli dodamy do tego mocno niedocenianego rozgrywającego, jakim na pewno jest Mike Conley oraz świetnego PFa w postaci Zacha Randolpha, to otrzymamy naprawdę mocny skład! Dobre występy w PO zalicza Jerryd Bayless, T-Prince też godnie zastępuje Gaya. Po wyeliminowaniu faworyzowanych Clippers i napędzeniu stracha OKC w pierwszym, wyjazdowym spotkaniu, na pewno nie należy ich skreślać. „Atakiem wygrywa się mecze, a obroną mistrzostwa” ? Jeśli to prawda to chyba tylko Indiana Pacers mogą im zagrozić.

San Antonio Spurs

Popularne Ostrogi to niezwykle doświadczony zespół, który co roku wymieniany jest w gronie faworytów do końcowego sukcesu. Prowadzeni przez trio Parker-Duncan-Ginobili zaliczyli efektowny sweep na drużynie Los Angeles Lakers. Koszykarze z miasta aniołów, pozbawieni Bryanta, byli w tej serii po prostu bezradni. Gregg Popovich po profesorsku rozdziela minuty między swoich zawodników. W trakcie sezonu weterani mieli wiele okazji do odpoczynku, a ich ławka rezerwowych jest jedną z najszerszych w lidze. To wszystko sprawia, że są właśnie aż tak bardzo groźni. Wielka trójka wspierana jest przez rosnącego na doskonałego obrońcę Kawhi Leonarda, świetnego podkoszowego w postaci Thiago Splittera oraz szerokiego grona zawodników zdolnych regularnie trafiać zza łuku (Bonner, Green). Na ten moment San Antonio  nie ma żadnych problemów kadrowych, posiada również przewagę własnego parkietu. Kolejni faworyci? Zdecydowanie.

gsw

Golden State Warriors

Przez niektórych określani mianem koszykarskiego „swagu”. Ciekawa organizacja, ciekawi zawodnicy, oddane grono kibiców. Niesamowity Stephen Curry, który ma za sobą świetny sezon. Czy na dobre zażegnał notoryczne problemy z kostkami? Jeśli tak to ma szanse w najbliższym czasie zostać jednym z najlepszych w lidze na swojej pozycji (a może już tego dokonał?). Golden State to drużyna z najlepiej rzucającymi za trzy punkty obwodowymi w całej lidze. Oprócz Stephena jak natchnieni punktują: Klay Thompson ( top 5 w lidze w minionym sezonie) i turborezerwowy Jarrett Jack. Coraz lepiej sprawuje się rookie Harrison Barnes, do zdrowia i formy powrócił Andrew Bogut. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby kończącej sezon kontuzji nie doznał David Lee, czyli chodzące double-double (najwięcej w całej lidze w minionym sezonie). Losy serii ciągle są sprawą otwartą i rozstrzygną się głównie za sprawą pojedynku Parker vs Curry. Warriors mają jednak o wiele węższą ławkę rezerwowych i mniejsze doświadczenie, co w PO jest przecież kluczowe.

 

Wschód

eastern

Miami Heat

Zapewne niewielu z Was będzie trzymało kciuki za Miami, ale na pewno są wśród Was i tacy, którzy pamiętają zasługi Raya Allena (przez innych nazywanego niewybrednymi epitetami) i życzą mu tytułu. Osobiście zachowuję neutralne stanowisko, ale skupmy się na faktach. Heat posiadają w swoich szeregach aktualnie najlepszego zawodnika w tej dyscyplinie sportu, a i pozostali z Big Three (Bosh i Wade) wydają się grać nieźle. Miami posiada naprawdę niezłą ławkę rezerwowych w postaci solidnych obrońców (Battier i Andersen) jak i dobrych shooterów (Allen, Cole, znowu Battier). Erik Spoelstra wydaje się mieć posłuch w szatni, a Heat to aktualnie zgrany kolektyw. W obecnej formie, nie nękani przez kontuzje z pewnością są najpoważniejszym kandydatem do powtórzenia sukcesu sprzed roku – czyli wygrania finałów NBA właśnie.

heat

Chicago Bulls

Drużyna z Wietrznego Miasta po męczarniach (potrzebowali aż G7, aby ograć Brooklyn Nets) przeszła do półfinałów i po raz kolejny przystępuje do rywalizacji z pozycji kopciuszka, i to nawet pomimo wygrania pierwszego spotkania. Zawodnicy Bulls pokazują wielką determinację i walczą na całego. Trzeba pamiętać, że cały sezon grają bez swojego generała, jakim jest Derrick Rose. Los nie był dla nich łaskawy, bowiem w trakcie sezonu leczyli kontuzje za kontuzją, a w trakcie play-off dodatkowo do ich szatni zajrzała… grypa żołądkowa. Na szczęście posiadają nieprzewidywalnego Nate’a Robinsona, który niektóre mecze wygrywa niemal w pojedynkę. Wspomaga go niestrudzony Joakim Hoah, oraz Butler. Czy Byki stać na sprawienie ogromnej niespodzianki? Taką na pewno byłby awans do finału konferencji, zwłaszcza po pojedynku z Heat. Pewne jest jedno, na pewno tanio skóry nie sprzedadzą (niczym nasz rodak, Mariusz Pudzianowski).

New York Knicks

Pogromcy Bostonu grają dalej. Nowy Jork poszczycić się może, podobnie jak San Antonio, naprawdę niezłą ławką rezerwowych. Zasiada na niej przecież obecny 6th Man ligi, czyli J.R Smith. Wtórują mu Jason Kidd oraz K-Mart. Największą gwiazdą jest z pewnością Carmelo Anthony, który w tym sezonie został najlepiej punktującym zawodnikiem NBA. Jeżeli dodamy do tego wybitnych obrońców w postaci Tysona Chandlera oraz Imana Shumperta to mamy zespół kompletny. Czy Nowy York jest w stanie nawiązać do czasów kiedy występował tam Patrick Ewing? Wydaje się, że potencjał ludzki jest tam wystarczający, a sam zespół Knicks świetnie spisuje się jeśli chodzi o rzuty z dystansu. W Madison Square Garden już nigdy nie gromadzono się, aby kibicować swojej drużynie w finale NBA, w tym roku wreszcie jest ku temu okazja.

knicks-pacers

Indiana Pacers

Kolejny zespół słynący z gry w defensywie. Indiana ma za sobą naprawdę udany Regular Season i realne szanse na awans do finału konferencji. Gwiazdą zespołu jest Paul George, który został uhonorowany nagrodą dla zawodnika, który wykazał się największym postępem w minionym sezonie. Oprócz wspomnianego all-stara o sile Pacers stanowi duet podkoszowych Hibbert-West. Podobnie do swoich przeciwników z Nowego Jorku, Indiana dysponuje niezłą ławką. Dodatkowo wyrwali oni Knicksom pierwszy mecz na wyjeździe. Wydaje się więc, że w tej serii, która tak naprawdę nie ma zdecydowanego faworyta, to koszykarze z Indianapolis zanotowali lepszy start i dobrze to im rokuje na następne spotkania.

Jak oceniasz Draft 2003 w wykonaniu Danny Ainge'a?

Zobacz Wyniki

Loading ... Loading ...