Poradnik pozytywnego myślenia, czyli Celtowie w PO

Polska to po części kraj pesymistów i ludzi smutnych. Nawet zwykłe „dzień dobry” z ust co drugiego z nas brzmi niczym ociekające sarkazmem słowo na odczepkę. Jest co prawda wśród nas pokaźne grono optymistów, ale czasami mam wrażenie, że boją się oni narazić na śmieszność i skrzętnie ukrywają swoje prawdziwe oblicze. Szef Wam nie da podwyżki, wykładowca Was obleje, kobieta da Wam kosza. Ale skoro nie wierzycie w siebie, to chociaż uwierzcie w Celtów oraz w to, że posezonowe zmagania przyniosą nam wiele powodów do radości. Bo wbrew pozorom macie ku temu więcej powodów, niż mogłoby się wydawać. Ktoś mi powie, że pesymista to odpowiednio poinformowany optymista. Nie zgodzę się z tym. Chociaż sam należę raczej do tej drugiej grupy ludzi, to mimo wszystko twardo stąpam po ziemi, a oczekiwania nie przewyższają realnych prognoz i osiągalnych celów. A dobry występ Celtów w play-offach jest zdecydowanie w naszym zasięgu, nawet pomimo faktu, że w tym sezonie wiatr wiał nam w oczy wyjątkowo złośliwie. Pozwólcie, że przedstawię te przesłanki w jasnych i klarownych podpunktach. Zaczynamy.

 

1.  Posiadamy doświadczony, wprawiony w posezonowych bojach skład.

Jest to jeden z najważniejszych powodów, dla których ten zespół ma szanse namieszać w konferencji. Dotarcie do jej finału na pewno nie przysługuje nam z urzędu oraz faktu bycia faworytem, lecz na pewno nie powinno być dla nikogo scenariuszem nierealnym. Tacy zawodnicy jak Paul Pierce, Kevin Garnett oraz Jason Terry wiele razy mieli okazje się sprawdzić w meczach o najwyższą stawkę i zazwyczaj nie zawodzili. „The Truth” to przecież były MVP finałów. 17 sezonów Garnetta w lidze, podczas których często miał okazję zatrzymywać na swojej drodze faworytów rozgrywek, to też wynik nieprzeciętny. Popularny „Jet” znany jest ze swoich dobrych występów w PO. Jest zawodnikiem odpornym psychicznie, doświadczonym i nie bojącym się brać odpowiedzialności na swoje barki, nawet jeśli są to ostatnie sekundy decydującego dla serii spotkania. Wielu z nas ma w pamięci jego wielkie trójki w Dallas. Wszyscy z nich już zdobywali pierścienie i zapewne pamiętają jak się to robi.

a92645_112112celticsms05

Czy inne zespoły mogą pochwalić się taką trójką zawodników, którzy mieli okazję tyle razy walczyć i wygrywać w PO? Chyba tylko San Antonio z tercetem Duncan-Ginobili-Parker oraz Lakersi. Miami Heat, Los Angeles Clippers i Oklahoma City Thunder na pewno wyglądają na papierze solidniej, ale doświadczenie jest po naszej stronie. A w play-offach jest to na wagę złota. Sam Jason Terry na potwierdzenie moich słów, wypowiada się w następującym tonie:

Trzech OGs [Orginal Gangstas – Jet mówi o sobie, KG i PP]. Jeśli kiedykolwiek mam do wyboru, to wezmę doświadczenie ponad młodość i atletyzm. Kiedy to jest duży mecz, kiedy to są playoffy, kiedy to są NBA Finals, musisz mieć taki graczy, którzy byli już tam wcześniej. Jeśli mecz jest do wygrania i masz nas trzech na parkiecie, masz duże szanse, aby wygrać.

Jak więc widać nas weterani obok swojego doświadczenia oferują drużynie jeszcze coś – pewność siebie. Na nic zdadzą się Twoje umiejętności, kiedy przegrywasz mecz w głowie, już w tunelu.

 

2.  Dysponujemy naprawdę dobrą obroną.

Boston Celtics to ciągle jedna z najlepszych drużyn w lidze, jeżeli chodzi o poczynania defensywne. Jak wiemy, „ofensywą wygrywa się mecze, ale to defensywą wygrywa się mistrzostwa”. Kevin Garnett to ciągle jeden z najlepszych boiskowych generałów, jeżeli chodzi o dyrygowanie obroną. Głównie dzięki niemu jesteśmy jedną z najlepiej broniących Pick and Rolle drużyn w lidze (po raz kolejny wychodzi doświadczenie i konsekwencja). Nadal można momentami narzekać na zbyt łatwe dopuszczanie rywali do pola trzech sekund, ale tak naprawdę dzieje się to tylko wtedy, kiedy KG nie ma na boisku.

nba_g_bradley11_576

Nasza para obrońców, którzy są starterami, spisuje się doskonale. Sam Avery Bradley jest obecnie być może najlepszym on-ball defenderem w całej lidze. Wielu przeciwników i trenerów wypowiada się o nim z wielkim uznaniem. A przecież do tego ma obok siebie Courtneya Lee, który również niejednokrotnie pokazał w tym sezonie, że można na niego liczyć w zadaniach defensywnych. Były spotkania, kiedy ten duet kiepsko prezentował się w ataku, ale nie pamiętam takiego, w którym obaj zawiedli by w defensywie (miejsce na kolejną złotą zasadę: „możesz nie mieć dnia w ataku, ale nie możesz nie mieć dnia w obronie”).

Celtics dodatkowo świetnie bronią jako drużyna, potrafią ekspresowo załatać dziurę w obronie i wymienić krycie. Jeżeli chodzi o ograniczenie ofensywnych poczynań przeciwników to zdecydowanie jesteśmy w absolutnym topie ligi.

 

3.  Jesteśmy nieprzewidywalni.

Wielu powie, że jest to narzędzie obosieczne i zapewne będzie miało rację. Ja jednak wierzę, że w play-off zaskakiwać będziemy już tylko pozytywnie. Tam już nie ma słabeuszy, a na dobre drużyny Celtowie zawsze należycie się mobilizują. Jeżeli chcesz wygrać mistrzostwo, to musisz być gotowy na każdego. Paul Pierce o tej sytuacji wypowiada się następująco:

Wiemy, że będziemy groźni, niezależnie od czegokolwiek. Myślę, że będziemy tym zespołem, z którym nikt nie chce grać w playoffs. W tej chwili jesteśmy bardzo nieprzewidywalni. Nie wiesz, do czego jesteśmy zdolni. Rozglądasz się, a my gramy z zespołami, czasem przegrywamy ze słabymi, a potem pokonujemy lepsze. Nie wiemy, który Boston się w danej chwili pokaże, i w każdym momencie możemy stać się gorący i pokonać najlepszych z najlepszych w NBA. Pokazaliśmy, że możemy pokonać Miami; pokazaliśmy, że możemy pokonać Oklahoma City; pokazaliśmy, że możemy pokonać New York. Mówimy o gronie najlepszych drużyn w NBA. Nadal będziemy kontynuować latanie poza radarem i obserwowanie, co się dzieje.

 

4. Nasza forma ciągle rośnie.

To kolejny z tych najważniejszych czynników. Ostatnio poza naprawdę nielicznymi przypadkami (chyba wszyscy chcemy zapomnieć tragiczny wyjazd do Charlotte) Celtics grają naprawdę dobrą koszykówkę. Ma na to wpływ kilka czynników. Pierwszy z nich to na pewno nabranie wzajemnego zaufania i oswojenie się z filozofią gry przez nowych zawodników. Chemia w drużynie ciągle rośnie i jest to widoczne. Ma się wrażenie, że chłopaki skoczyliby za sobą w ogień.

Jednak jeszcze ważniejsza jest indywidualna forma poszczególnych zawodników. Paul Pierce od momentu kontuzji Rondo bardzo często notuje statystyki na poziomie triple-double. Nasi obwodowi od pewnego czasu rzucają trójki na naprawdę dobrej skuteczności. Kilka lepszych występów Bassa też jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Jednak tym kto najbardziej zadziwia jest Jeff Green.

timthumb.php_

Jego kapitalny występ przeciwko Miami na pewno nie umknął Waszej uwadze i sprawił, że TD Garden oszalało. Nie był to jednak odosobniony wybryk „Iron Mana”. Wcześniej zanotował niewiele gorszy występ w Arizonie, przeciwko Phoenix Suns. W niemal wszystkich pozostałych spotkaniach również notował dwucyfrowe liczby punktów i wnosił wiele energii z ławki. Nasza ławka zresztą też jest jedną z najlepszych na wschodzie. Oczywiście w PO rotacja jest mniej istotna i gra się głównie najlepszymi zawodnikami. Jednak nie jest to dla nas złą wiadomością, wręcz przeciwnie.

Wreszcie większą liczbę minut dostanie Kevin Garnett, który może pochwalić się naprawdę dobrymi współczynnikami +/-, kiedy przebywa na parkiecie. Więcej Kevina znaczy więcej dobrego dla tej drużyny. Paul Pierce grywał co prawda więcej niż KG, ale też zdarzały mu się spotkania, że przebywał na boisku niewiele ponad 20 minut, albo dostawał wolne.

Zapewne udałoby się znaleźć jeszcze więcej obiecujących faktów. Poprzestałem na tych w mojej opinii najważniejszych. Na pewno warto jeszcze podkreślić, że to nie Celtics będą grali pod presją wyniku. Startujemy z bardzo wygodnej pozycji „czarnego konia” na wschodnim wybrzeżu. Niech o wynik drży Miami z LeBronem. To na nich zwrócone są wszystkie oczy. Zawodnicy z Nowej Anglii są wręcz na drugim planie. Kontuzja Rondo sprawiła, że niektórzy przeciwnicy przestali się z nami na poważnie liczyć i może okazać się to dla nich zgubne. Chłopaki mają teraz bardzo sprzyjające warunki na sprawienie niespodzianki. Każdy wynik powyżej drugiej rundy PO na pewno by taką był, ale nie jest to Mission Impossible.