Okiem kibica: „Quo Vadis, Pierce?”

To mój pierwszy artykuł na stronie, więc witam wszystkich. I prawdopodobnie za jego pomocą podpadnę przynajmniej połowie użytkowników. Ale może chociaż ta druga połowa nawiąże dyskusję i konstruktywnie wykaże moje błędy w rozumowaniu. A może i znajdzie się kilka osób, które (o zgrozo) myślą podobnie jak ja. Paul Pierce to postać, której nikomu przedstawiać nie trzeba. Sęk w tym, że w obecnym sezonie nie prezentuje on pełni swoich możliwości. Chcę tylko zastrzec, że tekst nie jest pisany pod wpływem emocji i ostatnich 2-3 spotkań, tylko kilku tygodni obserwacji. Nie jestem również hejterem Pierce’a, wielokrotnie go broniłem.

Nie należę też do elitarnego grona, które przy każdej okazji funduje naszemu kapitanowi wyzwiska na czacie, a nawet życzy kontuzji (to już uważam za postawę poniżej krytyki). Faktem jednak jest, że tak grający Paweł jest dla Bostonu dużym problemem. Na początek rzućmy jednak na suche statystyki jako punkt wyjściowy dla naszych rozważań: średnio 18.7 punktów, 5.9 zbiórek, 4 asysty, 1.39 przechwytów, 0.32 bloków oraz 2.48 strat w każdy meczu. Wszystko zdobywane przeciętnie w 33,9 minuty na spotkanie. Skuteczność 41,9%, a za 3pt – 35,1%. Chciałoby się rzec – klasa! Wszystko wydaje się w porządku, skuteczność ciągle ponad 40%, statystyki wszystkie są ok, bardzo dobry all-around performance. Niestety, od dłuższego czasu występy Pawła to równia pochyła. Rzućmy teraz okiem na skuteczność kilku ostatnich meczów:

  • Vs Miami – 6-16
  • Vs Atlanta – 4-13 (0-5 3PT!)
  • Vs New York – 6-15 (1-5 3PT)
  • Vs Cleveland – 3-15
  • Vs Detroit – 5-10
  • Vs Chicago – 5-17 (0-3 3PT!)

Tu dochodzimy do sedna. Tragiczny FG od pewnego czasu, jeszcze gorsze rzuty zza łuku. W podanych przeze mnie ostatnich 6 spotkaniach, tylko z Detroit wyglądało to dobrze. Doliczmy do tego regularne straty w końcówkach (2 feralne straty piłki z Chicago to nie odosobniony przypadek, Paweł momentami ma naprawdę problemy z łapaniem piłki) i obcinanie się w obronie (odpuszczenie Judasza w ostatnim meczu tak naprawdę dało Miami jakiekolwiek nadzieje na dogrywkę). Doliczmy do tego takie kwiatki jak absolutnie miażdżące -30 z Pawłem na parkiecie (mecz z Atlantą). Można też Pawła bronić, i osobiście częściowo mam zamiar to zrobić. Bardzo dobra obrona na D-Wadzie, podczas potencjalnego game-winnera dla Miami Cheat ocaliła nam tyłek. WIELKIE asysty w końcówce i dogrywkach, Paweł koncertowo obsługiwał KG. Triple double też nie bierze się z niczego. Tak naprawdę Pierce zagrał ostatnio całkiem poprawnie. Ale już w pierwszym akapicie podkreśliłem, że nie mam zamiaru pisać pod wpływem emocji i oceniać przez pryzmat ostatniego spotkania. Problemem u Pawła są końcówki. I paradoksalnie, tak naprawdę nie wiadomo czy to do końca jego wina.

Każdy z nas wie jak wygląda ostatnia minuta meczów z udziałem Celtów. A przynajmniej tych, w których wynik do końca jest sprawą otwartą. „Just pass it to Pierce”. Nie wiem czy to odgórne zarządzenie Doca, że każda piłka w końcówce ma iść do PP. Nie sądzę, ale jeśli to prawda to nie jest to ani skuteczne ani rozsądne. Dochodzi do paradoksów, gdzie stoi na wolnej pozycji dwóch innych Celtów, a Paweł musi podejmować próbę rzutu przez dwie pary rąk na swojej twarzy. I trudno mieć do niego pretensje, że nie zawsze wtedy trafia, to tylko człowiek. Jeśli to jednak nie zarządzenie Riversa, a zwykłe „jak trwoga to do Pawła” to radzę reszcie zawodników wyhodowanie sobie jaj i branie czasem odpowiedzialności na siebie. Śmiejemy się niejednokrotnie na chacie, że Pierce jest „klacz”. I tak jest / było. Ale na chłopski rozum, jeżeli stoi zupełnie niepilnowany KG czy Jet (z Miami podobna sytuacja była z Greenem na obwodzie) to może warto zaryzykować? Kiedyś Pawła zabraknie i trzeba będzie oddawać te rzuty.

Kolejny problem to obrona. W ostatnim meczu Jeff Green pokazał, jaka jest różnica między nim i Piercem, jeżeli chodzi o możliwości fizyczne i atletyzm. Paweł po prostu momentami nie nadążał za Lebronem. Green z kolei pokazał kawał świetnej defensywy i tak naprawdę większość punktów, gdy Green był na boisku, LBJ musiał rzucać po jego rękach. I tylko wielka klasa tego zawodnika pozwoliła mu na zdobycie tylu oczek. Bo Jeff w obronie grał bardzo dobrze. Oczywiście LeBron to absolutny top ligi i nie zawsze Pierce musi bronić takich zawodników. Ale w tym momencie na pozycji SF ma naprawdę wiele ciężkich matchupów. Pierce młodszy już nie będzie, a w konfrontacji z Durantem i Anthonym będzie to nadzwyczaj widoczne. Do tego duża liczba minut od Doca wcale nie pomaga mu odpocząć i zachować sił na ważniejsze momenty sezonu. KG ma tego odpoczynku więcej. Nie wspomnę już w ogóle o dziadkach z San Antonio, gdzie Popovich po profesorsku dystrybuje im minuty i daje fajranty. I to nie tracąc w ogóle jakości drużyny i zachowując świetny bilans.

Przejdźmy zatem do konkretów. Wyjścia są trzy.

  1. Nie robimy absolutnie nic. Pierce gra tyle co teraz i jest starterem.

  2. Przesuwamy Pawła na 6th mana i startuje Jeff. Timi napisał o tym zresztą odpowiedni artykuł (jeśli ktoś nie czytał to polecam). Jednak ta opcja jest ciężka do przełknięcia dla samego zainteresowanego, jak i dla władz klubu (17mln za sezon i ławka?).

  3. Trade Pawła. Oczywiście wtedy nadal gra swoje minuty, żeby nie tracić swojej wartości rynkowej (która obecnie i tak nie jest największa).

 Bum. W tym momencie lecą na mnie skórki od banana, zgniłe jaja i pomidory. Uwierzcie, dla mnie też oglądanie Pierce’a, w jakiejkolwiek innej koszulce niż ten z Bostonu, to duży cios i przykrość. Jednak nie można zostawić przyszłości tego zespołu pod całkowitym znakiem zapytania. Nie twierdzę, że w tym sezonie absolutnie nic nie ugramy (głęboko wierzę w PO i kilka dobrych tam występów, daleki jestem od krzyczenia i rzucania propozycji tankowania), ale kontuzja Rondo postawiła „very last dance” Pawła i KG pod ogromnym znakiem zapytania. Nie będę się o tym więcej rozpisywał, bo to materiał na oddzielny artykuł. Ważne jest to, że po zakończeniu kariery przez PP i KG, zostaniemy bez żadnej gwiazdy (zostaje tylko Rondo, który na ten moment jest ciężko kontuzjowany i nie wiadomo jak to będzie).

Czy zatem Celtowie powinni handlować swoim kapitanem? Nie jestem całkowicie przekonany, ale gdybym miał opowiedzieć się jednoznacznie po którejś ze stron, odpowiedziałbym ‘tak’. Oczywiście tylko wtedy kiedy uda się za niego dostać coś wartościowego, nie oddamy go za paczkę fajek i kiszone. Szkoda by zupełnie zaprzepaścić to co do tej pory zbudowano w tej organizacji i zaczynać wszystko od nowa (tak jak po erze Birda). Ja wiem, że odejście Pierce’a wiąże się z utratą chemii. Może też wiązać się z ostrą reakcją KG. Paweł to doskonały kapitan i po prostu dobry człowiek. Wiele dał temu zespołowi. Osobiście jestem rozdarty. Nie można jednak zamykać oczu na problem i udawać, że go nie ma. Na koniec przytoczę słowa Raula, zawodnika którego można już śmiało uznać za legendę Realu Madryt. Wypowiedział je w momencie kiedy jego forma pikowała w dół, miał na karku swoje lata, a w drużynie pojawili się młodsi zawodnicy, którzy dawali drużynie przynajmniej tyle samo co on:

 „Kocham ten zespół. Kocham go do tego stopnia, że gdyby moje odejście miało mu pomóc, to nie wahałbym się ani chwili.”

 Jak powiedział, tak zrobił.