#378 Bostoński Tygdonik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Są takie dni, że ma się dość pisania o tej drużynie – to jest ten czas. To może być najkrótszy Tygodnik w historii. Można przegrać mecz, ale nie można dać się ośmieszyć. Można być słabszym, ale nie można zrobić z siebie klauna. Sceny gdy Butler parodiuje Horforda… jesu jaki wstyd. Al taki stary, a taki głupi, że w nic nie znaczącej kwarcie G1 dał im paliwo, a potem z kanistrem dla nich poleciał jeszcze Grant. Wszystko to wybuchło w G3 i skończyliśmy jak skończyliśmy.

[Timi] Heat tak naprawdę czekali na ten moment od ponad roku. Butler już rok temu po G7 mówił, że oni wrócą w to samo miejsce. Oni nie potrzebują więc już więcej paliwa. Widać po nich, jak bardzo chcą się odegrać, a do tego mają niesamowitą pewność siebie. To wynika nie tylko z tego, że wygrali dwa mecze w Bostonie, ale też z tego, jak w ogóle do tych finałów konferencji trafili. Kolejne zwycięstwa sprawiają, że ten zespół coraz bardziej rośnie w siłę, a kulminacją był ten trzeci mecz, w którym los Celtics był przesądzony po 36 minutach gry.

[Adrian] Na plus – mecz trwa tylko 48 minut.

[Timi] Jedynym plusem jest fakt, że następnego dnia Lakers odpadli z rywalizacji…

[Adrian] Na minus – kto oglądał mecz ten widział czego przede wszystkim nie było. Nie było woli walki, nie było ambicji, nie było sportowej złości – nawet jak ich Miami gwałciło. Wymienianie minusów nie ma sensu – to był jeden z najgorszych meczów w historii tej organizacji.

[Timi] Bolał ten mecz. I to bardzo, bo był tak bardzo przeciwieństwem tego, co w Celtics przecież kochamy. Heat zabrali nam wszystkie zabawki. Co do jednej. Sami z kolei są w takim gazie, że idą do tych finałów jak burza.

[Adrian] Uwag kilka – po meczu Mazzulla powiedział coś, co chyba przybiło gwóźdź do trumny. Zasugerował, że stracił szatnie – poprzednio zrobił to trener na Brooklynie i został zmieciony z planszy w trybie natychmiastowym. Joe też zostanie zmieciony, to już tylko kwestia czasu. Choć do niego mam najmniej pretensji po tym meczu, no ale łatwiej wymienić jednego trenera niż kilku zawodników.

[Timi] Tym bardziej, gdy większość zawodników naszego trzonu ma ważne umowy jeszcze przez co najmniej dwa sezony. Z drugiej strony, to też sprawia, że Mazzulla może dostać od Stevensa jeszcze jedną szansę – bo już wie, z czym to się je, a do tego będzie miał całe lato, by przygotować się do sezonu w tej roli i przy okazji będzie mógł wreszcie samemu skompletować sobie ludzi wokół siebie w sztabie. Zobaczymy, co się stanie za kilka dni. Wiele zależeć będzie też od tego, co powiedzą zawodnicy już po zakończeniu sezonu. Na pewno ważne w tej kwestii będzie zdanie m.in. Tatuma.

[Adrian] Nie wiem czy jest sens słuchać zawodników. Ja wiem, że Tatum mega star, ale pytanie się zawodnikom o cokolwiek nigdy dobrze się nie kończy. Stevens powinien sam podjąć decyzję, a następnie tak przeprowadzić rozmowę z gwiazdami, żeby byli przekonani, iż mieli jakikolwiek wpływ na decyzję i tyle.

[Timi] Chcesz czy nie chcesz, to jest w tej chwili liga zawodników. Oczywiście, że to nie oni będą podejmowali ostateczne decyzje, ale przypomnij sobie choćby to, jak duży wpływ mieli Tatum czy Brown na wybór Udoki. Dlatego ja nie mam wątpliwości, że ich zdanie będzie tutaj miało duże znaczenie. Tym bardziej jeśli powiedzą np. że Mazzulla szatnię stracił, bo wtedy Stevensowi trudno będzie znaleźć argumenty na to, by nie szukać nowego trenera.

[Adrian] Rozmawialiśmy o tym nie raz i nie dwa, to jest liga zawodników, ale oddawanie im decyzji niczym dobrym się nie kończy. Lakers posłuchali zawodników i ściągnęli Westbrooka, potem Clippers ugięli się przed zawodnikami i też zatrudnili tego Westbrooka. W przypadku trenerów tez było kilka takich kwiatków – bo przywołałeś przykład Udoki, który stoi nam ością w gardle do dziś, bo zawodnicy nadal nie rozumieją tej wyjebki.  Stevensa czeka ciężkie zadanie z dziedziny psychologii – tak poprowadzić z nimi rozmowę, żeby myśleli, że maja na cokolwiek wpływ.

[Timi] My też do końca tej wyjebki nie rozumiemy, bo szczegóły nadal nie są znane. Liga dała zielone światło, żeby Udoka pracował teraz w Rockets, więc cokolwiek zrobił, to nie złamał przepisów w taki sposób, by zagwarantować sobie ostracyzm w całej lidze. Natomiast nie da się ukryć tego, że zawodnicy mają dużo do powiedzenia w wielu różnych kwestiach. Oczywiście to nie jest tak, że sami podejmują ostateczne decyzje, ale moim zdaniem nie do końca rozsądnie byłoby nie liczyć się z ich zdaniem w takich kwestiach. O aspektach kadrowych nie mówię – tutaj akurat przykład Lakers (ale nie tylko) pokazał, że to z reguły nie są trafione posunięcia.

[Adrian] Po tym meczu to jeszcze osobno o odklejce naszych zawodników. Smart zaczął coś bredzić, że skoro rok temu wygrali z Miami to w tym roku aż takich pretensji być nie może. Brogdon uważa, że i tak jesteśmy lepsza drużyną. Ja już nawet nie czytałem wszystkich wypowiedzi – bo to jest ponad moje siły. Oni nie mogą mieć miłego trenera jak Stevens czy Mazzulla – oni muszą mieć trenera SKURWYSYNA, który ich ustawi do pionu. Tu chciałbym wspomnieć o  Udoce, bo on taki był, co udowodnił tymi smsami do kobiet zatrudnionych w Celtics. Ty się nadawałeś!!

[Timi] Chyba rzeczywiście nie ma przypadku w tym, że Celtics przeskoczyli górkę tylko raz i to właśnie z Udoką jako trenerem. Mazzulla oraz inni asystenci odegrali w zeszłym sezonie bardzo ważną rolę, jeśli chodzi o zmianę sposobu gry, ale ostatecznie to Udoka potrafił właśnie ustawić drużynę do pionu. To połączenie zadziałało znakomicie, czego efektem był finał.

[Adrian] No i powiedz sam – dlaczego nie zagrali w tej serii dokładnie tak, jak w drugiej połowie G4. Przecież to nie było nic odkrywczego, ten zespół tak grał wcześniej. Wystarczy koncentracja, zaangażowanie, walka… Ktos powie, ale siedziały trójki. Tak, dlatego była tak duża przewaga, bo jakby  nie siedziały tak skończyłoby się niższym wynikiem, ale to nadal byłby wygrany mecz.

[Timi] Z jednej strony Celtics zagrali wreszcie pod swoje silne strony, ale z drugiej strony Heat wreszcie zeszli też na ziemię, co dodatkowo ułatwiło nam wzięcie tego spotkania. Pierwszy krok ku niemożliwemu dokonany, choć nadal jest to w zasadzie niemożliwe. Dobrze przynajmniej, że udało się uniknąć sweepa, choć to też nie jest jakieś duże pocieszenie. Teraz czas skupić się na kolejnym spotkaniu.

[Adrian] Na plus – nie będę nikogo chwalił z osobna, nie będę nawet chwalił usprawnień Mazzulli a takie były i nie chodzi mi tu tylko o Granta Williamsa. Nie pochwalę też wszystkiego co widzieliśmy w tym meczu. Pochwalę to, że wreszcie w tej serii wyglądaliśmy jak ZESPÓŁ. Wreszcie, to był zespół.

[Timi] Ile razy pisałem, że ta drużyna tylko naprawdę zespołową grą może naprawdę wygrywać? Fakt faktem, że Tatum jak na lidera przystało wreszcie się przebudził, ale w tym spotkaniu rzeczywiście cała drużyna zasłużyła na pochwałę. Było zaufanie, zaangażowanie i przede wszystkim charakter. Wszystko to, czego do tej pory brakowało. Przemyślenia o tym, co zrobić z tym zespołem dalej udało się przynajmniej odłożyć o kilka dni.

[Adrian] Na minus – szkoda, że dopiero w G4 przypomniało się wszystkim w czym tkwi siła tej drużyny. Przysłowie mówi, że lepiej późno niż wcale, ale nikłe to pocieszenie przy 1-3.

[Timi] To fakt, że z 0-3 nikt nie wrócił, ale z 1-3 już tak. I tak do tego trzeba podejść. Mecz po meczu. W jednym spotkaniu nie odrobimy wszystkich strat. Do tego droga jeszcze daleka, ale Celtics w G4 dali sobie przynajmniej szansę. Udało się też poprzeć wreszcie przedmeczowe gadanie i oby to spotkanie wlało w tę drużynę trochę wiary, że ta seria nie skończy się, dopóki któryś z zespołów nie wygra po raz czwarty.

[Adrian] Uwag kilka – wyciągnęliśmy głowę spod topora. Nie ma się co pocieszać, że to już nie 0-3 z którego nikt nie wyszedł, tylko 1-3 z którego już wychodziliśmy. Sytuacja mogła być zgoła odmienna, a i nastroje zupełnie inne. Teraz każdy mecz to walka o życie. Jednak optymistyczne jest to, że zawodnicy przestali pierdolić banialuki i po samych minach widać, że zrozumieli jak bardzo to spierdolili. Nie wiem jak się to skończy, ale wiem że dostali srogą lekcję od życia i to w jakiś sposób zaprocentuje w przyszłości.

[Timi] A ja tym się właśnie będę pocieszał, bo z kolei nie do końca wierzę w to, że można z tego jakieś lekcje wyciągać. To samo mówiliśmy o tych zawodnikach rok temu. I co? No wychodzi na to, że niezbyt się nauczyli. Wciąż jednak jesteśmy w grze i cały czas możemy przeciwstawić się temu, by najgorszy tydzień w całym sezonie zdefiniował nam ten sezon.

[Adrian] To sie w psychologii nazywa wyparciem :D Niestety – wystartowaliśmy z 0-3 i nic tego nie zmieni. Każda kolejna wygrana to tylko jeden stopień do celu, ważny ale takich kroków trzeba wykonać 4, bez potknięcia – a jak pokazuje historia, nie potknąć się w takiej serii jest praktycznie niemożliwe, bo musisz im zrobić sweepa – od 0-3 do 4-3 potrzebny jest sweep, dlatego to tak trudne. 4 mecze, 7 dni, 0 marginesu błędu.

[Timi] Wszystko to prawda, ale wiele wskazuje na to, że lepszej szansy na taki historyczny powrót nie będzie. Warunki są niemalże idealne. Celtics jako drugi seed, Heat jako ósmy, a do tego mecze numer pięć i siedem w Bostonie. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

[Adrian] No i G5, czyli znowu spuściliśmy im wpierdol. Boston zaczął mecz bardzo mocno, a potem kontrolował grę. Tak powinien wyglądać każdy domowy mecz, każdy a nie tylko wtedy, gdy mamy nóż na gardle i pali nam się w dupie. W serii jest 2-3, a to znaczy, że w najgorszym razie, pośmiewiskiem ligi bedzie tylko zespół Los Angeles Lakers.

[Timi] Jak Smart rzucił się po piłkę w pierwszej akcji spotkania, to już wszyscy chyba wiedzieliśmy, jak ten mecz będzie wyglądał. Znakomita energia fanów w Ogródku, a do tego naprawdę dobre spotkanie w naszym wykonaniu. Szkoda że tak rzadko oglądaliśmy takich Celtics w tegorocznej fazie play-off, ale ja wciąż powtarzam: lepiej późno, niż wcale. To naprawdę dużo o tej drużynie mówi, że potrafili się tak przebudzić, choć wielu – w tym ja sam – spisało ich na straty. Po trzech meczach można było zapaść się pod ziemię, a teraz po tych dwóch zwycięstwach możemy chodzić z głową podniesioną do góry. Może nawet trochę z głową w chmurach, bo historyczny powrót z 0-3 na 4-3 wciąż jest możliwy.

[Adrian] Na plus – no i znowu zespół. Czterech zawodników ze zdobyczami 20+ punktów. White i Smart w trybie – nie ma rzeczy niemożliwych. Przede wszystkim mądra gra, bez pajacowania, dzielenie się piłka, ruch po pozycjach… no aż chce się oglądać takich Celtów. Obrona to osobny temat, ale ona nadal nie jest cudowna – po prostu, zwiększyliśmy intensywność, bo jak się chce to można.

[Timi] Ogólnie to w tej fazie play-off mamy bilans 6-0 w meczach, w których zatrzymujemy naszego rywala poniżej 100 punktów. To także dwie wygrane z Heat w tej serii. Przepis na sukces jest więc tak w zasadzie prosty. No i trzeba też przyznać, że odmieniły się role, jeśli chodzi o rzuty za trzy. Po części wynika to oczywiście z naszej lepszej obrony na obwodzie oraz mądrej gry w ataku, gdzie potrafimy naprawdę dużo lepiej wychodzić z podwojeń czy rozrzucać piłkę przeciwko strefie, ale po części także z faktu, że NBA pozostaje ligą “make-or-miss”. Heat w playoffs trafiali jak szaleni, a jak zeszli do poziomu z sezonu zasadniczego, to mają ciężary.

[Adrian] Na minus – uraz Brogdona. Doznał urazy ścięgna łokciowego w pierwszym meczu z Miami i to widać po skuteczności. Nie wiem czy w ogóle jest sens nim grać, bo to połowa zawodnika. Straszna szkoda.

[Timi] To prawda, ale alternatywą jest Pritchard i w tym piątym meczu Mazzulla próbował go wystawić, ale szybko się okazało, że przeciwko Heat nie jest to na razie dobra alternatywa. Trzeba natomiast cieszyć się, że w naprawdę znakomitej formie jest znów Derrick White. Zniknął nam totalnie po dwóch pierwszych meczach w playoffs, ale w finałach konferencji na pewno nie zawodzi, co potwierdził fantastycznym występem w G5.

[Adrian] Uwag kilka – Jimmy Butler nadal w wyśmienitym humorze, ale coś mi sie wydaje, że to tylko poza do pewnego niepokoju. Niby z 0-3 nikt jeszzce nie wrócił, ale przecież kiedyś ktoś musi pokonać tę barierę. Bariery są po to żeby je pokonywać, rekordy po to żeby je bić. Najważniejsze to utrzymywać koncentrację – liczy się tylko kolejny mecz. Nic więcej, tylko następny mecz, gdzie trzeba dać z siebie wszystko, żeby otrzymać kolejną szansę.

[Timi] Dokładnie tak. Dla nas każdy mecz od stanu 0-3 to tak naprawdę wygrana albo śmierć. Heat cały czas mają pewien margines błędu, ale gdzieś tam w głowie zaczyna się na pewno nerwówka związana z tym, że nie byli w stanie zamknąć tej serii. Dla nich dopiero mecz numer siedem będzie prawdziwą walką o przetrwanie, ale na razie to wciąż Celtics muszą do tego meczu doprowadzić. W historii to też udawało się mało komu, kto przegrywał pierwsze trzy mecze w serii. Bodajże były tylko trzy takie przypadki, co dodatkowo pokazuje, jak piekielnie ciężkie jest to zadanie odrobić takie straty.

[Adrian] Na pomeczowej konferencji po G5, Mazzulla zdradził słowa jednego z asystentów – sezon trwa 9 miesięcy, nam przydarzył się jeden fatalny tydzień. To tak bardzo prawdziwe, że być może to będzie cytat tego sezonu.

[Timi] To jest też coś, o czym pisałem tak naprawdę przed G5 kilka akapitów wyżej. Cały czas mamy w ręce karty, dzięki którym możemy zrobić tak, by ten jeden zły tydzień nie zdefiniował całych rozgrywek.

[Adrian] Lakers już pojechali na ryby – szybkie 0-4 z Denver i kierunek Meksyk. To żadne pocieszenie, bo się finalnie może okazać, że tylko o jeden dzień dłużej byliśmy w grze o Finał. James zaczął się zastanawiać czy chce nadal grać w koszykówkę. Grobowa atmosfera…

[Timi] Nie no, te słowa Jamesa to albo żeby ukraść trochę nagłówków po awansie Nuggets, albo co bardziej prawdopodobne sygnał dla Lakers, że mają się tego lata postarać i przede wszystkim nie chować pieniędzy w kieszeni. Ewentualnie i jedno, i drugie. Natomiast trzeba też w tym miejscu przyznać, że Nuggets zrobili ogromne wrażenie i napisali piękną historię. Dla tego zespołu to jest fantastyczny moment. Coś jak dla nas ubiegły rok i wygrana w finałach konferencji, kiedy wreszcie awansowaliśmy do finałów po tylu latach. To teraz wyobraź sobie, że Nuggets po raz pierwszy zagrają o tytuł! Ależ to musi im smakować. I jednocześnie tak jak mogą się napawać tym momentem, tak widać po nich, że chcą więcej.

[Adrian] Z wszystkim się zgadzam, ale pamiętaj że James to samozwańczy król, który dostał 0-4 w Finale Konferencji – to musi boleć. Tym bardziej, że ta jego deklaracja to jednak przeszła bez echa – kilka wrzutek w socjalach, ale wszyscy komentatorzy skupili się na Denver. To chyba Bronka zabolało dodatkowo. Przy jego kosmicznej pensji, to szukanie dodatkowych wzmocnień to takie małe zaklinanie rzeczywistości. On już nie jest gwarantem pierścienia, nikt za darmosze grać nie przyjdzie. Można odkopać inne skamieliny w stylu Tristana Thompsona, ale to wszystko.

[Timi] No właśnie nie do końca przeszła bez echa. Zresztą media w tej serii dużo i mocno skupiały się na Lakers. Na tym jak w pierwszym meczu zagrał Hachimura. Że w kolejnych meczach byli blisko. A po wszystkim na tym, że James może nie wrócić. Niestety ten wielki sukces Nuggets nie został moim zdaniem odpowiednio doceniony w amerykańskich mediach.

[Adrian] W Chicago mówi się, ze czas wielkiej trójki LaVine/DeRozan/Vucevic sie skończył i tego lata będzie kilka wymian. Tak sobie myślę, że to może być baaaardzo ciekawe lato. Kilka drużyn będzie sprzedającymi, bo się nie udało, a kilka kolejnych bo nadchodzi nowe CBA i trzeba schodzić z pensji. Na drugim biegunie masz np. takie Dallas gdzie koszty nie grają roli i będą ściągać kogo się da, gdy tylko pojawi się okazja. Jeszcze tylko 3 tygodnie, bo jak wszystkie  drużyny zakończa sezon to zacznie się handelek i ploteczki.

[Timi] Rzeczywiście sporo może się zadziać, bo nowe CBA w perspektywie na pewno sprawi, że kilka zespołów zdecyduje się na większą aktywność. Do tego dochodzi fakt, że na rynek wejdzie latem sporo ciekawych, choć nie jakichś topowych nazwisk. Wiele drużyn zaraz będzie miało też nowych trenerów i nowe wizje na budowę składów.

[Adrian] Niewiarygodne, ale Phoenix Suns zaprosiło Riversa na rozmowy o zatrudnieniu :D Znalazł się on w finałowej piątce, a co za tym idzie, ktoś jeszcze bierze go pod uwagę. Ja mu szczerze życzę żeby tam znalazł zatrudnienie – bo bardzo życzę wszelkiej pomyślności Durantowi :D Kiedy liga zacznie wyciągać wnioski z pewnych serii zdarzeń, to ja nie wiem.

[Timi] Rivers to akurat tutaj może zadziałać jako “plecy” zarządu, bo nawet jeśli kibicom się ostateczny wybór trenera nie spodoba, to zawsze będzie można powiedzieć, że przynajmniej nie wybrali Doca. Trudno mi w tej chwili uwierzyć, by ktokolwiek go jeszcze zatrudnił. Liga idzie w zupełnie innym kierunku. Doc, wracaj do telewizji!