Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] No i niestety – ale G2 był delikatnie mówiąc słaby w naszym wykonaniu. Do przerwy jeszcze jakoś to wyglądało, choć ilość strat była olbrzymia. Wynik ustawiła 3 kwarta, która była dramatycznie zła w naszym wykonaniu – była dużo gorsza od tej z G1 i tu już nic nie dało się zrobić – szczególnie przy tym sędziowaniu, choć o sędziach osobno.
[Timi] Dobry początek, ale potem coraz większe problemy i ostatecznie tym razem w trzeciej kwarcie Warriors odskoczyli już na tyle, że nie było jak myśleć o kolejnym comebacku. Można było się spodziewać takiej reakcji ze strony GSW, bo dla nich to był jednak mecz z kategorii must-win, ale mimo tego Celtowie zawiedli. Natomiast najważniejsze, że seria przenosi się do Bostonu przy stanie 1-1.
[Adrian] Na plus – no zbyt dużo plusów to nie uda się wymienić. Pierwsza połowa, obrona w pierwszej połowie, gra w ataku Tatuma, nie no – nie ma się co pocieszać, bo wynik końcowy jest efektem tego co znowu zrobiliśmy w 3 kwarcie. Jakiekolwiek byśmy tu plusy nie wypisali, ona nie zniwelują takiego dramatu w grze zaraz po przerwie.
[Timi] Do przerwy jeszcze jakoś to wyglądało, ale po zmianie stron Celtics dawno nie wyglądali już tak bezradnie. Trudno szukać więc plusów. No, może chociaż nasz trzeci garnitur dostał jakieś minuty w finale, a to jednak jest wielka sprawa, choć jestem pewien, że oni woleliby w tej serii nie zagrać w ogóle, byleby na koniec móc tryumfalnie udać się na urlop.
[Adrian] Pewnie tak, ale raczej też nie mieli złudzeń, że wygramy z GSW gładkie 4-0 i nie dostaną w jakimś meczu szansy na jakiekolwiek minuty. Dla nich to i tak największa przygoda życia – granie w Finale, granie w drużynie która może i nie jest faworytem, ale nie da sobie dmuchać w kasze. Wnukom będa o tym opowiadać, a na dzielni ludzie będa przychodzić, żeby posłuchać jak to było grać z Tatumem, Brownem i Smartem.
[Timi] To raz, ale dwa to jednak zawsze gdzieś tam to doświadczenie będzie z nimi – i to nie tylko w sensie opowiadania o finałach wnukom, lecz również w dalszej karierze. Wiadomo że znaczących minut nie pograli i nie pograją, ale w szatni byli, swoje widzieli i w przyszłości tym doświadczeniem mogą zawsze podzielić się z młodszymi zawodnikami, co dla kolejnych potencjalnych ich pracodawców będzie na pewno wartością dodaną.
[Adrian] Na minus – w 3 kwarcie trafiliśmy razem 4 rzuty z gry, GSW w tym czasie samych trójek trafili 7. Jak nie trafiasz, to nic i nikt ci nie pomoże, no i na nic nie masz prawa narzekać. To nie są jakieś detale, które panowie z gwizdkiem mogą naciągnąć. Wystarczy spojrzeć na ilość przechwytów – my 5, a oni 15, tak się nie uda wygrać z GSW. Z tego meczu trzeba wyciągnąć lekcję, bo wprawdzie jest 1-1, ale GSW na wyjeździe nie zamierza odpuszczać.
[Timi] Warriors mają ogólnie najdłuższą w historii ligi passę kolejnych serii fazy play-off, w których wygrywali co najmniej jeden mecz na wyjeździe. Nam z kolei w Ogródku zdarzało się w trwających playoffs przegrywać, chociaż po porażkach zawsze byliśmy w stanie odpowiedzieć. Zobaczymy jak będzie tym razem, bo sporo rzeczy jest do przeanalizowania po drugim meczu. Znów fatalna trzecia kwarta, a do tego dużo lepsza obrona GSW, która przecież jest numerem dwa w całej lidze zaraz po Celtics. No i cały czas mamy spory problem z Currym, a nie przebudził się jeszcze nawet Klay.
[Adrian] To prawda, że GSW gra w sumie tak jak my na wyjazdach – więc sytuacja jest naprawdę interesująca i ten G7 to znowu pachnie, niczym kwiaty w maju. Na razie mamy przewagę własnego parkietu – od nas zależy jak to wykorzystamy. Musimy grać swoje, ale przede wszystkim musimy grac skutecznie. Bo sama obrona nic nie da, jak znowu zanotujemy 4 trafione rzuty z gry. Curry będzie problemem do końca serii, nie zatrzymasz go – możesz ograniczyć, a zatrzymywać innych.
[Timi] Do tego G7 to najpierw musi w ogóle dojść, a do tego jeszcze droga daleka. Najważniejsze tak naprawdę, że wracamy do Bostonu z dobrym wynikiem – bo przed rozpoczęciem serii 1-1 po dwóch meczach każdy wziąłby z pocałowaniem ręki. I nie ma większego znaczenia, że to Warriors mają teraz więcej wiatru w żagle – w Bostonie oba zespoły startują z tego samego pułapu.
[Adrian] Uwag kilka – sędziowanie. Dostaliśmy taki duet cymbałów z gwizdkiem, że nic tylko zapłakać, ale to wcale nie było najgorsze, bo oni postanowili trochę odpowiedzialności zrzucić z siebie, na grono sędziów w centrum powtórek. No i tam siedział kosmiczny pojeb, który przy sytuacji z Greenem i Brownem, stwierdził że w sumie to była to taka sytuacja, ale że trzeba byłoby wyrzucić z parkietu jednego zawodnika, to nie ma obustronnego przewinienia i po prostu gramy dalej. W takim razie – po chuj są te przepisy? Nasi też nie ogarnęli sytuacji, bo trzeba było eskalować przepychankę, wtedy sędziowie nie mieliby innego wyjścia jak dać drugiego dacha. Nauczka na przyszłość.
[Timi] Mnie akurat ta sytuacja aż tak bardzo nie zabolała, ani nie zdziwiła – pewne było, że sędziowie nie wyrzucą Greena z parkietu, ale choć dla nas było to niekorzystne, to jednak tak naprawdę w pewnym sensie byłoby to wypaczenie meczu. Jasne że Celtom by to pomogło, ale moim zdaniem to było zbyt mało, żeby usunąć z widowiska jednego z najważniejszych aktorów. Ale to, czego tutaj nie zrobili, i tak udało im się dokonać, bo sporo było w tym meczu gwizdków bardzo dla Celtics niekorzystnych. Green też zresztą w wielu innych sytuacjach dostawał zielone światło od sędziów na akcje, które od razu powinny skutkować faulem w ataku. Pewne jest, że jeśli Udoka chce specjalnie sprowokować faul techniczny dla siebie, to sędziowie nie robią dobrej roboty. A wielka szkoda, bo ekipa sędziowska z pierwszego meczu w ogóle nie była widoczna – a o to przecież właśnie chodzi.
[Adrian] Ja mam piane na pysku, bo potem Green wychodzi do mediów i publicznie mówi, że mu takie specjalne traktowanie się należy i nikt nie powinien tego kwestionować. No jednak nie – w RS to sobie może gacie na kiju po parkiecie nosić, ale to są Finały. To w interesie NBA jest temperować taką postawę jaka prezentuje Green, bo w końcu kibice dojdą do wniosku, że nie ma sensu oglądać tego produktu, skoro wynik jest ustalony, bo ktoś może więcej na parkiecie. To nie ten etap, tu nie ma miejsca na specjalne traktowanie. Napisałbym dokładnie to samo, gdyby na miejscu Browna był np Irving. No i masz absolutnie rację, że sędziowie powinni być niewidoczni jak w pierwszym meczu – wtedy mogą po meczu wypić piwko i powiedzieć – wykonaliśmy doskonała robotę, nikt nie ma pretensji.
[Timi] Specjalne traktowanie – trochę tak jest, ale przecież nie od dziś wiemy, że w NBA są pewne wyjątki. Green nie jest może największą gwiazdą, natomiast istnieje coś takiego jak “star calls” i z tym już się pogodziliśmy. Tak samo trzeba się pogodzić z tym, że Green może nieco więcej na przykład jeśli chodzi o jego starcia z sędziami. Przecież to, ile razy on w trakcie meczu z mordą wyskakuje do jednego czy drugiego sędziego – większość meczów kończyłby w pierwszej kwarcie. Ale tu też dochodzimy do trochę innej kwestii – bo z jednej strony chcemy żeby zawodnicy mogli sobie pozwolić na nieco więcej (choćby w kontekście wyrażania siebie), ale z drugiej strony nie chcemy przecież właśnie, żeby wyrzucać ich za to z parkietu. Najważniejsze to żeby sędziowie zachowywali logiczną ciągłość w swoich decyzjach – tego im w drugim meczu brakowało, natomiast w przypadku Greena mimo wszystko byli właśnie konsekwentni, bo z boiska go nie wyrzucili.
[Adrian] Ja bym tu “star call” nie mieszał – to raczej odrębne zagadnienie, gdzie sędziowie trochę chronią najwieksze gwiazdy, a trochę też dają im fory – ok, ta liga bez gwiazd nie istnieje, tu nawet zbytnio się nie czepiam. Tylko Green nie jest chroniony w ofensywie – mu sędziowie pozwolili wchodzić sobie na głowę. To co on robi, to mieszanina chamstwa z awanturnictwem. Wystarczy odrobinę przeszukać YouTuba, żeby odszukać jak to kilkukrotnie w Finałach wkładał palce w oczy LeBrona. Kopanie w krocze Adamsa w Finale Zachodu. Ciosy w głowę Hardena w Finale Zachodu. Ja tutaj przypominam tylko jego zachowania z najważniejszych meczów PO – bo lista jest naprawdę długa.
[Timi] Okej, ale przecież sporo jego występków miało duże, a nawet ogromne konsekwencje. Po wsze czasy jego głupie zachowanie z finałów 2016 będzie pamiętane jako jeden z najważniejszych czynników historycznego powrotu Cavs. Więc to nie jest tak, że sędziowie w ogóle nie reagują – natomiast zgadzam się z tym, że zbyt często brakuje tej konsekwencji w podejmowanych decyzjach, choć to jest ogólnie szerszy problem.
[Adrian] Pierwszy mecz w Ogródku w tych Finałach i jest!! Znowu wychodzimy na prowadzenie, po bezdyskusyjnym zwycięstwie. Nikt nie może mieć wątpliwości kto był lepszy, szczególnie po TAKIEJ czwartej kwarcie. Wiedzieliśmy, ze naszą drużynę stać na obronę na naprawdę wysokim poziomie, ale udowodnić to grając przeciwko GSW w Finałach – to inna para kaloszy.
[Timi] Fantastycznie było znów poczuć atmosferę finałów w Ogródku po tylu latach. Długo na to czekaliśmy i widać też było, że dodał Celtom skrzydeł doping bostońskich kibiców. Wciąż utrzymuje zdanie, że nie ma w NBA lepszego miejsca na rozgrywanie czerwcowych meczów, niż właśnie Boston. Trochę jednak można było się zdenerwować, gdy Warriors w trzeciej kwarcie znów odrobili straty i wyszli nawet na prowadzenie, ale Celtics świetnie odpowiedzieli. To już siedem zwycięstw w tej fazie play-off w spotkaniach bezpośrednio po porażce.
[Adrian] Na plus – znowu trio Tatum/Brown/Smart zrobiło ponad 70 punktów, no i znowu zaliczyli mecz na przynajmniej 20/5/5. Niesamowicie grają w tych PO, a Browna wykręcił pierwszą kwartę na 17 punktów i to on dał nam tak duże prowadzenie. Atomowy start to połowa sukcesu. Trudno nie wspomnieć o Robercie Williamsie 10 zbiórek, 4 bloki, 3 przechwyty, 8 punktów i plus 21 w 26 minut – kosmos. Horford znowu swoje, no i tylko 30 minut na parkiecie, a wiemy, że jemu nie można dać się wyeksploatować.
[Timi] Tylu zawodników do chwalenia, a w tym wszystkim trzeba też docenić Udokę, bo to on w trzeciej kwarcie podczas jednej z przerw na żądanie miał powiedzieć drużynie w ostrych słowach, by wzięła się w garść. Ta bardzo bezpośrednia postawa znów okazała się świetnie trafić do Celtów, co widzieliśmy w czwartej kwarcie, w której Warriors zdobyli łącznie zaledwie 11 oczek!
[Adrian] Zapomniałem o Udoce – to jego zapytanie, czy zawodnicy mogliby przestać grać jak dupki – powinno przejść do historii tej organizacji. No ale jego wkład, to nie tylko ostra reprymenda, bo taktycznie GSW zostało rozpracowane w najdrobniejszych szczegółach – Pan Trener Udoka, zawsze go broniłem ;) Kurcze, jaka ta NBA jest piękna – gość był do wypierdolenia po 3 miesiącach pracy i to bezdyskusyjnie, oczywiście to nie mogło się wydarzyć, bo nie tak działa profesjonalny sport, to my mogliśmy sobie pomarudzić pod noskiem. Po tych 3 miesiącach, nastąpiło przemienienie pańskie – wodę zamieniono w wino, znaczy się beznadziejnego trenera przemieniono w specjalistę najwyższej jakości. Niewiarygodne.
[Timi] A ja mam tę satysfakcję, że długi czas prosiłem Ciebie – i nie tylko – o cierpliwość. Opłacało się czekać. Fantastyczna historia trwa, a Udoka jest jednym z jej głównych elementów. Teraz trzeba się tylko cieszyć, że mamy kogoś takiego, choć chwalić trzeba też cały nasz sztab szkoleniowy, bo naprawdę świetnie potrafią przygotować zespół do kolejnych meczów.
[Adrian] Na minus – cichutki mecz White’a, był jedynym minusowym zawodnikiem Bostonu na parkiecie.
[Timi] Znów mieliśmy też dobry przykład tego, jak Brown po świetnym starcie w dalszej części meczu schodzi trochę na dalszy plan: 17 punktów w pierwszej kwarcie, 22 do przerwy i tylko pięć po zmianie stron. No ale chociaż w obronie nam błysnął, a też Tatum w drugiej połowie wziął spory ciężar na siebie i tym razem zamiast szukać gry pod faul, świetnie raz za razem atakował kosz.
[Adrian] Na dalszy plan zszedł, ale piłka na parkiecie jest jedna i jak w 4 kwarcie Smart z Tatumem oddają po 7 rzutów, to oczywiste jest, że dla kogoś tych rzutów zabraknie. No a warto podkreślić, ze Brown potem dużo sił zostawił w defensywie, bo skutecznie wybijał Stefanowi beztroskie kozłowanie z głowy.
[Timi] Jasna sprawa, ale akurat z Brownem tak często bywa i to jest kolejna rzecz, którą Udoka ze sztabem muszą rozpracować, bo wciąż dzieje się to zbyt regularnie, że Jaylen nam gaśnie po atomowym starcie i to z reguły nie ze swojej winy.
[Adrian] Uwag kilka – Green tym razem wyleciał z parkietu za 6 przewinień, należało mu się. Po meczu było śmieszniej – najpierw Klay płakał, że kibice krzyczeli przy dzieciach słowo fuck do Draymonda i to jest straszne. Po czym sam Green przychodzi na konfe z własnym dzieckiem i rzuca shitami i innym mięsem. Potem w socjalach wypłakuje się żona Greena, o te krzyki i wyzwiska argumentując, że fani Warriors nigdy by czegoś takiego nie zrobili. Oczywiście internet nie zapomina i od razu wrzucono jej filmiki z hali GSW gdzie w Finałach wyzywany był LeBron. No i tak się będziemy bawić w złego i dobrego policjanta, tylko ten dobry to też niezły skurwiel.
[Timi] Zaleciało mocno hipokryzją, szczególnie gdy przypomni się np. jak Draymond pokazał fanom Grizzlies dwa środkowe palce schodząc z parkietu w Memphis po tym jak został wyrzucony z parkietu. No ale halo, przecież tam na pewno były dzieci! Chociaż w sumie zamiast pospolitego “fuck you Draymond” mogli się bostońscy fani pokusić o jakiś lepszy, bardziej wymyślny okrzyk w kierunku Greena.
[Adrian] Niestety, ale w G4 daliśmy się pobić, bo GSW nas pobiło i to trochę naszą bronią. Mecz niestety ze sporymi konsekwencjami, bo teraz jedziemy do Kalifornii przy stanie 2-2 i już nie ma łatwych meczów. Nie ma też przewagi własnego parkietu – znowu musimy wygrać przynajmniej jeden mecz na wyjeździe, żeby myśleć o końcowym sukcesie.
[Timi] Ogromna szkoda tego spotkania, bo 3-1 było na wyciągnięcie ręki. Curry był fantastyczny, ale też znów popełniliśmy zbyt wiele błędów. Wystarczy zresztą zobaczyć, jaki mamy bilans w tych playoffs w meczach, w których popełniamy mniej lub więcej niż 15 strat. To jest przepaść. No ale z tą drużyną nie ma łatwo – wygląda to tak, jak gdyby oni specjalnie wybierali sobie tę najcięższą możliwą drogę, choć Tatum po spotkaniu zapewniał, że tak nie jest.
[Adrian] Na plus – pierwsza połowa, której w sumie nie wykorzystaliśmy, bo już po pierwszej kwarcie powinna być bardzo solidna przewaga. Gdyby po tych 24 minutach wynik był lepszy, mielibyśmy szanse dokulać się do końca z prowadzeniem. W 2 połowie tylko Marcus Smart zdobył przynajmniej 10 punktów, nikt poza nim nie przekroczył bariery 9 punktów.
[Timi] No i jakby nie patrzeć, to była nasza najlepsza trzecia kwarta w tej serii. Nie idealna, ale też wreszcie nie było takiego pogromu jak w poprzednich spotkaniach. To też zawsze jakiś pozytyw…
[Adrian] Na minus – w czwartej kwarcie Kalifornijczycy zrobili nam z dupy jesień średniowiecza. Przez cały mecz nie potrafiliśmy sensownie punktować z pomalowanego, bo nam je zamknęli i się zesraliśmy – mówiąc wprost. W 4 kwarcie Tatum z Brownem zrobili mniej punktów niż sam Curry – choć oni grali po pełne 12 minut, a Stefan wpadł na 9 minut na parkiet.
[Timi] Dla przypomnienia: Warriors to druga najlepsza obrona w całej lidze. Ogromne problemy w pomalowanym, tym bardziej że Rob w drugiej połowie nie miał już takiego wpływu na przebieg spotkania, a w końcówce w ogóle go zabrakło ze względu na to, jak łatwo było go atakować po tej drugiej stronie parkietu.
[Adrian] Uwag kilka – ostatnich minut to się nie dało oglądać, ależ bylismy bezradni. Dawno nie oglądaliśmy tak bezradnej naszej drużyny, GSW zwyczajnie pokazało, kto jest szefem parkietu. Wszyscy podkreślają jak to słabo gra Green w GSW – no nie wiem :D Może i Dray nie trafia, ale ilość przechwytów i asyst, to jest kosmos. No i umie wyprowadzić z równowagi, a to też się w Finałach liczy. 2-2 i jedziemy w poniedziałek do Cali.
[Timi] Nadal sytuacja jest jednak całkiem dobra, bo jest jeszcze ta “poduszka bezpieczeństwa” w postaci G6 w Bostonie, do którego na pewno dojdzie. Już raz w San Francisco udało nam się wygrać i wierzę, że znów jesteśmy w stanie to zrobić. Po porażce zawsze potrafimy się podnieść i oby ta seria trwała już do końca sezonu.
[Adrian] W Utah jest gorąco. Oni chyba czuli co się bedzie działo po sezonie, że wylądował tam Danny, znany z tego, że nie ma sentymentów. Quin Snyder definitywnie chce odejść z Jazz, Donovan Mitchell zastanawia się czy jest sens wiązać się w dłuższej perspektywie z ta organizacja, no brakuje tu już tylko Goberta i zażądania wymiany. Bedzie gorąco na rynku tego lata.
[Timi] Troszeczkę to przypomina to, co działo się w Bostonie przed rokiem – tym bardziej ciekawe jest to, że Danny koniec końców z taką sytuacją będzie się musiał zmierzyć. Snyder przyznał, że wyczerpała się po prostu pewna formuła i tej drużynie potrzeba nowego głosu, a przecież mniej więcej to samo słyszeliśmy rok temu od Stevensa.
[Adrian] No sytuacja jest już o tyle klarowna, że Jazz szukają następcy i od wielu drużyn dostali pozwolenie na rozmowy – niestety od naszej aż dwa nazwiska rozpatrują. Hardy i Mazzula są na ich celowniku i mam nadzieje, że znowu ominie ich zaszczyt być head coachem w NBA, bo wolałbym żeby zostali na kolejne seozny.
[Timi] No zobaczymy czy nam Ainge podbierze kogoś ze sztabu, choć tam kandydatów jest dużo, dużo więcej i wśród nich są też dużo bardziej doświadczone nazwiska, natomiast Jazz mogą pójść drogą kilku innych drużyn i postawić na debiutanta. A tymczasem Snyder ponoć chce zrobić sobie co najmniej rok przerwy, a po powrocie będzie jednym z faworytów do objęcia San Antonio Spurs, gdy Pop zakończy już karierę.
[Adrian] LeBron James jasno zakomunikował światu – chcę mieć własną drużynę NBA w Las Vegas. No i już wiemy jakie miasto dostanie jedno miejsce w ewentualnym rozszerzeniu ligi. Nie wiemy tylko jeszcze kiedy to się stanie. Ta pogoń za Jordanem, to jakaś obsesja – szkoda, że nikt mu nie powiedział, iż zawsze będzie drugi, bo legendy nie można dogonić. Pomijając fakt, że Jordan jest takim człowiekiem, który praktycznie nie ma przeciwników, natomiast Jamesa to szczerze nienawidzi pół Ameryki.
[Timi] Nie no, Jordan też dorobił się sporego grona osób, którego nie lubią – za hazard, za jechanie po kolegach z zespołu, za niezbyt na razie udaną karierę po odwieszeniu butów na kołek i pewnie jeszcze za kilka innych rzeczy. Choć rzeczywiście nie ma porównania do LeBrona, bo on w rankingach na najbardziej znienawidzonego sportowca z reguły zajmuje bardzo wysokie miejsca.
[Adrian] Kenny Atkinson został trenerem Charlotte i to chyba najlepszy ruch Jordana od bardzo dawna. Pamiętamy go z Nets i tamta drużyna świetnie wygadała, a teraz dostaje podobny skład, ale jeszcze bardziej utalentowany ofensywnie. Ten Wschód to robi sie za mocny.
[Timi] Myślałem, że to jednak będzie D’Antoni, ale ostatecznie wygrał Atkinson. Tak czy siak – idą bardzo ciekawe czasy w Charlotte. Nie to, że Borrego wykonywał tam złą pracę, natomiast Atkinson to jest bardzo dobre zastępstwo. Teraz pytanie tylko co się stanie latem m.in. z Bridgesem, który wejdzie na rynek wolnych agentów, a ostatnio w sieci pojawiło się niezbyt fortunne zdjęcie – którym zresztą sam Bridges się pochwalił – gdzie trzyma skręta oraz najprawdopodobniej tzw. lean, czyli niezbyt fajny drink z narkotykami, choć sam zawodnik bronił się, że to po prostu… zwykła różowa lemoniada.
[Adrian] Jak na drużynę, która nie ma picku w 1 rundzie, strasznie dużo zawodników podpatrujemy, zapraszamy na treningi i z nimi rozmawiamy. Oczywiście, zawsze jest szansa, że ktoś spadnie do 55 wyboru – ale bądźmy poważni, tam Jeremy Sochan nie zawita. Jednak rynek sprawdzić trzeba, trzeba też popieścić ego przyszłych gwiazd, żeby zapamiętali Stevensa, jako tego który z nimi rozmawiał, choć nie musiał.
[Timi] Dokładnie, zresztą nigdy nie wiadomo – może pojawi się jakaś ciekawa oferta, dzięki której uda się pozyskać nieco wyższy pick, może nawet pod koniec pierwszej rundy. Stevens robi swoje i podobnie jak Ainge wcześniej sumiennie wykonuje pracę w roli menadżera. O to właśnie chodzi. Bo nawet jeśli nie wybierzemy nikogo w drafcie, to przecież budowanie relacji zaczyna się tak naprawdę już teraz, a w przyszłości kto wie, gdzie zaniosą poszczególnych zawodników transfery albo rynek wolnych agentów.