#326 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] G3 i niestety, ale zapomnieliśmy przyjść na pierwszą kwartę. 18-39 – no trzeba przyznać, że w tej serii, jak już przegrywamy jakąś kwartę z Miami – to robimy to z przytupem, tak żeby nie było wątpliwości, że gramy jak dziadostwo. Po 3 meczach, po rozegraniu 12 kwart – tylko 2 z nich przegraliśmy, ale przy okazji przepierdoliliśmy te kwarty tak, że skończyło się to przegranymi 2 meczami.

[Timi] To niebywała wręcz statystyka, ale fakt faktem, że tak się w obu tych kwartach zakopaliśmy, że potem już ciężko się było z tego wykaraskać. Pogoń w czwartej kwarcie mogła się podobać, ale nie można tak grać i popełniać tylu błędów, szczególnie na takim etapie w fazie play-off. Nie po to tak się napracowaliśmy w Miami, żeby tak łatwo oddawać znów przewagę parkietu.

[Adrian] Na plus – na pewno ta pogoń za Miami w 4 kwarcie, gdy na około 200 sekund przed końcem meczu na tablicy widniał wynik 92-93 chyba każdy miał nadzieje, że jednak się uda, że dogoniliśmy i teraz trzeba postawić kropkę nad przysłowiowe „i”. No nie udało się – a szkoda, bo bez Butlera w tym momencie, powinni być łatwym celem. Szkoda też meczu Browna na 40 punktów w Finale Konferencji, bo to sie nie często zdarza. No i Al Horford w formie – mam znowu 20 lat.

[Timi] Świetny był też ten powrót Smarta, choć obawiam się, że to może go kosztować występ w kolejnym meczu, bo jednak to skręcenie kostki wyglądało poważnie. Tym większa szkoda, że nie udało się strat odrobić, ale Heat zdaje się mieli odpowiedź na każdy nasz cios i pokazali jeszcze większe serducho niż Boston, szczególnie że calutką drugą połowę musieli sobie radzić bez swojego najlepszego zawodnika.

[Adrian] Świetny powrót, ale kompletnie niepotrzebny, to nie był G6 czy G7 – G3 to nadal początek serii i wyszło to nam bokiem, bo ani wygranej, ani Smarta w G4. Takie ryzykowanie zdrowiem zawodnika i to jednego z kluczowych, rozsądne nie jest. Marcus pewnie poprosił o blokadę i sam biegł szybko na ławkę, żeby wrócić do gry, ale od tego jest sztab, żeby mu to wybić z głowy.

[Timi] To fakt, że nie do końca było to potrzebne, ale w takim momencie nie ma mowy o tym, by ktokolwiek wybijał cokolwiek z głowy Marcusa Smarta. To jest walczak, jakich mało. G1, G3 czy G5 – nie ma to tak naprawdę większego znaczenia, bo w fazie play-off każdy mecz może mieć ogromne konsekwencje. Więc ja się ani nie dziwię, ani tego nie krytykuję, bo akurat nasz sztab w tym sezonie do tej pory spisywał się raczej na piątkę, więc i w tym przypadku uważam, że trzeba im zaufać.

[Adrian] Na minus – kolejna absencja Roberta Williamsa, która kosztowała nas zwycięstwo, bo gdy TimeLord gra, to Adebayo notuje średnio ok 8 punktów, jak Roba zabrakło, to nastukał ich ponad 30. Tatum był zimny jak głaz, a w dodatku doznał urazu, wprawdzie wrócił na parkiet, ale nadal odczuwa ból.

[Timi] Niestety ten uraz Roba z końcówki marca i wybrana przez Celtics oraz lekarzy i samego zawodnika droga sprawiają, że będziemy musieli się z tym zmagać już do końca fazy play-off. Tym bardziej gdy mowa o takim zawodniku jak Rob, który bardzo mocno bazuje na wyskoku po obu stronach parkietu.

[Adrian] Mnie ciekawi kwestia przyszłego sezonu, czy będzie potrzebny jeszcze jakiś zabieg, czy po wielotygodniowym odpoczynku i dodatkowej rehabilitacji, wszystko wróci do normy. Oczywiście nikt tego sezonu nie odpuści, bo jestesmy zbyt blisko celu.

[Timi] Nadal nie znamy chyba do końca wszystkich szczegółów tego pierwszego zabiegu, więc trudno teraz cokolwiek powiedzieć, bo możliwe, że zabieg będzie konieczny, a możliwe że wystarczy tylko kilka tygodni odpoczynku. Na pewno zaraz po kontuzji mówiło się, że jeśli Rob zdecyduje się na ten zabieg, po którym rehabilitacja będzie krótsza, to ryzyko kolejnej operacji będzie mniejsze.

[Adrian] Uwag kilka – straciliśmy, to co zyskaliśmy w poprzednim meczu, czyli przewagę parkietu. Szkoda, bo to zawsze jest wartość dodana, gdy dochodzi do meczu eliminacyjnego. Szkoda, strasznie szkoda tego spotkania, bo było do wyjęcia na spokojnie. A tak znowu musimy wygrać coś w Miami, a było tak dobrze…

[Timi] Sytuacja nie jest jednak jeszcze aż tak tragiczna, bo tylko 1-2, czyli mniej więcej taka sama sytuacja jak po trzech meczach w poprzedniej rundzie, no a wtedy G4 musieliśmy zagrać i wygrać w Milwaukee. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sami sobie te kłody wciąż pod nogi rzucamy. Bo choć faktem jest, że obrona Heat mocno momentami kąsa, to ostatecznie wiele tych błędów dało się uniknąć.

[Adrian] No to G4 i wygrana, zasadniczo po pierwszej kwarcie było wiadomo kto ten mecz wygra. Taka to dziwna seria – niby 2-2, ale mecze kończą się srogimi wpierdolami. Kto sobie w trakcie spotkania wypracuje przewagę 20, a nawet 30 punktów – ten wygrywa. Paradoksalnie najbardziej zacięta nasza seria, skończyła się 4-0 z Nets.

[Timi] To był atomowy start Celtów, którzy udowodnili, że potrafią odpowiadać na porażki jak nikt. Heat zresztą narobili sobie sporo wstydu, bo tak słabego początku meczu w fazie play-off nigdy wcześniej nie było. Fajnie że udało się łatwo wygrać bez obecności Smarta, który ten mecz ostatecznie opuścił – no i Rob nie spędził na parkiecie nawet 20 minut.

[Adrian] Heat już drugi raz musieli się w tej serii wstydzić – po G2 nawet przyznał to Butler, że  Boston zrobił z nich pośmiewisko. Odpowiedzieli mocnym G3, a teraz znowu klapsy i na G5 wyjdą podwójnie zmobilizowani. Naprawdę dziwna seria – no kto by przewidział takie rozstrzygnięcia, takie przewagi i takie kwarty. To jednak dobrze, bo Finał Konferencji powinien być z przytupem, powinien być nieoczywisty.

[Timi] Dawno takiej serii nie oglądaliśmy, bo i jedni, i drudzy momentami są tak bezsilni i bezjajowi, że aż szok. Nawet komentatorzy ESPN w każdym kolejnym meczu się dziwią, bo mogłoby się wydawać, że na tym poziomie już takich rozstrzygnięć nie będzie. Trzeba też jednak przyznać, że oba zespoły są mocno poturbowane, przez co tak naprawdę przed każdym kolejnym spotkaniem nie wiadomo do końca, kto zagra, a kto nie. A to też na pewno wpływa na takie wyniki.

[Adrian] Na plus – wrócił Robert Williams i Adebayo znowu nie polatał. Cała wyjściowa piątka Miami zdobyła w meczu 18 punktów – tak się broni! Atomowy początek w wykonaniu Derricka White’a, który pod nieobecność Smarta musiał dać z siebie wszystko i dał – jednak skuteczny był tylko na poczatku spotkania. Tatum wrócił na właściwe tory i zaliczył mecz powyżej 30 punktów – on w tych PO, zawsze po porażce zalicza doskonały kolejny mecz.

[Timi] Podobnie zresztą jak cały zespół, bo po tym zwycięstwie Celtics mają już bilans 5-0 w meczach po porażce, pokonując rywali różnicą średnio kilkunastu punktów. Teraz najważniejsze jest jednak zagrać dwa równe mecze – dzięki tej wygranej lecimy do Miami w dobrych nastrojach i z wiatrem po dobrej stronie i także ze świadomością, że Heat będą chcieli w G5 zrobić nam to samo, na co pozwolić im nie możemy.

[Adrian] Na minus – tym razem to Brown nie miał dnia. Ogólnie nasza wyjściowa piątka, z 22 rzutów zza łuku trafiła 4 – no chyba nie o to chodzi w tym sporcie.

[Timi] Brown dnia nie miał, ale kilka razy ważne punkty zdobywał – zresztą nie ma się co przyczepiać, bo on akurat w tej fazie play-off do tej pory był mecz w mecz tym, na którego można było liczyć. Oby swój najsłabszy występ miał już w takim razie za sobą, szczególnie że zbytnio nam to planów nie pokrzyżowało.

[Adrian] Te PO gramy tak, że gdybym się nie przyczepiał do poszczególnych zawodników, to pomeczowa rubryka „na minus” byłaby pusta – szczególnie mając w pamięci nasze popisy z listopada i grudnia.

[Timi] Też prawda! 100 procent racji – chciałem jednak tylko zauważyć, że Brown to ze wszystkich zawodników chyba najmniej razy się w tej rubryce powinien pojawić w tegorocznej fazie play-off.

[Adrian] Uwag kilka – przed rozpoczęciem tej serii, wszyscy uważali, że to będzie pojedynek defensyw, a mecz będa się kończyć w okolicach 80 do 80, wygra ta drużyna która zdobędzie jedno, dwa oczka więcej. Nic bardziej mylnego, bo dopiero w G4 udało się jednej drużynie zatrzymać drugą na poziomie około 80 punktów. Jak na razie seria rozwija się tak jak ta z Bucks – wygrywają drużyna na przemian, a Boston dopiero w G7 wygrał drugi raz z rzędu i zapewnił sobie wygranie serii – miejmy nadzieje, że tym razem też wygramy serie, choć wolałbym bez G7 na Florydzie, bo to jednak olbrzymie ryzyko.

[Timi] Paradoksalnie to jednak jest pojedynek dwóch świetnych bloków defensywnych, bo oba zwycięstwa Bostonu to świetna gra przede wszystkim po bronionej stronie parkietu. I podobnie w przypadku Heat – najpierw ta dominacja w trzeciej kwarcie pierwszego meczu, a potem łącznie aż 20 przechwytów w trzecim pojedynku.

[Adrian] No i G5, kolejny wyjazd na Florydę i kolejny mecz walki. Po pierwszej połowie niewiele zapowiadało, że uda nam się wygrać – różnica w punktach duża nie była, ale to co oni nam zbierali z naszej tablicy – to wołało o pomstę do nieba. Mieliśmy aż 10 strat i o 7 zbiórek w ataku mniej od Miami. No, ale po przerwie zaczęliśmy grać, oj zaczęliśmy, aż się Miami zesrało a kibice wyszli z hali w połowie 4 kwarty. Niby mnie to cieszyło, ale to był strasznie smutny widok, gdy zawodnicy grają, a z pierwszych rzędów ludzie tłumnie wychodzą z hali. Przypominają mi się mecze w TD Garden, gdy po przegranym G7, czy innym meczu eliminacyjnym publiczność jeszcze przez wiele minut po ostatniej syrenie skandowała „Let’s go Celtics”.

[Timi] No właśnie o tym samym pomyślałem – gdyby było na odwrót, to kibice Celtics na pewno zrobiliby raz jeszcze to, czym tak zaimponowali w 2012 roku. Wtedy zresztą byliśmy w podobnej sytuacji i choć mieliśmy szansę zamknąć serię w G6, to LeBron miał inne zdanie. Na całe szczęście teraz Jamesa już w Miami nie ma, a my trzymamy już nóż na gardle Heat – tym bardziej po tej świetnej drugiej połowie, kiedy to krok po kroku zaciskaliśmy pętlę coraz mocniej. Wielkie brawa za przemianę zespołu w trakcie przerwy. Zdołali się ogarnąć i zagrali naprawdę znakomite 24 minuty, dzięki czemu jesteśmy już o krok od finałów.

[Adrian] Na plus – Derrick White w pierwszej połowie trzymał nas przy życiu, zasadniczo gdyby nie on, to byłoby pewnie po meczu. Obrona, rozegranie i mega skuteczność, bo zdobył sam więcej punktów, niż Tatum i Brown razem przez 24 minuty. Pomagał mu nieśmiertelny Al Horford i ja sobie nie wyobrażam, że Horfroda zabraknie w przyszłym sezonie w Bostonie. Przez te PO zapracował, żeby mu jeszcze raz zaufać, choć to droga impreza. W drugiej połowie to już szalały nasze All Stary – Tatum 19 punktów, Brown 18 punktów i nie było co zbierać z Miami.

[Timi] White po narodzinach syna jakby dostał nową energię. Trójka nadal nie siedzi, ale wszystko inne? Jest naprawdę ważnym czynnikiem tego zespołu, co udowodnił po raz kolejny. Może nie błyszczy jak inni, ale wszystkie te małe rzeczy składają się na ogromną pomoc dla Celtów. Wielkie brawa. Tak w zasadzie znów trzeba chwalić cały zespół. Brown po zmianie stron był świetny – to Udoka zwrócił mu uwagę, że nie może sobie pozwolić znów na tyle strat, a Jaylen w drugiej połowie zamiast pchać się w pomalowane, to świetnie zagrał na dystansie i pokazał fantastyczną dojrzałość. No a co do Horforda – który ma najwięcej w historii rozegranych meczów play-off bez awansu do finałów – to koniecznie trzeba go zatrzymać, ale przecież kwestia kontraktu może wyjaśnić się zaraz sama. Dla przypomnienia: na razie w umowie na przyszły sezon ma gwarantowane 14.5 miliona dolarów, ale jeśli będzie awans do finałów to gwarancja skacze o dodatkowe pięć milionów, a jeśli udałoby się zdobyć mistrzostwo, to wtedy calutkie 26.5 miliona jest gwarantowane.

[Adrian] Te narodziny dziecka mogą tu być kluczowe, w końcu sam po sobie wiem, że ten ostatni okres to spory stres. White siedział pewnie jak na bombie, a jeśli ciąża tuż przed rozwiązaniem zaczyna być zagrożona, to już w ogóle masz banie tak załadowaną myślami, że koszykówka to ostatnia rzecz na której potrafisz się skoncentrować. No i gdy Biały już doczekał się potomka, to gra jak nowo narodzony.

[Timi] To by też tłumaczyło zniżkę formy, ale najważniejsze, że wszystko się ułożyło, a świeżo upieczony tata wrócił do dobrej formy. Swoją drogą, to już drugi Hendrix, jaki urodził się w rodzinie Celtów w ostatnich miesiącach. To samo imię dał swojemu synkowi także Rob Williams.

[Adrian] Na minus – cichutki mecz Pritcharda, który też i minut nie dostał, no bo grał jakby go nie było. 37 punktów w 1 połowie, też chwały nie przynosi.

[Timi] Pritchard po serii znakomitych meczów tym razem zajął miejsce z tyłu autobusu, bo też Derrick White grał na tyle dobrze, że Udoka postanowił zwiększyć mu minuty kosztem właśnie PP. No i także Smart wypadł blado w tym meczu, co jest zrozumiałe, bo do końca nie było wiadomo, czy przez ten uraz kostki w ogóle zagra.

[Adrian] Uwag kilka – seria na wyniszczenie, obie drużyny połamane, kulejące. Butler nie może skakać, a Tatum gra na blokadach przeciwbólowych, Lowry kuleje, dokładnie tak samo jak Smart, Herro na ławce, a TimeLord na oszczędnych minutach, żeby znowu nie musiał odpoczywać. Skończmy to w G6, żeby mieć kilka dni na zaleczenie urazów.

[Timi] Jeśli awansujemy, to tego czasu dużo nie będzie, a rywal już znany, bo Warriors właśnie ograli Mavericks i po pięciu spotkaniach są już w finale. Nie da się ukryć, że finał Wschodu jest wyniszczający, ale walka toczy się o naprawdę dużą stawkę. Jak to jednak ujął Tatum po G5: nie ma co patrzeć w przód, bo ta seria jeszcze się nie skończyła. 

[Adrian] Uwaliliśmy G6 – niestety, ale uwaliliśmy. Sporo czynników na to wpłynęło, ale jednym z głównych był Jimmy Butler, który tej nocy trafiał wszystko i był wszędzie. Sędziowanie też mi się nie podobało, bo ruch ręką Browna przy przeciwniku to był faul w ataku, a identyczny ruch Butlera pod naszym koszem, to był dla nich faul obrońcy. Strasznie nie lubię takich rzeczy – a ja to i tak jestem chyba najmniej narzekającym na sędziowanie kibicem Celtics.

[Timi] Sędziowie swoje zrobili, ale jak to zwykle ostatnio bywa przy tych naszych porażkach, w dużej mierze sami sobie w stopę strzeliliśmy w tym meczu – i to znów nie raz. Szkoda, choć ta drużyna ostatnio chyba tak ma, że jeśli ma jakiś nawet minimalny margines błędu, to będzie te błędy popełniać. Przed nami mecz numer siedem, a tak pomylić się już nie ma.

[Adrian] Na plus – 30 punktów Tatuma z 12 rzutów. No i to przy okazji będzie też minus, ale o tym za chwilę. Derrick White – co on grał w 2 połowie. Co on zagrał w 4 kwarcie – no i wszystko psu w dup… bo przegraliśmy. Wydawało się, że Derrick wyszarpie to zwycięstwo dla Celtics, że zabierze piłkę i będzie dalej trafiał. No niestety… To był jego najlepszy mecz w Celtics, ale miejmy nadzieje, ze w G7 zagra jeszcze lepiej.

[Timi] White jako jedyny zasłużył po tym meczu na highlightsy, a to też sporo mówi o jego występie. Był naprawdę dobry, tym bardziej że wreszcie siedziała mu trójka. Dobry sygnał przed decydującym meczem w tej serii, bo jak to zwykle w pojedynkach numer siedem bywa, ważną rolę odgrywać będą gracze zadaniowi. No ale wszystkie oczy zwrócone będą teraz na dwójkę naszych liderów, od których zależeć będzie najwięcej. Dla obu będzie to świetny test i możliwość udowodnienia tego, jak bardzo dorośli od 2018 roku. To znaczy wiemy, że dorośli, ale kropkę nad „i” po prostu trzeba tutaj postawić.

[Adrian] Na minus – straty Tatuma. Pomimo tego, że Jayson trafiał jak natchniony, to oddał tylko 12 rzutów, bo pojawiły się straty i był naprawdę dobrze broniony. Jednak jeśli Twoja gwiazda trafia na 75% to robisz wszystko, żeby trafiała dalej – 12 rzutów? Butler oddał ich 29, bo trafiał. Smart się zagotował, bo odpalił 12 cegieł z 15 swoich rzutów – nie wiem po co. Niestety, ale tutaj kamyczek do ogródka Udoki – to była jego robota, żeby ogarnąć atak na tak dysponowanego Tatuma. Występ Horforda słaby, a Granta fatalny.

[Timi] Zabrakło w czwartej kwarcie obu naszych gwiazd, bo Jays przez ostatnie 12 minut gry złożyli się wspólnie na jedno trafienie z gry i pięć strat. W tym samym czasie Butler raz jeszcze przypomniał wszystkim w Filadelfii, że takiego killera nie wolno było puszczać. Niestety był jak LeBron w 2012 roku – oby jednak tym razem zakończenie było inne, niż wtedy.

[Adrian] Uwag kilka – w tym przypadku najpiękniejsze słowa w sporcie, czyli „Game 7” mnie kompletnie nie cieszą. Zawaliliśmy to, a wyjazd na Florydę może wcale nie być owocny. Niedzielna noc bedzie bardzo gorąca, a wygra ten , który opanuje nerwy. Miami mi kilku starych wyjadaczy, którzy nie raz i nie dwa byli w tej sytuacji, u nas jednak więcej jest młodzieży. Naprawdę się boję o wynik.

[Timi] Te siódme mecze rządzą się swoimi prawami – tak naprawdę nic co wydarzyło się wcześniej nie ma żadnego znaczenia. Żadne liczby, żadne statystyki, żadna historia. Może zadecydować dyspozycja dnia, o czym boleśnie przekonali się w tym roku Suns. My co prawda może nie mamy aż tak doświadczonego zespołu, ale Celtics już w tych playoffs udowodnili, że w takich momentach nie pękają.

[Adrian] Jayson Tatum w All NBA team, w dodatku to First Team. Ostatni raz, to chyba w 2008 roku Kevin Garnett był w All NBA First Team z Bostonu. Ogólnie bardzo młoda ta pierwsza piątka – Booker, Doncic, Giannis, Jokić i Tatum – wszyscy po 19 lat, jak nasz Jayson ;)

[Timi] A to oznacza, że liga jest naprawdę w dobrych rękach. Największe gwiazdy tak w zasadzie albo dopiero zaczynają swój prime, albo mają go jeszcze przed sobą. Oficjalnie już kończy się era Duranta, LeBrona czy Curry’ego – choć ten trzeci akurat jest jeszcze w grze w fazie play-off, więc ostatniego słowa na pewno jeszcze nie powiedział.

[Adrian] Los Angeles Lakers mają nowego trenera i został nim Darvin Ham, czyli człowiek, który był do niedawna asystentem w Bucks. Był on też swego czasu asystentem w Lakers, ale raczej nie był pierwszym wyborem LeBrona w ostatnim czasie. Zobaczymy jak się potoczy ta historia, bo może być piękna drama w LA.

[Timi] Ham może chyba podziękować trochę Udoce, bo Lakers poszli niejako drogą Celtics i zamiast postawić na jakieś większe nazwisko, to wybrali jednak długoletniego asystenta, który dostaje w ten sposób szansę w roli pierwszego szkoleniowca. Trudne zadanie przed nim, ale kibice Lakers raczej nie narzekają.

[Adrian] Enes Kanter vel Freedom odkleił się całkowicie od rzeczywistości. Ostatnio stwierdził w wywiadzie, że w NBA właściciele klubów bogacą się na niewolniczej pracy innych. Smutne to, bo był okres, gdzie mówił rzeczy mądre i odważne, a teraz pierdoli kocopoły i płacze, ze NBA wysłała go na emeryturę.

[Timi] Coś w tym jest, zresztą już kilka miesięcy temu Enes zrobił zwrot w jakimś dziwnym kierunku, a teraz jakby na siłę próbuje jeszcze o sobie przypomnieć.