Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] Mecz z Hornets i bardzo słaby przeciwnik, pokazał jak pod mikroskopem, wszytskie nasze wady, grzechy i zaniedbania. wrócił koszmar 4 kwarty, choć zwalanie wszystkiego na ostatnie 12 minut byłoby prymitywnym uproszczeniem problemów. Przegraliśmy wszystkie kwarty i to w dodatku w kiepskim stylu. Nie ma też sensu szukać usprawiedliwienia w doskonałej skuteczności przeciwnika zza łuku, bo te czyste pozycje nie spadały im z nieba. Trafili 47 rzutów po 39 asystach – to z jaką łatwością rozrzucali nasza obronę, było aż zawstydzające.
[Timi] Tak sobie myślimy, że gorzej być nie może, że gorszego meczu Celtics już nam nie zagrają, a tymczasem oni wciąż znajdują sposoby, by jednak to robić. A przecież tu mieliśmy po raz pierwszy od dawien dawna niemal pełny skład, a i tak zostaliśmy po prostu rozjechani przez drużynę, która nie dość, że grała po prostu dobrze, to jeszcze bawiła się koszykówką.
[Adrian] Właśnie to boli najbardziej, że tak osłabiony zespół grając z nami po prostu bawił się. Wyglądaliśmy jak drużyna przypadowych ludzi, którzy pierwszy raz widzą siebie na oczy. Nie tak to powinno wyglądać na tym etapie sezonu.
[Timi] Na tym etapie sezonu tego typu widok wlewa w nasze serca jednak dużo pesymizmu, bo skoro do playoffs zostały tylko trzy tygodnie, a my wyglądamy jak ta zbieranina przypadkowych osób, to jasny sygnał, że wiele rzeczy nadal jest mocno nie tak.
[Adrian] Na plus – ciężko kogokolwiek wyróżnić, gdy się ma w pamięci jak bardzo minusowymi zawodnikami była nasza podstawowa piątka. Minus 28 punktów Tatuma, to jest wynik tak bardzo zły, że aż niewiarygodny – tym bardziej, że Hornets grali w osłabieniu i to naprawdę ogromnym.
[Timi] Największym plusem tego meczu było to, że na własne oczy mogli Celtics zobaczyć, jak wygląda fajna zespołowa koszykówka. I to w wykonaniu drużyny, którejdwóch chyba najważniejszych zawodników oglądało to spotkanie w roli kibica. A przecież to jest nasz bezpośredni przeciwnik w walce o playoffs.
[Adrian] Na minus – znowu pusty przelot Fourniera w powrotnym meczu – tu nie ma się też co dziwić, bo gdy był objęty protokołem covidowym, miał zakaz treningu. Siedzisz w domu i odliczasz dni do kolejnego testu. No ale to jeden zawodnik – który może być rozgrzeszony – natomiast reszta…
[Timi] Reszta po takim meczu powinna jednak wracać do Bostonu na piechotę. Tym bardziej, że po raz kolejny w tym sezonie przeciwnikowi po prostu dużo bardziej się chce. A ja naprawdę nie pojmuję, czemu tak słabo wyglądamy w tych meczach o wczesnej porze. Przecież nawet w Denver przez trzy kwarty był kolejny koszmarek i dopiero te ostatnie 14 minut przyniosły ogień. A ten ogień to coś, co powinno być cały czas.
[Adrian] Z tym brakiem ognia, to mamy problem od wielu sezonów. Nie przypominam sobie takiego sezonu w erze Stevensa gdzie nie przytrafiło by się takich meczów przynajmniej kilka. Nie mam pojęcia z czego to wynika ale trwa to o kilka sezonów za długo. W czasach Big 3 nie było takich problemów.
[Timi] Były takie problemy, choć wtedy wynikały z czegoś innego – bo w drużynie był zespołów weteranów, którym zdarzało się w trakcie sezonu odpuszczać. Wtedy ten ogień znikał, ale to było na chwilę, na moment. Teraz znów zdaje się, że jesteśmy po prostu zbyt młodym zespołem – albo to jakiś głębszy problem jak np. podejście Browna i Tatuma (którzy już na początku kariery zaliczyli wczesny sukces) albo brak tego typu umiejętności Stevensa, który przecież też mógłby czasem ten ogień gdzieś dać, nawet jeśli miałby zostać wyrzucony z parkietu. Pod tym względem mógłby się sporo nauczyć od Popa.
[Adrian] Spokój Stevensa przydaje się w wielu chwilach, ale brakuje tego, żeby czasami odpalił jakiś ładunek wybuchowy. Bardzo dobry przykład Popa, który po mistrzowsku żongluje emocjami na ławce. Wracając do Big3, każdy ma chwile słabości – ale wtedy gdy liderzy musieli odpocząć, to ławka potrafiła czynić cuda. Tylko oni nie odpoczywali we wszystkich meczach sezonu, które grali ze słabszymi przeciwnikami.
[Timi] Jasne że ten spokój w wielu momentach chwalimy i często to jest niezwykle potrzebne, ale ja naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio Stevens tak po prostu się wkurzył. A przecież w tych pierwszych swoich sezonach jeszcze to potrafił i potrafił nawet mocno wstawić się u sędziów za swoją racją. Teraz trochę mi tego brakuje, tym bardziej że takie iskierki często potrafią obudzić drużynę.
[Adrian] Gdy wydaje Ci się, ze słabiej niż z Hornets nie można zagrać, gramy z OKC, które brutalnie tankuje – w dodatku posadziło Horforda na trybunach, żeby było łatwiej tankować – jest osłabione kontuzją Shaia i w 4 kwarcie robi nam z dupy jesień średniowiecza zdobywając 41 punktów. Przecież połowa zawodników aktualnie grających w OKC, to jest poziom G-League.
[Timi] A druga połowa składu OKC to gracze o średniej wieku około 20 lat – czyli po tym meczu nie mogliby nawet pójść do knajpy w USA się legalnie napić i poświętować przerwanie 14-meczowej serii porażek. Tak jak pisałem, wydaje się że Celtics uderzyli już o dno i gorzej być nie może, a tymczasem Celtics jednak pokazują, że może.
[Adrian] Na plus – Brown ciągnął zespół, Pritchard też dawał całe serducho, Luke Kornet pokazał, że jak sie chce walczyć – to można góry przenosić. Tylko trzeba chcieć – a Celtics do pojedynków ze słabymi przeciwnikami podchodzi nawet nie na pół gwizdka, tylko na zasadzie – spokojnie ich ogolimy. To nie działa – od wielu sezonów.
[Timi] Szkoda że tak świetny mecz Pritcharda poszedł na marne. Widać było jednak ogień w oczach Browna, no ale on sam to jednak za mało. Chcieliśmy trochę, by ten sezon zweryfikował nam, kto dalej powinien grać w Bostonie, no i niestety tak się dzieje. Brown po meczu mówił zresztą, że ten ogień powinien palić się pod tyłkiem całej drużyny, a to nadal nie następuje.
[Adrian] Na minus – Smart i jego 9 pudeł zza łuku. Po 3 kwartach mamy na koncie 34 rzuty zza łuku, trafiliśmy tylko 7 z nich – co robisz w 4 kwarcie? Szukasz lepszych pozycji bliżej kosza? Ustawiasz zespół, żeby punktować na najwyższym możliwym procencie? No pewnie tak – ale nie w Bostonie. w 4 kwarcie zespół odpala jeszcze 15 trójek i tylko 9 rzutów z bliższej odległości. Z tych 9 trafia 7, natomiast zza łuku dalej ma katastrofalna skuteczność. Zero wyciągania wniosków.
[Timi] Po kolejnym takim meczu na Stevensa musi spaść większa krytyka. Jestem pierwszy do tego, by wskazać, że znów graliśmy w osłabieniu i Brad musiał wystawić kolejną nową piątkę. To już niemal 30 różnych ustawień starterów! Ale to nie usprawiedliwia takiego braku reakcji i braku wyciągania wniosków. Mocno tęsknimy za magią Stevensa.
[Adrian] Ja tego naszego trenera nadal staram się bronić, ale czasami on sam nie daje szansy na obronę swojej pracy. Rozumiem, że rzuty za trzy punkty zdominowały ligę, ale nie możemy dać się zwariować. Czasami trzeba zareagować na wydarzenia na parkiecie a nawet czasami trzeba zareagować na samowolę zawodników. Każda kolejna porażka oddalona od celu, oraz demoluje morale zespołu.
[Timi] Celtics są w czołówce drużyn NBA pod względem powiązania zwycięstw ze skutecznością zza łuku. Jak rzucamy dobrze to z reguły wygrywamy, jeśli nie to nie mamy większych szans na wygraną. No chyba nie tak to powinno wyglądać, bo to jak postawić wszystko na jedną kartę, a przecież nie każdego wieczoru będziesz miał “dzień konia”.
[Adrian] Właśnie o ten “dzień konia” chodzi – bo my wcale nie jesteśmy zespołem wybitnych shooterów. Owszem, liderzy potrafią trafiać, ale reszta – no to tak średnio bym powiedział. Dodatkowo nie mamy już środkowego, który rozciągałby grę, dlatego tym bardziej dziwi, ta wiara w akcje zza łuku. Ja rozumiem, że 3 pkt to więcej niż 2 pkt, ale nadal i na zawsze 2 punkty, to więcej niż airball.
[Timi] Na ten moment Celtics wygrywają, ale i umierają rzutami za trzy punkty – a tym bardziej po trade deadline, gdzie tych rzutów z dystansu oddajemy nawet więcej niż wcześniej. Jeśli za tym idzie zespołowa gra, czyste pozycje, gracze wyprowadzani do rzutów po wejściach pod obręcz – super. Tak też przez pewien okres było i dziwię się, że nie udało nam się tego utrzymać, bo bardzo szybko wróciliśmy do tej mocno nierównej gry, jaką pokazujemy przez cały sezon.
[Adrian] Kolejny mecz z drużyną Charlotte i wreszcie dużo lepsza gra. Widać że zespół jakoś zareagował, na ostatnie porażki, nadal gramy w osłabieniu, ale nie przeszkodziło to w wygraniu ważnego spotkania. Do gry wrócił Robert Williams, a z nim gra się nam dużo łatwiej.
[Timi] Jakby nie patrzeć z Williamsem III w roli startera przed tym meczem mieliśmy bilans 8-2, a bez niego ledwie 3-5. On naprawdę mocno ułatwia życie i choć tym razem mecz zaczął z ławki, to zdążył swoje zrobić. Najważniejsze jednak, że zespół w całkiem niezłym odpowiedział na te ostatnie przegrane, choć ten mecz już po 12 minutach – przy wyniku 39-19 – powinien chłodzić się w zamrażarce, a koniec końców jeszcze w czwartej kwarcie Hornets byli blisko.
[Adrian] Ja to bardzo nie lubię, jak wysoko prowadzimy po 1 kwarcie, albo jak w ogóle prowadzimy po 1 kwarcie – nie chce mi się szukać statystyk, ale test oka i pamięć mówi, że sporo tych spotkań przegraliśmy w tym sezonie. Najlepiej nam się gra, gdy po 1 kwarcie jest lekki wkurw, a nie lekkie rozprężenie.
[Timi] Coś w tym na pewno jest, ale to jest też trochę oznaka dobrych lub wręcz elitarnych zespołów, że rzadko kiedy pozwalają sobie na tego typu zjazdy. Albo grasz na tym wkurwie przez 40-48 minut (bo wiadomo że rozprężeń nie da się często uniknąć), albo nie ma cię w elicie.
[Adrian] Na plus – dwaj liderzy zagrali bardzo dobre spotkanie Tatum 35 punktów, a Brown 38. Wreszcie bardzo dobrze zagrała nasza para podkoszowych. Robert Williams wnosi na parkiet bardzo dużo energii, a przy okazji przełożyło się to no dużo lepszą grę Tristana. Doskonałe spotkanie rozegrał Aron, 15 punktów 9 zbiórek 3 przechwyty i 3 bloki to wręcz rewelacyjna linijka. Warto mu zaufać i częściej dawać minuty.
[Timi] Nesmith od dłuższego czasu mocno pracuje na zaufanie Stevensa. Nie widać tego w statystykach, ale ostatnie tygodnie to naprawdę solidna gra w obronie w wykonaniu 21-latka. Teraz wreszcie mógł ten kredyt zaufania spłacić, dołożył kilka ważnych trafień i dużo poświęcenia, a efektem tego najlepszy jego mecz w karierze.
[Adrian] Poniekąd też sam Stevens był pod ścianą, bo już nikogo innego na ławce nie miał. Tym bardziej należy chwalić Nesmitha, bo zdawał sobie sprawę, że jak nie on – to nie ma zmiennika. Ten mecz zagraliśmy praktycznie 8 osobowym składzie, bo kilkadziesiąt sekund Granta, nie ma co poważnie traktować.
[Timi] Ogólnie coraz bardziej się ten Nesmith może podobać także w kwestii walki – udało się więc Danny’emu wybrać dwóch naprawdę spoko gości w ubiegłorocznym drafcie, którzy charakteru już pokazali więcej niż np. taki Edwards czy Ojeleye. Okej, w debiutanckim sezonie Semi też robił sporo dobrego, ale od tamtego czasu minęły już trzy lata, a on do przodu jednak nie ruszył.
[Adrian] Na minus – znowu nie mogliśmy wystąpić w pełnym składzie. Wydawało się, że nieobecność Smarta i Walkera wpłynie bardzo negatywnie na postawę drużyny, ale dzięki walce i dobremu dzieleniu się piłką nie było to widoczne. Francuz kolejny raz zaliczył słabe spotkanie. Miejmy nadzieję, że do końca sezonu zasadniczego już nie opuści żadnego spotkania i wreszcie wejdzie w rytm meczowy. 19 punktów w drugiej kwarcie też nie jest powodem do dumy. Chyba każdy kibic Celtics miał w połowie meczu spore obawy o wynik.
[Timi] Fournier niestety nadal odczuwa skutki koronawirusa, którego najwidoczniej przeszedł dość mocno. Podejrzewam że on nadal by odpoczywał, gdyby nie fakt, że na tym etapie sezonu nie można już sobie na to pozwolić, tym bardziej jeśli jesteś w nowym zespole, dla którego zagrałeś na razie ledwie kilka spotkań.
[Adrian] Zastanawiam się, ile osób na tyle się wkurwiło po 1 połowie, że przestali oglądać ten mecz. Drugie pytanie brzmi – gdyby Jaylen nie dostał w baniak od Poetla, to czy drużyna obudziłaby się sama? Od tego momentu gra zaczęła wyglądać inaczej, a potem zaczął się pierwszy run, kolejny nastąpił w 4 kwarcie. Dogrywka była niepotrzebna, ale o tym napisze w minusach.
[Timi] Takie powroty nie zdarzają się często – w ostatnich 35 latach bodaj tylko trzy razy. Celtics naprawdę przeszli drogę z piekła do nieba i ten mecz był trochę taki odbiciem ich gry w tym sezonie. Dwie połówki: jedna fatalna, druga dużo lepsza i zakończona zwycięstwem, bo Celtów jak najbardziej stać na wygranie z każdym. Oby ten mecz stanowił jakieś przełamanie.
[Adrian] Na plus – Tatum i jego 60 punktów robi ogromne wrażenie. Obrona w 2 połowie wreszcie przypominała Celtycki charakter. No i Aron Nesmith – mogę o nim napisać, dokładnie to samo co White Mamba powiedział podczas meczu – I Love this kid – play so hard, always hustle. TimeLord i Tristan znowu wyglądali jak duet potworów.
[Timi] Czapki z głów przed Tatumem, choć trochę szkoda, że sędziowie zabrali mu ten jeden punkt w samej końcówce. Tak byłby rekord, no ale spokojnie – w takim tempie na koniec sezonu regularnego zdąży jeszcze Birda wyprzedzić:) Co do Nesmitha – między nim, Smartem i Robem mamy w Bostonie trzech zawodników grających na niezwykle dużej intensywności. Fantastycznie jest to obserwować, tym bardziej że Nesmith znów zyskał sporo pewności siebie i nawet pokrzykiwał trochę a’la Garnett po udanych akcjach.
[Adrian] Na minus – Tatum – tak, tak – nie zwariowałem, wracamy do sytuacji, że mogliśmy uniknąć dogrywki – to ile razy Tatum spudłował wchodząc na kosz w 4 kwarcie nie mieści się w głowie. To nie były minimalne pudła, gdzie piłka ześlizgnęła się po obręczy – to były takie pudła, że ona nawet nie dotykała obręczy. Spokojnie mógł ten mecz zamknąć w 48 minutach. Brown był zimny, tak jak Pritchard. Obrona w 1 połowie to poziom jakiejś amatorskiej drużyny byłych pracowników sortowni marchewek.
[Timi] Ale gdyby zamknął w 48 minutach to nie wyrównałby rekordu Birda:) To samo powiedział po meczu Stevens zapytany o rzut Tatuma na zwycięstwo, który ostatecznie drogi do kosza nie znalazł. Najwięcej krytyki powinno jednak spaść na Browna, bo ja nie pamiętam jego tak słabego meczu. Dobrze przynajmniej, że nie zawiódł w najważniejszym momencie.
[Adrian] Sezon zasadniczy powoli dobiega końca – po meczu z OKC mamy 2 zwycięstwa straty do pozycji 4-5 oraz ZERO przewagi nad pozycją 7 w tabeli, która oznacza grę w Play In. Czekają nas jeszcze dwa mecze z Miami, które okupuje to 7 miejsce i bardziej można zakładać, że będziemy częścią turnieju o 2 ostatnie miejsca. Jest źle, jest naprawdę źle.
[Timi] Już było źle, przez chwilę sytuacja się poprawiła i nawet znów staliśmy się optymistami, a tymczasem w tym momencie znów wpadliśmy do dołka i o playoffs trzeba będzie poważnie zawalczyć. Pytanie czy z taką grą na miejsce w fazie play-off w ogóle zasługujemy. Jasne, w zdrowiu stać na nawiązanie walki z każdym, ale widzieliśmy to w tym sezonie tak rzadko, że powoli chyba przestajemy w to w ogóle wierzyć.
[Adrian] Jeśli nie zagwarantujemy sobie miejsca na pozycjach 4 lub 5 to będzie bardzo ciężko przejść pierwszą rundę, bo z taką grą trudno być optymistą przed spotkaniami z Brooklynem, Philly lub Milwaukee. Oczywiście istnieje możliwość, że te zespoły przystąpią do pierwszej rundy w niepełnych składach, ale nie można tak podchodzi do rywalizacji. Już w tym momencie drużyna z Nowego Jorku wydaje się być dla nas niesamowicie trudnym rywalem. Ewentualne siódme miejsce byłoby olbrzymią porażką i rozczarowaniem. Turniej o 7 lub 8 miejsce wcale nie będzie łatwy.
[Timi] Wszystko prawda, ale tak sobie patrzę na to, w jakich miejscach znajdują się obecnie ubiegłoroczni uczestnicy finałów konferencji – Lakers i Nuggets w tabeli wysoko, ale jednak z kontuzjami czołowych graczy. Heat i Celtics z kolei rozczarowują, nie mogąc złapać stabilnej formy przez cały sezon. Wygląda na to, że bańka odcisnęła bardzo mocne piętno na tych zespołach, które zostały w niej najdłużej.
[Adrian] Skoro rozmawiamy o tym turnieju, to pomimo głosów niezadowolenia z Dallas, NBA i kibice nadal są zachwyceni tą formuła i dochodzą nas głosy, że to zostanie na dłużej. Warto przy okazji nadmienić, że ta formuła zmieniła się od poprzedniego sezonu. Teraz zespół z 7 pozycji gra z zespołem z 8 o przedostatnie miejsce w PO, a 9 z 10 o prawo zagrania z pokonanym z pierwszej pary o miejsce 8. Ciekawa zmiana – tu muszę pochwalić Adama, który zwrócił mi na to uwagę – wreszcie się na coś przydał ;)
[Timi] Ta zmiana powoduje zresztą, że ten mini-turniej będzie jeszcze ciekawszy, a to bardzo dobra wiadomość przede wszystkim dla fanów. No i jeśli popatrzeć na to z drugiej strony: dla drużyn z 7-8 miejsca ewentualne odpadnięcie będzie wielką porażką, gdy jeden mecz zadecyduje o losach całego sezonu, ale dla tych z miejsc 9-10 to jest szansa na napisanie bardzo fajnej historii i wynagrodzenie za fajną walkę do samego końca. Nawet jeśli w praktyce nic nie zwojują w pierwszej rundzie.
[Adrian] A ja nie odbieram tego jako niesprawiedliwość, a słychać czasami takie głosy, bo zasady wszyscy znali przed rozpoczęciem sezonu zasadniczego. Dla kibiców i ligi to naprawdę niesamowite uatrakcyjnienie rozgrywek, poniekąd chcieliśmy od dawna aby walczyć z odpuszczaniem meczów pod koniec sezonu i ten mini turniej wyeliminował ogromną ilość takich spotkań. O mecze posezonowe nadal walczą 24 drużyny czego nie było od bardzo dawna.
[Timi] Mavs głosowali tak, a nie inaczej, ale też pewnie nie spodziewali się wtedy, że koniec końców zajmować będą lokaty gdzieś wokół tego turnieju i teraz jest płacz. Na całe szczęście tego typu głosów nie ma dużo, a sam fakt, że tak wiele drużyn wciąż jeszcze walczy jest dla NBA wystarczającym powodem, aby turniej play-in został z nami na dłużej.
[Adrian] Ploteczki z Portland – zakulisowo mówi się, ze Terry Stotts zostanie po tym sezonie zwolniony z Blazers. Druga plotka to taka, że NYK chce pozyskać z Portland Lillarda. Myślę, że obie te ploteczki są powiązane, bo chyba nić porozumienia pomiędzy Lillardem a Stottsem została nieodwracalnie przerwana. NYK może monitorować sytuację Lillarda, tylko wątpię, żeby właściciel Blazers poświecił swoją największą gwiazdę dla trenera.
[Timi] Już przed sezonem pisaliśmy trochę, że formuła Stottsa w Portland się wyczerpała i on już dużo więcej z tym zespołem nie osiągnie, bo i do sufitu już było bardzo blisko. Więc choć to nadal jest jeden z lepszych specjalistów w NBA, to jednak chyba rzeczywiście czas na zmianę. NYK natomiast coraz częściej się w tych plotkach obracają i to jest efekt tego bardzo dobrego sezonu. Niby tylko jeden rok, ale już słyszy się, że gwiazdy znów nieco chętniej patrzą w stronę Wielkiego Jabłka.
[Adrian] Tak przy okazji jednego wywiadu, Jimmy Butler napomknął, że Kyle Lowry jest jego jednym z najbliższych przyjaciół i to na tyle bliskim, że Lowry jest ojcem chrzestnym jego córki. Bardzo ciekawy offseason będzie na Florydzie. Dragic i Iggy maja opcje zespołu na kolejny rok, a to pozwala patowi na spora swobodę negocjacji z Lowrym i reszta drużyny.
[Timi] Nie zdziwiłbym się, bo Lowry od miesięcy łączony jest z dwoma tylko miejscami: Miami albo Filadelfia. Zresztą dla mnie to nadal szokujące, że on przed miesiącem nie zmienił ostatecznie barw klubowych. A jeśli do rodzinnego miasta będzie mu nie po drodze, to w Miami jak widać bez problemu znajdzie sobie cieplutkie miejsce idealne na koniec kariery.
[Adrian] Coraz ciekawsza jest kwestia jakie oczekiwania miało Toronto przy ewentualnej wymianie. Oni aktualnie walczą o 10 pozycje, ale zrozumieć ich rotacje moczową czasami nie sposób. Gdy wydaje ci się że pogodzili się z dobrym wyborem w drafcie, to wtedy trener ustawia najlepszy skład i Toronto znowu wygrywa. Mieli problemy ze zdrowiem, ale w wielu meczach były dziwne odpoczynki. Łatwiej będzie go pozyskać w Miami, bo mają dużo lepszą sytuację finansową.