Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] Numer 200… niewiarygodne, bo to prawie 4 lata – zawsze w niedziele, zawsze rano, zawsze dużo do czytania – chyba ciekawie, bo reklamacji nie było, a muszę przyznać, że cieszy, gdy ktoś skrobnie miłe słowo, że niedzielę zaczyna od Tygodnika, albo gdy rankiem na czacie zniecierpliwiony fanatyk Bostonu pyta się, kiedy zostanie załadowany Tygodnik. Z czystym sumieniem możemy trochę poświętować, trochę poklepać się po plecach i trochę być z siebie zwyczajnie zadowolonym.
[Timi] Powtórzę za Tobą: niewiarygodne. Jak się coś zaczyna to nigdy się nie myśli o tym jak długo to będzie trwało i że kiedyś będzie ten #200 numer, bo na samym początku to jest totalna abstrakcja. Tymczasem my naprawdę już 200 tygodni tak sobie rozmawiamy. Jest to na pewno powód do dumy i zadowolenia. Fajnie się złożyło, że akurat tak skończymy ten rok – a w kolejnym rozpoczniemy już TRZECIĄ setkę!
[Adrian] Dobra – lecimy, bo nasi zdemolowali Hornets. Fakt, że dopiero w drugiej połowie, bo w pierwszej ten Graham z Charlotte zaczął atomowo mecz. Sytuacje już opanowaliśmy w 2 kwarcie, gdzie pozwoliliśmy im na zaledwie 19 pkt, a w 3 kwarcie zaczęła się egzekucja. Dobry mecz ze słabym przeciwnikiem, ale należny pamiętać, że my nadal gramy bez Smarta i Haywarda.
[Timi] Dobry mecz ze słabym przeciwnikiem – jak miło wciąż to słyszeć w tym sezonie. Jak widać nawet to poważne osłabienie wcale nam nie przeszkadza w starciach z takim właśnie rywalem. Amerykanie mają na to takie powiedzenie: taking care of bussines. My się bardzo dobrze tym biznesem zajmujemy i oby tak dalej bez żadnych wpadek, tym bardziej, że to buduje drużynę, a też dzięki temu fani mogą sobie trochę Tacko Falla pooglądać w akcji (a to zawsze wpływa na lepsze zasięgi samej marki).
[Adrian] Tacko to fenomen, ten fenomen budują nie tylko kibice, bo od nich się wszystko zaczęło, ale też koledzy z drużyny oraz Stevens. To wypuszczenie do gry Tacko przeciwko Pistons, to było coś niesamowitego… Nawet nie przypominam sobie, żeby kiedyś podobna akcja miała miejsce w NBA, gdzie publiczność domaga się zawodnika, trener ich motywuje do głośniejszego skandowania, a po chwili wypuszcza do boju zawodnika, którego wypychają największe gwiazdy drużyny. Coś niesamowitego – już tylko ten moment daje mi pewność, że nigdy nie zapomnę sezonu 2019/20. No a Tacko znowu zagrał i jak Tacko gra, to Boston wygrywa – tak, tak, wiem, że Tacko wychodzi wtedy gdy wynik jest już ustalony i to na naszą korzyść.
[Timi] Oj tam, ja wolę zobaczyć statystyki per48 minut i stwierdzić, że nie ma w NBA lepszego niż Tacko Fall! To już jest fantastyczna historia, ale w tym wszystkim nie zapominajmy, że Tacko to nie tylko świetny gość, bo on może być czymś znacznie więcej niż tylko i wyłącznie fenomenem. Na razie głównie w w takich kategoriach jest traktowany, ale Celtics na razie całkiem dobrze go rozwijają.
[Adrian] Chyba nie zapominamy, bo z tej całej ekipy co grywa też w G-League, on rokuje najlepiej dla naszej przyszłości. Rozwija się, buduje siebie, a przy tym jest cały czas tym uśmiechniętym chłopakiem, który cieszy się każda sekundą na parkiecie. Gwiazdą nigdy nie będzie, ale te 15-20 minut w NBA może wyszarpać i on idzie właśnie tą drogą.
[Timi] Na razie do tych 15-20 minut w NBA podchodzę sceptycznie, bo też na ten moment to jest gracz na two-way, który minuty NBA łapie w zasadzie tylko w tzw. garbage-time, więc do regularnych minut w NBA droga jeszcze bardzo daleka. Wielu jednak w ogóle nie widziało go nawet blisko tej najlepszej ligi świata, a tymczasem on już te małe sukcesy odnosi i to jest bardzo dobry prognostyk dla jego rozwoju.
[Adrian] Na plus – no Jayson Tatum miał najlepszą noc w swojej karierze. 39 punktów, 12 zbiórek i 3 bloki – nic więcej nie można chcieć w takim meczu. Brad Stevens jeszcze chyba przed mecze komplementował Tatuma, ale wcale nie za atak, a za to jak on broni, jakie postępy poczynił w tym elemencie. Po meczu pochwalił postawę Langforda w obronie, a sam Romeo zaczyna jakoś wyglądać. Razem z Grantem podnoszą swoją wartość przed lutym :D
[Timi] Coś w tym jest, ale trzeba przyznać, że ładnie odpowiadają na krytykę z Twojej strony – a Grant to już nawet ETATOWO trafia zza łuku, czyli jednak potrzebne było to przełamanie i teraz naprawdę jest już z górki. A co do słów Stevensa o Tatumie: on mało kogo chwali w ten sposób za obronę, dlatego jest to spory komplement dla Tatuma i wydaję mi się, że w pełni zasłużony. Zresztą od debiutanckiego sezonu chwaliliśmy JT za obronę, bo on nigdy pod tym względem nie odstawał i od początku kariery dał się poznać jako solidny defensor, którego nie trzeba nigdzie ukrywać. Dlatego cieszy, że nadal robi postępy i wygląda pod tym względem coraz pewniej, bo potrzebujemy jego dobrej gry nie tylko w ataku.
[Adrian] No tak się zawsze składa, że jak ja kogoś krytykuję i to włącznie z planami ewentualnych wymian, to on zaczyna grać dobrze. Lepsze to, niż sytuacja gdy Ty kogoś zaczynasz zbyt mocno chwalić, bo wtedy… po prostu nie chwal :D Wracając jeszcze do Romeo – kurcze, no bardzo bym chciał, żeby chłopak zaczął grać przynajmniej dobrze, bo gdy wypada nam ktoś ze skrzydłowych, to robi się spora dziura po atakowanej stronie parkietu – Semi świetny chłopak, ale poza 3&D nigdy nie wyjdzie. Romeo ma naprawdę duży talent i niech się rozwija, bo trafił w najlepsze miejsce do rozwoju.
[Timi] Czy w najlepsze to może nie do końca, choć oczywiście dobrze zarządzana organizacja + świetny trener to znakomite połączenie, przy czym na razie brakuje jednak tych minut, które w słabszym zespole mógłby lepiej wykorzystać. No ale coś za coś. Zresztą nawet przy takim natłoku na skrzydle Stevens jest w stanie znaleźć mu około 20 minut, co potwierdziło świąteczne spotkanie w Toronto, gdzie mimo powrotu do gry Haywarda tak czy siak udało się Langfordowi zagrać właśnie tyle.
[Adrian] Na minus – Brad Wanamaker coś się zaciął w ataku. Miał przecież cała serię naprawdę dobrych występów, a ostatnio coś się zacięło. Rozdał bardzo dużo asyst, był aktywny po obu stronach parkietu, ale jednak coś się zacięło. Mam nadzieję, że się szybko odblokuje, bo rozgrywa naprawdę dobry sezon.
[Timi] Ostatnie cztery mecze to tylko 4/12 z gry i ani razu 10+ punktów, więc o lekkim kryzysie można mówić, natomiast dzieje się to przynajmniej w takim momencie, gdzie ożyła ta nasza ławka rezerwowych. Ja jednak zamiast ganić Wanamakera wolałbym pochwalić jeszcze Enesa Kantera, który po bardzo dobrym występie przeciwko 76ers w trzech kolejnych meczach zebrał łącznie aż 44 piłki! Przed tymi trzema spotkaniami tylko raz w tym sezonie miał dwucyfrową liczbę zbiórek. Pisałem kiedyś, że czekam na taki mecz, gdzie zbierze nawet i 20 piłek i to się powoli dzieje.
[Adrian] Skoro wolisz chwalić, to trezba było to zrobić w poprzednim punkcie rozmowy ;) Natomiast napisze tak – wierzyłem w Kantera zanim to stało się modne. Kilka razy zagrał poniżej oczekiwań, ale w wielu przypadkach komentatorzy czy kibice niesłusznie po nim jechali, bo nawet w obronie nie było tak źle, jak to mogło być. On swoje robi, to na co go stać to robi i robi to naprawdę dobrze – fakt, że w ostatnich meczach lepiej, ale tak to już jest z nowymi elementami układanki. Przypomnę, ze Embiida w ostatnim meczu zatrzymał na 36%,a Theis pozwolił JoJo zagrać na 66% skuteczności – przypominam, bo czasami kibice piszą jakby było zupełnie odwrotnie. Ten duet Theis&Kanter zaczyna wyglądać coraz lepiej, gdyby Daniel miał 5-8 cm więcej, to nie potrzebowalibyśmy się martwić strefą podkoszową przez kilka ładnych sezonów.
[Timi] Ale niestety nie ma, tak samo jak Grant nie jest wyższy, albo Tremont Waters nie ma tych kilku centymetrów więcej. Jakoś trzeba sobie z tym radzić. A wracając do Kantera to ja naprawdę nie rozumiem tego „jechania” czy wypychania Enesa z Bostonu, kiedy tak w zasadzie on nie miał nawet za bardzo okazji pokazać swojej wartości. Zawsze powtarzałem, że w obronie nie będę na niego liczył i to się nie zmieniło (dlatego cieszy, gdy nie jest tak źle), natomiast jak dziś pokazuje Kanter to nadal może być bardzo przydatny zawodnik, który jest w tej chwili najlepszym zbierającym w Bostonie od czasów nie pamiętam kogo.
[Adrian] Świąteczny wyjazd do Kanady i zdecydowana wygrana. Niby Raptorki osłabione, ale bez Siakama i Gasola mają wystarczająco dużo siły, żeby pokonać np Dallas odrabiając w meczu ponad 30 pkt. Jednak spodziewałem się, że postawią cięższe warunki. Nie umiemy grać w ich hali, a tym razem wszystko poszło gładko i szybko, bo już w 1 kwarcie prowadziliśmy 9 pkt, choć zapomnieliśmy przyjść punktualnie na mecz…. Toronto rozpoczęło od szybkiego 10-0 i dopiero gdy Stevens wziął czas, zaczęliśmy grać.
[Timi] Osłabione czy nie, to ważne zwycięstwo dla Celtics, którym w Kanadzie gra się piekielnie trudno od lat. Zresztą to nie tylko Celtom, bo ogólnie wszystkie pozostałe zespoły z dywizji od ponad 30 meczów nie potrafiły wygrać w Toronto. Fajny więc nam Bostończycy zrobili prezent. Drugi rok z rzędu, dzięki czemu poprawili swój bilans świątecznych meczów – ten wciąż jest jednak na minusie (15-18).
[Adrian] Przy okazji tego meczu jest jeszcze jedna dość istotna sprawa. Enes Kanter ma anulowany paszport przez rząd turecki, w związku z krytyką tamtejszego satrapy. Nie byliśmy pewni po podpisaniu go, czy on będzie mógł grać wyjazdowe mecze w Toronto. Jednak wszystko układa się po naszej myśli, a największego sojusznika Enes znalazł w osobie Premiera Kanady.
[Timi] W tę akcję zaangażowało się sporo osób i najważniejsze, że udało się bezpiecznie Kantera ze sobą do Toronto zabrać, a potem wrócić do Stanów Zjednoczonych. I całe szczęście, bo polityka nigdy nie powinna nam mieszać się do sportu, choć to oczywiście utopijne dziś myślenie. W tym jednak przypadku te kwestie koniec końców nie przeszkodziły, a sam Kanter (szczególnie w pierwszej połowie) był dla Celtics bardzo ważnym ogniwem w tym starciu, notując kolejny mecz z dwucyfrową liczbą zbiórek.
[Adrian] Na plus – bez wątpienia Jaylen Brown, to był jego mecz. Siedziało mu z każdej pozycji, wychodziło wszystko i jeszcze utrudniał życie przeciwnikowi w obronie. Czy Jaylen zasługuje na występ w ASG? Moim zdaniem bezdyskusyjnie, jednak znając życie więcej głosów dostanie Ben Simmons, chociaż kibice wreszcie zaczynają dostrzegać, że Benek kompletnie się nie rozwija koszykarsko. Po 4 latach w NBA Jaylen decyduje o sile swojej drużyny, a Ben jest jej kotwicą ze swoimi rzutowymi ułomnościami.
[Timi] Po takich meczach nie wypada napisać nic innego jak to, że Jaylen Brown powinien się w Meczu Gwiazd znaleźć. Zasługuje na pewno, ale to nie zawsze jest równoznaczne z powołaniem. Odkąd jednak decydują nie tylko fani to wydaję mi się, że szanse kogoś takiego jak Brown rosną – w głosowaniu kibiców i tak wygrają ci najpopularniejsi, ale Brown powinien zostać doceniony przez graczy i trenerów. Ten mecz w Toronto był w jego wykonaniu znakomity, nic dodać nic ująć.
[Adrian] Możesz mieć rację, że szansą dla Browna na ASG jest zmieniony system nominacji do Meczu Gwiazd. Choć takie mecze na 30 punktów budują „fame” wśród kibiców i być może nie dostanie bezpośredniej nominacji, to jednak w głosowaniu może być całkiem wysoko. Czekam na pierwsze podliczenie głosów do ASG, które chyba wyląduje po nowym roku.
[Timi] Spojrzałem na poprzedni sezon i tam Brown zebrał tylko cztery głosy od zawodników i był trzynasty w głosowaniu fanów – przy czym oczywiście teraz gra dużo dużo lepiej i efektowniej niż wtedy, więc analogicznie to głosowanie powinno być dużo dużo lepsze dla niego. Co ciekawe Tatum już przed rokiem zajął czwarte miejsce przy podliczeniu wszystkich głosów, czyli był zaraz za podium, które dałoby mu debiut w Meczu Gwiazd – i w największej mierze była to zasługa fanów, którzy oddali na niego ponad milion głosów.
[Adrian] Na minus – Tatum przez większość meczu ceglił na potęgę, to nie był jego dzień. Chyba w Wigilie było nie tylko jedzone, ale też i pite. No i znowu nasza ławka (poza Kanterem) nie istniała w ataku, dopiero w śmieciowych minutach zdobyli kilka punktów, ale zza łuku nie trafił nikt, choć razem mieli 8 prób. Jest to dramat.
[Timi] Szkoda, że po najlepszym w karierze występie przyszedł właśnie taki, bo to znaczy, że Tatum wciąż bywa nieregularny. Ja jednak bym go pochwalił za to, że jak zazwyczaj jego wysiłki nie ograniczały się tylko i wyłącznie do zdobywania (albo nie zdobywania) punktów, bo miał też sporo zbiórek i rozdał sześć asyst, co warto docenić.
[Adrian] Mecz z Cavs, powinniśmy ich zrównać z ziemią i prawie tak się stało, bo były już 23 punkty przewagi, a finalnie skończyło się „tylko” na 12. Jednak nie to mi się nie podoba najbardziej, najbardziej to, że zasypiając w końcówce zrobili aż 117 pkt, a nasza obrona do tego meczu była 2 w lidze. Spokojnie można było ich zatrzymać dużo niżej. To jedyna uwaga do przebiegu tego spotkania.
[Timi] Koniec końców i tak jesteśmy ex aequo na drugim miejscu pod względem efektywności defensywnej, a przy okazji awansowaliśmy już na czwarte miejsce pod względem efektywności ofensywnej. Wiesz co to oznacza? Że w tej chwili są tylko dwa zespoły, które znajdują się w top5 obu kategorii: Boston Celtics (#4 atak i #2 obrona) oraz Milwaukee Bucks (#1 atak i #2 obrona).
[Adrian] Jaylen Brown nie zwalnia – tym razem 34 punkty, 9 zbiórek, 2 asysty i kosmiczne 65% skuteczności. W miesiącu grudniu, to właśnie Jaylen jest naszym najskuteczniejszym zawodnikiem, notującym 23.5 pkt, zaledwie o 0,4 pkt mniej niż Embiid w tym samym okresie. Co ciekawe – Jaylen ma dużo lepszą skuteczność, od podkoszowego Sixers. Ogólnie w Top25 NBA za miesiąc grudzień jest 3 naszych zawodników, bo Tatum i Walker też się tam zalogowali.
[Timi] Myślę sobie o tym jak to jednak trzeba być czasem cierpliwym wobec pewnych rzeczy i nie spieszyć się z niektórymi sądami. Celtics od lat inwestują w Browna i Tatuma, pomimo różnych przeciwności czy głosów, że przecież lepiej było ich gdzieś oddać, a tymczasem obaj są w tym momencie filarami tego zespołu w wieku odpowiednio 23 i 21 lat, notując takie mecze, gdzie niemal sami ze sobą ścigają się o to kto zdobędzie więcej punktów. Można mówić, że to tylko Cavs, ale tak jak wskazujesz – taki Brown od tygodni gra na znakomitym poziomie i to wcale nie jest efekt słabych rywali.
[Adrian] Na minus – no ja zawsze ławka, choć nie cała, bo do Granta i Romeo pretensji nie mam, ale jak weszły rezerwy rezerw, to był dramat. Nie rozumiem tego – dostają 5 minut, żeby pokazać się w NBA i grają na zwolnionych obrotach. To jest NBA, nikt przed nimi nie klęknie tylko dlatego, że mają napis na piersi Boston. Przeciwnicy też chcą się pokazać z jak najlepszej strony i tu trzeba zawsze zostawić pot, krew i łzy. Wbrew pozorom, od nich też sporo zależy i powinni wykorzystywać te minuty jak najlepiej.
[Timi] 100 procent racji – jak nie wtedy to kiedy? Każdą minutę powinieneś cenić tak samo, tym bardziej kiedy nie grasz zbyt dużo i tych okazji, by się pokazać też nie ma w związku z tym dużo. Treningi to jedna rzecz, ale nawet ten garbage time to powinien być czas, w którym dajesz z siebie wszystko, a tego w tym starciu z Cavs zabrakło.
[Adrian] Trae Young z Atlanty gra naprawdę dobrze, ale chyba zaczyna trochę lewitować nad ziemią, bo dopomina się wzmocnień, żeby jak najszybciej walczyć o PO. Niby to w pewnym sensie jest zrozumiała, a w sumie byłoby zrozumiałe, gdy by to powiedział jakiś All Star, no a Trae jest na początku swojej drogi i pomimo tego, że gra nad wyraz dobrze to jednak Mesjaszem jeszcze nie jest. Atlanta chce ściągnąć Adamsa z OKC, co ruchem jest nawet dobrym, ale to będzie ich kosztować picki, a mogli jeszcze w tym roku zejść po kogoś fajnego, gdy Collins musiał pauzować. Żadna ujma przebudowywać się sezon dłużnej, niż tracić assety i picki dla czyjegoś widzimisię.
[Timi] All-Starem nie jest, ale fakt faktem, że jako lider Hawks – a tym niekwestionowanie jest – może wyrazić niezadowolenie, tym bardziej, że wypruwa z siebie żyły, a postępów jak nie było tak nie ma i to niekoniecznie jest jego wina. To po prostu jest frustracja młodego zawodnika, który robi super cyferki w słabym zespole – to, co powinno mu się mówić to cierpliwość, tak jak sam wskazujesz. Trochę cierpliwości, krok po kroku, a Hawks już niedługo zaczną robić zamieszanie.
[Adrian] No może wyrazić niezadowolenie, ale w gabinecie prezesa lub GMa, a nie w mediach. Może i jest liderem zespołu, ale ten zespół ma 6 zwycięstw – najmniej w lidze. Mniej nawet niż GSW w składzie z G-League. Znaj swe miejsce w szeregu, mocium panie. To jest ten problem, gdy zawodnik robi super cyferki w słabym zespole, ale kompletnie nie przekłada się to na wyniku drużyny. Tak się wszyscy nabijają z Melo, że cyferki kreci – ale jak Denver go wybierało w Drafcie to miało w tym sezonie 17 zwycięstw (oczywiście tankowali, ale sezon wcześniej mieli ledwo 27 wygranych), Melo od razu wyciągnął ich na 43 wygrane. Trae Young poprawił Atlantę z 25 na 29 wygranych w pierwszym sezonie, a w tym sezonie oni tych 29 to mogą nawet nie wyrównać. Znaj miejsce w szeregu chłopaku.
[Timi] No okej, trochę się zgadzam, ale sam wiesz na przykładzie poprzedniego sezonu Celtics, że frustracja jest czasem na tyle duża, że zawodnicy tak czy siak się zapominają i zamiast iść wewnątrz drużyny to mówią otwarcie o problemach na zewnątrz. Young to młody chłopak i ma czas, by popełniać błędy i się uczyć – Ty byś od każdego wymagał perfekcyjnego prowadzenia :D Tymczasem ci młodzi rzadko kiedy są dziś w stanie dotrzymać tych idealnych standardów, a w przypadku Younga przełożenie ma jeszcze to, że w tej chwili jego gra nie wynosi jeszcze kolegów obok na wyższy poziom, co mogłoby przełożyć się na więcej zwycięstw drużyny.
[Adrian] Nie wymagam perfekcyjnego prowadzenia, jedynie wymagam IQ większego niż numer buta. Inteligentny człowiek zauważy, ze koszykówka to sport drużynowy i wiele zależy od tych pozostałych 4 na parkiecie. Wylewanie na nich wiadra pomyj w prasie, niczego dobrego nie przyniesie. Jak mówisz, że trezba wzmocnić zespół, to znaczy, że cześć kolegów uważasz za leszczy – delikatnie to nazywając. Oni za ciebie umierać już nie będą i właśnie tutaj pasuje przykład Bostonu z zeszłego roku, gdy Irving rozbił to samo i tak samo źle się to skończyło. Tylko Irving nie ma 20 lat :D Więc jakoś tego Younga można usprawiedliwiać, ale fajnie jakby się uczył na cudzych błędach, zamiast rozbijać swoją szatnie.
[Timi] Uczenie się na cudzych błędach to ogólnie fajna perspektywa, ale wydaje mi się, że w wielu kwestiach musisz jednak przeżyć pewne rzeczy na własnej skórze i dostać po dupie, żeby się czegoś nauczyć. Dodam jeszcze tylko, że zarówno Irving, jak i Young w tych swoich wypowiedziach mogli mieć zupełnie inne przesłanie do kolegów: musicie grać lepiej. Wiesz, takie techniki motywacyjne czy coś, no ale nie od dziś wiemy, że tego typu motywacja to rzecz w NBA niekoniecznie dobra, bo nawet jeśli masz dobre intencje to jednak jest dużo większe prawdopodobieństwo, że to przesłanie zostanie odczytane właśnie tak jak to ująłeś: jesteście leszczami.
[Adrian] Irving nadal kontuzjowany, w sumie 1/3 sezonu za nami, a on opuścił już 18 spotkań i żadnych dobrych informacji dla kibiców lekarze nie mają. Choć moim zdaniem jego absencja to dobra informacja dla fanów Broooklynu, bo bez niego wygrywają mecz za meczem.
[Timi] Wiesz co, zaryzykuję stwierdzenie, że coraz bardziej zaczyna mi to wyglądać na odpuszczenie sobie tego sezonu… całkowicie. Z dnia na dzień maleją według mnie szanse, że zobaczymy jeszcze Irvinga w grze. Zaraz zrobi się luty i okaże się, że lepiej jednak tego Irvinga wycofać. On sam ma w kontrakcie zapisane jakieś tam bonusy, ale niektórych już nie uda mu się spełnić. Ba, okazało się nawet, że ma zapisane też, że określoną liczbę meczów może sobie ot tak opuścić, w zasadzie bez powodu. Coraz bardziej wygląda więc na to, że Kyrie po prostu ten sezon poczeka sobie z KD na ławce – tym bardziej, że Nets nie podają w tej sprawie żadnych konkretów, które mogłyby mnie od takiego myślenia odwieść.
[Adrian] Czyli dupsko boli, że w PO mogłoby się okazać, iż ten przypadek z Bostonu, to wcale nie przypadek. Wróci Durant i wtedy Irving znowu skryje się w chwale jakiegoś świetnego skrzydłowego, bo samemu to… a dobra, niech sobie żyje w NYC, niech mu się wiedzie.
[Timi] Wiesz, sezon pod względem indywidualnym miał jak do tej pory świetny, ale coraz więcej osób zaczyna myśleć, że to naprawdę nie jest przypadek, że drużyna gra lepiej bez Irvinga. Po części powodem jest fakt, że stary zgrany skład przejął stery pod jego nieobecność, ale po części to może być „zasługa” jego stylu itp. Mnie ten brak informacji od Nets coraz bardziej dziwi, choć z drugiej strony – w przypadku Smarta też mało kto ostatnio podawał jakieś konkretne informacje, nie było nawet nic od źródeł, a tu się niedawno okazało, że przez chwilę było zagrożenie, że Marcus może nawet stracić wzrok przez infekcję oczu.
[Adrian] W Świąteczniku trochę porozmawialiśmy o Sixers, ale tym razem konkretnie o pewnym elemencie, który ich kompletnie zaskoczył. Rywale zaczynają bronić przeciwko Sixers strefą – w NBA rzecz praktycznie niespotykana od dawna, bo taką obronę łatwo ukarać rzutami z dystansu. Problem Sixers jednak jest taki, że oni z dystansu rzucają najmniej w lidze i na przeciętnej skuteczności. Coś co w amerykańskiej koszykówce odeszło do lamusa, dzięki Sixers zostało reanimowane i jest skutecznie wykorzystywane przeciwko nim. A miało być tak pięknie – wywiady, autografy, maksymalne umowy – oh wait…
[Timi] Strefa mimo wszystko wciąż się niekiedy pojawia, z reguły na krótkie okresy, bo rzeczywiście łatwo to wykorzystać JEŚLI ma się odpowiedni do tego personel, no a 76ers takiego personelu po prostu nie mają. Fajnie to pokazali Heat, a potem także Mavs, którzy akurat strefą od lat grają w NBA najczęściej. Strefa może mieć dodatkowy plus bądź minus: nakręca przeciwnika, jeśli te rzuty się trafia (minus), ale z drugiej strony podłamuje, gdy rywal widzi jak raz za razem rzuty do kosza nie wpadają (plus). A w przypadku 76ers nie ma mowy o typowych, renomowanych strzelcach, na których można by liczyć (jak JJ Redick na przykład) – tam znajdziemy jednak sporo takich graczy, co to trafiają jak złapią wiatr w żagle, ale potrafią też seryjnie pudłować. W teorii rozwiązanie jest więc proste: trafiaj swoje rzuty. W praktyce to jednak nie jest wcale takie łatwe, tym bardziej jeśli rywal wie jak dobrze zagrać strefą.
[Adrian] Tak, zespoły od czasu do czasu stawiały strefę, ale to były tylko wybrane ustawienia. Natomiast czy umiesz przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz zespoły stawiały strefę przeciwko jednemu przeciwnikowi i to w całkiem sporym wymiarze czasu? Ja nie… Od kiedy liga zaczęła rzucać zza łuku na potęgę, od wtedy obrona strefowa była już tylko epizodycznie wykorzystywana. Jednak Ben Simmons postanowił ją wskrzesić – o jaka piękna szpileczka :D