Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] No i zaczęło się!! Z tym, że u nas od falstartu. Porażka z Sixers – może nie boli jakoś specjalnie, uwiera raczej to, że ten mecz był do wygrania, nawet przy tak katastrofalnej postawie Bostonu w ataku. Wystarczyło trafiać rzuty osobiste, a wszystko rozstrzygnęłoby się pewnie inaczej. No i zbiórki – dramat, inaczej tego nie można nazwać.
[Timi] Wreszcie to Sixers górą na starcie… Nie wiem jednak czy ten mecz był rzeczywiście do wygrania, bo jednak wydawało się, że kontrolę całkiem spokojną mają 76ers. Fakt faktem, że potrzebowali kilku zrywów + rażącej nieskuteczności Celtów, by wreszcie zamknąć spotkanie, natomiast w tym sezonie będzie nam już dużo trudniej ich pokonać.
[Adrian] Pierwsza połowa była prawie cała pod nasze dyktando, oni zrobili malutką przewagę, gdy my ofensywnie stanęliśmy. Tylko to tak naprawdę nie wiązało się to z ich super obroną, a ze zwyczajnym cegleniem naszych zawodników. Nie to, że my w pierwszej połowie super graliśmy, bo graliśmy źle, oni tez źle, ale później graliśmy już tylko gorzej. Pierwsze śliwki robaczywki – kalendarz nas na poczatku nie rozpieszcza, ale to chyba dobrze, że zaczynamy z wysokiego pułapu przeciwników.
[Timi] Dobrze dobrze, tym bardziej po preseasonie, gdzie tych rywali mieliśmy z najniższej półki i zbyt dobrze w sumie nas to nie mogło przygotować na to, co będzie w sezonie regularnym. Ale jak pokazały poprzednie lata, ten pierwszy mecz sezonu niewiele koniec końców dla Celtics znaczy – w 2017 roku było jak było, a potem przyszła seria 16 zwycięstw i kosmiczny sezon. Przed rokiem była wygrana, a potem już tylko zjazd w dół. No to tym razem znów chcemy kosmicznego sezonu.
[Adrian] No to plusy i Gordon Hayward – zdecydowanie nasz najlepszy zawodnik tego meczu. Niemrawa pierwsza połowa – śmiem twierdzić, że zdeprymowały go dwie pierwsze akcje, gdzie Richardson świetnie go wybronił i Gordon jakby się przyblokował – jednak później już był doskonały. Przy tej porażce, taki występ Gordona daje nadzieję, ze jednak nie jest on jeszcze jedną nogą na emeryturze.
[Timi] Do takich głosów jeszcze daleko, przecież nawet przy słabszej grze to wciąż mógłby być wartościowy zawodnik. Ale tym meczem GH pokazał, że naprawdę jest gotowy do powrotu na wysoki poziom. Jako jedyny nie miał większych problemów na linii rzutów wolnych i cieszy przede wszystkim fakt, że oddał tych wolnych aż 11, często atakując kosz po dynamicznych wejściach. Takiego chcemy go oglądać i takie występy z pewnością będą go budować. Bardzo fajnie, że wspomniałeś o tych nieudanych akcjach, bo podejrzewam że rok temu po czymś takim Hayward zaliczyłby kolejny słabiutki mecz, a tymczasem wcale nie spuścił głowy, lecz w drugiej połowie pokazał się z bardzo dobrej strony.
[Adrian] Oczywiście, że mógłby być wartościowy zawodnik, tylko nie za te pieniądze. Natomiast tak grający Gordon i to przeciwko bardzo wysokiemu zespołowi jakim jest Phila napawa optymizmem. Masz racje, że najlepsze były wejścia na kosz – bo rok temu on robił ich w meczu 3 razy mniej, niż w tym spotkaniu. Nie było strachu przed wysokimi zawodnikami i świetnie sobie z nimi radził. Gordon był motorem napędowym tego zespołu i o to chodzi. Widzieliśmy dokładnie to, o czym kiedyś wspominał Stevens – Hayward będzie sporo rozgrywał, a przy okazji nie stracił nic ze swojego punktowania. Trochę koledzy mu zawalili statystyki, bo powinien mieć kilka asyst więcej.
[Timi] Tym bardziej cieszy, że tych wejść pod kosz było tak dużo w starciu z takim rywalem, który jednak frontcourt ma wysokich lotów. Oby tylko tak dalej, bo to bardzo dobry pierwszy krok Haywarda. Szkoda, że NBA nie udostępnia statystyk dot. wjazdów z każdego meczu (trzeba by to śledzić na bieżąco), ale podejrzewam, że te 18 wejść pod kosz przeciwko 76ers to chyba najlepszy wynik Gordona w barwach Celtics.
[Adrian] Średnio oceniam Tatuma – niby był liderem ataku, ale pudłował tak proste dla niego sytuacje… czasami ręce opadały. Bardzo pewny zza łukiem, dobry na desce, jak zacznie kończyć to co w sumie dla niego oczywiste – wejdzie na poziom 25-30 pkt na mecz. Średnio też Kantera, choć on mnie zaskoczył, że dość dobrze bronił Embiida – dał się jednak wypychać na desce, no i te rzuty wolne…
[Timi] Rzuty wolne wołają o pomstę do nieba, ale to zarzut w stronę całego zespołu… Natomiast co do Tatuma pełna zgoda. Potrzebna jest dużo pewniejsza ręka pod koszem, bo on jest w stanie łatwo dostać się w pomalowane i tam często ma naprawdę proste sytuacje, ale problem z wykończeniem nadal się pojawia.
[Adrian] Najtrudniejsze jednak ma opanowane do perfekcji, bo Sixers to drużyna najwyższa na Wschodzie, a chyba też i w całej lidze. Zabrakło miękkiego nadgarstka, nie będę spekulował dlaczego – ale mniej więcej domyślamy się, że oni ledwo co skończyli ciężkie przygotowania kondycyjne i mięśnie jeszcze to czują. Co innego było widać u Tatuma – on chce, żeby to była jego drużyna – musi tylko częściej podnosić głowę, bo koledzy kilka razy byli na czystych pozycjach. Niech podgląda Haywarda jak się oddaje piłkę na niepilnowany obwód.
[Timi] Wiesz, dla Tatuma to nadal jest kolejny krok do zrobienia – on ma potencjał, by być bardzo dobrym podającym i wiele razy już to pokazał, ale pewnych rzeczy wciąż się uczy i miejmy nadzieję, że z biegiem sezonu będzie coraz lepiej, także pod względem kreowania sytuacji dla partnerów. Rzeczywiście widać jednak, że wraz z odejściem Irvinga to także Tatum może nieco bardziej rozwinąć skrzydła. Kemba nie jest tego typu graczem, który mógłby tak przejmować mecze jak często (z różnym skutkiem) robił to Irving, choć oczywiście jest w stanie pociągnąć samemu ofensywę, natomiast dla niego to też jest trochę nowość, że może zrobić ten krok w tył i oddać trochę więcej pola do popisu koledze, z czego JT na pewno jest zadowolony.
[Adrian] Dobra – teraz to co mnie rozczarowało. Kemba był mega nieskuteczny, a niestety toczył korespondencyjny pojedynek z Irvingiem, który w tym samym czasie zaliczył 50 pkt, na szczęście w przegranym meczu z Wilkami i to Irving nie trafił ostatniego rzutu. Właściwie w tym meczu, Kembie nic nie wychodziło – po prostu był na parkiecie. Pokazał kilka fajnych akcji, ale po chwili raził brakiem skuteczności. Jedno jest pocieszające – Kemba słabiej zagrać już nie może.
[Timi] Trochę bardziej agresywna obrona i Kemba zagubiony, podobnie jak przeciwko Francji na mistrzostwach świata. Nie wygląda to na razie zbyt dobrze, już nawet nie porównując tego do Irvinga, który na Brooklynie teraz jest “the man”, więc to oczywiste, że będzie tam robił takie rzeczy. Walker tymczasem mówiąc wprost zawiódł, bo potrzebujemy dużo lepszej gry, by skutecznie bić się z takim zespołem jak Sixers.
[Adrian] Ja tu trochę go pobronię, bo jednak Kemba wylądował w zupełnie innym systemie, gdzie sam musi przestawić swoje myślenie. Nie jest orkiestrą jak w Hornets, nie jest nawet dyrygentem – on jest tym wielkim kotłem, który nadaje drużynie rytm. Sam musi ten rytm złapać, żeby to się zazębiło. Ale kilka akcji w 1 połowie pokazał na wysokim poziomie, szczególnie to wymuszanie fauli na mniej ogarniętych zawodnikach. Wszyscy pamiętają jak Kemba rok temu zapodał Sixers 60 pkt w meczu, ale już nie pamiętają, że 2 lata temu zagrał przeciwko nim na 10, a w jednym nawet na 5 pkt. Zobaczymy co będzie dalej. Natomiast jeszcze o Irvingu – fajne zdanie przeczytałem na TT – i co z tego, że Kyrie zagra na 50 pkt, skoro to ma niewiele wspólnego ze sportem drużynowym. Samemu można wygrać jedną czy dwie bitwy, ale nie wojnę – tutaj nawet bitwy nie wygrał. My już to wiemy, bo mieliśmy to w ubiegłym roku. Wolę, żeby zbudowała się w Bostonie drużyna, niż Kembę robiącego absurdalne cyferki.
[Timi] Jasne że tak, ze wszystkim się zgadzam. Kemba musi odnaleźć się w zupełnie nowej sytuacji dla siebie, a z kolei dla Irvinga to trochę chleb powszedni na tym Brooklynie – dopiero teraz okaże się, gdzie te jego indywidualne popisy są w stanie zaprowadzić zespół. Start na pewno miał imponujący, tym bardziej jak sobie przypomnimy jak mocno nieskuteczny był w ostatnich meczach przeciwko Bucks. Tam zresztą w którymś ze spotkań miał nawet takie spotkanie na 4/18 z gry – zupełnie tak jak Kemba przeciwko Sixers, tyle że Kyrie uwalił takie jajo mecz w mecz w fazie play-off, a nie w sezonie regularnym.
[Adrian] Teraz już zbiorczo – problemy Browna z faulami, poza Smartem brak ławki, Theis miał być wyjściowym środkowym, a dalej łapie idiotyczne faule, Ojeleye nie nadaje się do grania na poziomie NBA. Osobno o TimeLordzie – ja rozumiem, że on ma kosmiczny wyskok, ale koledze rzucali mu takie piłki, że nawet z drabiny by ich nie złapał. Młody jest – to mu faule gwizdać będą, tylko po co frustrować chłopaka takimi podaniami.
[Timi] Musimy chyba troszeczkę zejść na ziemię i uświadomić sobie, że w tym sezonie ta nasza głębia już nie jest tak imponująca, a poleganie na pierwszoroczniakach takich jak G. Williams czy Edwards to na razie melodia przyszłości. Oni będą dostawać minuty, będą robić wartościowe rzeczy dla tego zespołu, ale minie jeszcze trochę czasu zanim będą stanowić pewny punkt ławki. Postawą Theisa wcale nie jestem zaskoczony, bo on przeciwko Sixers nigdy nie wyglądał dobrze, tak samo jak tym, że nadal są w Bostonie problemy z odpowiednim narzuceniem na alley-oopa.
[Adrian] To dość mocne pytanie – czy granie Ojeleye ma jakikolwiek sens? Czy to nie powinien być priorytet do oddania w zamian za dobrego wetsa. Kilku takich można nawet odszukać na FA. Zresztą ktokolwiek będzie lepszy – Jodie Meeks, Jonas Jerebko, JR Smith – naprawdę ktokolwiek. Zaczynamy dusić się we własnym sosie, ilość zawodników niedoświadczonych, niepotrafiących dorzucić kilku punktów w meczu jest przytłaczający i pierwszym do odstrzału jest Semi. Moim zdaniem kogoś musimy poświęcić, bo nic dobrego z tego nie będzie. Nawet mi nie próbuj wmawiać, że jest jeszcze wcześnie i nie ma się co śpieszyć, bo okłamujemy się z Ojeleye już kolejny sezon.
[Timi] Nie mam zamiaru, bo też straciłem już nadzieję, że z niego coś wyrośnie. Fajnie że ma etykę pracy, fajnie że tyle wkłada w treningi, ale co z tego skoro to nie ma żadnego przełożenia na mecz. Już preseason był alarmujący, bo nadal żadnej poprawy nie było widać – wiadomo, że te mecze przedsezonowe nie są jakimś znaczącym okresem, ale wielu zawodników daje wtedy znać, że rzeczywiście jest gotowych do większej roli. Semi tego nie pokazał i tyle. Musi być naprawdę źle, jeśli wolałbyś mieć tutaj JR Smitha:D
[Adrian] No bo jest źle, jego nawet trudno traktować jako asset, bo ma bardzo niski kontrakt. Co wnosi Semi na parkiet? Absolutnie nic. To prawda, że ma niesamowitą etykę pracy, problem w tym, że nawet będąc największym hard workerem w NBA, nie ma szans na jakikolwiek sukces, bo jego sufit wisi na wysokości kolan innych zawodników. Potrzebujemy kogoś kto z ławki dorzuci kilka punktów. JR Smith to małe miki, bo teraz napiszę jeszcze lepszą rzecz – ja zazdroszczę Atlancie Jabari’ego Parkera za 6,5 mln, bo on wejdzie – rzuci naście punktów, a nawet jak coś spierdoli w obronie, to i tak to nie ma znaczenia, gdy jest 7-8 zawodnikiem drużyny. Nie mieliśmy jednak tych pieniędzy,no i bujamy się z Ojeleye.
[Timi] Ja nadal widzę wiele osób, które chciałoby w Bostonie zobaczyć Jamala Crawforda, który nadal nie znalazł zatrudnienia w NBA, a przecież w poprzednim sezonie udowodnił, że nadal potrafi punktować – mam tu na myśli jego 51 punktów w barwach Suns. Nie jestem pewien, czy on albo JR Smith to byłaby dobra opcja, ale tak jak mówisz – wielkiego wyboru tutaj nie mamy.
[Adrian] Mecz otwarcia w TD Garden to przyjazd Mistrzów z Kanady. Mecz zaczął się tak jak ten z Sixers – w sumie gówno graliśmy, ale jakoś się to kulało, bo wynik się mniej więcej zgadzał. Zapaść przyszła znowu w 3 kwarcie, ale w 4 kwarcie… no panie szanowny! Jak się to oglądało, jak się patrzyło na wracającego z zaświatów Kembe! Był Boston basketball i było dobrze.
[Timi] Doskonała postawa Kemby w obronie w pierwszej połowie i potem odrodzenie w ataku w drugiej. To się ogląda! Takimi meczami ta drużyna będzie się budować i trzeba się mocno z tego zwycięstwa cieszyć, bo w czwartej kwarcie było dobrze, a gdy zamykaliśmy mecz tą naszą najlepszą piątką to nawet bardzo dobrze. Jasne, zabrakło trochę zimnej krwi w końcówce, bo można było ten mecz jeszcze bardziej domknąć, ale zamiast punktów były cenne zbiórki w ataku, które koniec końców ten mecz rzeczywiście zamknęły. Brawo.
[Adrian] Pochwalić chyba powinna sie każdego, ale kilka słów o Brownie – zaczyna spłacać ten kontrakt takimi spotkaniami,a przecież ten kontrakt będzie obowiązywał dopiero od przyszłego sezonu. Brown to nie tylko 25 pkt, ale świetna obrona i coraz bardziej można go traktować jako zawodnika na obie strony parkietu. Gordon zdobył mniej punktów, ale to on nas trzymał przy życiu, bo był skuteczny, gdy reszta waliła głową w mur. Na pewno bardzo dobry mecz Haywarda i to drugi z rzędu.
[Timi] Oby więcej takich meczów Browna, który w tym sezonie gra jeszcze za nieco ponad $6 milionów dolarów i trzeba to dobitnie i nieraz podkreślać:) Ale ja chciałem wskazać na Tatuma, który co prawda skutecznością znów nie powalił, natomiast jedna rzecz: pisaliśmy po meczu w Filadelfii, że tam nie wypadł dobrze jako kreator, po czym wychodzi na Raptors i ma kilka znakomitych podań. Nie tylko to za plecami na potężny wsad drugiego Jaya, ale też przede wszystkim dwie akcje po dryblingu na czystą trójkę dla Haywarda i Browna w crunchtime.
[Adrian] To minusy – zacznę od Stevensa – nie wiem dlaczego szansy nie dostał Edwards, gdy mieliśmy 15% skuteczności zza łuku. Przecież gorzej już grać nie można było. Po drugiej stornie parkietu grał VanFleet, czyli równie niski zawodnik – nie zachodziło ryzyko dramatycznych missmatchy w obronie. 260 sekund Ojeleye na parkiecie, to 260 sekund bezproduktywnego marnowania tlenu. No i nasza skuteczność – wprawdzie obudziliśmy się, ale to co się działo przez 40 minut to koszmar.
[Timi] Koszmar, choć to jest chyba rzeczywiście efekt przygotowania do sezonu. Natomiast co do rotacji – zobacz jak bardzo w tym meczu polegaliśmy na czwórce Kemba-Tatum-Brown-Hayward, gdzie każdy z nich zagrał co najmniej 35 minut. Może się okazać, że koniec końców cała czwórka będzie co mecz grała ponad pół godziny. Semi w te cztery minuty nie zrobił nic i pytanie brzmi nie czy, ale kiedy wypadnie z rotacji, choć z drugiej strony – ktoś te pare minut z ławki na skrzydle musi zapewnić.
[Adrian] Jaylen Brown dostał tłusty kontrakt i jest on mocno na wyrost. Nawet nie próbuj go obronić, bo tych 115 mln nie da się obronić. Zwrócę jednak uwagę na pewien aspekt, który przy tego typu umowach zawsze się pojawia. Zobaczymy co będzie choćby po roku. Pamiętamy to oburzenie po umowie Bradleya, pamiętamy oburzenie po umowie Crowdera, czy całkiem niedawno po umowie Smarta – po jednym sezonie okazywało się, że kontrakt wcale nie jest za wysoki, a zawodnik gra tak, że nikt mu tych pieniędzy już nie wypomina.
[Timi] To prawda, ten trend w poprzednich latach się w Bostonie pojawił i ja mocno wierzę, że w przypadku Browna będzie dokładnie tak samo, choć z drugiej strony – te $115 milionów to jednak dużo więcej niż dostawali Bradley, Crowder czy Smart, a co za tym idzie Jaylen musi zrobić naprawdę duży krok do przodu, by tę kasę usprawiedliwić. Celtics zapłacili za potencjał, a to mimo wszystko pewna rzecz, której nie da się tak naprawdę wycenić, ani też przewidzieć.
[Adrian] Jest jeszcze jeden aspekt – rynek, a ten niestety jest sprzymierzeńcem wysokich kontraktów. Zastanawiam się, na ile Danny bał się przyszłorocznego offseason, na ile brał pod uwagę ryzyko, że nawet jak Brown nie wejdzie na poziom All Star, to i tak ktoś mu zaproponuje maxa i trzeba będzie wyrównać, albo stracić zawodnika. Utrata 3 wyboru w Drafcie i to takiego, który się jednak wciąż bardzo dobrze zapowiada chyba byłaby mordercza dla naszej przyszłości. Bo Jaylen to nie tylko punkty, ale aktualnie przede wszystkim obrona. Nie wszystko da się przeliczyć na cyferki. Jedno jest pewne, aktualnie Brown jest pod 5 letnim kontraktem i ma wartość nie tylko jako grający zawodnik.
[Timi] Podejrzewam, że ryzyko takiego maksa od Cavs czy innej tego typu drużyny było spore, a czarnym koniem byli chyba Spurs, którzy mogliby pokombinować ze zrobieniem sobie cap space, a przecież Pop tego lata trochę chyba się w Brownie zadurzył. Fakt faktem, że jest to pierwsze takie przedłużenie kontraktu od czasu Rondo, ale też Brown to po prostu najlepszy zawodnik, jakiemu w ciągu tych dziesięciu lat mogliśmy zaoferować przedłużenie umowy i tak jak mówisz – trzeci pick draftu, którego utrata za darmo by bolała.
[Adrian] Wracamy do sprawy Ziona – bo pierwsze komunikaty nie mówiły całej prawdy o jego stanie zdrowia. Po kilku dniach wyszło na jaw, że to nie drobny uraz i dmuchanie na zimne, ale pewnie 8 tygodni przerwy, bo rozwalił kolano solidnie. Jedni już widzą w nim nowego Odena – klątwa 6 lat się ziści? No zaczął przygodę z NBA beznadziejnie, a przy jego wadze, te kolana faktycznie mogą nie wytrzymać, gdy będzie się grało na pełnym kontakcie, bo przecież tu się nikt nie odsunie, żeby Zion mógł choćby w RS polatać nad koszem.
[Timi] Zacznijmy od tego, że Zion wyglądał w preseason bardzo dobrze i wtedy o tej wadze niewiele osób mówiło. I teraz pytanie: skoro Pels mówią, że waga nie ma tutaj nic do rzeczy, a eksperci uważają zgoła inaczej to kto tak w zasadzie ma rację? Nie chcę mi się wierzyć, że w Nowym Orleanie nie zdają sobie z tego sprawy i nie zrobią nic, by zminimalizować zagrożenie dla swojego najcenniejszego gracza, który ma być przyszłością Pelicans. Pierwsze ostrzeżenie już zresztą mają, bo to nie jest wcale błahostka, ale poważny uraz kolana.
[Adrian] Z tym, że waga nie ma nic do rzeczy – to takie tłumaczenie na poziomie piaskownicy, bo chyba 3 lub 4 Tygodniki temu pisałem, że Nowy Orlean zabronił Zionowi trenować na siłowni mesę i siłę. Więc oni doskonale sobie zdawali sprawę, ze czegoś jest tu dużo za dużo i to będzie problem. Eksperci, ale nie tylko, bo przecież my nie jesteśmy żadnymi ekspertami, a jedynie piszącymi fanami, od dawna zwracali uwagę, że to się może bardzo szybko i bardzo źle skończyć. Stare przysłowie koszykarskie mówi – kto wysoko lata, ten krótko lata. Było kilku mutantów w tej lidze, gdzie to się nie do końca sprawdziło, ale w większości kończyło się to szybkim zakończeniem kariery. Chyba tylko od samego Ziona zależy czy będzie grał czy się leczył. Powinien zdjąć z siebie tak z 10-15 kilo.
[Timi] Nie jestem jednak pewien, czy to jest takie proste, bo skoro trąbili o tym wszyscy, w zasadzie od miesięcy, a nic w tej kwestii się nie zmieniło to może się okazać, że to zrzucenie 10-15 kilogramów w przypadku Ziona jest ogromnym wyzwaniem i wpłynie to na jego organizm w innych aspektach. No ale tutaj powinni już wejść prawdziwi eksperci i zadbać o Williamsona, który chyba przecież sam chciałby w NBA pograć długo, polatać całkiem wysoko i jeszcze przy tym odnieść parę sukcesów.
[Adrian] Kronika medyczna. Chyba czas wprowadzić na stałe do naszego Tygodnika ten dział, bo sezon w sezon ktoś zaczyna od sporej przerwy w graniu. Było o Zionie, teraz o innych zawodnikach – Batum pograł kilka minut i w meczu otwarcia złamał palec. Blake nawet nie zdążył wybiec na parkiet, a już odpoczywa. U nas na razie zdrowo.
[Timi] No zdrowo, poza Langfordem, który nadal nie jest gotowy do gry. Oby tych pechowców było jak najmniej w tym sezonie i nie mówię tutaj tylko o Celtics, ale ogólnie o NBA. Niestety rok w rok tych kontuzji jest sporo, a przecież to żadna frajda widzieć zawodników w garniturze gdzieś obok ławki, a nie w akcji na parkiecie.
[Adrian] Do kroniki medycznej dopisujemy Bagleya, który złamał kość kciuka i będzie poza grą 6 tygodni. Jest też przypadek Aytona, który dostał 25 meczów zawieszenia, za niedozwolone substancje. Kontrola była w sumie antynarkotykowa, ale wykryto substancję, która pozwala wypłukać z organizmu substancje zakazane – mi to pachnie przedsezonowym czyszczeniem organizmu z mocnych środków – to czy psychoaktywnych, czy dopingujących, nie ma znaczenia. Suns zaczęli atomowo, a wszyscy podkreślają, ze Rubio zrobił robotę, bo ten zespół wreszcie wygląda jak zespół, a tutaj prawie 1/3 sezonu bez Aytona.
[Timi] Będzie jeszcze odwołanie – związek zawodników może w imieniu gracza złożyć takie odwołanie (dwa razy w sezonie i już teraz decydują się wykorzystać jedną taką możliwość) i liczyć na skrócenie kary. Tak czy siak, totalna głupota, a tłumaczenie jak zwykle śmieszne. Jednak niewiele się w Phoenix zmieniło pod względem organizacyjnym, a słowa Gortata w tym temacie były zresztą na kilka dni przed startem sezonu tematem numer jeden w Stanach Zjednoczonych.
[Adrian] To jeszcze małe spostrzeżenie – NBA walczy, żeby mecze trwały jak najkrócej. Walczy z całych sił, eksperymentuje nawet z rzutami wolnymi teraz w G-Lague, a jednocześnie wprowadza tzw challenge, czyli sprawdzenie spornego zagrania na życzenie trenera, co trwa kilka minut. To kompletnie nie ma sensu (nie challenge, tylko ta walka o mniej przerw w meczu), bo tego nie da się już w logiczny sposób poukładać. Jedna zmianą urwie 2 minuty z meczu, a kolejną słuszną dołoży 5. Chyba czas usiąść do rozmów z wielkimi stacjami TV i opracować taki system, który będzie dla nich najlepszy – a NBA przestanie eksperymentować z nowymi regulacjami.
[Timi] NBA gdyby naprawdę chciała zejść w dół z czasem trwania meczów to wyeliminowałby kilka przerw na żądanie, ale prawda jest taka, że możemy mówić o skróceniu czasu trwania spotkań tylko do pewnego momentu. Bo tak jak mówisz, challenge to spoko sprawa i słuszna zmiana, ale to dodaje kolejne minuty. Przerwy na żądanie też są przecież potrzebne – pytanie czy po siedem dla każdego trenera to za dużo, czy za mało i czy to nie tutaj warto poszukać jakiegoś innego rozwiązania, bo uważam że ten eksperyment z rzutami wolnymi w G-League to nieporozumienie.
[Adrian] Już się przyzwyczaiłem, że ten eksperyment w G-League z rzutami wolnymi tylko mi nie przeszkadza, ale z ciekawości będę to obserwował. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie – tylko trzeba byłoby to przeliczyć ile faktycznie minut można dzięki temu urwać. Być może warto zastanowić się, czy trzeba tę zasadę stosować przez cały mecz – bo np 43 minuty ten jeden rzut wolny, a w ostatnich 5 minutach meczu stosować normalne zasady 2-3 rzutów w zależności od sytuacji. Ilość czasów – razem jest ich 14, ma to oczywiście swoje plusy i minusy – minusem jest wybijanie przeciwnika z uderzenia, co jest dobre dla drużyny która złapała zadyszkę, ale niekoniecznie dla widowiska. NBA mniej się przejmuje problemami drużyn, a bardziej widowiskowością gry i wcale się nie zdziwię, jak tutaj będą kolejne cięcia i zostanie po 5 czasów na drużynę.