#166 Bostoński Tygodnik

Pomysły są po to, żeby je realizować. Jakiś czas temu wpadła mi do głowy myśl, żeby w formie wymiany zdań z Timim pozostawiać w formie pisanej masę myśli jakie przebiegają przez głowę przy okazji meczów, czy też innych wydarzeń związanych z Celtami. Myśli są ulotne, naszych rozmów i rozważań na czacie nie widać już po godzinie plotkowania – dlatego taka forma zagości (myślę, że na stałe) na naszej stronie. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Zanim zaczniemy o meczach jakie rozgrywaliśmy w tym tygodniu, czyli konkretnie będziemy rozmawiać o Półfinale Wschodu – dwie kwestie. Pierwsza mocno związana z tą rywalizacją. Analizowaliśmy w Tygodniku grę Bucks, analizowaliśmy mocne i słabe strony. Wielu komentatorów pisało o tym, mówiło w podcastach, jednak nikt nie zauważył pewnej rzeczy. Wszyscy wiedzą, że po zmianie trenera mamy do czynienia z zupełnie innymi Bucks. To oczywiste – jednak gdy tak się rozpływamy nad jego umiejętnościami trenerskimi, to wszyscy przeoczyli jedna rzecz. Przez 4 sezony Budenholzer był trenerem Ala Horforda. Zważywszy, że Horford to niesamowicie inteligentny gość, to przekazał absolutnie wszystkie sztuczki taktyczne, jakie ma w swoim repertuarze jego były trener, naszemu Bradowi – co chyba było widać w meczu otwierającym te serię.

[Timi] To powinno działać też w drugą stronę, lecz Budenholzer i jego Bucks byli jakby totalnie nieprzygotowani na to, co zaserwują im C’s. Poza tym, nie udawajmy, że Bud to wielki mistrz i taktyk. Sam przed sezonem ostrzegałem, że jego dojście do Milwaukee wiele zmieni. Nie zmienił dużo pod względem systemu, ale nie o ilość zmian tu chodzi, lecz o ich jakość. Mnie o wiele bardziej ciekawi to, co Bud przygotuje na kolejne mecze tej serii i w jaki sposób będzie – lub nie – wprowadzał usprawnienia, bo z tym miał w przeszłości sporo problemów.

[Adrian] W drugą stronę? Nie no – nikt z zawodników Bucks tak długo nie pracował ze Stevensem – z aktualnej kadry zespołu z Wisconsin to chyba nikt nie grał w Bostonie lub Butler. On zna Horforda, wie na co go stać, ale taktyczne niuanse Stevensa to jednak insza inszość. Jesteśmy już po meczu numer 2 i wiemy, że mocno nas sponiewierali, choć Bud zmian nie wprowadził… wyegzekwowali to co grali do tej pory i mieli dzień konia zza łuku. Zreszta Giannis w wywiadzie przed meczem mówił o tym, że nic nie będą zmieniać – G2 będzie wyglądał tak samo.

[Timi] Bardziej chodziło mi o Buda i jego znajomość Horforda oraz faktu, że mid-range i trójka to teraz dla niego chleb powszedni. No a zmian rzeczywiście za dużo nie było, choć Bucks w G2 znacznie częściej zmieniali krycie i choć Celtics cały czas mieli sporo dobrych pozycji do rzutu – a te tym razem nie wpadały – to jednak dało się odczuć, że wybiło to zespół odrobinę z rytmu. Podobnie zresztą jak Kyrie, który nie mógł się wstrzelić i za mocno szukał przełamania. Spora szkoda, bo gdyby zagrał lepiej to przecież można było powalczyć, tym bardziej, że do trzeciej kwarty ten drugi mecz był mocno wyrównany.

[Adrian] Druga kwestia, którą trochę wiąże się z pierwszym meczem z Bucks. Wystąpiliśmy bez Smarta, a Tatum odgrywał ofensywnie bardzo marginalną rolę – oczywiście w obronie pracował bardzo mocno, ale… Obaj są wymieniani jako potencjalne assety w wymianie za Davisa. Do tego oczywiście worek picków jakie ma Danny pochowane po kieszeniach – jednak picki w tym meczu nie grały. Jeśli zdejmiesz z parkietu Tatuma i wkładasz na jego miejsce Davisa, to po takim meczu nikt o zdrowych zmysłach nie powie na Ainge’a złego słowa. Nikt. Tu masz wymianę Tatum na Davisa w meczu przeciwko Giannisowi, który został sponiewierany.

[Timi] To tylko jeden mecz – fantastyczny w wykonaniu Celtics, ale wciąż jeden. Ja bym jednak bardziej zwrócił uwagę na to, że coraz mocniej widać naszą głębię składu, gdy taki Tatum – drugi najlepszy strzelec drużyny w pierwszej rundzie ze średnią 19 punktów na mecz – w ataku w zasadzie nie istnieje, a drużyna i tak wygrywa w taki sposób. Dziś tym „nieobecnym” (bo trzeba docenić świetną postawę w defensywie) był Tatum, ale wczoraj mógł, a jutro może być to ktoś inny. A tego Davisa zostawmy na razie w spokoju, tym bardziej, że on już od kilku tygodni na dobre na wakacjach.

[Adrian] Niby jest na wakacjach, a jednak wszystko gdzieś tam się kręci w NBA w gabinetach menadżerów. W g2 z Bucks, Jayson znowu był nieobecny i tym razem już ta obrona nie nadrabiał swojego załamania ofensywnego. Bardzo chciałeś uniknąć odpowiedzi na to pytanie, ale czy po tych dwóch meczach z Bucks – taka wymianę Tatum za Davisa nie brałbyś z pocałowaniem w rękę? Oczywiście jest jeszcze ten Smart, ale Brown chyba dość dobrze wszedł w jego buty.

[Timi] Nadal tego pytania będę unikał, tym bardziej, że to tylko dwa mecze – poprzednie cztery Tatum miał bardzo dobre, więc wiesz:) Może spróbuję na to pytanie odpowiedzieć jak już zakończy nam się sezon, bo od tego gdzie i jak się zakończy też sporo zależy. Brown ma nad Tatumem tę przewagę, że jednak o wiele bardziej bazuje na swoim atletyzmie i jest w stanie poradzić sobie z defensorami Bucks, podczas gdy Jayson to gracz nieco bardziej finezyjny, który w trudnych sytuacjach – a do takich doprowadzają długie ramiona atletycznych skrzydłowych ekipy z Milwaukee – wymusza z reguły rzuty z mid-range, czyli trochę wracamy do pierwszej części sezonu, kiedy za ten półdystans mocno ganiliśmy Tatuma.

[Adrian] W filmie „Draft day” z Kevinem Costnerem, są takie dwie sceny gdzie główny bohater rozmawia z innym GM’em i najpierw słyszy, a potem sam wypowiada słowa – „wtedy byliśmy w innej rzeczywistości”. Gdy będzie po sezonie, to będziemy w innej rzeczywistości – rozmawiamy tu i teraz, po takich a nie innych meczach Tatuma. Sytuacja jest niesamowicie prosta – w serii z Bucks wyciągasz ze składu Tatuma i wstawiasz w niego Davisa. Idziesz na to? Masz jakieś pytania? Nadal żal Ci jego talentu?

[Timi] Jasne, że idę i jasne, że wstawiam, bo Davis to jednak większy talent, o którym mówi się, że zdarza się bardzo rzadko. Natomiast sam wiesz, że nie jest to wcale takie proste – no chyba, że rozmawiamy po prostu o tym, który z tej dwójki jest w chwili obecnej lepszym graczem, a w tej rozmowie nikt nie będzie miał i nie powinien mieć żadnych wątpliwości.

[Adrian] No to już do meczu czas przejść. Bucks zostali zniszczeni! Zostali zatrzymani na 90 punktach, gdy w serii z Pistons średnio robili 122 punkty, oni tam tylko raz nie przekroczyli 120 punktów, gdyż wrzucili zaledwie 119 punktów. Mówimy o maszynie do zabijania, która ponoć nie miała słabych punktów. Mówimy o zespole, który miał Bostonem wytrzeć parkiet w hali. My już to przerabialiśmy – dwa lata temu kibice Wizards puszyli się strasznie, rok temu kibice Sixers myśleli, że złamali system, a w tym roku kibice Bucks skandowali nawet „WE WANT BOSTON”. Proszę bardzo, pierwsza lekcja gratis.

[Timi] Trudno po takim meczu nie być optymistą, tym bardziej, że to Celtowie wyglądali jak maszyna i te 22 punkty różnicy to jest najgorsza w całym sezonie porażka Bucks. Ja się bardzo cieszę, że oni tak szybko przede wszystkim sobie udowodnili, że Bucks można pokonać. Ale do awansu droga wciąż daleka, niemniej jednak zawsze lepiej wygrać pierwszy mecz serii niż nie wygrać. Zobaczymy, co będzie dalej.

[Adrian] Taka statystyka – ten kto w rywalizacji pomiędzy Celtics a Bucks wygrywał w PO mecz otwierający tę serię – ten wygrywał ją całą. Patrząc z historycznego punktu widzenia, ta wygrana była niesamowicie istotna. Oczywiście to tylko pierwszy mecz z siedmio meczowej serii, gdzie trzeba wygrać cztery spotkania, ale jednak ma to swoją wagę. Paul Pierce będący komentatorem w studiu TV, zaraz po pierwszym meczu powiedział, że ta seria się skończyła. Billups tam mocno oponował, ale PP34 był nieugięty – dla niego w tej serii wszystko już wiadome – bardzo odważnie.

[Timi] Pierce i jego wiara w Boston to piękna sprawa, choć trzeba też wziąć pod uwagę, że The Truth jako ekspert/analityk mówi dużo tego typu rzeczy z różnych innych powodów:) Historia w tej sytuacji działa na korzyść Celtów, natomiast to tylko historia. Trzeba mieć nadzieję, że Celtics napiszą kolejny jej rozdział.

[Adrian] Nie było słabego ogniwa w naszej drużynie. Nawet jeśli Tatum nie miał dobrego dnia w ofensywie, to nadrabiał wszystko w obronie – zebrał 6 piłek, czyli tylko o 2 mniej od Giannisa i sprzedał 3 bloki. Każdy zawodnik Bostonu wykonał niesamowita robotę –  Terry Rozier o którego chyba najbardziej się baliśmy, znowu był tym samym T-Ro z zeszłorocznych PO – 11 pkt, 9 zb, 3 asysty i 40% zza łuku. Dosłownie na chwilkę pojawił się na parkiecie Daniel Theis i dał więcej puntów drużynie niż Brook Lopez przez 26 minut grania. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że to nie było ostatnie tak dobre spotkanie Bostonu.

[Timi] Powiem szczerze, że się nie spodziewałem, iż Terry Rozier będzie w G1 lepszy od Bledsoe, a znów to zrobił. Wszystko więc Celtom w tym meczu klikało i słowa pochwały należą się całej drużynie, bo naprawdę zagrali jak z nut. I teraz rzeczywiście żeby to był dopiero początek, choć tak sobie myślę, że Celtics cały czas mają spore rezerwy i to nie był ich najlepszy basket. Tam wciąż jest potencjał i to na pewno musi fanów Bucks kłuć. Chyba już zeszli na ziemię i wszyscy dziś zdają sobie sprawę z tego, że Boston to naprawdę trudny przeciwnik.

[Adrian] No to słów kilka o przeciwniku.Wyjściowa piątka Bucks trafiła z gry razem 15 rzutów, podczas gdy s5 Bostonu 34 rzuty. Jeśli ktoś zasługuje tam na pochwałę to tylko Middleton, oraz ławka rezerwowych. Bledsoe znowu miał kupę w galotach, a Brook Lopez przypomniał, dlaczego zespoły z nim dostają klapsy w PO. Natomiast Giannis został zatrzymany przez Pana Profesora Alfreda Joela Horforda Reynoso, który to ponoć jest zawodnikiem przepłaconym, starym oraz będącym już na zjeździe fizycznym, czyli jedna noga na emeryturze.

[Timi] Playoff Al to naprawdę sama przyjemność. Ogromne brawa i pokłony za to, co zrobił w G1. Jak zawsze udowadnia swoją wartość wtedy, kiedy wchodzimy w najważniejsze momenty sezonu. Tak jak spodziewaliśmy się tego przed serią, Horford jest kluczem dla Celtics po obu stronach parkietu i chyba największą zmorą dla Bucks jako defensor na Giannisa i jednocześnie ktoś, kto potrafi skarcić ich założenia taktyczne w defensywie. Jeżeli nasz Big Al nadal będzie tak grał to rosną szansę Celtów na awans.

[Adrian] Patrząc na ofensywę i defensywę Bucks w pierwszym meczu, w przeciwieństwie do Bostonu – oni absolutnie nic nie zmienili w swojej grze w porównaniu do wcześniejszych pojedynków. Boston wypracował sobie defensywę na Giannisa, natomiast Bucks podeszli do tego pojedynku z marszu – ot, tak jak do każdego innego. Nazywamy to lekceważeniem, które natychmiastowo zostało skarcone.

[Timi] Nie powinno się tak robić, ale Bucks po 60 zwycięstwach w sezonie i szybkim 4-0 w pierwszej rundzie na pewno mogli czuć się przed pierwszym gwizdkiem bardzo pewnie. Wyszło na to, że poczuli się zbyt pewnie i bardzo dobrze, że Celtics zdołali rywala ugryźć. Już nawet niezależnie od tego, co się stanie w meczu numer dwa, zadanie bostońskiego klubu zostało wykonane i teraz może być już tylko lepiej, bo powrót do Bostonu z wynikiem 1-1 to i tak znakomita informacja.

[Adrian] Dobra, mecz numer dwa i podzielmy go na dwie części – pierwsza połowa, całkiem sensownie – układało się większość rzeczy po naszej myśli, choć kilku naszych zawodników kompletnie nie istniało. Druga połowa – to katastrofa. Bucks trafiali wszystko i z każdej pozycji, natomiast Boston stanął i dał się zgasić. Szkoda tego spotkania, bo Bucks odzyskali pewność siebie. Jednak z drugiej strony – nie wprowadzili usprawnień i Stevens ma dość mało zagadek przed G3.

[Timi] Jasne, że szkoda, bo to był mecz z gatunku sezon regularny, czyli jak nie wykorzystać potencjału drużyny i zawalić cały mecz w kilka minut. Trzecia kwarta w wykonaniu Celtów to był już nie tylko pokaz indolencji w ataku, ale również festiwal strat. Momentum przeszło na stronę Bucks, natomiast plan na dwa mecze został tak czy siak wykonany.

[Adrian] Właśnie – plan zakładał wygranie przynajmniej jednego spotkania w Wisconsin, żeby przejąć przewagę parkietu. Plan zespół wykonał już w pierwszym meczu i wprawdzie można było pokusić się o drugie zwycięstwo, ale też nie ma co wykazywać się naiwnością, że będziemy wygrywać wszystkie serie 4-0. I masz racje, że w drugim meczu dopadła nas przypadłość z sezonu zasadniczego – a mieliśmy wielkie nadzieje, że to się w PO nie powtórzy. Przegrać po walce, to co innego jak porażka tylko dlatego, że przespaliśmy zaledwie kilka minut w meczu.

[Timi] Sprawdziło się to, o czym pisałem przed serią: Bucks to nie Pacers, w tym przypadku to przespanie kilku minut spowodowało stratę już nie do odrobienia. Bucks są po prostu za dobrą drużyną – dużo lepszą niż Pacers pod tym względem – aby tego typu przestoje w grze uchodziły Celtom na sucho.

[Adrian] To słów kilka o naszej drużynie. Nie da się wygrać, gdy ofensywni liderzy zawiedli na całej linii. Irving i Tatum razem zdobyli 14 punktów, trafiając 6 z 28 rzutów z gry. Nie da się wygrać takiego spotkania. Brown, Horford i Morris jedynie stanęli na wysokości zadania i zagrali w ataku to co powinni wszyscy. Można się po takim meczu tylko pocieszyć tym, że Kyrie drugi raz tak słabo nie zagra, no i dodatkowo tak słaby występ zmobilizuje go na dwa kolejne mecze we własnej hali.

[Timi] Irving ma historię dobrych lub bardzo dobrych meczów „odpowiedzi” i miejmy nadzieję, że drugi tak słaby mecz rzeczywiście już nie nastąpi. On sam zresztą mówił, że największa frajda jest właśnie wtedy, kiedy musisz rywalowi odpowiedzieć i że on właśnie po to został do Bostonu ściągnięty.

[Adrian] Bucks i znowu wrócił ten Middleton, który niemiłosiernie bombarduje nas swoimi trójkami. Tak naprawdę całe zło w tym meczu zaczęło się od niego – bo w pierwszej połowie potrafiliśmy neutralizować Gainnisa i resztę. Pocieszające jest to, że Lopez i Mirotić nadal w tej serii się kompletnie nie liczą. W 3 kwarcie zrobili nam dokładnie to samo, co my im w 3 kwarcie pierwszego spotkania – to już wiemy jak się czuli w niedziele ich kibice.

[Timi] Trochę oni, ale trochę też my sami… No a ten Middleton to miał obietnicę od Celtów w drafcie, której ci nie dotrzymali? Czy w jaki inny sposób Boston mu zawinił? Kolejny jego znakomity mecz przeciwko Zielonym i trzeba się przygotować na to, że on nadal będzie w ten właśnie sposób grał, nawet w Bostonie. Trudno zresztą jakkolwiek go ograniczyć, gdy trafia takie rzuty jak w G2. Dość powiedzieć, że to był dopiero drugi raz od października, gdy trafił pięć lub więcej trójek w jednym meczu.

[Adrian] Mecz numer 3 i porażka. Nie można wygrać spotkania gdy się w najważniejszych momentach meczu nie trafia lub traci piłkę, a tak zaczęliśmy 4 kwartę – od 3 strat, 2 niecelnych rzutów, faulu w ataku, oraz przewinienia technicznego. Zamiast nadrobić kilka punktów, pozwolilismy Bucks odskoczyć na bezpieczna odległość. Tych 6 posiadań przy 50% skuteczności, to jest 6-8 punktów – doprowadzenie do remisu i rozpoczęcie meczu od nowa. Jeśli pozwalamy w 3 kwarcie rzucić sobie 40 punktów, to nie ma mowy o wygranej. Sędziowanie było złe, ale nie chciałbym zbytnio upraszczać sprawy – bo nie w arbitrach leży nasz problem. Zanotowaliśmy 18 strat po których Bucks zrobiło 28 punktów – przeciwnicy zanotowali 15 strat, ale pozwolili nam tylko na 12 punktów – to jest 16 punktów deficytu.

[Timi] Zwalanie winy na sędziów nie jest dobre, bo Celtics mimo wszystko mogli w tym meczu powalczyć, ale nie byli w stanie przez swoje własne błędy – już abstrahując od tego, że sędziowie też błędy w tym meczu popełniali. I po raz kolejny zadecydowała trzecia kwarta i kolejny już przestój w grze. Te przespane minuty bardzo nas denerwowały w sezonie regularnym, a teraz można się wściekać jeszcze bardziej, bo C’s oddali już w ten sposób dwa spotkania w tej serii. Oczywiście, brawa dla Bucks za solidną grę w obronie i przebudzenie w ataku, no ale to cały czas wygląda bardziej na to, że Celtowie te dwa mecze przegrali niż Bucks je wygrali.

[Adrian] Kyrie po słabym G2 odpowiedział 29 punktami w G3, tylko skuteczność była tak marna, że nie można tu mówić o jakimkolwiek wielkim meczu Irvinga. Jednak to nie on był największym problemem – nasza ławka nie istniała. Gra była szarpana, nie był żadnej płynności ataku – nie było takiej myśli przewodniej na parkiecie. G1 wygraliśmy obroną, gdy w kolejnych meczach tej obrony nie ma – przegrywamy. Jeśli drużyna nie zauważy, że nie mamy szans w strzelaninie po 120 punktów – to uwalimy te serie.

[Timi] Giannis miał przykrą niespodziankę w meczu numer jeden, ale od tego czasu zdążył już się w miarę zorientować o co chodzi i jego gra stała się dużo bardziej komfortowa niż w meczu otwarcia. Więcej asyst, mnóstwo wizyt na linii rzutów wolnych, a trafiający zza łuku Bucks tylko otwierają mu grę. No i do tego wszystkiego jeszcze uraz Baynesa, który mocno ograniczył jego mobilność. Trzeba też jednak powiedzieć, że sędziowie jedynie w otwierającym serię meczu pozwolili na nieco bardziej fizyczną grę, co zadziałało na korzyść Celtów. Od tamtego czasu Grek z łatwością wymusza jednak kolejne faule, choć wiele z nich to kwestie dyskusyjne.

[Adrian] 42 punkty – tyle zrobili rezerwowi Bucks. Jednak wcale nie dzięki nim wygrali – znaczy się, oczywiście to było mega pomocne, ale… Bucks zebrało 7 piłek w ataku, z czego 6 zanotowali właśnie rezerwowi. Rezerwy Bostonu były ospałe, rezerwowi Bucks wnosili energię, wnosili zbiórki, punkty, asysty – wszystko to czego potrzebowała drużyna.

[Timi] Tego potrzebujesz, szczególnie żeby wygrać na wyjeździe, a Bucks właśnie na to mogli w starciu numer trzy liczyć. Ta energia to rzecz bardzo ważna, bo to cię po prostu napędza i daje siły. A zbiórki w ataku są szczególnie bolesne, gdy tracisz punkty nawet po kilkunastu sekundach bardzo dobrej gry w defensywie i tym jednym błędzie, jakim jest brak zastawienia.

[Adrian] Druga para, która rozgrywała mecz w niedzielę to Houston i Golden State. Tutaj o pierwszym meczu można napisać tylko tyle, że Rakiety zostały wyrolowane. Słowo jeszcze o pewnej sprawie z tego spotkania, która nie daje mi spokoju. Klay notorycznie wchodził w nogi, a konkretnie w strefę lądowania Hardena po rzucie zza łuku. Tu nie było przypadku, bo przypadkiem można taki coś zrobić raz, no niech będzie, że dwa – ale nie za każdym razem. To wyglądało identycznie jak wyeliminowanie Leonarda przez Zazę – dlatego śmiem twierdzić, że tu nie było przypadku (wtedy też nie – teraz mam pewność), że GSW postanowiło brutalnie pozbyć sie Hardena. Dla mnie czyste skurwysyństwo.

[Timi] Ale też weź pod uwagę, że Klay nigdy nie miał łatki „brudnego” zawodnika, więc dlaczego nagle miałby celowo postępować w taki sposób? Trochę mi to się nie łączy, choć fakt faktem, że wygląda to dziwnie. Samo zamieszanie z sędziami jest i będzie w tej serii duże, ale też powiedzmy sobie szczerze, że Harden już od początku playoffs spisuje się mocno przeciętnie i pod względem skuteczności ma prawie że identyczne cyferki jak… Westbrook.

[Adrian] Nie miał łatki brudnego zawodnika, ale też i kilka brzydkich zagrać w swojej karierze już miał Thompson – być może do tej pory wszystko jakoś się tak rozmywało, a tym razem nastąpiła kumulacja – bo to było kilka brudnych zagrań w jednym meczu i to dość szeroko komentowanym. Ja się tu zgadzam z Hardenem – choć chyba wszyscy wiedza, że go nie lubię, nie lubię systemu gry Houston, a to napierdalanie trójkami z 8 metra w 5 sekundzie akcji uważam za chorobę XXI wieku – po meczu powiedział, niech będzie uczciwie i to tyle. To czy on jest w formie, czy jej nie ma  – nic nie zmienia, w przypadku takich decyzji sędziego i takich zagrań jakie stosuje GSW.

[Timi] No i drugi mecz już bez większych kontrowersji, choć temat niebezpiecznych zagrań a’la Zaza powrócił i teraz każda tego typu sytuacja jest szeroko komentowana: w drugim starciu podobny niebezpiecznie bliski cloesout miał m.in. Chris Paul. Sęk w tym, że tego typu zagrania to w NBA rzecz może nie tyle na porządku dziennym, ale mimo wszystko cały czas obecna i sędziowie powinni być bardziej wyczuleni na takie akcje, tym bardziej po tym co się stało z Kawhim…

[Adrian] No to jeszcze para Toronto – Filadelfia, bo tam tez zrobiło się ciekawie. Sixers odzyskali przewagę parkietu. Wszyscy trąbią, że to dzięki Butlerowi, ale ja ten mecz oglądałem i to raczej Rapsy ten mecz przegrały, niż Butler go wygrał. W zespole Toronto większość zawodników nie dojechała na mecz, a Phila dokładnie tak jak w G1, który przegrali, nie przekroczyła 40% skuteczności. Gdyby udało nam się jednak awansować do ECF, to obie drużyny są w zasięgu – nawet to Toronto, które wydawało się być z Leonardem kosmicznie mocne.

[Timi] Czyli jak widać nie tylko Celtom zdarza się na mecz nie dojechać, ta choroba dosięga także inne zespoły:) A tak na poważnie to Sixers przede wszystkim wyglądali o niebo lepiej w obronie, choć wiadomo było, że ciężko będzie, aby Kawhi i Siakam zagrali drugi tak fantastyczny mecz. Warto dodać, że oba te zespoły zaliczyły też po jednej wpadce w pierwszej rundzie, więc to nie jest tak, że spotykają się wielcy mocarze i ktokolwiek z tej pary awansuje to będzie faworytem do finałów. Tegoroczne playoffs na Wschodzie to na razie chyba najciekawsza faza posezonowa od lat.

[Adrian] Sixers prowadza już 2-1 i zapowiada się na mała niespodziankę. Bo Gasol wyglądał w G3 jak emeryt, a Lowry znowu był postsezonowym fajtłapą. Leonard sam nie wygra tej serii, bo Phila jednak tego talentu trochę na pokładzie ma. Nie przesądzam, że to już jest po Raptorsach, ale podnieść będzie się strasznie ciężko, bo Sixers wyjdą strasznie nakręceni na G4 i 3-1 poniekąd może tę serie zamknąć.

[Timi] Słaba informacja dla Raptors jest taka, że w G4 może nie zagrać Siakam, a więc może być jeszcze trudniej. Chyba jak zwykle Lowry i spółka znów zwiedli nas wszystkich, bo sam myślałem, że Sixers znów zatrzymają się na drugiej rundzie, a na ten moment to oni są drużyną dużo lepszą, która bardzo dobrze wykorzystuje swoje atuty, a bardzo dobrym ruchem było więcej obowiązków rozgrywającego dla Butlera.

[Adrian] Lillard prowadzi drużynę do Finału Zachodu. W meczu numer 2 przejęli przewagę parkietu i chyba tak 75% kibiców NBA trzyma za nich kciuki, bo to na pewno fajniejsza historia niż Denver, które już swoje 5 minut miało w sezonie zasadniczym. Kilka numerów temu rozmawialiśmy o tym, że LMA chciałby jednak wrócić do Portland – no to mu dają najlepsza możliwą zachętę na ponowna przeprowadzkę.

[Timi] To nie tylko Lillard, bo on akurat znacznie lepiej zagrał na otwarcie serii, gdy Blazers przegrali niż w wygranym meczu numer dwa. To cały zespół Blazers, gdzie świetne wsparcie dają postacie takie jak Harkless czy Hood. Obaj odegrali bardzo ważną rolę w tym dramatycznym zwycięstwie po czterech (!) dogrywkach, a przecież Lillard miał 28 punktów i CJ McCollum dołożył 41 oczek, trafiając wielkie rzuty. Swoją drogą, Rodney Hood oraz George Hill w takiej formie to coś, czego nikt się chyba nie spodziewał po tym, co stało się rok temu w Cleveland.