Giannis Antetokounmpo jest jednym z dwóch – obok Jamesa Hardena – kandydatów do nagrody MVP za sezon regularny. Grek otoczony wreszcie strzelcami rozegrał znakomity sezon, świetnie dostając się w pomalowane i kończąc akcje przy obręczy lepiej niż Shaq w swoich najlepszych latach. Ale pierwsze spotkanie drugiej rundy pomiędzy Milwaukee Bucks a Boston Celtics pokazało, że da się go ograniczyć. 24-latek zdobył bowiem tylko 22 punkty z 21 rzutów, z czego zaledwie osiem w pomalowanym. To pozwoliło Bostończykom najpierw nawiązać walkę z pierwszym seedem, a w drugiej połowie odskoczyć i wygrać spotkanie numer jeden. W jaki sposób Celtowie zatrzymali więc najlepszego zawodnika drużyny przeciwnej?
Od samego początku wiedzieliśmy, że to Al Horford będzie jednym z najbardziej kluczowych zawodników tego pojedynku. To się bardzo szybko potwierdziło, gdyż Big Al już w pierwszym spotkaniu jawił się jako najlepszy gracz na parkiecie. W ataku karcił defensywę Bucks, a w obronie znakomicie utrudniał życie Antetokounmpo. 20 punktów, 11 zbiórek, trzy asysty i trzy bloki. Gdy to się dzieje – gdy Horford właśnie jest jednym z najlepszych graczy na parkiecie danego dnia – bardzo rosną szansę Celtów na wygraną z każdym przeciwnikiem.
W niedzielę pomógł im również niemal perfekcyjnie wyegzekwowany plan defensywy oraz trochę szczęścia. Co więc zadziałało dla Celtów po bronionej stronie parkietu? Po pierwsze, dobre powroty do obrony i formowanie swego rodzaju muru:
Giannis uwielbia atakować pomalowane i znajdować dziury w obronie przeciwnika, ale aktywna postawa defensorów w tym przeszkadza. Tak samo zresztą jak pakowanie pomalowanego dwoma, trzema, czasem nawet czterema zawodnikami. Grek trafił w niedzielę 3/5 za trzy, ale to jest coś, z czym Celtowie mogą żyć – tym bardziej, że taka skuteczność Giannisa zza łuku to wciąż, co zdarza się rzadko.
Po drugie, Bostończycy w dobry sposób udzielali w niedzielę pomocy, podwajając – a czasem nawet potrajając – greckiego skrzydłowego:
To oczywiście ryzykowna strategia, jeśli pomoc będzie zbyt mocna. Giannis zaliczył w G1 ledwie dwie asysty, czyli grubo poniżej jego średniej sześciu asyst na mecz w sezonie regularnym (był to jego najlepszy wynik w karierze). Grek ma dobrą wizję i ma też przede wszystkim odpowiednich partnerów do gry, aby poszukać czystej pozycji, oddając piłkę przy podwojeniu. Celtowie w niedzielę albo dobrze jednak rotowali, albo mieli trochę szczęścia, kiedy naturalni strzelcy Bucks – tacy jak Ilyasova (0/5) czy Lopez (1/4) – po prostu nie trafiali otwartych trójek.
Wreszcie kapitalną robotę zrobił Al Horford: grecki zawodnik zdobył tylko 11 punktów z 11 rzutów (w tym 3/5 za trzy i 2/2 z wolnych) w trakcie 31 posiadań, kiedy był za niego odpowiedzialny Big Al. Oznacza to, że Horford nie pozwolił Giannisowi na ani jeden punkt w paint. Całkiem nieźle poradził sobie też Aron Baynes, który w trzeciej kwarcie skręcił kostkę, lecz już kilkanaście minut później był zdolny do powrotu do gry. Ostatecznie nie było takiej potrzeby, ale to oznacza, że Australijczyk będzie gotów na wtorkowe starcie numer dwa.
Otwarte pozostaje pytanie, w jaki sposób odpowiedzą w tym meczu Bucks oraz przede wszystkim Giannis. Celtics już w pierwszym starciu udowodnili, że mają odpowiedni personel, aby zaszkodzić rywalowi po obu stronach parkietu. Potrzeba było trochę szczęścia i niecelnych rzutów Bucks z czystych pozycji, które z reguły znajdują drogę do kosza. Giannis zapewne postara się nieco lepiej szukać partnerów, ale nadal będzie mu ciężko żyć w pomalowanym – nawet jeśli trafił bowiem 3/5 zza łuku to na Celtach nie zrobiło to większego wrażenia.
Trafiać muszą pozostali zawodnicy z Milwaukee – wtedy coach Brad Stevens będzie musiał się zastanowić, czy nadal wysyłać pomoc do Greka i zmuszać Kozły do tego, by punkty zdobywał ktoś inny. Na razie ta strategia jednak działa, a Celtowie w dużej mierze dzięki temu odzyskali przewagę parkietu i zafundowali Bucks ich najbardziej dotkliwą (także pod względem przewagi punktowej) porażkę w tym sezonie. We wtorek drugi pojedynek tej serii i z pewnością można spodziewać się lepszej gry gospodarzy. Ale i Celtics na pewno nie zamierzają odpuścić.