Playoffs 2019: Celtics vs Bucks

Siedem dni, cztery mecze i cztery wygrane. Boston Celtics zaskakująco szybko rozprawili się z Indiana Pacers w pierwszej rundzie tegorocznej fazy play-off. Jeszcze łatwiejsze zadanie mieli Milwaukee Bucks, którzy bez problemu pozamiatali w serii z Detroit Pistons. Nadszedł więc czas na drugą rundę, w której spotkają się cztery najlepsze zespoły Wschodu: Bucks, Raptors, Sixers oraz Celtics. Poważnie granie przed nami. Bucks będą mieli okazję do rewanżu za ubiegłoroczną porażkę z Celtics w pierwszej rundzie, kiedy to Bostończycy po niezwykle zaciętym boju i siedmiu meczach mogli cieszyć się z awansu. Teraz jednak sytuacja w obu klubach wygląda zupełnie inaczej: Celtics mieli być najlepsi, podczas gdy Bucks są najlepsi.

Tak przynajmniej to wyglądało w sezonie regularnym, który ekipa z Milwaukee zakończyła jako jedyna drużyna z co najmniej 60 wygranymi. Celtowie z kolei przeżyli prawdziwy rollercoaster i ostatecznie nie przekroczyli nawet granicy 50 zwycięstw, lądując dopiero na czwartej lokacie w konferencji. Lecz w fazie play-off szybko i w dobrym stylu rozprawili się z Pacers, zaliczając pierwszy od 2011 roku sweep. Teraz na ich drodze staje drużyna znacznie lepsza, która na dodatek będzie w tej serii faworytem. Ale może to i lepiej…

Nie ma się jednak czemu dziwić. Bucks przez cały rok dominowali, podczas gdy Celtics przez cały rok grali bardzo nierówno. Pewne jest, że tegoroczny skład Milwaukee to ogromny progres w stosunku do zeszłego sezonu. Giannis jakimś cudem jest jeszcze większy i ma jeszcze dłuższe kończyny, a w czerwcu być może odbierze nagrodę dla MVP sezonu regularnego. Nowe twarze w Wisconsin to m.in. jak zawsze solidny George Hill, drugie wcielenie Curry’ego w osobie Brooka Lopeza oraz powracający Ersan Ilyasova i sprowadzony Nikola Mirotić.

Za tą niezwykłą przemianą Bucks stoi jednak przede wszystkim nowy trener, czyli Mike Budenholzer. To ktoś, kto w 2015 roku zrobił aż 60 zwycięstw z drużyną Hawks, w której grał wtedy Al Horford, a wcześniej pobierał nauki u Popovicha. Trener znacznie lepszy niż Jason Kidd czy jego następca w osobie niezapomnianego Joe Prunty’ego. Co takiego zrobił Bud, że Bucks nagle stali się jednym z kandydatów do mistrzostwa? Przede wszystkim odblokował potencjał Giannisa po obu stronach boisk, wkładając go wreszcie do odpowiedniego systemu gry.

#1 Klucz: Giannis

Zniknęli spod kosza tacy zawodnicy jak John Henson czy Tyler Zeller, którzy rzutem za trzy nie grozili. Zamiast nich jest Steph Brook Lopez, jeden z najlepiej rzucających środkowych w lidze (187 trafień, 36.5 3P% skuteczności przy ponad sześciu próbach na mecz) oraz Ilyasova (36.5 3P%) oraz Mirotić (35.6 3P%), a grę rozciągają także Khris Middleton (37.8 3P%), Tony Snell (39.7 3P%) czy Malcolm Brogdon, który przedwcześnie zakończył sezon z powodu kontuzji stopy, co nie przeszkodziło mu jednak w wejściu do klubu 50-40-90.

Giannis ma więc bardzo dużo miejsca do operowania z piłką, korzystając z tego spacingu. W ten sposób może atakować pomalowane, a w razie reakcji defensywy oddać piłkę na obwód. To tak proste. Świetnie odnalazł się w tym wszystkim Eric Bledsoe, który mógł łatwo dostawać się w te otwarte przestrzenie, dzięki czemu jego skuteczność przy obręczy wyniosła znakomite 71.6%. Bucks wyeliminowali „złe” rzuty, porzucili półdystans na rzecz trójek oraz prób blisko kosza, zaliczając jeden z najlepszych sezonów regularnych w historii ligi.

Duża w tym zasługa samego Greka, którego coraz trudniej powstrzymać, a dla którego zdobycie 25 punktów w meczu to coraz częściej jeden ze… słabszych występów. Giannis zbiera lepiej niż kiedykolwiek, jest znakomity w szybkich atakach, gdzie korzysta na świetnym spacingu Bucks, a do tego ma teraz znacznie więcej miejsca, by atakować pomalowane. Nawet trójki rzuca nieco lepiej, choć wyzwanie go na pojedynek strzelecki pozostaje jedną z niewielu opcji, by go ograniczyć. Tak jak przed rokiem, Celtowie mają jednak personel, by spróbować.

Większość zespołów nie ma wystarczająco dużo zawodników, których można by rzucić na Giannisa i nie ryzykować przy tym, że wszyscy po jakimś czasie spadną za faule. Celtics mogą próbować, gdy Brad Stevens ma do dyspozycji takich zawodników jak Marcus Morris, Semi Ojeleye czy Al Horford. W razie co są jeszcze Gordon Hayward, Jayson Tatum czy Jaylen Brown. Sporo osób liczy na Ojeleye, który w roli defensora na Greka nieźle wypadł w zeszłym roku, a potem calutki sezon rzucał piłką lekarską o ścianę, przygotowując się na ten moment.

Semi zagrał jednak tylko 30 sekund w pierwszej rundzie przeciwko Pacers, a największą nadzieją Celtów zostaje Horford (odpowiednia kombinacja siły, szybkości oraz IQ) i dobra obrona zespołowa. Niezwykle ważne będzie powstrzymać Greka w kontrach, formułując swego rodzaju ścianę, przez którą Giannis nie będzie w stanie tak łatwo przedostać się w pomalowane – jest w tym jednym z najlepszych w lidze, jednak Celtics w sezonie regularnym całkiem nieźle sobie z tym radzili. Ręce w górze, nogi w gotowości i ani chwili rozluźnienia.

Zbyt wielu minut w tej serii nie zobaczy chyba Aron Baynes, jeśli Celtics pójdą w niższe ustawienia, a powinniśmy to zobaczyć, bo to działało w sezonie regularnym i neutralizowało to poczynania m.in. Lopeza. Skutkiem tego, Bostończycy byli +28 w 44 minuty, podczas których na parkiecie byli Horford i Lopez. W związku z tym, całkiem prawdopodobne jest, że także Bucks pójdą w small-ball, wystawiając Giannisa jako fałszywego środkowego. Jeszcze jedna rzecz: Big Al vs Bucks w RS 2018/19 to średnie 19.5 punktów, 11.0 zbiórek oraz 6.5 asyst.

#2 Klucz: Trójki

Celtics w czterech meczach pokonali Pacers, lecz nie wszystko w tej serii było idealne. Bucks są na tyle dobrym zespołem, że Celtowie będą musieli spisać się znacznie lepiej w tym pojedynku, a ich margines błędu będzie znacznie mniejszy. Kozły nie są bowiem zespołem, który tak łatwo odda wypracowaną przewagę albo przez 6-7 minut spotkania nie trafi ani jednego rzutu z gry. Najważniejszym kluczem dla Celtics będzie więc w tej serii to, czy będą w stanie trafiać zza łuku. Jedyne ich zwycięstwo nad Bucks w RS to rekord klubu i 24 trafienia zza łuku.

Było to możliwe głównie dzięki takiej a nie innej strategii defensywnej Bucks, która ogranicza wjazdy w pomalowane do minimum. Ich rywale oddali tylko nieco ponad 30% wszystkich swoich prób przy obręczy, trafiając zaledwie 57.5% z nich. W obu przypadkach mamy do czynienia z najlepszym wynikiem w lidze. Lopez często zostaje więc w pomalowanym, blokując najlepsze w karierze 2.2 rzutów w każdym spotkaniu, a pozostali zawodnicy udzielają agresywnej pomocy ze skrzydeł, aby nie dopuścić przeciwnika w pobliże kosza.

Taka strategia działała na korzyść Bucks przez cały sezon, czego najlepszym dowodem jest fakt, że to właśnie ekipa z Milwaukee zakończyła rozgrywki jako obrona numer dwa w lidze. Wiąże się to też jednak z pewnym ryzykiem: nie ma w NBA drużyny, która oddawałaby tak dużo czystych pozycji zza łuku. Działa to na korzyść Celtów tym bardziej, że w składzie jest Horford, a więc jeden z lepiej rzucających zza łuku podkoszowych w lidze. Dwójkowe akcje między Irvingiem a Horfordem na szczycie obwodu to coś, co nadal przynosi Bostonowi mnóstwo dobrego.

Dodatkowo, aż siedmiu bostońskich zawodników z rotacji trafiało co najmniej 34% trójek w sezonie regularnym, a nie ma nawet w tym gronie Haywarda, który jednak z miesiąca na miesiąc się rozkręcał i jest dziś zupełnie innym graczem. Celtics trafili tymczasem prawie 40 procent rzutów zza łuku przeciwko Pacers, a najgorzej pod względem skuteczności wypadł… Horford (31.3 3P%), podczas gdy sześciu innych graczy trafiło co najmniej 35% prób za trzy (w tym Tatum i 53.5 3P%, Hayward i 44.4 3P% oraz Kyrie i 42.3 3P%).

Bostończycy mają więc zdaje się idealny personel do tego, by podziurawić defensywę Bucks – pytanie, czy i jak zareaguje na to Budenholzer. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że Celtowie muszą w tej serii zamieniać rzuty zza łuku na trzy punkty. Milwaukee może sobie pozwolić na nieco gorszy pod tym względem wieczór, wykorzystując swoją siłę pod koszem oraz częste wizyty na linii rzutów wolnych. Celtics takiego komfortu nie mają, dlatego też jeśli chcą myśleć o zwycięstwie i awansie do kolejnej rundy to skuteczność zza łuku będzie dla nich kluczowa.

Trafianie za trzy powinno też otworzyć nieco grę i być może wyciągnie to Lopeza spod kosza. Można się również spodziewać prób atakowania środkowego Bucks po zmianie krycia poprzez wykorzystanie szybkości i atletyzmu skrzydłowych jak Tatum czy Brown. Zostający w pomalowanym Lopez to również idealna okazja dla Irvinga na kilka łatwych trafień zza łuku w tej serii. Kolejne cele dla Bostończyków to Ilyasova oraz Mirotić, czyli dwójka zawodników, których defensywne słabości Celtics obnażyli w poprzednich latach.

Gdyby się okazało, że Celtom uda się wyeliminować z gry któregoś z tej trójki to byłby to spory sukces, biorąc pod uwagę, że każdy z nich na parkiecie po atakowanej stronie to ogromne zagrożenie i otwarcie przestrzeni dla Giannisa. W dwóch pierwszych meczach tego pojedynku nie zagra jednak Brogdon. Chcielibyśmy oczywiście, aby obie drużyny przystąpiły do walki w pełnych składach, natomiast absencja 26-latka może być dla Bucks co najmniej tak bolesna jak dla Celtics brak Smarta (dziś wiemy już, że i on opuści co najmniej dwa pierwsze starcia).

#3 Klucz: Defensywa

Nie potrzebowali jednak Celtowie swojego obrońcy, by zaprezentować znakomitą defensywę w starciu z Pacers. Fakt faktem, że efektywność ofensywy drużyny z Indianapolis po kontuzji Victora Oladipo bardzo mocno spadła, lecz cyferki Celtów tak czy siak robią wrażenie. Pacers  zdobyli bowiem średnio ledwie 91.8 punktów w czterech meczach i 95.8 oczek na 100 posiadań. Dla porównania: Bucks z najlepszą obroną w sezonie regularnym zatrzymywali rywali na niecałych 105 punktach na 100 posiadań. Ale też teraz czeka Celtów dużo trudniejsze zadanie.

Potrzebne będzie odpowiednie zaangażowanie całej drużyny. Kyrie Irving ma za sobą pierwsze mecze w fazie play-off w barwach Celtics. Trzy solidne spotkania i jedno znakomite. To, czego nie można mu odmówić to solidna defensywa. Bucks z pewnością będą starać wykorzystać wzrost Irvinga, wysyłając na niego Middletona po dwójkowych akcjach z Bledsoe. Ale już w sezonie regularnym Kyrie udowodnił, że naprawdę nauczył się sporo z poradnika Marcusa Smarta i wielokrotnie w solidny sposób radził sobie z większymi graczami (także z Middletonem).

Jednocześnie w tych trzech meczach przeciwko Bucks w sezonie regularnym Irving zaliczył 65 punktów i 16 asyst, trafiając tylko 26 z 67 prób z gry (w tym 11/24 za trzy). Oddał także ledwie dwa rzuty wolne. Te przeciętne cyferki jak na Kyrie’ego to w dużej mierze zasługa solidnej obrony w wykonaniu Bledsoe: Irving trafił tylko 13 z 36 rzutów, gdy bronił go 29-latek. W poprzednim roku rozgrywającego Bucks ośmieszył Terry Rozier, ale z tamtej serii zostały już tylko wspomnienia. Teraz to Irving będzie musiał wznieść się na wyżyny swojego Playoff Kyrie.

#4 Klucz: Przewaga parkietu

To pierwszy raz od 2016 roku – pierwsza runda przeciwko Hawks – gdy Celtics nie będą mieli przewagi parkietu. Seria rozpocznie się już w niedzielę w Wisconsin i jeśli dojdzie do meczu numer siedem to tym razem odbędzie się on w Milwaukee, a nie tak jak przed rokiem w TD Garden. Wtedy każda z drużyn wygrywała u siebie. Koniec końców Celtowie w poprzedniej edycji playoffs na wyjeździe wygrali tylko jeden z ośmiu meczów rozgrywanych poza Ogródkiem. W tegorocznej po dwóch zwycięstwach w Indianapolis już ten wynik poprawili.

To po części efekt tego, że zdrowi są Irving oraz Hayward, dzięki czemu Celtics dwukrotnie pokonali Pacers na ich terenie po zaciętych końcówkach. Aby awansować do kolejnej rundy i przejść Bucks trzeba będzie urwać co najmniej jeden mecz w Milwaukee. Te dwa mecze w Indianapolis napawają optymizmem, lecz łatwo nie będzie: Kozły w całym sezonie regularnym wygrały aż 35 z 41 meczów u siebie. Na dodatek, licząc od początku 2019 roku, ekipa Budenholzera poniosła tylko dwie domowe porażki w meczach, w których grał Giannis.


Od miesięcy czekaliśmy na start fazy play-off, który miał powiedzieć nam, kim tak naprawdę są Boston Celtics. Pierwsza runda nie dała nam wszystkich odpowiedzi, ale był to obiecujący początek. Dopiero starcie z Milwaukee Bucks jest jednak prawdziwym sprawdzianem i testem dla tego zespołu. Otwarte pozostaje pytanie, jaka drużyna pojawi się w drugiej rundzie. Pewne jest natomiast, że Celtics zaczną tę serię jako underdog – potwierdzają to bukmacherzy, potwierdza to także numer jeden z sezonu regularnego przy nazwie drużyny z Milwaukee.

Ale w takiej roli Celtics od lat czują się najlepiej. Na dodatek, drużyna jest w miarę zdrowa – płaczemy tylko za Smartem – a w pierwszej rundzie swoje bardzo dobre momenty mieli zarówno Irving, jak i Hayward, zarówno Tatum (który po cichu notował ponad 19 punktów w pojedynku z Pacers, trafiając ponad 50% prób za trzy), jak i Brown, zarówno Morris, jak i Rozier. W drugiej każdy zawodnik będzie musiał mieć nie tyle dobre momenty, co po prostu… dobrą serię. Tylko w ten sposób uda się po raz trzeci z rzędu awansować do finałów konferencji.

Zapowiada się nam emocjonujący pojedynek, który może iść w każdą stronę. Celtics zdają się być lepszym zespołem na playoffs niż byli na sezon regularny. Bucks udowodnili jednak, że te 60 zwycięstw nie było przypadkiem. Giannis już w zeszłym roku robił przeciwko Celtics rzeczy wielkie, a teraz ma znacznie lepszych kolegów, którzy tworzą znacznie lepszy zespół po obu stronach parkietu. Bostończycy tymczasem wreszcie muszą pokazać, że potrafią zagrać na miarę talentu i potencjału przez dłuższy czas. Przed nami niezwykle ważne dla Bostonu tygodnie.

Nie ma lepszego podsumowania niż słowa Jaylena Browna: teraz wszystko jest na szali.