#157 Bostoński Tygodnik

Pomysły są po to, żeby je realizować. Jakiś czas temu wpadła mi do głowy myśl, żeby w formie wymiany zdań z Timim pozostawiać w formie pisanej masę myśli jakie przebiegają przez głowę przy okazji meczów, czy też innych wydarzeń związanych z Celtami. Myśli są ulotne, naszych rozmów i rozważań na czacie nie widać już po godzinie plotkowania – dlatego taka forma zagości (myślę, że na stałe) na naszej stronie. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Kompletnie nie mogłem się zmobilizować do nowego Tygodnika – czuję się coraz bardziej zdegustowany tym sezonem. Nie chodzi tyle o porażki, co o styl w jakim przegrywamy. To jak gramy przekłada się na mój zapał do oglądania – skoro zawodnicy nie potrafią dać z siebie 100%, ba – ja tam nie widzę nawet 75%, to nie czuje potrzeby wstawania w środku nocy, żeby koszem snu, kosztem zdrowia, kosztem późniejszych obowiązków życiowych i rodzinnych, oglądać mecz na żywo. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem takie uczucia – na pewno nie było to za kadencji Stevensa.

[Timi] Niestety podpisuje się pod tymi słowami, bo mam dokładnie tak samo. Naprawdę trudno sobie przypomnieć, kiedy ostatnio działo się w Bostonie tak źle – i już nawet nie chodzi o porażki, bo przecież bilans (mimo że nie takiego oczekiwaliśmy) to marzenie wielu innych zespołów, ale właśnie o ten styl. Brak walki, brak zaangażowania i kolejne porażki, które drużyna przyjmuje prosto na ryj, tak jak gdyby im się nie chciało w ogóle odpowiadać na kolejno zadawane ciosy. Wszystko to sprawia, że nie ma za bardzo też o czym gadać – tym bardziej, że problemy wciąż te same…

[Adrian] Problemy te same, choć ciągle słyszymy jak zawodnicy podają nam diagnozy, dlaczego tak się dzieje. Diagnoza jest, lekarstwa nie ma. Ciągle tłumaczymy to sobie w jakiś sposób, ale tak naprawdę często zaklinamy rzeczywistość. Nie ma co obwiniać jednego czy drugiego zawodnika – bo a to Irving kiepski lider, a to Hayward wciąż bez formy – winna jest cała drużyna i sztab. Każdy ma coś na sumieniu – bo każdy powinien dawać z siebie maksimum.

[Timi] I póki cała drużyna nie zacznie grać i pracować na miarę swoich możliwości, tego lekarstwa nie będzie, bo innego rozwiązania całej tej sytuacji nie widzę. Tutaj nie jest tak, że jeden zawodnik musi odmienić obliczę całego zespołu, tutaj cały zespół nadal ma kryzys tożsamości i każdy gracz musi zacząć grać, pracować, reprezentować ten klub znacznie lepiej niż w ostatnich tygodniach.

[Adrian] Po meczu z Toronto Marcus Smart powiedział, że drużyna nie ma wspólnego celu, że jest naście egoistycznych celów. Jeszcze kilka tygodni temu byłby zły, że z czymś takim wyszedł do prasy, zresztą rozmawialiśmy o tym nie raz i nie dwa. Jednak tym razem czuję ulgę, że wreszcie ktoś to powiedział. Być może nawet Marcus za słabo to powiedział, bo on jako jeden z niewielu oddaje na parkiecie całego siebie. Jako jeden z niewielu może skrytykować postawę kolegów, którym nie chce się umierać za Boston.

[Timi] Jakże śmiesznie brzmią dziś te wszystkie zapowiedzi sprzed sezonu młodych Celtów i jakże prawdziwie brzmią w uszach słowa nikogo innego jak Paula Pierce’a, który przed sezonem powiedział, że Celtics stać na mistrzostwo, ale pod warunkiem, że wszyscy poświęcą się na rzecz wspólnego celu. Sami wtedy uwierzyliśmy, że tak rzeczywiście będzie, ale niestety prawdziwe życie to wszystko zweryfikowało. Powiem szczerze, że teraz powoli zaczynam czekać już tylko na playoffs – zawodnicy chyba trochę też, choć to też nie jest tak, że oni mogą sobie przejść obok reszty sezonu regularnego. Ale to wciąż faza play-off nam pokaże, z czego naprawdę ulepiony jest ten zespół i szkoda tylko, że sami sobie w kolano strzelamy, jeśli chodzi o pozycję startową.

[Adrian] Czekamy na PlayOffy, ale skoro bilans jest jaki jest i na wyjazdach leją nas prawie wszyscy, to jakoś coraz trudniej mi uwierzyć, ze ta drużyna pod koniec kwietnia nagle zacznie grać, nagle złapie rytm, nagle poczuje motywacje. Jak Irving powtarza jak mantrę, że Boston jest wstanie wygrać z każdym w serii, to być może ma rację, z tym, że ja coraz mniej mu wierzę – bo niby na podstawie czego wygłasza tę opinie? Na podstawie wpierdolu od Chicago? Demolki jaką zrobili nam w Toronto? Wszystko wskazuje na brak HCA i to być może już w pierwszej rundzie i tak jak rok temu gnietliśmy rywali na ich terenie, tak teraz łamią nam kości i każą prosić o litość.

[Timi] A propos grania na wyjeździe – ten nasz bilans wcale nie jest zły, bo tylko siedem zespołów w całej lidze jest na plusie, jeśli chodzi o spotkania na wyjazdach. My przez chwilę też byliśmy nawet na plusie, ale te trzy porażki kolejno w Milwaukee, Chicago i Toronto spowodowały, że jesteśmy 14-16 na wyjazdach. Więc to też nie jest tak, że na wyjeździe nie potrafimy wygrywać. A na czym Kyrie opiera te swoje opinie? Przecież nie raz w tym sezonie widzieliśmy jak ten zespół walczy z najwyższą półką i wiele razy udawało się wygrywać. Irving przypomniał o Cleveland z 2017 roku, które też miało swoje problemy, a koniec końców zameldowało się w finałach. Ten obecny zespół Celtics nie jest aż tak podobny do tamtych Cavs, natomiast może rzeczywiście coś w tym jest…

[Adrian] No być może masz rację, ale nadal ciężko poszukać optymizmu w tym wszystkim. Rok w rok pod Stevensem zaraz po ASW wyglądaliśmy jak zespół gotowy do walki w PO, nie o PO a już w PO. Gotowy gnieść, walczyć do upadłego i mordować obroną – no a teraz? Mamy marzec i wciąż nie mamy drużyny jaką chcielibyśmy widzieć. Wcale nie myślę o wielkich gwiazdach, myślę tylko o takim monolicie, który zawsze prezentowaliśmy w ostatnich sezonach w tym okresie.

[Timi] Dlatego podoba mi się to, co powiedział ostatnio Morris – ta drużyna nie może sobie w tym momencie po prostu przeczekać do fazy play-off tak jak sugeruje to Irving, który mówi, że on już chce playoffs. Ok, ja to rozumiem, ale przecież mamy jeszcze 20 spotkań, przez które można naprawdę dużo rzeczy zrobić, tym bardziej, że to wszystko nie działa tak jak powinno i nie ma tego monolitu i trudno się spodziewać, tak jak opisał to Marcus, że nagle jakiś magiczny pstryczek włączy wszystko co dobre w tej drużynie, gdy przyjdą playoffs.

[Adrian] Po meczu z Toronto Danny ponoć długo rozmawiał z Irvingiem. Nie wiem o czym, zresztą to chyba nie jest istotne – meritum to to, że Danny pierwszy raz od wieków wszedł do szatni, żeby gasić pożar. Bo tam jest pożar, tego nie ma co ukrywać – nie wiemy jak duży i nie wiemy od kiedy, ale szatnia płonie. Ugaszenie tego pożaru, na kilka tygodni przed PO nie będzie wcale łatwa sprawą.

[Timi] Czy pierwszy raz od wieków to pewien nie jestem, przecież to nic dziwnego, że generalny menedżer jest w szatni i pozostaje blisko drużyny (tym bardziej Danny) – natomiast fakt faktem, że wygląda to wszystko coraz gorzej, a czasu coraz mniej.

[Adrian] Ja nawet próbowałem poszukać jakichś informacji odnośnie, kiedy Danny zaraz po przegranym meczu poszedł do szatni porozmawiać z zawodnikami, lub jednym zawodnikiem i powiem Ci, że kompletnie nic nie znalazłem. Zresztą Timi – powiedz mi, kiedy ostatni raz był taki pożar w szatni? Gdy Paul Pierce stwierdził, że nie ma już siły walczyć sam? Gdy zaczęło być głośniej o jego zapędach, żeby zażądać wymiany?

[Timi] Przypomina mi się sezon 2009/10, ten do którego często w ostatnich miesiącach wracam, gdy po kolejnej porażce pojawiły się głosy, że są jakieś problemy w szatni i nie każdy gra tak jak powinien. Nie był to aż taki pożar, ale poszukałem i znalazłem wypowiedź Rondo, który powiedział wtedy, że „każdy gracz powinien spojrzeć w lustro” i dodał, że „musimy znów być zespołem bez żadnych ukrytych celów”. Trochę to przypomina te wypowiedzi Celtów z tego sezonu, choć sytuacja – przede wszystkim pod względem personalnym – jest dużo inna.

[Adrian] W sumie racja, wtedy też w pewnym momencie posypała się chemia, posypał się monolit drużyny. Tylko wtedy było kilku starych wyjadaczy parkietu i oni to potrafili rozwiązać we własnym gronie, teraz mamy młodość w szatni i Danny musi chodzić na pogadanki. Gdy Irving mówił, że w Cavs grali weterani, którzy potrafili sobie radzić z różnymi problemami wewnątrz drużyny, to to właśnie była taka sytuacja jak w tym sezonie 09/10 który przywołałeś. Naprawdę chciałbym kiedyś przeczytać, że cała drużyna poszła w maisto i wyszli chwiejnym krokiem, ale zadowoleni – może i mało etyczne z punktu widzenia zawodowego sportowca, ale nic lepiej im by nie zrobiło jako drużynie.

[Timi] Na pewno coś w tym jest, że nie słyszymy o wspólnych obiadkach i tego typu rzeczach, tylko raczej każdy idzie w swoją stronę – brakuje mi tutaj większej inicjatywy tych naszych liderów, bo ja rozumiem, że w ostatnich miesiącach wielu naszym zawodnikom powiększyła się rodzina (na palcach jednej ręki można chyba zliczyć tych, którzy nie powitali ostatnio swojego dzidziusia), w związku z czym ten wolny czas (jeśli jest) to poświęca się rodzinie, natomiast ta drużyna też powinna taką rodzinę tworzyć, bo bez tego trudno sobie wyobrazić, by ci gracze mieli umierać za siebie na parkiecie. No i niestety tego trochę w tym sezonie brakuje.

[Adrian] Brad Stevens też całkiem niedawno powiedział, że najwięcej pretensji przy takich meczach ma do siebie. Moim zdaniem – do niego można mieć pretensje, bo jeszcze w poprzednim sezonie, po przerwie gdy drużynie nie szło, to potrafił zrobić w szatni takie pranie mózgu, że wychodziła zupełnie inna drużyna. Jeśli Brad nie potrafi do nich trafić, to ja już nic z tego nie rozumiem co się dzieje.

[Timi] Trzymanie szatni to jedno, ale w ostatnich tygodniach także nasz styl gry i przede wszystkim rotacje pozostawiają wiele do życzenia. Myślałem sobie do czasu All-Star Weekend, że Brad jak co roku zbiera sobie dane i testuje różne ustawienia, natomiast te kilka meczów po przerwie to wciąż były dziwne decyzje personalne i nie tylko.

[Adrian] Pojawiają się głosy, że Stevens powinien przestawić system pod Irvinga – nie bardzo rozumiem to, bo moim zdaniem my najgorzej wyglądamy właśnie wtedy, gdy cała gra spoczywa na jego barkach. To wcale nie jest zarzut w jego stronę, bo Kyrie potrafi być genialny i wyciągnąć mecz, ale nie da się wygrywać hurtem, gdy cała drużynę ciągnie jeden zawodnik. Można owszem zrobić kilka zwycięstw więcej, ale to jest recepta na krótka metę i to tylko na sezon zasadniczy. Jeśli ktoś śledził karierę Irvinga, bo my wyglądamy czasami jak Cavs z Kyrie, ale bez Bronka.

[Timi] No nie da się wygrywać gdy ciągnie tylko jeden zawodnik, a w tym sezonie zbyt często tak właśnie jest i niestety brakuje w tej drużynie drugiego all-stara, który trzymałby poziom, bo ani Horford, ani Hayward, ani też młodzi jak Brown czy Tatum takiej stabilnej formy na wysokim poziomie w tych rozgrywkach nie pokazali. Natomiast sam system nie jest zły, ale zbyt często to po prostu nie działa tak jak powinno i cały czas brakuje nam tej siły bliżej kosza, a za dużo jest gry na obwodzie. A widać po ostatnich meczach, że jeśli zabrać nam trójki to nie ma tak w zasadzie czym więcej postraszyć, bo nawet na linię rzutów wolnych się nie dostajemy. Brakuje mi w tym wszystkim większej roli dla Haywarda w tym systemie, bo tak jak wiele osób może sobie mówić, że Hay to „pupilek Brada”, tak choćby po liczbie zagrywek tego w ogóle nie widać.

[Adrian] A konkretnie to ile jest tych zagrywek na Gordona? Takich, które widzimy w każdym meczu? Ja kojarzę tylko jedna, bardzo skuteczną, ale w tym przypadku to nie Hay jest egzekutorem, a asystującym. Ten niby pupilek Brada jest zawieszony między pozycjami, być może jakaś koncepcja na niego była, po powrocie z kontuzji, ale się rozmyła w tym sezonie. Ogólnie można napisać, że trochę brakuje skutecznych korekt tego systemu, bo jest marzec, a Brad dalej szuka, rotuje… No przyzwyczailiśmy się do czegoś innego, na tym etapie sezonu w wykonaniu Stevensa.

[Timi] Dziś już w zasadzie na pewno możemy stwierdzić, że to będzie pierwszy raz za kadencji Stevensa, gdy drużyna nie zrobi progresu pod względem bilansu, a już nawet pomijając same cyferki to nie jest to najlepszy sezon Brada, choć trzeba docenić fakt, że mimo wszystko poprawiła się ofensywa i jesteśmy gdzieś tam w okolicach 10-ego miejsca – ale to jest tylko kolejny dowód na to, że ta drużyna ma ogromny potencjał, który tak często w tym sezonie tylko potencjałem pozostaje. Z drugiej strony, nigdy jeszcze nie byliśmy zawiedzeni Stevensem na koniec sezonu, czyli po playoffs, więc przynajmniej tutaj jest jeszcze jakaś nadzieja.

[Adrian] Oczywiście największą bolączką jest brak Arona Baynesa na parkiecie. Jednak nie o tym chcę teraz porozmawiać. Skoro tak bardzo niszczy nas brak dużego gościa – to chyba priorytetem na to ostatnie miejsce w składzie powinno być właśnie pozyskanie drugiego, o zbliżonych parametrach. Aron w tym sezonie ma sporo problemów zdrowotnych i należny się chyba modlić, żeby Robin Lopez został wykupiony i chciał do nas dołączyć. Zresztą zanim ten Tygodnik się ukaże na naszej stronie – to będzie już wszystko wiadomo, bo żeby zawodnik mógł zagrać w PO musi zostać wykupiony do marca.

[Timi] Niestety wszystko wskazuje na to, że Lopez w Chicago zostanie, bo obie strony nie za bardzo chcą się rozstawać. Oczywiście dużo się jeszcze może zmienić w tej kwestii i nam byłoby to na rękę, ale na ten moment trzeba się bardziej modlić o to, by Baynes jak najszybciej wrócił do gry. Według ostatnich doniesień, być może już pod koniec tego tygodnia albo w kolejnym Australijczyk będzie o krok bliżej do powrotu i jego status zmieni się na day-to-day, co oznacza, że już niedługo powinniśmy znów zobaczyć go w akcji.

[Adrian] Pisze to w ostatni dzień lutego i aktualne wiadomości są takie, że już nikt znaczący nie zostanie wykupiony. Nie bardzo mam pomysł kim Danny mógłby wzmocnić zespół na PO, a przecież taki był plan, skoro zrobił miejsce pozbywając się niesfornego Birda. Najlepsze kąski już mają drużyny a czas się skończył. Trudno uwierzyć, że wzmocni nas ktoś spoza NBA, bo niby kto? Sullinger?

[Timi] Plan był taki, żeby się Birda pozbyć i zobaczyć, co się na tym rynku znajdzie, natomiast Ainge od początku powtarzał, że Celtics przede wszystkim nie za bardzo mają do zaoferowania minut i roli, dlatego też najlepsze kąski wybrały inne drużyny (choć też w tym roku jakoś dużo tych kąsków nie było). Wciąż do Bostonu może natomiast dołączyć np. Gortat, ale to od początku był mało prawdopodobny scenariusz. Wygląda więc na to, że ruchu ze strony Celtics raczej nie będzie.

[Adrian] Gdyby się ktoś zastanawiał czy tylko my jesteśmy rozczarowani tym sezonem, to może jakieś cyferki? TV regionalna NBC Boston Sport, która transmituje każdy mecz Celtics podsumowała dotychczasową oglądalność i aktualnie jest ona niższa o 27% względem poprzedniego sezonu – to chyba mówi wszystko jak na ten sezon patrzą kibice. Jest naprawdę słabo, bo tak ogromnego spadku nie było od lat.

[Timi] Nie ma się czemu dziwić, bo choć zeszły sezon obfitował w smutne momenty to jednak po drodze było 16 zwycięstw z rzędu, kilka bardzo ekscytujących meczów (w tym przede wszystkim te nasze powroty jak comeback przeciwko Rockets) i tamten zespół naprawdę było fajnie oglądać. Nie było oczekiwań, ale za to była frajda, a w tym sezonie jest niestety odwrotnie, to i słupki oglądalności poleciały w dół.

[Adrian] Hah – właśnie to – była frajda. Teraz ciężko czerpać przyjemność nawet z wygranej tego zespołu. Bo takich spektakularnych zwycięstw to było zaledwie kilka, reszta to koszykarskie rzemiosło. Ja tu wcale nie oczekuję niesamowitych popisów, wielkich wsadów, serii trójek… ja tylko chce zobaczyć pasję, ogień w oczach, walkę na pograniczu obłędu. Przecież to nam wystarczy – kibice Bostonu podchodzą do sportu inaczej – wiemy, że nie zawsze się uda, nie zawsze można wygrać, ale gdy widzimy terroryzujących przeciwnika zawodników w zielonych koszulkach to jesteśmy w siódmym niebie. Pamiętasz jak do Bostonu przyszedł G-Force? I jak w meczu przedsezonowym ratując piłkę wskoczył w krzesełka? Ja się wtedy w nim zakochałem… Tak ma grać Boston!

[Timi] Jasne, że pamiętam i dlatego też z sentymentem wracamy do tamtych czasów, kiedy oczekiwań nie było wcale, a my się ekscytowaliśmy przede wszystkimi takimi akcjami, choć też wtedy to oglądanie umilał nam też fakt, że w perspektywie mieliśmy fajne wybory w drafcie i miejsce w salary cap. W tym sezonie to wszystko się odwróciło, bo nie walczymy już o draft, mamy swoje pozyskane gwiazdy, a co za tym idzie oczekiwania, ale tej frajdy nie ma, kiedy drużyna nie tylko tych oczekiwań nie spełnia, ale też często nie gra tak jak się tego oczekuje od zawodników Celtics. To już nawet nie chodzi o to, że jesteś zawodnikiem NBA i robisz to co kochasz, więc w każdym meczu powinieneś dawać z siebie wszystko – w Bostonie musisz robić 200 procent, gdy zakładasz tę koszulkę i nie liczy się wtedy to, ile jest talentu w drużynie i jaka jest pozycja w tabeli. Każdy mecz zaczynasz na tym samym poziomie co rywal i szkoda, że Celtics z tego sezonu zbyt często o tym zapominają.

[Adrian] Ostatnia kwestia, jest mniej bostońska – dochody z tych małych reklam, jakie maja na koszulkach drużyny NBA osiągnęły pułap 150 mln. Z jednej strony to na pewno cieszy, ale ta druga strona jest dużo bardziej niepokojąca. Doskonale wiemy, że korposzczury głodnieją i gdy teraz ta akcja okazuje się sporym sukcesem, można zadać pytanie – kiedy kolejne reklamy. Jakoś nie mam wątpliwości, że będą kolejne – te pierwsze były naprawdę mało inwazyjne w stroje, ale teraz już jestem pełen obaw.

[Timi] Nie trzeba daleko szukać – wystarczy zobaczyć, w jakich koszulkach występują zawodniczki WNBA z niektórych klubów, gdzie loga sponsorów znajdują się zarówno nad, jak i pod nazwą zespołu z przodu koszulki. To może być przyszłość NBA, choć na razie liga zdaje się nie będzie rozszerzać tego systemu i dodawać kolejnych miejsc reklamowych, natomiast skoro są pieniądze (bo udało się zarobić nawet więcej niż liga początkowo zakładała) to koniec końców pewnie tych reklam będzie więcej, choć nie wydaje mi się, aby władze NBA chciały, by gracze biegali w strojach przypominających te, w których występują np. rajdowcy NASCAR.