Czy to koniec przygody Marcusa Smarta z Bostonem? Czy jego ostatnim meczem w barwach Celtics będzie porażka z Los Angeles Lakers po nietrafionej próbie równo z syreną? Trudno powiedzieć, natomiast nie ma wątpliwości, że obrońca ma bardzo niejasną przyszłość w zespole Brada Stevensa. Według źródeł, Celtowie słuchają ofert i oczekują za 23-latka co najmniej picku z pierwszej rundy draftu. Zainteresowani są ponoć Denver Nuggets, którzy z chęcią oddaliby Emmanuela Mudiaya, jednak Bostończycy nie zgodzą się na deal bez wyboru w drafcie. Ale dlaczego Smart zdaje się być „na wylocie” z Bostonu? Jak się okazuje, Danny Ainge już rok temu szukał ofert, a gwoździem do trumny mogły być nieudane negocjacje kontraktowe.
Przypomnijmy, że Celtowie próbowali porozumieć się ze Smartem odnośnie przedłużenia jego umowy, ale takiego porozumienia nie udało się koniec końców osiągnąć. Celtics uważali, że umowa Andre Robersona, czyli $30 milionów dolarów za trzy lata, to dobry wyznacznik, jednak Smart i jego agent woleli wziąć za przykład kontrakt Gary’ego Harrisa, który za cztery lata gry zarobi $84 milionów. Fakt faktem, że Smart nie jest tak ograniczony w ataku jak gracz Thunder, ale też nie jest tak utalentowany jak zawodnik Nuggets – strony nic więc nie uzgodniły.
Ostatecznie sam zawodnik postanowił, że zaryzykuje i spróbuje pokazać, ile jest wart w trakcie contract-year. Preseason mógł być naprawdę obiecującym znakiem, jednak w kolejnych miesiącach Smart wcale nie prezentował się znacząco lepiej niż w poprzednich sezonach. Jakby tego było mało, pod koniec stycznia sam się kontuzjował i jak mówił dziennikarzom przed meczem z Trail Blazers, ma ogromne szczęście, że nie stało się nic poważnego, bo rozcięcie ręki mogło mieć bardzo poważne konsekwencje. Skończyło się na kilku tygodniach przerwy.
Trudna sytuacja z podatkiem
Na ten moment trudno jednak oczekiwać, że latem Smart rzeczywiście dostanie tyle, ile obiecywał mu jego agent – ten sam, który nie był w stanie załatwić porządnego kontraktu Nerlensowi Noelowi, przez co ten nie tylko stracił sporo pieniędzy, ale też stracił swoje miejsce w NBA. Raczej na pewno Smart nie dostałby oczekiwanych pieniędzy w Bostonie, gdzie zaczyna się ten okres, kiedy trzeba podjąć pewne decyzje finansowe – widzieliśmy to już latem ubiegłego roku, co jest konsekwencją posiadania już dwóch maksymalnych kontraktów na payrollu.
Celtics na razie nie chcą bowiem wchodzić w podatek od luksusu, dlatego też podjęcie niektórych decyzji już teraz może okazać się po prostu rozsądnym ruchem. Na ten moment nie wiemy, jak blisko progu od podatku będą latem Celtics, natomiast wiadomo już, że po raz kolejny będzie to bardzo ciężkie szachowanie decyzjami. Pamiętajmy, że w tym ubiegłym sezonie Celtowie musieli pozbyć się Avery’ego Bradleya, by w składzie mógł zmieścić się Gordon Hayward, a wszystko przez niższy próg niż było to zakładane w różnego rodzaju projekcjach.
Dlaczego natomiast Celtowie nie chcą w podatek wchodzić? W dużym skrócie: w ten sposób musieliby oczywiście płacić znacznie więcej do kasy ligi, ale też będąc ponad progiem tracą chociażby pełny wyjątek MLE o wartości ponad $8 milionów dolarów, czyli bardzo przydatne narzędzie do kompletowania drużyn, kiedy jest się w takiej pozycji, w jakiej znajdują się obecnie Celtics. Dodatkowo, pomagają też oczywiście wybory w drafcie – tych nigdy za dużo, a przecież Celtowie doskonale poradzili sobie z odejściem kilku weteranów właśnie dzięki draftom.
Trzon drużyny opiera się przecież na wyborach z pierwszej rundy jak Jaylen Brown czy Jayson Tatum, a ważne role odgrywają Marcus Smart czy Terry Rozier. Końcówkę rotacji tworzą przydatni Semi Ojeyele czy Abdel Nader, a więc dwóch graczy wybranych w drugiej rundzie draftu. Patrząc tymczasem na sytuację w Cleveland, gdzie weterani dostali kontrakty na miarę swojej ówczesnej wartości rynkowej (albo nawet za duże przez wzgląd na pomoc LeBrona Jamesa), nie jest za ciekawie, bo Tristan Thompson czy JR Smith spisują się dziś znacznie gorzej.
Ile wart jest Smart
Według raportów, wartość Smarta na wolnym rynku ma wynieść około $8 milionów dolarów, więc w teorii mógłby się zmieścić w wyjątku MLE, a w najlepszym scenariuszu Celtowie nawet bez wykorzystania wyjątku zmieściliby go pod progiem luxury tax. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że latem przyszłego roku nie będziemy mieli już takiego szaleństwa – próg salary cap wcale tak mocno nie urośnie, a drużyny nie mają już tyle cap space co rok czy przede wszystkim dwa lata temu. Może się więc okazać, że Smart nie będzie miał wcale sporo ofert.
I chyba także dlatego Celtics sondują, kto jest zainteresowany Smartem, chcąc w zamian pick w pierwszej rundzie. Według źródeł, kolejnym warunkiem wymiany jest dodanie do niej co najmniej solidnego zawodnika, który pomoże uzupełnić lukę w rotacji. Gdyby więc okazało się, że Celtowie nie wiążą ze Smartem nadziei i wiedzą, że nie będą w stanie zatrzymać go latem to tego typu wymiana na pewno ma sens. Bo choć wiadomo, że Smart wnosi do drużyny wiele dobrego to chyba lepiej jest mieć pick niż te 20-30 meczów Smarta w pozostałej części sezonu.
W decyzji pomóc może teoretycznie… Terry Rozier, który pod nieobecność Kyrie’ego Irvinga zaliczył znakomite wejście do pierwszej piątki i choć w meczu z Blazers już taki fajny nie był (11 punktów z 18 rzutów) to jednak jest pod kontraktem o jeden rok dłużej i pokazał, że może stanowić ogromne wsparcie. Sęk w tym, że oba te znakomite mecze przyszły w starciu ze słabymi rywalami, a na dodatek Rozier nie jest nawet w połowie tak dobrym defensorem jak Smart, wciąż będąc też mocno nierównym zawodnikiem po tej drugiej stronie parkietu.
Niepewna przyszłość Smarta
Według ostatnich doniesień, Celtowie dyskutują przede wszystkim z Denver Nuggets, którzy byli też ponoć zainteresowani… Tyreke Evansem, a więc jednym z rzekomych celów transferowych Ainge’a przed trade deadline. Kto wie, może dojdzie do jakiegoś trójstronnego dealu, bo przecież Celtics chcą pick za Smarta i jednocześnie nie chcą oddawać picku za Evansa. Na ten moment, wstrzymane zostało więc podpisanie umowy z Gregiem Monroe, który co prawda jest już w Bostonie, ale na debiut będzie musiał jeszcze trochę poczekać.
Pytanie, czy doczeka się on wspólnej gry z Marcusem Smartem – w tej chwili trudno powiedzieć, natomiast sam zainteresowany plotkami się nie przejmuje, a według źródeł chciałby zostać w Bostonie na dłużej i nie ma problemu z grą z ławki (a przecież taki Rozier gdzieś tam co jakiś czas wspomina o swoich aspiracjach do bycia starterem). Na dodatek, nie ma wątpliwości, że w Bostonie od zawsze cenili i nadal bardzo cenią Smarta, jednak w przeszłości dobrze widzieliśmy już, że Danny Ainge nie ma sentymentów i zawsze stawia dobro zespołu ponad wszystko.