Stało się – Boston Celtics doznali pierwszej porażki w 2018 roku. Po bardzo ciekawym spotkaniu grająca w ledwie ośmioosobowej rotacji ekipa New Orleans Pelicans przerwała serię zwycięstw podopiecznych Brada Stevensa i po dodatkowych pięciu minutach wywiozła z Ogródka wygraną, głównie dzięki kolejnemu fenomenalnemu występowi Anthony’ego Davisa, który zanotował 45 punktów i szesnaście zbiórek. Pomimo rekordowej nocy zza łuku do wygranej zabrakło przede wszystkim większej odpowiedzialności za piłkę w akacjach ofensywnych, bowiem w całym spotkaniu Celtowie popełnili aż osiemnaście błędów, które co chwila były zamieniane na punkty przez przyjezdnych z Luizjany.
Przed meczem można było obawiać się przede wszystkim naszej postawy na tablicach w starciu z duetem Davis-Cousins. Ostatecznie Celtowie potwierdzili dobrą dyspozycję zbiórkową z ostatnich spotkań i stoczyli bardzo wyrównany bój, przegrywając rywalizację na deskach ledwie 53:55. Co więcej, Zieloni trafili w całym spotkaniu aż dziewiętnaście razy zza łuku na dobrej skuteczności 38%, czym wyrównali rekord w historii organizacji, który ustanowili w poprzednim sezonie. Tym bardziej szkoda, że pomimo spełnienia, wydaje się, kluczowych warunków, nie udało się dopisać do bilansu kolejnego zwycięstwa.
Niestety zabrakło przede wszystkim spokoju i koncentracji w ataku, co ostatecznie przełożyło się na osiemnaście straconych posiadań – Pelicans po odebraniu piłki błyskawicznie napędzali grę i tym sposobem przez większość czasu byli na prowadzeniu. Już w pierwszej kwarcie mieliśmy duże problemy z konstruowaniem ataku pozycyjnego. Rajon Rondo twardo i skutecznie bronił na piłce Kyriego Irvinga, ostatecznie sprawiając, że w całej pierwszej połowie nasz lider zagrał chyba najgorsze minuty w trykocie C’s, pudłując wszystkie rzuty z gry i zdobywając jedynie trzy oczka z linii rzutów osobistych. Brakowało pomocy naszych wysokich graczy i ich dobrych zasłon na dziesiątym metrze od obręczy, które mogłyby wymusić switch i wykreować tak potrzebnej przestrzeni dla Kyriego.
Swój koncert od początku zaczął grać Davis, który co chwila prezentował swój repertuar rzutowy, przede wszystkich robiąc nam dużo szkody na półdystansie. I właściwie do końca spotkania ani przed moment nie mogliśmy wytrącić z rytmu lidera Pelicans, bo nawet kilka dobrych akcji w defensywie Ala Horforda nie zastopowało AD.
W pierwszej połowie w grze trzymała nas ławka, która nie pozwoliła gościom na odskoczenie na duży dystans po przeprowadzonym runie 13:3. Bardzo dobrze grał w tym fragmencie Marcus Morris, który miał świetną sekwencję rzutową, na którą złożyła się celna trójka, akcja and one oraz czyste trafienie z mid-range. Mocno pracował również Terry Rozier, który drugą kwartę zaczął od zdobycia pięciu punktów oraz dobrej obronie na Jrue Holiday’u. Ostatecznie rezerwowi zdobyli połowę z 48-punktowej zdobyczy w 1st half.
W drugiej połowie Celtics wyglądali znacznie lepiej. Piłka zaczęła płynnie wędrować między graczami, co od razu otworzyło nam mnóstwo przestrzeni na dystansie. W ciągu pierwszych sześciu minut 3Q Celtowie trafiali na skuteczności 7/9 z dystansu i błyskawicznie odrobili dwunastopunktową stratę. Przebudził się Irving, który był jakby szybszy i pewniejszy siebie, a to od razu przełożyło się na jego efektywność i ostatecznie szesnaście punktów w trzeciej ćwiartce. To był też chyba jedyny moment, w którym goście z Nowego Orleanu byli przez nas zdominowani po obu stronach, mając problemy po atakowanej stronie i nie mogąc nawet punktować z pomalowanego. Ale pod koniec 3Q, gdy na parkiecie pojawił się drugi unit, znowu zwolniliśmy, wyciągając z szuflady problemy z pierwszej połowy, a po stronie gości świetnie wyglądali Ian Clark oraz Holiday, którzy ponownie dali NOP przewagę trzech posiadań.
W czwartej kwarcie, jak już zdążyliśmy się chyba przyzwyczaić, mieliśmy prawdziwy thriller. Znakomicie zaczął grać Marcus Smart (16/5/5), który trafił m.in. wszystkie trzy osobiste oraz ważną trójkę, a mnóstwo dobrego w obronie robił Daniel Theis, który był plasterem dla Cousinsa i z tego zadania wywiązywał się rewelacyjnie – ostatecznie na parkiecie spędził 20 minut. Kiedy Niemiec trafił z dystansu i na nieco ponad dwie minuty przed końcem wyszliśmy na +5, to wydawało się, że trzymamy ten mecz w rękach. Ale wystarczyły trzy akcje ofensywne, zakończone dwoma błędami i wymuszonym rzutem z dystansu, abyśmy oddali inicjatywę i byli zmuszeni gonić wynik w cruchtime.
Rozegranie dogrywki umożliwił nam nie tylko Irving, który świetnie sfinalizował zagrywkę ATO rozrysowaną przez Stevensa, która opierała się na switchu po twardej zasłonie postawionej przez Jaylena Browna, ale przede wszystkim Davis, który w ostatniej minucie dwukrotnie nie trafił z linii osobistych. W tych dodatkowych pięciu minutach było mnóstwo emocji i po trójce Horforda przez kilka akcji mieliśmy przewagę skromnego punktu, ale później ponownie zaczęliśmy gubić się w ataku, szukając zbyt prostych rozwiązań, jak choćby niepotrzebne wejście pod kosz Browna, kiedy w pomalowanym było aż czterech graczy Pelicans. Dodatkowo Cousins dość szczęśliwie trafił nad Theisem rzut od tablicy z niestabilnej pozycji, a Kyrie zbył łatwo dał się ograć Holiday’owi. Trójka Uncle Drew na kolejny OT okazała się niecelna.
Milczący w pierwszej połowie Irving zakończył mecz z team-high w postaci 27pts, notując aż siedem zbiórek i rozdając dwie asysty. Ale w jego linijce znajduje się też aż sześć błędów, a większość z nich była konsekwencją mocnego pressingu rywala. To też coś pokazuje, a mianowicie Kyrie chyba niezbyt komfortowo czuje się, kiedy rywal mocno go naciska już na czternastym metrze od obręczy.
Tylko trzech Celtów zagrało na poziomie 50% FG – Horford (14/9/6/1/1), Tatum (10/5/2) i Brown (16/4/5). No właśnie, przy naszym rookie trzeba się przez chwilę zatrzymać, bo to co zrobił jeszcze w pierwszej połowie z Holiday’em to była koszykarska maestria. 19-latek odebrał też pierwszą w swojej karierze w NBA nagrodę, a mianowicie statuetkę dla najlepszego debiutanta w grudniu w Eastern Conference. Świetnie oglądało się ambitnego Theisa, który nie pękł w fizycznym starciu z Cousinsem. Miał też efektowny one hand dunk, którym wykończył świetne podanie nad obręcz od Smarta. Niemiec pokazał też koszykarską inteligencję, którą można było zaobserwować, kiedy dwukrotnie w 4Q popełnił taktyczne faule, chroniące nas od utraty pewnych punktów.
Więcej materiałów ze spotkania przeciwko Pelicans znajdziecie tutaj.