Wygrana na koniec roku

Boston Celtics (30-10) jako jedyna drużyna dotarli do granicy 30 zwycięstw przed końcem 2017 roku. Celtowie wygrali bowiem na zakończenie roku z Brooklyn Nets (13-23), odnosząc tym samym 63 zwycięstwo w roku kalendarzowym i kończąc go na pierwszym miejscu na Wschodzie. Tylko zespół mistrzów Golden State Warriors wygrał na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy więcej meczów w sezonie regularnym. Co więcej, Celtowie powitali Nowy Rok na szczycie konferencji wschodniej, podczas gdy porażka Lakers w Houston spowodowała, że ekipa z Los Angeles na starcie 2018 roku plasuje się na… ostatnim miejscu konferencji zachodniej. Trudno więc wyobrazić sobie lepsze zakończenie/początek roku.

To było szalone 12 miesięcy w Bostonie, które Celtics zakończyli zwycięstwem z Nets. Zwycięstwem znów z problemami, bo choć gospodarzom udało się kilka razy, na różnych etapach meczu, odskakiwać na 13-14 punktów to jednak w końcówce ekipa z Brooklynu miała nawet rzut na remis, choć na całe szczęście dla Celtów nie była to zbyt udana próba i koniec końców skończyło się tylko na nerwach. Był to dla Celtów ostatni mecz w 2017 roku, który podopieczni Brada Stevensa zakończyli na pierwszym miejscu na Wschodzie i z aż 30 wygranymi na koncie.

Największy udział w zwycięstwie nad Nets miał zdobywca 28 punktów, czyli Kyrie Irving, który w zasadzie calutki mecz zadawał rywalom ciosy albo po wejściach w paint i mięciutkich floaterach, albo po wyjściach po zasłonie i trójkach. Już do przerwy miał 17 punktów, natomiast Celtowie prowadzili po 24 minutach tylko dwoma punktami, bo znakomicie spisywali się rezerwowi Nets. Na nic zdało się więc trafienie aż 70 procent rzutów w pierwszej kwarcie, na nic także dobre minuty od Terry’ego Roziera czy całkiem udany powrót do gry Jaylena Browna.

Od początku drugiej połowy Celtics zaczęli jednak grać znacznie lepiej w defensywie, a świetną zmianę dał Marcus Morris (15 punktów), który po meczu mówił, że czuje się bardzo dobrze i kolano już prawie wcale nie doskwiera. Bostońska ławka rezerwowych już od kilku spotkań wygląda bardzo solidnie i jest to w dużej mierze zasługa Roziera, przeżywającego najlepszy pod względem ofensywny okres w karierze. Cztery mecze, gdzie zdobywał 10 lub więcej punktów, średnia na poziomie 14.5 punktów i skuteczność z gry bliska 60 procent (plus 11/21 za trzy).

Dobrze w swoim powrocie na parkiet po kilku meczach absencji wyglądał też Jaylen Brown. Trafił trzy na pięć prób zza łuku, zagrał też dobrze w obronie i był jasnym punktem Celtics. 10/10 osiągnął Al Horford, który dołożył też pięć asyst i trzy bloki. Znów zabrakło jednak Celtom koncentracji w samej końcówce, bo goście odrobili nawet 10 punktów straty i prawie prawie przedłużyli sobie jeszcze ten mecz, na co Bostończycy nie powinni byli w ogóle rywalom pozwolić. Tym bardziej, że tym razem tylko Semi Ojeleye nie był do dyspozycji coacha Stevensa.

Celtics mieli dwa dni przerwy przed meczem z Nets, mają też dwa dni przerwy po, zanim 3 stycznia w Bostonie nie pojawią się Cavaliers na mecz, który coraz bardziej wygląda jak wielki powrót do gry Isaiah Thomasa. Coraz bliżej mecz w Londynie, przed nami także znacznie mniej intensywny terminarz – w kolejne dwa tygodnie, podopieczni Brada Stevensa rozegrają łącznie tylko cztery mecze! Celtowie tymczasem z 40 rozegranych już spotkań przegrali ledwie dziesięć i w drugą część sezonu wejdą z naprawdę dobrym wynikiem: jako drugi zespół w NBA.

Boxscore tutaj, więcej materiałów wideo tutaj.