Ujarzmione Byki w Ogródku

To był jeden z najlepszych ofensywnie meczów w tym sezonie w wykonaniu podopiecznych Brada Stevensa, którzy dodając świetną defensywę w drugiej połowie, bez większych problemów pokonali 117:92 gorący ostatnio zespół Chicago Bulls. Po kilku słabszych meczach Celtowie potrzebowali właśnie takiego zwycięstwa odniesionego w dobrym stylu, aby poprawić morale w zespole i nastroje przed Świętami. Przyjezdni nie wytrzymali szalonego tempa, które obie drużyny narzuciły w pierwszej części ­i w trzeciej kwarcie zostali zdominowani przez Celtics, którzy wygrali ten fragment dwudziestoma punktami, a w drugiej połowie pozwolili Bykom na zdobycie ledwie 34pts.

BOXSCORE

Od początku było widać, że Celtics dobrze czują się w ataku i ostatecznie już po minucie czwartej kwarty mieli na koncie ponad sto punktów. Aż siedmiu graczy, w tym każdy ze starterów, uzyskało punktowe double-fingers, a zespół finalnie grał na skuteczności 48% z gry, rozpoczynając spotkanie od imponujących 71%! Bostończycy w porównaniu do kilku poprzednich spotkań zdecydowanie częściej po atakowanej stronie wykorzystywali wysokich graczy. Szerokie ustawienie kreowało dużo przestrzeni w pomalowanym i umożliwiało skuteczne wjazdy na kosz lub rozrzucenie piki na obwód, kiedy rywale koncentrowali defensywę w środku strefy. Gra wyglądała płynnie, ale co najważniejsze widać było zdecydowanie lepszą selekcję rzutów dystansowych oraz większą odpowiedzialność za piłkę, co poskutkowało tylko pięcioma stratami na dystansie całego pojedynku.

W pierwszej połowie to była prawdziwa koszykarska wymiana ciosów. Gra była prowadzona w szybkim tempie i obie drużyny jeszcze przed przerwą zdobyły łącznie 118pts (60:58), oddając prawie sto rzutów z gry. Celtics mieli problemy w defensywie głównie z szybkimi podaniami do Bobby’ego Portisa, który podobnie jak w United Center, znowu mocno dawał się nam we znaki. Zbyt często byliśmy spóźnieni lub pasywni w obronie jeden na jeden, a kilka razy zdarzyło się nam fatalne zgubienie krycia i pozwolenie gościom na zdobycie juniorsko łatwych punktów. W dodatku po raz kolejny mieliśmy problemy w walce na tablicach, umożliwiając przyjezdnym z Illinois na zebranie aż dziewięciu piłek pod naszą tablicą. Z ponowień dobrze punktował Lauri Markkanen i Bulls osiągnęli w pewnym momencie dziewięciopunktową przewagę.

Ale pierwsze oznaki lepszej defensywy w wykonaniu Celtics były widoczne już w drugiej części 2Q, kiedy potrafili przeprowadzić run 13:2, odzyskując prowadzenie, którego jak się później okazało nie oddali już do końca. Bulls nie byli w stanie wytrzymać tak dużej intensywności gry i w trzeciej kwarcie Celtics wypunktowali ich aż 38:18, trafiając w tym fragmencie pięć trójek. Bostończycy kapitalnie bronili obręczy, a goście zaczęli pudłować z czystych pozycji na półdystansie lub zza łuku. Wściekły Fred Hoiberg próbował ratować sytuację przerwami na żądanie, jednak nie był w stanie wytrącić Celtów z rytmu i ponownie wprowadzić swoich podopiecznych na wysokim poziom z pierwszej połowy. Tym samym czwarta kwarta była typowym garbage time, w którym dobrze wypadł Terry Rozier, Irving zagrał tylko dwie minuty, zaś Jaylen Brown i Aron Baynes nie pojawiali się na boisku nawet na sekundę.

Kolejny świetny mecz zanotował Kyrie Irving, który przez cały miesiąc imponuje formą i do takich występów jak ten z Bulls już się przyzwyczailiśmy – było więc efektywnie i efektownie. Oglądając jego kontrolę nad piłką przy mega skomplikowanych dryblingach można przenieść się w inny koszykarski świat. To bardziej taniec z piłką, aniżeli zwykłe bieganie po parkiecie. 25-latek znakomicie czuł się na obwodzie, trafiając pięć ze swoich siedmiu prób zza łuku. Finalnie miał game-high w postaci 25pts, dodając do tego dorobku trzy zbiórki, świetne siedem asyst, dwa przechwyty i najlepszy wskaźnik PER +30!

To był ważny mecz dla Browna, któremu ostatnio brakowało stabilności i musiał opuścić spotkanie w Nowym Jorku. 21-latek zagrał znakomicie – 20/5/3 w 28min, w tym przede wszystkim kapitalna skuteczność 7/10FG i cztery wielkie trójki z narożnika. I oczywiście kolejny efektowny dunk do highlightsu z tego sezonu, który z pewnością będzie wyglądał efektownie. Warto też pochwalić Browna za akcję z Jaysonem Tatumem, kiedy zwolnił akcję i poczekał na młodszego kolegę, który po świetnym powrocie do obrony i wyprzedzeniu w pojedynku biegowym Justina Holiday’a, zasłużył na punkty. Nasz rookie zagrał najdłużej (prawie 33min) i zanotował bardzo ciekawą linijkę 13/7/5!

Dobry mecz na przełamanie zagrał też nasz frountcourt. Al Horford i Baynes mieli zgodnie po 10pts i obaj grali co najmniej na średniej 50%FG. Przyjemnie oglądało się ich współpracę w obronie i zwycięskie match-upy z Robinem Lopezem i Markkanenem. Dominikańczyk wrócił też do otwierających podań, zapisując na swoim koncie sześć asyst i zaliczył aż trzy bloki, w tym ten najefektowniejszy na młodym Finie.

Ale dość niespodziewanie do Daniel Theis był najlepszym wysokim Celtem. W głównej mierze to dzięki Niemcowi zaczęliśmy lepiej prezentować się na tablicach i potrafiliśmy zniwelować zagrożenie ponowienia akcji przez Bulls. Theis skompletował double-double z dziesięcioma punktami i najlepszymi w karierze piętnastoma zbiórkami. Tylko raz trafił z gry, po dobrej akcji pick-and-pop na półdystansie, ale kilka razy swoją walecznością był premiowany wizytą na linii osobistych (8/8FT). Nic dziwnego, że Tom Heinsohn przyznał, że nie wyobraża sobie drugiego unitu bez Niemca, który w jego opinii jest wręcz niezbędnym graczem w rotacji Celtics z uwagi na prezentowaną przez siebie aktywność. Dużo w tym prawny, bo Daniel naprawdę ma zmysł do ofensywnych zbiórek, a piłka szuka go pod tablicami.

Trzeba też pochwalić naszych pozostałych zmienników, którzy choć przegrali bezpośrednią rywalizację z drugim unitem przyjezdnych z Chicago, to jednak zagrali naprawdę dobrze, wspierając starterów 38 punktami. Marcus Smart miał 12pts i nie mógł wstrzelić się zza łuku (0/5), psując mocno średnią całego zespołu w tym elemencie. Dla odmiany Semi Ojeleye trafił obie próby dystansowe, które wcale nie były łatwe. Miejmy nadzieję, że to będzie dobry prognostyk. Abdel Nader miał fajne wejście pod kosz wzdłuż baseline, a wspomiany już wyżej Rozier długo się rozkręcał, ale ostatecznie miał 10pts.

Więcej materiałów ze spotkania przeciwko Bulls znajdziecie tutaj.

WESOŁYCH ŚWIĄT!