Bez najmniejszych problemów koszykarze Maine Red Claws (10-8) pokonali ekipę Salt Lake City Stars (3-14) i ostatecznie dokonali pierwszego w tym sezonie blowoutu wygrywając 108:87. Spotkanie rozstrzygnęło się już w pierwszej kwarcie, którą podopieczni Brandona Bailey’a wygrali różnicą siedemnastu punktów, korzystając głównie z fatalnej skuteczności gości, którzy na otwarcie rzucali poniżej 20%FG. Dobry mecz rozegrał Jabari Bird, który zdobył dwadzieścia punktów w 28min, będąc 9/15FG. Najskuteczniejszym zawodnikiem MRC był tym razem Andrew White, który zdobył 25pts, imponując postawą na obwodzie i uzyskując świetny wskaźnik PER +30.
Afiliacja Utah Jazz to obecnie najsłabsza drużyna w G-League, dlatego nie mogło być lepszych okoliczności, aby podreperować nieco morale po ostatnich przeciętnych występach. Wygrana była więc obowiązkiem i ten został w pełni zrealizowany już w pierwszej kwarcie, a sam mecz był spotkaniem bez historii. W 1Q Red Claws zatrzymali gości na wstydliwej skuteczności 19%FG, pozwalając im w ciągu pierwszych dwunastu minut na trafnie ledwie czterech rzutów. Gorący od początku był White, który na otwarcie zdobył 16pts, czterokrotnie trafiając z dystansu i MRC błyskawicznie uzyskali kilkunastopunktową przewagę, którą pielęgnowali w kolejnych fragmentach i utrzymywali na poziomie +15.
Dzięki temu był to w dużej mierze mecz dla rezerwowych, wśród których najlepiej wypadł Daniel Dixon. Finalnie miał 19pts, dzięki świetnej selekcji rzutowej (6/7FG, 4/6 3pFG) i potwierdził, że jego forma rośnie i warto poświęcać dla niego nieco więcej minut w rotacji. Swoje zrobił również Trey Davis, choć momentami mógł irytować zbyt indywidualnym stylem gry – 16pts z czternastu rzutów. Swojej szansy nie wykorzystał niestety L.J. Peak, który dostał aż dwadzieścia minut, w trakcie których miał marne cztery punkty z ledwie pięciu prób. Brakuje gdzieś tej jego efektywności i przede wszystkim chęci bycia pod grą z początku rozgrywek.
Po raz kolejny na poziomie 20+ pts zagrał Bird, który znowu potwierdził swoje atutuy W ofensywie świetnie biegał do kontry, z łatwością wjeżdżał w pomalowane po minięciu rywala oraz znakomicie ścinał wzdłuż baseline, dając partnerom szanse na zanotowanie asysty. W obronie z kolei nie gubił krycia, umiejętnie podwajał rywala i zanotował naprawdę mocny blok. Ostatecznie do dorobku punktowego dołożył cztery zbiórki, dwie asysty, przechwyt i wspomnianą czapę.
Problemy ze skutecznością miał Kadeem Allen, który trafił tylko trzy z dziesięciu prób, jednak za całokształt gry należy go ocenić przynajmniej solidnie – 8pts, 6reb, 6ast, 2stl, 2blk. Dobrze współpracował przede wszystkim z Devinem Williamsem, który zanotował kolejne w tym sezonie, choć tym razem skromniejsze, double-double (13pts-13reb).
Red Claws byli lepsi w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła, trafiając na poziomie 48%FG, notując aż szesnaście celnych trójek na kapitalnym wskaźniku 48,5%, byli niemal bezbłędni na linii osobistych (10/11FT), rozdali 21 asyst, wygrali walkę na tablicach (46-39) i zanotowali aż dziesięć przechwytów. W konsekwencji afiliacja Celtics wygrała wszystkie cztery kwarty i sprawiła, że Asauhn Dixon-Tatum jak najszybciej będzie chciał wyrzucić z głowy wizytę w Portland Expo Building. Były zawodnik MRC wyszedł w pierwszej piątce Salt Lake City Stars, jednak był kompletnie niewidoczny, oddając w ciągu 24min tylko jeden rzut i zbierając siedem piłek.