Afiliacja Celtics już po pierwszej kwarcie miała w stosunku do Erie BayHawks dwudziestopunktowy deficyt i wszystko wskazywało na to, że ziści się scenariusz z dwóch poprzednich spotkań, w których MRC doznawali sromotnych porażek. Podopieczni Brandona Bailey’a potrafili otrząsnąć się po nieudanym starcie oraz włączyć wyższy bieg i ostatecznie pokonali gości z Pensylwanii wynikiem 113:93. Po kilkudniowym odpoczynku do gry wrócił Jabari Bird i to on był najlepszym zawodnikiem na parkiecie, notując na swoim koncie game-high 31pts oraz 9reb. Koszykarze Maine Red Claws przerwali serię trzech porażek z rzędu, jednak wciąż zajmują trzecie miejsce w tabeli Atlantic Division.
Zaczęło się fatalnie i nic nie wskazywało na to, że Red Claws będą w stanie przejść metamorfozę, która finalnie pozwoli im zanotować ósme zwycięstwo w sezonie. Już po pierwszej kwarcie przyjezdni z Erie mieli dwadzieścia punktów przewagi i bezlitośnie wykorzystywali katastrofalną obronę gospodarzy. Afiliacja Atlanty Hawks aż 22 punkty zdobyła z obrębu pomalowanego, a dziesięć kolejnych dodała po kontrach, które były możliwe z uwagi na statyczny i przewidywalny atak MRC.
W drugiej kwarcie miejscowi zaczęli grać zespołowo – piłka fajnie krążyła między zawodnikami, a to umożliwiło stwarzanie sobie kilku możliwości rozwiązania akcji oraz dobrych przestrzeni rzutowych. Jednak to poprawa gry defensywnej w głównej mierze sprawiła, że Red Claws odrobili w pewnym momencie aż dziewiętnaście punktów straty. Gospodarze zdominowali w tym fragmencie walkę na tablicach i znacznie uważniej pilnowali Josha Magette’a (12pts, 12ast), który w 1Q stwarzał najwięcej problemów i bardzo dobrze spisywał się na rozegraniu.
Prowadzenie udało się zdobyć jednak dopiero ostatnim rzutem w trzeciej kwarcie, kiedy to Jabari Bird równo z syreną kończącą 3Q trafił z dystansu. Wcześniej wielkie runy 25:6 oraz 24:10 mocno zbliżały Red Claws do remisu, jednak goście z Pensylwanii potrafili odpowiedzieć kilkoma skutecznymi akcjami i utrzymać się na plusie. Znakomicie grał Raphiael Putney, który był miał 25pts z ledwie jedenastu rzutów i był bezbłędny na obwodzie, trafiając wszystkie cztery próby zza łuku. To on niemal w pojedynkę ciągnął zespół BayHawks, jednak paliwa starczyło mu tylko na trzydzieści sześć minut.
Czwarta ćwiartka była już koszykarskim koncertem afiliacji Celtics. Twarda defensywa zatrzymała przyjezdnych na marnych trzynastu punktach i 17% skuteczności. Świetnie odcinany od podań był Putney, a swoich szans goście szukali na dystansie, na którym byli ledwie 1/10. Z kolei na atakowanej stronie każdy z zawodników MRC był aktywny i wszyscy dodawali kolejne punkty do wspólnej puli.
Najlepszym zawodnikiem Red Claws był Bird, który odpalił w drugiej kwarcie i już do końca spotkania był w gazie. Ten jeden mecz odpoczynku, który przypadł na starcie z Windy City Bulls, wyraźnie mu posłużył, bo było widać, że jest szybszy, pewniejszy siebie i bardziej płynny w dryblingu. Ostatecznie zanotował kolejny występ na poziomie 30+pts, trafiając trzy trójki oraz dodając dziewięć zbiórek.
Dobry występ zaliczył drugi z graczy na kontrakcie two-way – Kadeem Allen, który może nie zachwycił skutecznością, gdyż miał 17pts z siedemnastu rzutów, jednak zdecydowanie bardziej w porównaniu z poprzednimi meczami angażował się w defensywę, w efekcie notując aż sześć przechwytów. Chyba po raz pierwszy dało się zauważyć, że Allen potrafił powstrzymać swoje zapędy do rozgrywania szybkich akcji i regulował tempo gry zespołu, w odpowiednich momentach je zwalniając.
Bardzo dobrze spisał się Devin Williams, który po raz pierwszy w sezonie wystąpił jako starter kosztem Josha Adeyeye. I to była dobra decyzja Bailey’a, ponieważ Williams od kilku meczów pokazywał się z dobrej strony i nigdy nie schodził poniżej solidnego poziomu. Przeciwko Erie zagrał ponad 27min, podczas których uzbierał 13pts (6/11 FG), 8reb, 2ast, a szczególnie w ostatniej kwarcie udawało mu się powstrzymywać Putney’a. Wydaje się więc, że szkoleniowiec MRC powinien częściej dawać mu szansę w wyjściowej piątce, tym bardziej, że Adeyeye był bardzo pasywny i ostatecznie oddał tylko dwa rzuty i zebrał z tablic dwie piłki.
Andrew White pierwszy rzut trafił dopiero w 3Q i właściwie to jest dobrym podsumowaniem jego gry. Tym razem nie mógł wstrzelić się z dystansu i tylko w prostych akacjach potrafił dać zespołowi wsparcie punktowe. Jonathan Holmes z marną linijką 8pts, 3reb, 2ast, jednak nie oddaje ona jego postawy na parkiecie. Reprezentant USA robił rzeczy, których po prostu nie widać w statystycznych rubrykach – świetnie podwajał skrzydłowych BayHawks, którzy w całym meczu byli łącznie na 15pts, wielokrotnie przerywał akcje rywali przecinając podania wzdłuż boiska i stawiał dobre zasłony dla shooteerów. Rezerwowy Daniel Dixon przypominał nieco Marcusa Smarta, bowiem miał olbrzymie problemy ze skutecznością (1/8 z gry) i zdobył tylko sześć, a i tak miał najlepszy w zespole wskaźnik PER na poziomie +22. Rezerwowy backcourt – L.J. Peak i Trey Davis grał nierówno i nie mógł złapać stabilności. Ten drugi rozkręcił się mocno dopiero w finałowej ćwiartce, kiedy rzucił dziewięć z trzynastu swoich punktów.