Za kulisami rehabilitacji Haywarda

Boston Celtics tylko przez pięć minut mogli ekscytować się grą pozyskanego latem Gordona Haywarda. Potem przyszła okropna kontuzja, po której zdawało się, że calutki sezon można spisać na straty. Celtowie po 1/3 rozgrywek, mając już 27 meczów za pasem, legitymują się jednak najlepszym w lidze bilansem. Ale to powoduje, że nawet częściej możemy się zastanawiać, co by było, gdyby do urazu Haywarda nie doszło. A co, jeśli skrzydłowy będzie w stanie wrócić do gry jeszcze w tym sezonie? Jest to scenariusz, na który w Bostonie raczej nie liczą, ale sam Hayward często o tym myśli, bo choć zdaje sobie sprawę z tego, że szanse są małe i że jest to ogromne wyzwanie to jednak jest to oczywiście gdzieś z tyłu jego głowy.

27-latek opowiedział o wszystkim w bardzo ciekawym artykule Adama Himmelsbacha z Boston Globe, w którym dostajemy bardzo ciekawe kulisy całej rehabilitiacji skrzydłowego, która trwa już ponad 50 dni. To już prawie dwa miesiące, odkąd Gordon Hayward w straszny sposób złamał nogę w kostce. Jednocześnie, do końca sezonu regularnego pozostały około cztery miesiące, a sam zainteresowany krok po kroku robi coraz więcej i na ten moment wszystko przebiega zgodnie z planem. Czy to oznacza, że Hayward może wrócić do gry jeszcze w tym sezonie?

On sam przyznaje, że o tym myśli, ale też od razu zaznacza, że jest to bardzo niebezpiecznie myślenie. Jak do tej pory, cały ten progres, każdy krok, jaki wykonał w trakcie rehabilitacji to było skupianie się na tym co tu i teraz. Na tym, co można zrobić dziś, aby być bliżej powrotu niż wczoraj. To właśnie takie podejście spowodowało, że Hayward z każdym dniem ma się lepiej. I jak sam mówi, bardzo chce wrócić do gry jak najszybciej się da, ale jednocześnie musi pozostać przy tym bardzo ostrożnym i jeśli w tym sezonie nie wróci to płakać nie będzie:

„Zdecyowanie chcę wrócić tak szybko, jak tylko jest to możliwe, ale jednocześnie muszę mieć pewność, że przede mną jeszcze kilka lat grania na wysokim poziomie. W moim planie nie ma czegoś takiego jak zbyt szybki powrót i wystąpienie innego urazu. Muszę być więc pewny, że jeśli wrócę to mając tysiąc procent pewności w siebie samego i w nogę. Na nic innego tak nie liczę jak na to, że zagram jeszcze w tym sezonie. To byłoby niesamowite. Ale nie jest to coś, czym się martwię. Martwię się jedynie o to, co mogę zrobić dziś, aby być bliżej powrotu.”

Na tę chwilę, Hayward nie musi chodzić już o kulach. Za około dwa tygodnie nie będzie musiał już wcale chodzić w bucie ortopedycznym, wtedy też but zostanie zastąpiony przez znacznie mniejszy specjalny stabilizator. Powoli przestaje już rzucać z krzesła i coraz częściej rzuty oddaje w pozycji stojącej. Każdego dnia przechodzi kolejne etapy rehabilitacji – najpierw w budynkach treningowych Celtics, a potem także u siebie w domu, gdzie na czas tej właśnie rehabilitacji wprowadził się Jason Smeathers, czyli jego długoletni trener osobisty.

Krok po kroku, Hayward jest coraz bliżej, a najważniejsze jest dla niego, że widać ten progres. Jak jednak zdradza, pierwsze dni i tygodnie były niezwykle trudne. Ogromny ból i gips utrudniający zrobienie czegokolwiek powodowały, że mimo zaleceń lekarza, aby przynajmniej godzinę dziennie poruszać się po domu, nie chciał tego robić. Wtedy z pomocą przychodziła żona Robyn, która nie chciała słyszeć żadnych wymówek i była jak ten surowy, ale kochający nauczyciel. Dla zawodnika było to coś wielkiego, bo reszta poklepywała go jedynie po plecach.

Ogromne znaczenie ma dla Haywarda także to, że jest w stanie dostrzec kolejne etapy progresu i że rzeczywiście mu się polepsza, nawet jeśli nie są to jakieś wielkie kamienie milowe, lecz jedynie małe przystanki na tej długiej drodze. Wiedzieli o tym Celtics, którzy specjalnie dla niego przygotowali różnego rodzaju wyzwania, bicie rekordów czy nawet zakłady, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że Hayward wręcz kocha rywalizację i tego typu system bardzo fajnie na niego podziała. W zabawach biorą więc udział nawet Brad Stevens czy Danny Ainge.

Co więcej, niektóre z tych zabaw – jak rzuty na siedząco z połowy boiska – to po prostu zakłady… pieniężne. W tej zabawie prócz Ainge’a i Stevensa biorą udział też m.in. Aron Baynes, Semi Ojeleye czy Guerschon Yabusele. Każdy musi wpłacić po jednego dolara za jedno podejście, a w ciągu jednego dnia można wykonać pięć prób. Pula rośnie do momentu, kiedy któryś z uczestników trafi i zgarnie wszystko, co się w tej puli znajduje. Hayward nie oddaje jednak swoich prób, kiedy drużyna jest na wyjeździe, gdyż „byłoby to nie fair” dla uczestników.

Ale jak sam mówi, jest w tej grze niekwestionowanym królem (choć jak się okazuje, nawet Danny’emu się kiedyś udało) i żartuje sobie, że pozostałych uczestników zachęca jedynie do oddawania kolejnych prób. W ten sposób pula rośnie. Jednak skrzydłowy podejmuje także wiele innych wyzwań –  w jednym z nich, kiedy nosił jeszcze but ortopedyczny, musiał na przykład trafić 45 rzutów bez ani jednego pudła z różnych pozycji na półdystansie, co wcale łatwym zadaniem nie było. Hayward potrzebował jednak tylko kilku dni, aby to wyzwanie osiągnąć.

Inne zadania z kolei wiążą się z robieniem czegoś na czas – skrzydłowy musi na przykład podnosić lewą nogą małe szklane kulki i wkładać je w jak najkrótszym czasie do pudełeczka. Kulek jest 17, a pierwsze podejście Haywarda do tej konkurencji zajęło mu prawie pięć minut. Jedno z ostatnich? 38 sekund. Jest to mała rzecz, ale pozwala ona zawodnikowi na rzeczywiste zobaczenie, że jest osiągany progres. Jak sam zresztą mówi, może po prostu danego dnia stwierdzić, że jest lepiej, kiedy pobije swój najlepszy wynik o kolejne dwie czy trzy sekundy.

Nie jest jednak łatwo oglądać poczynania swoich kolegów, kiedy jest się kontuzjowanym. Początkowo, Hayward nie mógł po prostu tego znieść i bardzo często szybko wyłączał spotkania Celtów. Po porażkach rozmyślał, w jaki sposób mógłby im pomóc i temu zapobiec. Źle się też czuł, kiedy widział radość kolegów po zwycięstwach, bo chciał być tam razem z nimi. Było to niezwykle ciężkie, tym bardziej w sytuacji, gdzie całe lato pracował, podjął tak ważną decyzję o zmianie klubu, aby koniec końców móc jedynie oglądać poczynania drużyny gdzieś z boku.

Pomogły jednak spotkania z psychologiem, które spowodowały, że dziś Hayward znacznie inaczej podchodzi do oglądania meczów. Nie skupia się już bowiem na tym, co go omija, ale bardziej na tym, czego może się nauczyć. Chodzi tutaj o czystko koszykarskie aspekty, różnego rodzaju strategie i pomysły czy wyłapywanie błędów. Dzięki temu znacznie łatwiej jest oglądać starcia kolegów, a przy okazji Gordon może też wcielić się w rolę skauta czy trenera, wysyłając zawodnikom różne wskazówki czy porady. Bardzo ceni je sobie na przykład Ojeyele.

Ale w tym wszystkim nadal są dni, kiedy mu się nie chce. Kiedy nie ma już ochoty. Dni, o których wiedział, że nastąpią, jednak nie zmienia to faktu, że można się do nich przygotować. Na całe szczęście, wizja powrotu i ta większa perspektywa bardzo szybko pozwalają mu oderwać się od tych myśli i z powrotem skupić się na tych małych rzeczach. Krok po kroku, byle widzieć progres. Długa jeszcze przed nim droga, o czym sam dobrze wie, bo zdaje sobie sprawę z tego, ile jest jeszcze do zrobienia, ale cały czas stara się szukać różnych pozytywów.

Jednym z takich pozytywów jest to, że podczas gdy inni zawodnicy zmagają się z trudami sezonu, on może skupić się na treningu i na pracy nad swoimi umiejętnościami jak na przykład kończenie lewą ręką a’la Kyrie Irving. Smeathers potwierdza, że ani on, ani tym bardziej Hayward, nie biorą nawet takiej opcji, że Gordon nie wróci do gry silniejszym i lepszym niż był. Marzenia o powrocie, który jest na końcu tej długiej drogi są zresztą wystarczająca dla Haywarda motywacją, choć on sam stara się nie wybiegać myślami aż tak bardzo do przodu.

Data powrotu nie jest bowiem w żaden sposób określona, a Celtics nie raz w ostatnich tygodniach mówili, że nie spodziewają się, aby 27-latek jeszcze w tym sezonie się na parkiecie pojawił. Nie spodziewa się też tego sam zawodnik, bo Hayward chce skupić się na tym co tu i teraz. A jeżeli to doprowadzi do tego, że powrót do NBA jeszcze w tych rozgrywkach będzie możliwy to będzie to niesamowita sprawa. Jak sam jednak podkreśla, najlepiej dla niego samego jest, aby dzień w dzień starać się być po prostu lepszym i silniejszym niż 24 godziny wcześniej.