Afiliacja wygrywa w hicie dywizji

W meczu na szczycie Dywizji Atlantyckiej koszykarze Maine Red Claws pokonali na wyjeździe Westchester Knicks wynikiem 111:100 i wrócili na pierwsze miejsce w tabeli, gwarantujące udział w fazie PlayOffs. Duży udział w wygranej miał Guerschon Yabusele, który wyraźnie przegrywa rywalizację z Danielem Theisem i celem złapania większej ilości minut został przez Brada Stevensa odesłany do gry w G-League. Formy na zapleczu ligi szukał rodak młodego Celta – Joakim Noah, który wrócił do gry po okresie zawieszenia za złamanie zasad antydopingowych i na razie wygląda słabiutko. Kolejny dobry mecz zanotował Kadeem Allen, który zdobył 26pts na świetnej skuteczności 11/16FG, natomiast Jabari Bird skoncentrował się na grze defensywnej.

BOXSCORE

Przez większość spotkania podopieczni Brandona Bailey’a posiadali inicjatywę i trzymali miejscowych na dystansie dwóch/trzech posiadań. Knicks grali bardzo chaotycznie w ataku i w całym spotkaniu popełnili wstydliwe 25 błędów, co w konsekwencji przełożyło się na oddanie aż o dziewiętnaście rzutów mniej od afiliacji Celtics. Mimo wszystko dobra postawa na dystansie pozwalała im aż do 4Q utrzymywać się w grze i nieśmiało myśleć o wygranej. Bardzo dobre fragmenty miel gracze two-way ekipy New York Knicks – Isaiah Hicks oraz Luke Kornet, ale najwięcej problemów mieliśmy z Damyeanem Dotsonem, który szczególnie imponował swoim dryblingiem w trzeciej kwarcie, o którym boleśnie przekonał się m.in. Jonathan Holmes. Decydujący dla losów spotkania był run 17:4 przeprowadzony przez najważniejszych zawodników Red Claws w początkowych fragmentach ostatniej kwarty, po którym przewaga bostońskiej afiliacji wzrosła do szesnastu punktów.

Guerschon Yabusele był zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem na parkiecie. Otworzył Red Claws możliwość gry w pomalowanym, w którym zdominowaliśmy gospodarzy wygrywając 60:38. Francuz dobrze wszedł w mecz i już w pierwszych posiadaniach dwukrotnie trafił zza łuku, dzięki czemu złapał wyraźną chęć do gry. W całym spotkaniu oddał aż dwadzieścia rzutów z gry, co pokazuje, że dostał od Bailey’a zielone światło i pełną dowolność rzutową, co momentami sprawiało, że forsował wjazdy na kosz czy próby dystansowe. Potrafił wykorzystywać swoje warunki fizyczne, kilka razy ładnie napędzał grę na obwodzie silnymi podaniami i przede wszystkim znakomicie odcinał od podań swojego rodaka – Joakima Noah, któremu do spółki z Holmesem chyba ani razu nie dali zająć dobrej pozycji do gry w post-up. Kilka razy zabrakło mu koncentracji przy wykończeniu lay-upa, z czego sam zdawał sobie sprawę, okazując swoje niezadowolenie, a momentami, co zrozumiałe, brakowało mu dobrej komunikacji z pozostałymi broniącymi, a to umożliwiało Knicks zdobywanie łatwych punktów. Ostatecznie Yabu miał fajną, wartościową linijkę 27/6/4/2, ale osiągnął neutralny PER, a więc zespół z nim na parkiecie grał równo z rywalem.

Tym razem Kadeem Allen nie schował się na parkiecie po dobrej pierwszej kwarcie. Przez cały mecz widzieliśmy Allena chętnego do gry, aktywnego i przede wszystkim efektywnego. 24-latek zagrał na poziomie 26pts, będąc przy tym 11/16FG, trafiając trzy z sześciu swoich prób dystansowych. Świetnie ogrywał rywali w akacjach jeden na jeden, dzięki czemu mógł zdobywać punkty po swoich flagowych wejściach w paint z głębi pola. Bardzo dobrze spisywał się również na bronionej strefie i zaliczył cztery przechwyty. Zabrakło może jego podań otwierających czyste pozycje dla partnerów, ale to wynikało raczej ze specyfiki gry przyjętej przez Red Claws, którzy zdobywali punkty głównie po akcjach indywidualnych, w całym meczu notując ledwie 14ast.

Dopiero w czwartej kwarcie w ataku obudził się Jabari Bird, który od początku miał wyraźne problemy z odnalezieniem skuteczności z poprzednich spotkań, nie trafiając m.in. alley-oopa od Allena. Finalnie miał skromne 12pts, przy przeciętnym 5/14FG, pudłując wszystkie próby zza łuku. Ale w kluczowym momencie potrafił zdobyć siedem punktów i pomóc Red Claws odskoczyć na bezpieczny dystans, aby zamrozić rywalizację. W każdym razie na tle całego spotkania zdecydowanie więcej dawał drużynie w defensywie. Kapitalnie potrafił przewidywać zamiar podającego przeciwnika i miał aż pięć przechwytów. Co więcej, osiągnął najlepszy w drużynie wskaźnik PER na poziomie aż +22.

Pierwszy raz w koszulce MRC od czasu powrotu ze zgrupowania reprezentacji USA zagrał Holmes, który skoncentrował się głównie na kryciu Noah i z tego zadania wywiązywał się dobrze, o czym świadczy chociażby PER +16. Oczywiście gracz Knicks jest strasznie powolny, co jest korzystne dla obrońcy, jednak swoim doświadczeniem z pewnością miał predyspozycje, żeby wyrządzić nam szkodę. Ostatecznie na palcach jednej ręki można policzyć akcje, w których wyszedł przed naszego obrońcę. Wracając do Holmesa, w ataku był wykorzystywany jako trzecia/czwarta opcja, ale kiedy już koledzy zrobili mu przestrzeń, to zazwyczaj był skuteczny. Cztery celne trójki i 12pts z ośmioma zbiórkami oraz wspomniana już dobra postawa w obronie sprawiają, że można jego występ uznać za udany.

Andrew White był zdecydowanie najsłabszym ogniwem pierwszej piątki, o ile nie nawet całej drużyny, choć miał silną konkurencję w postaci Daniela Dixona, który pudłował na potęgę i irytował swoją selekcją rzutową. Z kolei Devin Williams kolejny raz dawał solidne wsparcie z ławki i wzmacniał strefę defensywną, w efekcie notując 7pts, 7reb i przechwyt w niespełna 14min. Rezerwowa para na backcourt – Trey Davis oraz L.J. Peak wspólnie na 16pts, a więc zdecydowanie skromniej niż w poprzednich spotkaniach. Z uwagi na występ Yabusele ledwie cztery minuty zagrał Josh Adeyeye, który od kilku meczów w rotacji zastępuje kontuzjowanego Daniela Ochefu.