Red Claws zbombardowali Swarm

We wczorajszym spotkaniu z Greensboro Swarm podopieczni Brandona Bailey’a aż dwadzieścia trzy razy trafili zza łuku i do wyrównania rekordu organizacji z poprzedniego sezonu zabrakło ledwie jednego trafienia. Fenomenalną postawą na dystansie koszykarze Red Claws nie dali szans afiliacji Charlotte Hornets i wygrali zdecydowanie 135:111, choć inicjatywę na stałe przejęli dopiero w drugiej połowie. Tym samym MRC nie byli zbyt gościnni dla Jalena Jonesa i Corona Williamsa, którzy wrócili do Portland Expo Building. Kolejne dobre występy zaliczyli nasi gracze two-way: Kadeem Allen i Jabari Bird, którzy jako duet na backcourt zaliczyli łącznie 36pts, 15/22FG, 7reb, 8ast, 3stl.

BOXSCORE

Podobnie jak w TD Garden, również w Portland Expo Building w stanie Maine było wczoraj sentymentalnie, z zachowaniem oczywiście odpowiednich proporcji. Do Portland wrócili dobrze nam znani Jalen Jones oraz Coron Williams. Pierwszy z nich grał w czerwono-białych barwach tylko w poprzednim sezonie, ale był niezwykle istotnym elementem rotacji Scotta Morrisona, występując jako starter w 46 meczach i notując w nich średnie na poziomie 21,0 PPG, 9,0 RPG, 2,2 APG, 1,0 SPG. Dobre występy na parkietach ówczesnej D-League zaowocowały nominacją do All-Star Game oraz zainteresowaniem New Orleans Pelicans, z którymi finalnie Jones podpisał umowę. Ostatecznie jednak rozegrał w ekipie Pelikanów ledwie dziesięć minut na parkietach NBA i kilkanaście dni temu został odesłany na zaplecze najlepszej koszykarskiej ligi świata. Z kolei Williams występował w Red Claws przez dwa sezony i dał się poznać jako dobry zmiennik, który znakomicie pracował w defensywnie, jednak z uwagi na bardzo przeciętny rzut nie potrafił wnieść zbyt wiele jakości na atakowaną stronę parkietu.

W pierwszej połowie Red Claws niemal od początku posiadali inicjatywę, jednak nie potrafili na dobre odskoczyć od rywali, którzy za każdym razem zdołali stonować zapędy miejscowych i kilkakrotnie odrabiali stratę dwóch/trzech posiadań. Goście zaledwie raz objęli we wczorajszym meczu prowadzenie, jednak przed zmianą stron ciągle balansowali w okolicach remisu. Brakowało nam skutecznej obrony na obwodzie, co pozwalało rywalom na zbyt łatwe wejścia w półdystans. Kapitalnie błędy w ustawieniu gospodarzy wykorzystywał Marcus Paige, który rok temu został wybrany z #55 pickiem przez Brooklyn Nets, a obecnie jest w szerokiej kadrze Hornets. Rozgrywający Swarm imponował szybkością podejmowania decyzji oraz umiejętnością minięcia rywala w pierwszym kroku. Ostatecznie miał 27pts, 9/17 FG, 4/8 3pFG. Na pewno warto zanotować jego nazwisko i obserwować, jak będzie wyglądał w najbliższych miesiącach. Jones miał problemy ze skutecznością i rozkręcił się dopiero w drugiej połowie, kiedy losy spotkania były już właściwie rozstrzygnięte. Były gracz MRC również zdobył 27pts.

Afiliacja Celtics wyraźną przewagę uzyskała dopiero na przełomie 2Q i 3Q, kiedy przeprowadziła run 25:10, głównie dzięki kapitalnej dyspozycji w rzutach dystansowych – wpadało dosłownie wszystko zza łuku i to seriami. Podopieczni Brandona Bailay’a byli też zdecydowanie bardziej agresywni w obronie strefy podkoszowej, a na szczególne wyróżnienie w tym zakresie zasługują autor double-double Devin Williams i Josh Adeyeye, który zastępował w starting line-up kontuzjowanego Daniel Ochefu i tym razem wypadł znakomicie (22pts, 8/12FG, 6/10 3pFG, 9reb, 2ast, +22 PER). Kiedy patrzy się na jego mozolne przyjmowanie pozycji rzutowej można się naprawdę dziwić, że aż sześciokrotnie trafił zza linii. Czwarta kwarta była więc dla gospodarczy czystą formalnością, gdyż na jej starcie przewaga wynosiła aż dwadzieścia sześć punktów.

Taka skuteczność z dystansu (23/45) miała również swoje przełożenie na liczbę aż 35 asyst, co jest najlepszym wynikiem Red Claws w tym sezonie. Po początkowych problemach gospodarze wygrali również walkę na tablicach (46:40).

Po raz kolejny bardzo dobrze w mecz wszedł Kadeem Allen, który w pierwszej kwarcie był bezbłędny, trafiając wszystkie pięć rzutów i zdobywając 12pts. 24-latek wykorzystywał swoje warunki fizyczne i punktował głownie po agresywnych wejściach w pomalowane. Z biegiem czasu jednak ustąpił miejsca innym, nie był już tak widoczny i rzadziej był pod grą. Finalnie miał linijkę 16/3/3/2 oraz osiągnął najlepszy wskaźnik PER w drużynie na poziomie +28.

Z kolei Jabari Bird potwierdził, że pierwsza kwarta to dla niego zazwyczaj pewnego rodzaju rozruch i lepiej prezentuje się w dalszej fazie spotkania. Szczególnie w trzeciej kwarcie imponował umiejętnością czytania gry rywala i dzięki temu zanotował przechwyt i potężny blok, po którym ostentacyjnie poszukiwał piłki w trybunach. W ataku zrobił swoje, pokazując właściwie wszystko ze swojego repertuaru – dobrze ułożoną rękę na dystansie, szybkie wjazdy na kosz, umiejętne ścinanie pod obręcz wzdłuż linii końcowej, fajną grę jeden na jeden na półdystansie i solidny przegląd pola zwieńczony pięcioma asystami.

Po przerwie spowodowanej kontuzją do gry wrócił Daniel Dixon i nie pozwolił, aby nikt tego nie zauważył. Sześć trójek i łącznie 20pts wystarczyło, aby uznać go za jednego z najlepszych graczy spotkania. L.J. Peak i Trey Davis tym razem nie byli tak skuteczni, jak w poprzednich meczach i momentami grali zbyt indywidualnie. Solidny występ zanotowali Andrew White, Daniel Dingle i Drew Barham.

Już jutro nietypowo, bowiem o godzinie 17:00 czasu polskiego, afiliacja Celtics podejmie na wyjeździe Westchester Knicks w hicie Dywizji Atlantyckiej. Transmisja z tego spotkania będzie dostępna na oficjalnym profilu NBA G-League na Facebooku.