Koszykarze Maine Red Claws bez Kadeema Allena w składzie, przegrali na wyjeździe z Wisconsin Herd wynikiem 125:132 i ponieśli drugą porażkę w sezonie. Kapitalny występ w barwach afiliacji Milwaukee Bucks rozegrał nasz stary znajomy – James Young, który był chyba mocno zmotywowany i ostatecznie uzyskał career-high w postaci 40pts, będąc zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na parkiecie BMO Harris Bradley Center. Najlepiej po stronie Red Claws ponownie wyglądała trójka Jabari Bird, L.J. Peak oraz Trey Davis, która łącznie zdobyła 79pts, ale do dorobku punktowego dodała aż dwanaście strat. Zespół prowadzony przez Brandona Bailey’a ma przed sobą mnóstwo pracy, bowiem styl gry pozostawia wiele do życzenia.
Spotkanie nie było atrakcyjne dla kibiców i tylko najbardziej cierpliwi byli w stanie wytrzymać do ostatniej syreny. W całym meczu popełnionych zostało łącznie 39TO, z czego aż dwadzieścia trzy były dziełem Red Claws. Końcowy wynik świadczy, że oba zespoły skoncentrowały się na grze ofensywnej, zupełnie porzucając realizację zadań defensywnych i ostatecznie w całym meczu oddały aż po 94 rzuty! Zawodnicy preferowali szybkie posiadania oparte wyłącznie na indywidualnych popisach i oddawanie rzutów maksymalnie w dziesiątej sekundzie akcji. Co więcej, we wczorajszym pojedynku brakowało płynności, gra była często przerywana, a obie ekipy finalnie popełniły aż 54 przewinienia i oddały 83 rzuty osobiste. To chyba jakiś rekord.
W całym tym koszykarskim chaosie lepiej radzili sobie gospodarze, którzy inicjatywę przejęli na starcie 2Q, kiedy przeprowadzili run 19:4 i do końca nie oddali już prowadzenia w ręce Red Claws, choć afiliacja Celtics kilkukrotnie zbliżyła się do Herd na dystans jednego posiadania. Właściwie do końca MRC byli w grze i sprawiali, ze wynik był sprawą otwartą, głównie z uwagi na fakt, iż po początkowych problemach zaczęli trafiać z dystansu i ostatecznie w całym spotkaniu trafili 16 trójek z 48 prób.
W końcówce miejscowi konsekwentnie kierowali piłkę do Jamesa Younga, który był nie do zatrzymania w obrębie łuku, będąc w tym obszarze 8/8 FG i kilkukrotnie trafiając z bardzo trudnych pozycji. Były gracz Celtics świetnie wykorzystywał swoją szybkość i wielokrotnie był zapraszany na linię osobistych po swoich wejściach w pomalowane. Ostatecznie miał najlepszy wieczór w karierze z linijką 40pts (12/15FG, 4/7 3p FG, 12/13 FT), 7reb, 3ast, stl! To on zdobywał dla zespołu najważniejsze punkty w czwartej kwarcie i dowiózł wygraną do końcowej syreny.
W odpowiedzi Red Claws szukali swoich punktów w osobie Jabariego Birda, jednak ten wyraźnie nie miał swojego dnia w rzutach dystansowych (4/13 FG) i właśnie tych jego celnych trójek zabrakło w 4Q. Przez cały mecz był bardzo aktywny, chciał być po grą, jednak brakowało mu zimnej głowy, umiejętności spowolnienia gry i regulowania jej tempa. W konsekwencji miał aż sześć strat, kilka rzutów z zupełnie nieprzygotowanych pozycji we wczesnej fazie akcji i chyba nie spełnił oczekiwań nawet pomimo 32pts (11/22 FG), 6reb i 2ast. Na pewno trzeba go pochwalić za umiejętność czytania przeciwnika, bowiem kilka razy świetnie przeciął podania rywali na obwodzie i w efektowny sposób zdobywał łatwe punkty.
Red Claws zbyt łatwo przejęli styl narzucony przez gospodarzy. Na palcach jednej ręki można policzyć akcje starannie rozegrane pod wykreowanie pozycji rzutowej. Momentami katastrofalny powrót do obrony kosztował afiliację C’s błyskawiczny serial punktowy gospodarzy. Dobrze w mecz wszedł Jonathan Holmes i na początku był bardzo aktywny po obu stronach, ale z biegiem czasu został wspólnie z Danielem Ochefu kompletnie zdominowany przez Cliffa Alexandera, który chwilami urządzał sobie istny Dunk Contest. W drugiej połowie przebudził się Andrew White (19 pts – 7/14 FG, 4/8 3p FG – 7 reb), a L.J. Peak oraz Trey Davis bardzo chcieli i obaj zanotowali występ 20+pts, ale brakowało im zdecydowanie doświadczenia do tego, aby dać drużynie więcej spokoju.
Afiliacja Celtics przegrała drugi mecz w sezonie, jednak z bilansem 4-2 wciąż przewodzi klasyfikacji Atlantic Division, która wydaje się być póki co najbardziej wyrównaną w całej G-League. Kolejny mecz MRC rozegrają dopiero w sobotę o godzinie 1:00 czasu polskiego, a rywalem będzie Fort Wayne Mad Ants. Standardowo bezpłatna transmisja będzie dostępna na oficjalnym profilu G-League na Facebooku.