Seria trwa! Boston Celtics po dramatycznej końcówce pokonali na własnym parkiecie ekipę Toronto Raptors wynikiem 95:94 i odnieśli dwunastą wygraną z rzędu. Wynik był otwarty do ostatniej akcji i w TD Garden ciszę mógł zasiać DeMar DeRozan, ale ostatecznie spudłował game-winnera z koronnej pozycji po tym, jak na kilkanaście sekund przed końcem szansę na wygraną podarował przyjezdnym Jayson Tatum. Pomimo tego błędu nasz rookie ponownie był jedną z najjaśniejszych postaci Celtics i w czwartej kwarcie imponował dojrzałością oraz efektywnością w ofensywie. Team-high osiągnął Al Horford, który zdobył 21pts przy świetnej skuteczności 8/9FG i ponownie był liderem zespołu.
Kluczem do wygranej ponownie była nasza twarda defensywa, ale tym razem dużo dobrego przyniosła nam również dominacja na tablicach (46-36). Oba te czynniki pozwoliły Celtom na oddanie aż osiemnastu rzutów z gry więcej od rywali i zdobycie aż o dziesięć punktów więcej po ponowieniu akcji (21-11).
W pierwszych minutach spotkania dobrze wyglądaliśmy po obu stronach parkietu – w ofensywie graliśmy płynnie, kreując pozycje rzutowe, natomiast w defensywie nie popełnialiśmy większych błędów. Dobrze w mecz wszedł Jaylen Brown, który rozpoczął od 6 pts, 2 reb, 1 ast i 1 stl, zaś ekipa z Kanady popełniła kilka błędów. Problemy zaczęły się mniej więcej po pierwszej przerwie, po której zupełnie nie mogliśmy wstrzelić się w kosz i nasza skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. Ostatecznie po 2Q ten wskaźnik wynosił jedynie 33,3% i aż dziwne, że Raptors prowadzili ledwie pięcioma punktami. Ale trzeba przyznać sobie jasno, że przyjezdni wcale nie grali jakiegoś wybitnego basketu. Wyprowadzali co jakiś czas nieśmiałe ciosy w postaci krótkich serii punktowych, ale Celtowie dobrą obroną potrafili powstrzymywać ich przed odskoczeniem na niebezpieczny dystans. Martwić mógł fakt, że duże problemy z DeMarem DeRozanem miał Brown, który nie radził sobie ze szczytowymi zasłonami, dzięki czemu lider gości bardzo często korzystał ze switchu i powstałe miejsce na półdystansie używał do oddawania jumperów lub wjeżdżania pod kosz, łapiąc gospodarzy na przewinienia.
W drugiej połowie graliśmy już zdecydowanie lepiej. W obronie znowu ręce składały się do oklasków, ale co najważniejsze wyraźnie poprawiliśmy skuteczność (48,7%) i ponownie udowodniliśmy, że w tym sezonie najlepiej wyglądamy w 3Q. Tym razem przeprowadziliśmy run 20:6 i wyszliśmy na +8, głównie dzięki świetnej postawie Browna (18pts, 8/15 FG), który w tym fragmencie miał 10pts. Trafianie zza łuku przypomniał sobie również Marcus Smart, który wreszcie zanotował świetny występ 14/5/9, a Terry Rozier potwierdzał, że ma dobry dzień (16/6/3), kończąc zarówno 1st half jak i 3Q celną trójką. Cieszył również fakt, że w tak ważnych momentach potrafiliśmy wykorzystywać rzuty osobiste, z którymi tak często w tym sezonie mieliśmy problemy (7/8 FT). W foul trouble wpadł dobrze wyglądający Kyle Lowry (19pts) i wydawało się, że powoli przejmujemy inicjatywę. Jednak wypracowaną przewagę właściwie w pojedynkę zniwelował CJ Miles. Do końca było więc właściwie punkt za punkt.
Na kilkanaście sekund przed końcem piłkę po niecelnym rzucie rywali zgarnął Jayson Tatum. Pierwszoroczniak zamiast podać do Roziera lub Smarta, zbyt długo zastanawiał się nad decyzją i ostatecznie sfaulował naciskającego go Freda Van Vleeta, który perfekcyjnie wykorzystał jego zawahanie i wymusił stratę posiadania. Możemy się cieszyć, bo niejedna trójka sędziowska zdecydowałaby się w takim przypadku nawet na flagrant 1. Ostateczny werdykt brzmiał – offensive foul. W konsekwencji Raptors dostali piłkę z boku i ogromną szansę na przerwanie celtyckiej serii. Casey nie zaskoczył nikogo i jego zespół zagrał akcję izolacyjną pod DeRozana, który wywalczył sobie miejsce w starciu z Brownem, ale piłka po jego rzucie nie wpadła do kosza. Próbę zbiórki Serge’a Ibaki powstrzymał Tatum, który zrehabilitował się za wcześniejszą pomyłkę. Ogródek oszalał, zawodnicy poskakali, zwycięstwo zostało w domu. Hit nie zawiódł i przyjemnie było to zobaczyć przed północą czasu polskiego.
Końcówka była wojną nerwów, co obrazuje wynik 4Q – remis 18:18. Ale w tym psychicznym obciążeniu to my prezentowaliśmy się lepiej – w ostatniej kwarcie trafiliśmy dziewięć rzutów i aż osiem z nich po asyście (Raptors pięć celnych prób przy trzech asystach). Nasza skuteczność była na poziomie 47,4% (przy ledwie 27,8% gości). Ale poza szczegółowo opisanym wyżej błędem Tatuma, była też starta Horforda na 50sek przed końcem przy ustawianiu pozycji na post-up z Ibaką oraz niezrozumiałe rozrysowanie akcji pod Smarta.
Dobrą formę nadal potwierdza Horford, który był niemal bezbłędny, trafiając osiem z dziewięciu rzutów z gry, dodając do tego 3 reb, 4 ast i 2 stl. Dominikańczyk przewodził drużynie w decydujących momentach, gwarantował jakość w obronie powstrzymując duet Ibaka-Jonas Valanciunas i potrafił dać potrzebny spokój w ofensywie, co świetnie było widać, kiedy przez kilka sekund trzymał piłkę w rękach, aby poczekać na ucieczkę Roziera w narożniku boiska. Dobrze mieć takiego Ala w składzie!
Nie ma co ukrywać – Tatum miał pełne gacie i te ostatnie trzynaście sekund wczorajszego meczu było dla niego najtrudniejsze w dotychczasowej karierze. 19-latek ponownie grał bardzo dobrze i jego postawy w zupełności nie oddaje linijka, którą osiągnął – 13pts, 6/15 FG, 7 reb. To on trafił najważniejszy rzut w tym spotkaniu kończąc layup po ograniu na obwodzie Lawry’ego, choć uczciwie trzeba sobie powiedzieć, że sędziowie mogli w tej sytuacji zagwizdać błąd kroków. W każdym razie Jayson miał 6 pts w samej 4Q, potrafił cierpliwie bronić m.in. CJ’a Milesa, no i miał kilka gwiazdorskich zagrań, jak choćby spin move przy baseline pod presją błędu zegara.
Aron Baynes drugi mecz z rzędu z problemami w atakowanej strefie (3 pts, 1/6 FG) i wstrzeleniem się z mid-range, jednak z naprawdę solidnym wsparciem w na deskach z bagażem 8 reb, z czego aż połowa z nich z tablicy rywala. Australijczyk w ostatnich dniach wyrasta powoli na gościa, którego każdy powinien się bać. Już w 1Q po zderzeniu z 30-latkiem kontuzji prawego biodra doznał Norman Powell i musiał zakończyć swój udział w meczu, a w drugiej połowie nabił siniaki również DeRozanowi i Ibace.
Daniel Theis ponownie bardzo aktywny i z mocnym wsparciem w walce pod tablicami – 8 reb, 2 blk, 1 stl i 1 ast. Niemiec z każdym meczem udowadnia, że zasługuje na te kilkanaście minut z ławki nawet w przypadku w pełni zdrowego roster. Bardzo słabe zmiany dał Semi Ojeleye, który trzeci mecz z rzędu sprawia wrażenie, jakby zgubił gdzieś swoje atuty w grze defensywnej. Nasz debiutant ponownie był bez zdobyczy punktowej i osiągnął najsłabszy wskaźnik PER na poziomie -13. Po świetnym występnie przeciwko Hornets, blado wypadł Shane Larkin, który widać było, że chciał być pod grą, ale po prostu nie miał dnia. Ostatecznie był 0/6 FG z dwoma asystami.
Przed nami wyjazd na Brooklyn, ale nie ukrywajmy – w głowach mamy już piątkowy mecz z Golden State Warriors.
Więcej materiałów ze spotkania z Toronto Raptors znajdziecie tutaj.