Isaiah Thomas w kolejnym szczerym wywiadzie dla Lee Jenkinsa wprost stwierdził, że może już nigdy nie porozmawiać z Dannym Ainge’em. Rozgrywający cały czas nie potrafi bowiem do końca zrozumieć, dlaczego tak właściwie generalny menedżer Celtów zdecydował się go oddać do Cleveland Cavaliers w sierpniu tego roku i uważa, że bostoński zarząd po paru latach dojdzie do wniosku, że był to błąd. Thomas zapowiedział, że tym razem nie zamierza jednak trzymać osobistej vendetty dla samych Celtics, tak jak miało to miejsce w przypadku Sacramento Kings czy Phoenix Suns. Jednocześnie, jego zdaniem Danny zrobił coś, czego po tym wszystkim, co Thomas przeszedł i zrobił dla Bostonu w ostatnim sezonie, nie powinien robić.
Z bardzo ciekawego artykułu po raz kolejny dowiadujemy się bardzo interesujących rzeczy ze strony Thomasa, który jak zwykle nie owija bawełnę, za co zresztą bardzo go ceniono w Bostonie. Jenkins pisze między innymi o obecnej sytuacji Thomasa, o tym gdzie mieszka oraz patrzy raz jeszcze na sytuację związaną z transferem, w ramach którego Celtics oddali do Cleveland swojego rozgrywającego, a w zamian Kyrie Irving zasilił ich szeregi. Cavs otrzymali także Jae Crowdera, Ante Zizica oraz wybór w pierwszej (od Nets) i drugiej (od Heat) rundzie draftu.
Thomas wprost mówi więc, że najbardziej żałuje tego, że przez te ponad dwa lata zdołał zbudować w Bostonie naprawdę dużo i był naprawdę blisko ostatecznego celu, jakim jest walka o mistrzostwo NBA. Jak sam mówi, zespół przeszedł od loterii do finałów konferencji. Latem doszedł Gordon Hayward. Drużyna dostawała coraz więcej uznania, czego dowodem ma być liczba meczów w telewizji ogólnokrajowej. Jednocześnie, zdaniem Thomasa jego były już zespół będzie w tym sezonie „dobry” – Isaiah wskazuje tutaj na zawodników oraz świetnego trenera.
28-letni rozgrywający podkreśla więc, że do Celtics zawsze będzie przejawiał tylko i wyłącznie miłość. Jest jednak jeden wyjątek – to osoba Danny’ego Ainge’a, czyli osoby, która podjęła ostateczną decyzję o transferze Thomasa do Cleveland. Jak mówi Isaiah:
„Mogę już nigdy nie odezwać się do Danny’ego. Z każdym innym – jak najbardziej. Ale to co zrobił, wiedząc o tym, przez co przeszedłem – tego się po prostu nie robi. To nie jest w porządku. Nie mówię, żeby się pierdolił. Ale każdy zespół, który jest w takiej sytuacji po roku czy dwóch stwierdza, że to był błąd. I oni też coś takiego powiedzą.”
Oczywiście, Thomas ma święte prawo być wściekłym na Danny’ego i bardzo fajnie, że cały czas zaznacza, że w kierunku bostońskich fanów czuje tylko i wyłącznie pozytywne uczucia. Natomiast w tym wszystkim warto także zwrócić uwagę na parę rzeczy, a mianowicie, że:
- Isaiah był niezwykle ważną częścią zespołu Celtics przez ostatnie dwa lata. Był liderem tej drużyny, jej twarzą. Pomagał rekrutować Ala Horforda, pomagał też w rekrutacji Gordona Haywarda. Grał pomimo kontuzji biodra, gdzie jak się okazuje – jeszcze przed playoffs musiał przyjmować zastrzyki, a samą grą znacząco pogroszył swój stan. Co więcej, lekarze po jego heroicznych wyczynach pod koniec serii z Wizards stwierdzili, że nie mają pojęcia, jak on to robi. Grał pomimo śmierci swojej siostry. Dołożył więc ogromną cegłę, a w zasadzie nawet więcej, do tej wielkiej przemiany, jaką Boston przeszedł w ciągu ostatnich lat, a do tego czuł się w końcu doceniany, bo jak sam zdradził: podczas G2 przeciwko Wizards (53 punkty w dzień śmierci siostry), słysząc okrzyki „MVP!”, pomyślał to właśnie jest wszystko, czego kiedykolwiek chciał.
- Raczej nie ma jednak szansy, aby Thomas usłyszał od Celtów żałowanie, że ten transfer to był błąd. Celtics dostali w zamian gracza, na którym mogą budować zespół, a sam Irving zdaje się być bardzo szczęśliwy w Bostonie. W przypadku Thomasa pojawiała się natomiast kwestia wieku, kontraktu oraz zdrowia, co ostatecznie miało duży wpływ na transfer i zdaje się, że przynajmniej na razie w Bostonie nie uważają, że to był błąd. Dodatkowo, przy raportach, że Irving chce pozostać w Beantown na dłużej, to powinno się utrzymać.
- Z drugiej strony, warto zwrócić także na jeszcze jedną w tym wszystkim narrację. Thomas, który tak dużo tego lata mówi o lojalności itp. itd., pośrednio przyczynił się do… transferu Avery’ego Bradleya, który musiał zostać przez Celtów oddany do Detroit, by miejsce w drużynie znalazł Gordon Hayward. Jak sam bowiem Isaiah często podkreśla, nie byłoby Haywarda w Bostonie, gdyby nie on sam. Jakby tego było mało, wiele osób podkreśla także, że Thomas wylądował przecież w bardzo dobrej sytuacji – w Cleveland, u boku LeBrona, a nie w zespole przebudowującym się. Co ciekawe, w tym wszystkim warto także dodać, że Thomas nigdy tak w zasadzie nie chciał w Bostonie grać – latem 2014 roku wybrał grę dla Suns mimo zainteresowania Celtów, a po transferze stwierdził wprost „nie, tylko nie Boston”. No i zawsze gdzieś po drodze mówił o tych sławnych już ciężarówkach kasy.
Tak czy siak, jest to bardzo ciężka kwestia, bo jednak NBA to jest biznes i jak się okazuje, niczego nie możesz być pewnym. Koniec końców, Celtowie uznali, że na transferze z Cavaliers wyjdą najlepiej, natomiast sam Isaiah też za bardzo nie ma na co narzekać, bo gra w Cleveland u boku Jamesa stawia go najpewniej krok bliżej do mistrzostwa niż był jeszcze kilka miesięcy temu. Isaiah zwrócił też jednak uwagę na jeszcze jedną rzecz przy okazji mówienia o obecnym składzie Celtics – jego zdaniem ten skład jest dobry, ale stracił tego lata duszę i serce.
Rzeczywiście bardzo ciężko będzie Celtom pod tym względem zastąpić Thomasa, ale też Crowdera oraz Bradleya, natomiast w drużynie nadal jest Marcus Smart, są również Marcus Morris czy Aron Baynes. Do tego, w zespole widać coraz większą chemię pomimo tylko czterech zawodników powracających do zespołu z zeszłego sezonu (to pierwszy taki raz w historii w przypadku finalisty konferencji z poprzedniego sezonu). Wraz z artykułem Jenkinsa, w środę pojawił się także ciekawy artykuł Chrisa Forsberga z ESPN, który opisał szalone bostońskiego lato:
- Mike Zarenn stwierdził, że po decyzji Haywarda o dołączeniu do Celtics, przeżył kilka najbardziej intesywnych dni w swojej karierze. Asystent GM-a zdradził, że Celtics szukający miejsca dla skrzydłowego dostawali mnóstwo telefon z zapytaniami o Crowdera, Bradleya i Smarta. Co więcej, ponoć wybrali juz jedną z ofert, zanim Pistons nie zadzwonili po raz kolejny i niespodziewanie zaoferowali Marcusa Morrisa, na co ostatecznie Celtowie się zdecydowali.
- Celtics chcieli poinformować Bradleya o transferze jeszcze zanim informacja pojawiła się na portalach informacyjnych. Bradley nie odbierał jednak telefonów, a gdy zespół dodzwonił się do jego żony to ta oznajmiła, że Avery jest właśnie w samolocie. Bradley zdradził potem w jednym z wywiadów, że włączył telefon pod koniec lotu i po liczbie wiadomości wiedział, że został wytransferowany. Wygooglował więc tylko swoje nazwisko i już wiedział.
- Al Horford o transferze z Cavaliers dowiedział się… na meczu Atlanta Bravess. Przechodził właśnie przez parking, kiedy ludzie zaczęli pytać go czy słyszał o wymianie. Początkowo nie wierzył, ale gdy sprawdził telefon to od razu widział wiadomość od Brada Stevensa, który napisał mu, żeby zadzwonił, bo muszą pogadać. Horford zdradził, że coach nigdy do niego nie pisze, więc wiedział, że to jednak prawda i jak mówi: nigdy nie zapomni tego momentu.
- Marcus Smart przyznał natomiast, że jego agent wysłał mu wiadomość, że być może będzie on częścią wymiany do Cleveland. Smart początkowo nie myślał zbyt dużo nad tą wiadomością, ale gdy zobaczył raport na ESPN, że zespoły finalizują transfer to na twittera wchodził z zamkniętym jednym okiem, bo bał się, że jego nazwisko może tam wyskoczyć. Jak sam stwierdził: to było trochę jak horror, gdzie krzyczysz do bohatera, aby nie zaglądał za tamte drzwi.