Thomas żegna fanów Celtics

Isaiah Thomas w niesamowitym i mocnym artykule dla The Players’ Tribune pożegnał się z fanami Boston Celtics, przed którymi grał przez ostatnie dwa i pół roku. Rozgrywający zdradził także kulisy samego transferu i opisał moment, w którym dowiedział się, że właśnie został przez Celtów wytransferowany do Cleveland Cavaliers. Nie zabrakło również odniesień do podwójnych standardów, jeśli chodzi o lojalność w NBA. Z artykułu bardzo mocno bije niezwykle prawdziwy obraz normalnego 28-latka, który bardzo przeżywa nadchodzące zmiany. Thomas wprost pisze, że sam fakt transferu boli jak cholera i że jest smutny, dodając przy okazji, że dziwnie będzie teraz mierzyć się z Celtami, ale nie przychodzi do Cleveland, żeby przegrywać.

To w zasadzie pierwszy raz, kiedy Thomas w taki sposób odnosi się do samego transferu. W artykule poznajemy przede wszystkim kulisy samej wymiany – Isaiah wracał właśnie z Miami, gdzie z żoną byli celebrować pierwszą rocznicę ślubu. Jechali do domu w Seattle, gdy Thomas oddzwonił do Danny’ego Ainge’a, który po krótkiej normalnej rozmowie oznajmił Thomasowi, że go wytransferował. Isaiah był w takim szoku, że zdołał tylko wydusić z siebie pytanie “dokąd”. Równie trudne było przekazanie informacji o transferze dwójce synów.

James, czyli ten starszy, tak samo jak i tata, od razu zapytał dokąd, a gdy usłyszał że do Cleveland to od razu zaczął krzyczeć, że jego tata zagra z LeBronem Jamesem. Jaiden, czyli ten młodszy, który według Isaiaha pokochał Boston tak mocno jak nikt inny, po usłyszeniu nowin wydawał się załamany, a na pytanie czy jest szczęśliwy czy smutny stwierdził, że smutny, bo… w Cleveland chyba nie mają skate parków. Na całe szczęście dla Jaidena chyba jednak mają, choć z drugiej strony Cleveland nie bez powodu nazywane jest najgorszym miastem w USA.

Tak czy siak, Thomas już wtedy wiedział, jak trudne to wszystko będzie. Jak trudno będzie oznajmić o tym, że trzeba się przeprowadzić – tym bardziej zaraz przed startem roku szkolenego, tym bardziej gdy wszyscy już zdążyli zadomowić się w Bostonie i nazywać to miasto “swoim”. Isaiah przyznał, że te dwie reakcje jego synów były w zasadzie idealnym podsumowaniem – z jednej strony gra z LeBronem, a więc zdaniem Thomasa z najlepszym koszykarzem na świecie, z drugiej strony smutek, bo to koniec Bostonu, bo to koniec bycia Celtem.

Thomas pisze oczywiście, że wszystko rozumie, że to jest biznes i że Celtics mieli święto prawo to zrobić, a Danny zrobił po prostu swoje. I choć Isaiah niekoniecznie się z tym zgadza – pisząc wprost, że jego zdaniem Celtics nie są po tym transferze lepsi – to jednak na koniec dnia NBA to po prostu biznes i tyle, no hard feelings. Ale Isaiah zwraca przy tym uwagę na problem lojalności w NBA, powołując się na przykład skrytykowanego przez wszystkich Kevina Duranta, który po prostu zrobił to, co według niego samego było najlepsze dla jego kariery.

Thomas dodaje też, że nawet pomimo tego, że to jest biznes to jednak sam fakt wymiany nadal bardzo boli. Nie mówi przy tym, że został przez kogoś zdradzony czy że to ktoś go zranił, nic z tych rzeczy. Podkreśla, że jest człowiekiem i że choć czasem (a w ostatnim sezonie nawet bardzo często) może zdawać się, że w jego żyłach jest lód, a nie krew to jednak koniec końców jest tylko człowiekiem i jak każdy inny ma uczucia. A boli nie dlatego, że ktoś coś mu zrobił, lecz dlatego, że to on sam coś zrobił: przez te dwa i pół roku zdążył zakochać się w Bostonie.

W dalszej części artykułu Thomas opisuje swoje początki w Bostonie, zwracając uwagę przede wszystkim na pewną mentalność: miasta, kibiców, kolegów z drużyny. Wszyscy chcieli wygrywać i nic więcej. Pierdolić loterię, my chcemy po prostu wygrywać. Thomas podkreślił również znaczenie tak zwanej winning culture, która w Bostonie obecna jest na każdym kroku – od fanów, przez graczy, trenerów, aż po zarząd. I jak sam mówi, w Bostonie znalazł pierwszą organizację, która nie patrzyła na jego ograniczenia, lecz dała szansę, aby stał się kimś wielkim.

I tego nigdy nie zapomni.Powołał się tutaj na swój występ w meczu numer jeden pierwszej rundy fazy play-off przeciwko Bulls, zaraz po śmierci swojej młodszej siostry.  Na początku myślał, że musi zagrać, gdyż parkiet będzie jego tarczą od całej tej sytuacji – ale gdy przyjechał do Ogródka i zobaczył wsparcie fanów to wiedział, że nie parkiet jest jego tarczą, lecz właśnie fani. Kibice, którzy pokazują mu w tym momencie, że nie jest sam, że są z nim i że nie musi przez to przechodzić samemu. Że wszyscy siedzą w tym razem – tak jak przez te dwa i pół lata.

Thomas po tym wszystkim zapowiada, że nie przyszedł do Cleveland przegrywać i że nikt nie będzie chciał zadzierać z Cavs w tym sezonie. Isaiah wyraził zresztą swoje podekscytowanie i przypomniał, że tak jak w zeszłym sezonie wiele razy był podwajany, tak w tym będzie grał u boku najlepszego koszykarza na planecie. Nie omieszkał zresztą wspomnieć o innych graczach Cavs, jak również o tym, że teraz dziwnie będzie grać przeciwko Bostonowi. Bo to jego były zespół, to drużyna, którą sam tworzył i której pomógł wrócić do obecnej pozycji.

Isaiah podkreśla więc, że to bardzo smutne, ale Celtics są teraz jego rywalami. Potem zdradza jeszcze, że spośród wielu wiadomości, jakie dostał po transferze najbardziej uderzyła go ta od Toma Brady’ego. Z jednej strony dlatego, że chciał być taką samą bostońską legendą jak Brady, czy jak David Ortiz, chciał przejść taką samą drogę, ale z drugiej strony że coś jednak przez te ledwie dwa i pół roku dla Bostonu zrobił, skoro sam Tom Brady pisze do niego wiadomość. Dlatego też taką postawę obecnie przyjął: cały czas jest smutny, jest zraniony, jednak…

“Lubię sobie wyobrażać, że za jakiś czas, ktoś gdzieś w Bostonie, jako rodzic, będzie rozmawiał ze swoim dzieckiem o koszykówce. I dziecko zapyta tak wprost, tak jak dzieci mają to w zwyczaju: dlaczego kibicujesz Celtics. A ten rodzic pomyśli, naprawdę pomyśli, a potem uśmiechnie się i powie czystą prawdę: Bo widziałem Isaiaha Thomasa w akcji. I to jest coś, co bardzo by mnie uszczęśliwiło. Myślę, że to by mi wystarczyło.”