Robinson na treningu w Bostonie

Jak doniósł Adrian Wojnarowski, Boston Celtics sprawdzili w poniedziałek Thomasa Robinsona, który jest być może jednym z kandydatów na ostatnie wolne miejsce w składzie. To miejsce pojawi się jednak oczywiście dopiero po ostatecznym zatwierdzeniu wymiany z Cleveland Cavaliers, dlatego też działania Bostończyków mogą wskazywać na to, że transfer dojdzie do skutku i nie dojdzie do żadnego odwołania dealu. Kolejnym potwierdzeniem takiego myślenia Celtów jest zresztą w części gwarantowana umowa dla LJ Peaka, który ustalił z Celtics warunki umowy na czas trwania obozu treningowego – a przecież ci porozumieli się już wcześniej także z dwójką innych zawodników i dopiero wymiana z Cavs umożliwi dodanie kolejnego gracza.

Zanim przejdziemy do Robinsona i Leaka, spójrzmy na to wszystko od strony matematycznej. Przed wymianą z Cavs w Bostonie było już 20 graczy z umowami w jakiejkolwiek postaci: 16 graczy na gwarantowanych kontraktach, dwóch na umowach typu two-way oraz dwóch z kontraktami na czas obozu treningowego. Po wymianie? Ubyły trzy gwarantowane umowy, doszła jedna, więc łatwo policzyć, że w drużynie na 20 możliwych miejsc jest 18 graczy z umowami. Zostają więc dwa miejsca: jedno zajął już LJ Peak, a drugie zająć może Thomas Robinson.

Z tej dwójki wiemy jednak, że Peak nie ma raczej żadnych szans na załapanie się do składu – jego umowa będzie tylko w części gwarantowana i jest to typowy kontrakt na obóz treningowy, po którym zawodnik wyląduje najprawdopodobniej w D-League w barwach Maine Red Claws. Wcześniej takie same kontrakty uzgodnili już Andrew White oraz Daniel Dixon. Peak to 21-letni guard, który nie został wybrany w tegorocznym drafcie, choć miał za sobą dobry sezon na uniwerku Georgetown notując średnio 16.3 punktów, 3.8 zbiórek oraz 3.5 asyst na mecz.

Uzgodnienie warunków umowy z Peakiem może oznaczać, że Celtowie są pewni, iż wymiana z Cavs nie upadnie, gdyż w przeciwnym razie nie mieli by już po prostu miejsca dla Peaka. Nie mieliby też wtedy jeszcze jednego miejsca w składzie, które otwiera się po wymianie trzech graczy na jednego. Jak się okazuje, trwają już nawet poszukiwania zawodnika, który mógłby to miejsce zająć – kilka dni temu pojawiły się informacje, że z Celtami rozmawiał już obóz Andrew Boguta, a w poniedziałek Adrian Wojnarowski doniósł, że Celtics sprawdzają Thomasa Robinsona.

Jeśli jest coś, co Robinson potrafi robić to z pewnością jest to zbieranie. Choćby w ostatnim sezonie był jednym z lepszych zbierających na atakowanej tablicy, a jeśli porównać jego wyniki z najlepszymi zbierającymi Celtics to Robinson jawi się jako gracz o kilka klas lepszych w tym elemencie. No bo jak inaczej określić fakt, że najlepszy bostoński zbierający w zeszłym sezonie, którym był Kelly Olynyk, zbierał 13.1 procent wszystkich możliwych piłek do zebrania (po obu stronach parkietu), podczas gdy wskaźnik Robinsona wyniósł aż… 22.5 procent.

Sam zainteresowany mówił zresztą na starcie lata, że jeśli otrzyma prawdziwą szansę to może z łatwością być wśród dziesięciu najlepszych zbierających tej ligi. Problem w tym, że 26-latek potrafi niewiele więcej – do NBA trafiał jako wysoki, piąty pick w drafcie w 2012 roku, ale przez te pięć lat zagrał w aż sześciu różnych zespołach i nigdzie nie spełnił pokładanych nadziei. W ostatnim sezonie grał dla Los Angeles Lakers, ale był głębokim rezerwowym – dla Celtów, którzy właśnie oddali Ante Zizica do Cleveland to jednak ciekawa opcja na rozwiązanie największej bolączki.