Boston Celtics postanowili pożegnać się z Jordanem Mickey’em, którego kontrakt na przyszły sezon stałby się w pełni gwarantowany po 15 lipca, a więc już w sobotę. Celtowie zakończyli tym samym dwuletnią przygodę Mickey’ego z Bostonem, który do drużyny trafił w drafcie w 2015 roku, kiedy to został wybrany z 33. numerem, by kilka dni później podpisać najbardziej wartościową w historii umowę jako wybór drugiej rundy. Świeżo upieczony 23-latek nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei, a zdecydowaną większość swojego czasu w Beantown spędził na grze w D-League dla afiliacji bostońskiej drużyny – Maine Red Claws. Celtics zwolnili Mickey’ego przy okazji ruchów prowadzących do oficjalnego podpisania kontraktu z Gordonem Haywardem.
Mickey był nadzieją Celtów na nowoczesnego podkoszowego, który pogrozi trójką i zablokuje kilka rzutów w meczu. Zapowiadało się to wszystko całkiem nieźle, ale przez dwa lata gry w Bostonie młody zawodnik nie zrobił zbyt dużego postępu, jeśli w ogóle. Fajne statystyki kręcił przede wszystkim w D-League, ale było to za mało, aby przekonać do siebie włodarzy Celtics. Przypomnijmy, że to właśnie Mickey otrzymał najwyższy w historii kontrakt dla gracza wybranego w drugiej rundzie, kiedy w 2015 roku podpisywał umowę z Celtami.
Ogółem, Mickey przez te dwa lata zagrał w zaledwie 41 meczach po średnio około pięć minut. W poprzednim sezonie zaliczył pierwszy i jak do tej pory jedyny swój start w lidze, wychodząc od pierwszej minuty w wygranym przez Celtów starciu z Wizards. Łącznie z czterema meczami w fazie play-off, jego dorobek punktowy w barwach Celtics to 67 oczek, 54 zbiórki oraz 19 bloków. W sobotę mija też termin, w którym kontrakt Demetriusa Jacksona na przyszły sezon staje się w pełni gwarantowany, ale na razie nie wiadomo, jaką decyzję podejmą C’s.