Playoffs 2017: Celtics vs Cavaliers

Boston Celtics już teraz mogą powiedzieć, że sezon 2016/17 to wielki sukces całej organizacji. Drużyna nie tylko zajęła pierwsze miejsce w konferencji wschodniej na koniec sezonu regularnego, ale też awansowała właśnie do finałów tejże konferencji, będąc tym samym jedną z czterech najlepszych drużyn w lidze. Jakbyście jeszcze nie wiedzieli, niecałe 24 godziny później Celtics wygrali też loterię draftu i mają pierwszy pick. Nic więc dziwnego, że Wyc Grousbeck – który w końcu niejako spełnił swoją zapowiedź fajerwerków – zaraz po ogłoszeniu wyników wprost powiedział, że to dobre czasy na bycie kibicem Boston Celtics. Ci jednak wciąż są w grze i spróbują powalczyć z broniącymi tytułu mistrzów Cleveland Cavaliers.


TERMINARZ

Game 1: Boston – 17/18.05, 2:30 PL
Game 2: Boston – 19/20.05, 2:30 PL
Game 3: @Cleveland – 21/22.05, 2:30 PL
Game 4: @Cleveland – 23/24.05, 2:30 PL
Game 5:* Boston – 25/26.05, 2:30 PL
Game 6:* @Cleveland – 27/28.05, 2:30 PL
Game 7:* Boston – 29/30.05, 2:30 PL


SŁOWEM WSTĘPU

NBA znów nie dała zbyt wiele czasu na przygotowanie się do tej serii. Nie będzie to więc zbyt długa zapowiedź, podobnie jak w przypadku serii z Washington Wizards – wszak startujemy już dzisiaj, w środę o 2:30 czasu polskiego. Celtics po pięciu latach wracają do finałów konferencji po znakomitej, pełnej walki serii z Wizards, w której decydująca okazała się być chyba przewaga parkietu. Niespodziewany był bohater meczu numer siedem w osobie Kelly’ego Olynyka, choć trzeba przyznać, że było to po prostu bardzo dobre, zespołowe zwycięstwo.

Celtics na przestrzeni 24 godzin awansowali więc do finałów konferencji i wylosowali jedynkę w drafcie, będąc wcześniej jedynką na Wschodzie w sezonie regularnym. Scenariusz idealny, można by rzec. I cokolwiek nie stanie się w serii z Cavaliers, ten sezon już teraz jest ogromnym sukcesem dla Celtics. No bo jest progres, a nawet coś znacznie więcej – jest spełnienie tych realnych oczekiwań z końca sezonu regularnego, czyli awans do finałów konferencji. To się Celtom udało i Danny Ainge ma swoją chwilę wielkiej satysfakcji.

Ile bowiem negatywnych głosów posypało się na Ainge’a, że nie zrobił nic w trakcie trade deadline? Raptors i Wizards ruchy zrobili, oddając przy tym m.in. wybory w drafcie, natomiast Danny siedział spokojnie i to on wyszedł na tym najlepiej. Dodatkowo miał jeszcze najwięcej szczęścia w loterii, dzięki czemu Celtics są w chwili obecnej w znakomitej po prostu sytuacji i w czwartym roku przebudowy zdają się być w najlepszym miejscu spośród wszystkich zespołów, które kilka lat temu przebudowę zaczynały. Danny Ainge znów wszystkich przechytrzył?

O opcjach Celtów na offseason, w tym o tym, co Ainge musiałby zrobić, żeby Celtics mogli wygospodarować sobie miejsce na maksymalny kontrakt (tak, to też jest możliwe), porozmawiamy na pewno więcej przed samym offseasonem. Celtowie wciąż są natomiast w grze o finał NBA i to jest teraz najważniejsze. Mało kto daje im szanse w starciu z Cavaliers, ale akurat Bostończycy spotykali się z powątpiewającymi głosami przez calutki sezon, także w fazie play-off. Nic więc dziwnego, że zapowiadają walkę na całego i nie zamierzają się poddawać.


KLUCZE

  • LeBron James

Cleveland Cavaliers będą w tej serii mieli najlepszego zawodnika na parkiecie, być może także po prostu najlepszego zawodnika na świecie. Od lat jesteśmy „świadkami”, jednak James w tegorocznych playoffs gra po prostu jakby wszedł na kolejny poziom. Średnie na poziomie 34 punktów, dziewięciu zbiórek i siedmiu asyst robią wrażenie. Bilans 8-0 także. 58 procent z gry również. 47 procent zza łuku wrażenia nie robi, raczej wywłouje swego rodzaju strach. LeBron James po 14 latach od swojego startu w lidze gra najlepszy basket w swojej karierze.

Pomaga w tym fakt, że jest otoczony przez znakomitych strzelców, o których Cavs bardzo mocno się postarali, ściągając na przykład w trakcie sezonu Kyle’a Korvera z Hawks.W czterech meczach przeciwko Raptors ci strzelcy zdobyli 183 punkty z trójek, o 102 więcej niż Raptors. Celtics sami znakomicie rzucają zza łuku w tych playoffs (13.1 trójek na mecz przy 37-procentowej skuteczności), ale Cavaliers mają aż sześciu graczy w rotacji, którzy trafiają co najmniej 40 procent trójek. Nie licząc oczywiście Jamesa, który co najstraszniejsze sam trafia 47 procent.

Nic więc dziwnego, że Cavs mają mnóstwo opcji w ataku, mogąc zaprezentować różnego rodzaju ustawienia i dając LeBronowi piłkę do rąk, dzięki czemu ekipa z Ohio będzie mogła na przykład łatwo odpowiedzieć na niskie ustawienia Celtics. Pozostaje też pytanie, w jaki sposób Celtowie będą bronić LBJ. Fizycznie najlepiej przygotowany do tego wydaje się być Jae Crowder, a mentalnie chyba Marcus Smart. Z drugiej strony, gdzie schować Thomasa w taki sposób i jak uniknąć przekazań na Jamesa, z którym I.T. ma jeszcze mniejsze szanse niż z Bultlerem?

Cavs już w pierwszej rundzie znakomicie wysyłali Jamesa na Jeffa Teague’a, a ewentualne podwojenia to czysta droga do łatwego podania na dobrą pozycję. Ale nie podwajać w takiej sytuacji to też jak skazywać się na porażkę, tym bardziej, gdy James trafia z dystansu jak chyba nigdy dotąd. Jakby tego było mało, trzeba też bardzo mocno uważać na Jamesa w transition, skąd Cavs zdobyli w tych playoffs więcej punktów niż ktokolwiek inny, mimo że zagrali tylko osiem spotkań. Celtics momentami znakomicie radzili sobie jednak z szybkim atakiem Wizards.

  • Isaiah Thomas

Celtics cały czas grają dla Thomasa, który przed rozpoczęciem pierwszej rundy stracił w wypadku młodszą siostrę. Isaiah robi w tych playoffs rzeczy niesamowite, jak m.in. 53 punkty w starciu numer dwa przeciwko Wizards. Wciąż jest najważniejszym zawodnikiem tej drużyny i to od niego sporo zależy. Serię z drużyną ze stolicy USA udało mu się zakończyć w znakomitym stylu, bo po kilku słabszych meczach w końcu zagrał jak najlepsza wersja siebie z sezonu regularnego, zapisując na konto 29 punktów oraz 12 zbiórek i grając bardzo mądrze w drugiej połowie.

Teraz przed Thomasem seria z Cavaliers, z którymi Isaiah miał już okazję spotkać się dwa lata temu, jednak o tamtej serii najchętniej wcale by sobie nie przypominał. Z drugiej strony, Isaiah Thomas 2017 to zawodnik o co najmniej klasę lepszy od Isaiah Thomasa 2015 i jak się okazuje, można dojść do finałów konferencji z 175-centymetrowym liderem. Kyrie Irving i Kevin Love to nie są dobrzy obrońcy w pick-and-rollu i tu otwiera się szansa przed Thomasem. Cavs nie mają też dobrej protekcji obręczy, co też działa na korzyść Thomasa.

I.T. wykorzystywał to już w sezonie regularnym, kiedy w trzech pierwszych meczach przeciwko Cavs zdobył łącznie 92 punkty,zanim w czwartym nie został „ograniczony” do 26 oczek, a jego True Shooting % w tych wszystkich czterech spotkaniach wynosił znakomite 64.4 pomimo zaledwie 21-procentowej skuteczności zza łuku (przy średnio siedmiu próbach na mecz). Powód jest prosty: otwarta droga do obręczy i prawie brak rim-protection. Thomas miał problemy z kończeniem akcji przy wjazdach przeciwko Wizards, ale tu ma szanse na przełamanie.

Cavs mogą rzucić na Thomasa przede wszystkim Imana Shumperta, ale Isaiah to – raz jeszcze – nie jest ten sam zawodnik, co przed dwoma laty. W czwartych kwartach mogą zwrócić się w stronę Jamesa, jednak Thomas pokazał już w tych playoffs, że nawet wyższy i silniejszy obrońca nie jest w stanie go całkowicie powstrzymać. Dodatkowo, cały ten spacing w bostońskiej ofensywie i dobre wsparcie od Bradleya czy przede wszystkim Horforda powodują, że defensywa przeciwnika nie może skupiać się tylko i wyłącznie na filigranowym rozgrywającym.

Swoją drogą, defensywa Cavaliers to szansa dla Celtów na nawiązanie walki, bo Cleveland wchodzili do playoffs z najgorszą obroną spośród wszystkich zespołów, które awansowały i w pierwszej rundzie przeciwko Pacers ta obrona wyglądała tak samo źle. Dopiero w starciu z Raptors, którzy jednak musieli w dużej części radzić sobie bez Kyle’a Lowry’ego, defensywa broniących tytułu mistrzów wskoczyła na znacznie lepszy poziom. Pozostaje jednak pytanie, jak to będzie wyglądało w starciu z tym znakomitym ruchem piłki Celtics.

Celtowie notowali asystę w 70 procentach akcji rzutowych, co jest zdecydowanie najlepszym wynikiem w tegorocznej fazie play-off, ale ekipa Brada Stevensa tak dobrze podaje od miesięcy. Trzeba jednak jeszcze trafiać, a z tym bywa różnie – w dwóch pierwszych rundach udawało się wygrywać pomimo słabszej dyspozycji Jae Crowdera, słabszych dni Avery’ego Bradleya czy Marcusa Smarta. Jeśli jednak Celtics chcą naprawdę nawiązać walkę z Cavaliers to Isaiah Thomas musi dostać wsparcie od wszystkich swoich kolegów, w tym od bostońskich rezerwowych.

  • Al Horford vs Tristan Thompson / Kevin Love

Al Horford ma za sobą kolejną znakomitą serię, w której zdobywał średnio 16.7 punktów, trafiając przy tym 67.6 procent rzutów z gry oraz świetne 60.9 procent zza łuku. Wystarczy spojrzeć sobie na ten pięknie zielony obrazek:

Horford gra być może najlepszy basket w karierze i dziś nikt już nie pamięta o krytyce Horforda, gdyż w dużej mierze to właśnie jego gra jest zasługą awansu Celtów do finałów konferencji. Co ciekawe, w fazie play-off Celtics z Isaiah Thomasem na ławce mają ofensywny rating na poziomie 111 zdobywanych punktów na 100 posiadań (kompletne przeciwieństwo sezonu regularnego) i to też jest w dużej mierze zasługa Horforda. Jego chemia z I.T. oraz spajanie Celtów po obu stronach parkietu to coś, co powoduje, że Horford wart jest takiego kontraktu.

Z drugiej strony, warto przytoczyć statystykę 12-0, czyli dwanaście kolejnych zwycięstw LeBrona Jamesa w starciu z drużyną Ala Horforda. Ta seria sięga aż do 2009, ale tym razem Horford ma obok siebie zawodników Celtics, a nie Hawks. Czy to pomoże? Tego nie wiemy, bo Horfordowi zdarzyło się zniknąć w starciu z Cavs także w tym sezonie regularnym, a na dodatek Tristan Thompson to chyba największy jego koszmar. Dość powiedzieć, że w dwóch ostatnich seriach Thompson wygrał z Horfordem walkę na tablicach wynikiem… 88-33.

Na dodatek, Thompson to także od lat koszmar dla Celtics i Amir Johnson nie jest rozwiązaniem. Przed Bradem Stevensem znów trudne decyzje, co do wyjściowej piątki i kto wie, czy w tej serii szansy nie dostanie Jaylen Brown. Celtics znów mogą więc pójść w niskie ustawienia, za sprawą których są w tych playoffs najgorzej zbierającą drużyną. Cavs tymczasem w sezonie regularnym w czterech meczach przeciwko Celtics zbierali lepiej niż przeciwko jakiejkolwiek innej drużynie, a Thompson jest po… Lopezie drugim najlepszym zbierającym w ataku w tych playoffs.

Al Horford raczej nie wygra więc walki na tablicach z Thompsonem, ale ograniczenie podkoszowego Cavs będzie dla Celtics bardzo ważne, szczególnie jeśli uda się spowolnić atak Cavs, lecz ci i tak będą zdobywać punkty drugiej szansy. Horford musi natomiast cały czas grać na takim poziomie, nie znikać w starciu z ekipą LeBrona i wygrać matchup z Kevinem Love’em, który per36 minut zdobywa w tych playoffs mniej punktów niż Kelly Olynyk i coraz częściej ogranicza się do łapania piłek od LeBrona, aniżeli do samodzielnego kreowania sobie ofensywy.


Celtics mają w tej serii przewagą parkietu, więc w teorii musieliby po prostu wygrać cztery spotkania w TD Garden, tak jak przeciwko Wizards. Ale zdaje się, że ta przewaga nie będzie miała tutaj aż takiego znaczenia, bo wystarczy że Cavs wyrwą jeden z tych czterech meczów w Bostonie i narracja zmienia się całkowicie. Jasna sprawa, że perspektywa czterech meczów u siebie i ew. meczu numer siedem u siebie to jest dla Celtów kapitalna sprawa i nagroda za RS, ale pozostaje pytanie, czy tu w ogóle będzie mowa o jakimś meczu numer siedem.

Z drugiej strony, Celtics spisywali się w tym sezonie bardzo dobrze u siebie (30-11) i dobrze na wyjazdach (23-18), podczas gdy Cavaliers mają ujemny bilans (20-21) w starciach na wyjeździe. Trzeba jednak pamiętać o tym, że James od pierwszego meczu pierwszej rundy wrzucił kolejny bieg, w drugiej rundzie zrobili to też jego koledzy i Cavaliers jeszcze w tych playoffs nie przegrali. Celtics z kolei po dwóch wpadkach z Bulls na starcie rozgrywek legitymują się bilansem 8-3, z czego wszystkie trzy porażki to oczywiście przegrane na wyjeździe, w Waszyngtonie.

Cavs z uwagi na szybkie 4-0 przeciwko Raptors mieli znów sporo wolnego przed startem serii z Celtics. Z jednej strony, to Bostończycy będą w rytmie, mając za sobą 13 spotkań przez ostatnie kilka tygodni (w tym będąc świeżo po G7 z Wizards), w których to nabierali doświadczenia i stawali się coraz lepsi jako drużyna. Brad Stevens jeszcze kilka tygodni temu był 2-10 w fazie play-off i nie miał ani jednej wygranej serii, a dziś przed startem pojedynku z Cavs ma już bilans 10-13 i dwie kolejne wygrane serie, w których pokazał się z bardzo dobrej strony.

Cavaliers z kolei mogą być troszeczkę zardzewiali (ale nie LeBron, on uwielbia wracać do gry po takiej przerwie), ale dla tego typu drużyny – jest to przecież zespół weteranów – tyle odpoczynku w fazie play-off to jak manna z nieba. Cavs grali o to, by zrobić szybkie 4-0 i móc sobie odpocząć, zaleczyć wszystkie mikro-urazy i dać zagoić się wszystkim siniakom. Celtowie jako najmłodszy pierwszy seed ostatnich dekad (średnia wieka bostońskiego składu to 26 lat) takiego odpoczynku nie potrzebują, więc może to i lepiej, że mecze w tej serii będą co drugi dzień?

Przed nami miejmy nadzieję ciekawa i przede wszystkim nieco dłuższa niż dotychczasowe pojedynki Cavaliers seria. I nawet jeśli Celtom nie uda się zatrzymać LeBrona, na co szczerze mówiąc szanse są bardzo małe, wszak to jest peak LeBrona, to ten sezon tak czy siak już jest wielkim sukcesem. Może to zrzuci nieco presję z Celtów? Choć przecież tej presji i tak nie ma zbyt wiele, bo raczej wszyscy spodziewają się, że James po raz siódmy z rzędu awansuje do finałów i po raz pierwszy w historii będziemy mieli trzecią powtórkę wielkich finałów NBA.

Celtics tymczasem mogą sobie więc podejść do tego wszystkiego z luzem. Oni już udowodnili, że stać ich na dużo i mimo oczywistych braków w składzie potrafią znaleźć się w najlepszej czwórce ligi. Stevens już udowodnił, że potrafi wygrywać w playoffs. Isaiah udowodnił, że potrafi być liderem takiego zespołu. Horford udowodnił, że wart jest tych pieniędzy. Bradley udowodnił, że po tych wszystkich lat jest już graczem na obie strony parkietu. Swoje momenty mieli też Olynyk, Brown czy Rozier. A to jeszcze nie koniec, bo liczymy na kolejne mecze walki i poświęcenia.

Wszystko wskazuje jednak na to, że ci Boston Celtics nie są jeszcze na poziomie, dzięki któremu byliby w stanie awansować do finałów ligi. Mają przewagę parkietu, ale nie będą mieć w tej serii najlepszego zawodnika po swojej stronie. Wciąż, stać ich na nawiązanie walki, a co niektórzy optymiści wierzą, że Celtowie obronią swój parkiet. Tak czy siak, ta seria z Cavaliers to po prostu wisienka na torcie sezonu, który ostatecznie przerósł nasze przedsezonowe oczekiwania. Cieszmy się, bo teraźniejszość jest super, a przyszłość rysuje się nawet lepiej.

#WeAreTheCeltics