Avery Bradley zaraz w pomeczowym wywiadzie dla ESPN zdradził, że przed spotkaniem Boston Celtics zobaczyli i usłyszeli wiadomość od Kevina Garnetta. Było to wideo, które były podkoszowy Celtów wysłał do Eda Lacerte – ten pokazał je Bradleyowi, który to z kolei zaprosił do obejrzenia Isaiaha Thomasa. Ten natomiast zdecydował, że wiadomość od KG powinna usłyszeć cała drużyna. I choć trudno jest przypisywać zasługi za zwycięstwo w numer trzy tylko tej właśnie wiadomości to jednak bez wątpienia Celtowie byli w piątek zupełnie inną drużyną niż w dwóch pierwszych meczach i w końcu pokazali, dlaczego skończyli sezon jako najlepsza drużyna na Wschodzie – a motywację zapewnił nie kto inny jak KG właśnie.
Tak jak można się było tego spodziewać, nie było to zwykłe wideo ze słowami otuchy i motywacji. Było to wideo w stylu Kevina Garnetta, a więc nagranie z wielką energią i dużą ilością… brzydkich słów. Może kiedyś to wideo ujrzy światło dzienne, dziś natomiast pozostaje nam jedynie wyobrazić sobie, jak to mogło wyglądać. Mamy też kilka wypowiedzi Bostończyków, którzy mówili, co można było od legendy Celtics usłyszeć – m.in. że w byciu Celtem chodzi o to, by grać jak prawdziwy samiec. Najważniejsze, że nagranie Garnetta swoje założenie spełniło.
Chodziło bowiem o to, by przypomnieć Celtom, kim są i po co grają. Zmotywować ich przed meczem numer trzy w Chicago, przed którym mieli nóż na gardle. Porażka oznaczałaby 0-3 w serii i matematyczne już tylko szanse na awans. 1-2 też dobrze nie wygląda, ale jest to przynajmniej pierwszy z wielu kroków w dobrą stronę. Nic więc dziwnego, że takie nagranie od Garnetta było niczym manna z nieba, tym bardziej kiedy Avery Bradley – a więc jedyny z obecnego składu, który z KG miał okazję grać – mówił w ten sposób:
„Wszyscy byli mocno podekscytowani. Czułem się tak, jak gdyby Garnett znów dzielił ze mną jedną szatnię. Dało nam to potrzebnego przed meczem kopa i przypomniało, po co gramy i czym charakteryzują się Celtics. To było zaskakujące przeżycie, bo KG był naszym liderem, kiedy grał w Bostonie, a tymczasem on wciąż jest częścią tej wielkiej rodziny. Naprawdę wiele to dla nas znaczy, że zrobił coś takiego i wysłał nam tego typu wiadomość.”
No bo rzeczywiście dużym zaskoczeniem może być, że Kevin Garnett po tylu latach wciąż wspiera Boston Celtics w taki sposób. Były już w tym sezonie słowa uznania dla I.T. czy prezenty dla Bradleya, ale czegoś takiego nie widzieliśmy. A to też oznacza jeszcze jedną fajną rzecz: byli zawodnicy, w tym także legendy Boston Celtics, cały czas uważnie patrzą. I choćby z tego powodu każdy bostoński skład musi po prostu grać w określony sposób. W sposób, który nie przyniesie wstydu nikomu, kto kiedyś mógł określać się mianem Celta.
Garnett tymczasem mimo faktu, że to już cztery lata, odkąd ostatni raz zakładał koszulkę Celtics (i tylko Bradley rzeczywiście miał okazję przekonać się, co to znaczy dzielić z nim szatnię), ma wielki posłuch wśród młodszych zawodników. Jak to powiedział Marcus Smart, jeśli Kevin Garnett mówi to ty po prostu słuchasz. Bradley i Thomas upewnili się, że słyszeć będzie cała szatnia, podłączając telefon z nagraniem do głośników, dzięki którym głos KG rozchodził się głośno po całym pomieszczeniu. To naprawdę musiało zrobić wrażenie.
Przyznawał to Jae Crowder, mówił o tym także Terry Rozier, który podkreślił, że było to bardzo inspirujące, słyszeć takie słowa od człowieka, który był w finałach, który wygrywał mistrzostwo NBA. Brad Stevens też tę wiadomość widział i dodał tylko, że KG to ktoś, na kogo wszyscy w Bostonie patrzą z podziwem. Nic więc dziwnego, że Celtowie wzięli sobie przekaz mocno do serca. O samym przekazie mówił natomiast m.in. Bradley, który zdradził, że Garnett wspomniał, iż Celtics mają wybór i albo mogą znajdować wymówki, albo mogą po prostu walczyć.
No i zawalczyli, przede wszystkim dla Thomasa i jego rodziny, bo ta tragedia wisiała nad całą drużyną od początku fazy play-off. Isaiah przed meczem numer trzy wrócił do Tacomy, a po ponownym dołączeniu do drużyny w Chicago był już w nieco lepszym humorze. Na rozgrzewce trochę nawet pożartował, także w szatni widać było – o czym mówił Gerald Green – że ma się coraz lepiej. Wrócił też jego charakterystyczny uśmiech, co dla Celtów było bardzo dobrym znakiem. Potrzeba było jednak jeszcze motywacji KG, aby Celtics wrócili do „swojego” grania.