Szybka przebudowa w Bostonie

Parę dni temu ESPN wybrało najlepiej zarządzane kluby w NBA, typując najlepszych trenerów, GM-ów oraz właścicieli. Na dwóch pierwszych miejscach znalazły się oczywiście drużyny San Antonio Spurs oraz Golden State Warriors. Miłą niespodzianką było natomiast ostatnie miejsce na podium, które przypadło Boston Celtics. Brad Stevens, Danny Ainge oraz spółka właścicieli została więc należycie doceniona przez panel ESPN. Należycie, bo z łatwością znajdziemy powody, dla których Celtowie zostali uplasowani tak wysoko – z drugiej jednak strony, nikt chyba nie przypuszczał cztery lata temu, że Boston tak szybko wróci do elity NBA. W niedzielę Celtics jako pierwsza drużyna na Wschodzie osiągnęli 50-te zwycięstwo w sezonie.

A wszystko to w Nowym Jorku i przeciwko drużynie, która cztery lata temu w fazie play-off oficjalnie już zakończyła pewną erę w Bostonie i która była niejako preludium do przebudowy. To przecież po porażce z Knicks w playoffs w 2013 roku zdecydowano się w Beantown na gruntowne zmiany. Doc Rivers odszedł do Los Angeles, a Kevin Garnett i Paul Pierce zostali wytransferowani na Brooklyn. Stanowisko trenera objął mało wtedy znany w środowisku NBA młody uniwersytecki coach Brad Stevens, a na fanów Celtics spadło widmo przebudowy.

Był wtedy jeszcze oczywiście w drużynie Rajon Rondo, ale Danny Ainge ostatecznie odciął ten finalny kupon, kiedy w grudniu 2014 roku wytransferował rozgrywającego do Dallas. Było to po sezonie, w którym Celtics zrobili 25 zwycięstw, Stevens stawiał pierwsze nieśmiałe kroki na parkietach NBA, a bardziej niż wygrane interesowało Celtów zajęcie jak najlepszej pozycji wyjściowej do draftu. To się nie udało, bo rzut monetą sprawił, iż wybierali koniec końców z szóstym numerem, choć patrząc na to z perspektywy to wcale źle im to nie zrobiło.

Tak czy siak, to były ciężkie czasy dla kibica Celtics, przyzwyczajonego wcześniej do długich playoffowych wypraw i sezonów, gdzie drużyna wygrywała po 60, 50 spotkań. Światełko w tunelu pozwolił zauważyć dopiero mało – mogłoby się wtedy wydawać – trade po Isaiaha Thomasa w lutym 2015 roku. O światełku nikt wtedy jednak nie myślał, bo Celtics byli jedenaście spotkań na minusie i wyglądało na to, że znów wędrują ku loterii, tym bardziej kiedy Ainge nie ułatwiał roboty Stevensowi i przerzucił mu przez skład kilkadziesiąt różnych nazwisk.

Ale Isaiah Thomas okazał się być znakomitą pomocą z ławki i Celtowie ostatecznie awansowali wtedy do fazy play-off, wygrywając 40 spotkań w tamtym sezonie, czyli o piętnaście więcej niż rok wcześniej. Nie trzeba było długo czekać, aby Thomas zrobił kolejny krok i zameldował się w All-Star Game, a Bostończycy po raz kolejny poprawili swój wynik i wygrali 48 spotkań. W playoffs co prawda znów odpadli w pierwszej rundzie, ale to nie powstrzymało Ala Horforda – a więc w zasadzie jednego z katów Celtics – przed dołączeniem do bostońskiego zespołu.

Był to pierwszy raz, kiedy Celtics podpisali kontrakt z grubą rybą z wolnej agentury. Byli też w walce o Kevina Duranta, ale nie mieli szans z Golden State Warriors. Tak czy siak, w trzy lata po odejściu Pierce’a oraz Garnetta zrobić bilans 48-34, a potem przekonać do podpisu jednego z topowych wolnych agentów offseasonu 2016 to był spory sukces. Zresztą jak dziś mówi sam Horford, ten ciągły progres, te dobre wyniki i ten potencjał bostońskiej drużyny to także były czynniki, które przemawiały za jego dołączeniem do drużyny z Beantown.

Kto by pomyślał? Kto w 2013 roku by pomyślał, że Celtics tak szybko wrócą do czołówki? Dziś są w czubie swojej konferencji, będąc na dobrej drodze, aby odzyskać tytuł mistrza swojej dywizji utracony w ostatnich latach na rzecz Toronto Raptors. Jest to bardzo szybki powrót, bo przecież Celtowie po definitywnym zakończeniu ery Wielkiej Trójki tylko raz nie zameldowali się w fazie play-off. W niedzielę przypieczętowali swój 32 sezon w historii, w którym zrobili 50 lub więcej zwycięstw. Zrównali się z Lakers, którzy ostatnio zrobili to w 2011 roku.

„Kilka lat temu zdecydowanie bym sobie pomyślał, że osiągnięcie sezonu z pięćdziesięcioma zwycięstwami to będzie długi proces. Ale też mieliśmy spore szczęście trafić na kilku zawodników, którzy wystrzelili. Każdy w zespole zdaje sobie jakby sprawę, że gra dla Celtics to coś więcej i każdy stara się walczyć z całych sił co mecz, dlatego jesteśmy szczęśliwi, ale jednocześnie musimy dobrze zakończyć sezon i przygotować się do fazy play-off. A na to, co osiągnęliśmy w tym sezonie przyjdzie pora spojrzeć po jego zakończeniu.”

Tak mówi Brad Stevens, który obejmując stanowisko głównego trenera w 2013 roku doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudne zadanie jest przed nim. W pierwszym roku „zrobił” tylko 25 zwycięstw, trzy lata później świętuje już dwa razy tyle. I choć nie będzie z tego powodu podwieszania baneru pod kopułę TD Garden to dla tej drużyny jest to bardzo duże osiągnięcie – a jeżeli Celtowie zrobią w pięciu ostatnich meczach bilans 4-1 to będą jedną z sześciu drużyn w ostatnich 40 latach, która rokrocznie poprawiała bilans o co najmniej sześć zwycięstw.

„Myślę, że to coś wyjątkowego. Naprawdę niedużo zespołów osiąga tyle zwycięstw w jednym sezonie, dlatego jest to coś wspaniałego i teraz chcemy na tym właśnie budować kolejne dobre wyniki. To zasługa trenera oraz całej szatni. Mamy wielu młodych zawodników i uważam, że wszyscy szybko wydorośleli. No i oczywiście pomogło coś, o czym nawet nie muszę mówić, czyli Isaiah wskakujący na kolejny poziom. Wydaje mi się, że wszyscy w drużynie po prostu wiedzą, co robić i i jestem po prostu bardzo szczęśliwy, że mogę być tego częścią”.

To już słowa Ala Horforda, który także ma sporą zasługę w tym postępie Celtów w trwającym wciąż sezonie. Horford zwraca jednak oczywiście uwagę na znakomitą grę Isaiaha Thomasa, który nie tylko potwierdził swoje miejsce w Meczu Gwiazd, ale też wprost wskoczył do konwersacji o MVP tego sezonu. Statuetki nie dostanie, bo inni grają nawet lepsze indywidualnie sezony, ale nie ma wątpliwości, co do tego, że Thomas jest w tej konwersacji, bo w jego przypadku mowa nie tylko o sukcesie indywidualnym, ale przede wszystkim drużynowym.

„Nigdy w karierze nie wygrałem 50 spotkań. Zdecydowanie był to jeden z moich osobistych celów na ten sezon. Jestem bardzo szczęśliwy, że udało nam się to zrobić. Ale wciąż powtarzam i będę powtarzać, że cały czas sporo pracy przed nami.”

Isaiah po raz pierwszy w karierze jest w drużynie, która wygrała w jednym sezonie co najmniej 50 meczów i jest jednym z najważniejszych punktów tej drużyny, bo bez niego aż tylu zwycięstw by nie było. I jeśli Celtom rzeczywiście uda się zakończyć sezon na topowym miejscu w swojej konferencji to Thomas jako główny architekt tego dzieła ma swoje miejsce wśród kandydatów na MVP. Ba, on ma to miejsce nawet jeśli Celtom nie uda się ta sztuka. Jak sam jednak zauważa, przed bostońskim zespołem jest jeszcze kilka zadań do wykonania.

Najpierw trzeba dobrze skończyć sezon, najlepiej właśnie z tym topowym seedem. Spore znaczenie będzie miało środowe spotkanie w Ogródku, gdy Celtics zmierzą się z goniącymi ich Cleveland Cavaliers – wygrana będzie oznaczać powiększenie przewagi nad rywalem, ale przegrana wcale nie zniweczy bostońskich marzeń o pierwszym miejscu. Pierwsze miejsce? Trzy lata temu wszyscy myśleli o pierwszym miejscu w loterii, dziś za sprawą mądrych ruchów też jest na to szansa. Ale w jaki sposób tak szybko udało się wrócić do czołówki?

„Robimy to wszystko razem. Pracujemy razem, razem przegrywamy i razem wyciągamy wnioski. Wszyscy wzrastamy jako drużyna i wszystko robimy wspólnie.”

Jae Crowder nie ma wątpliwości, co do tego, że drużyna jest najważniejsza i tylko w taki sposób można wygrywać w NBA. Z jednej strony mamy indywidualny sukces Thomasa, ale z drugiej strony na wynik Celtów pracuje cała drużyna. Tak było, jest i najpewniej będzie. Warto przy okazji zaznaczyć, że tak szybki powrót Boston Celtics do czołówki wykonany został w zasadzie z bardzo małym – minimalnym wręcz – wsparciem graczy i assetów pozyskanych od Brooklyn Nets w zamian za Pierce’a i Garnetta, co czyni go jeszcze bardziej niezwykłym.

Ale do tego wszystkiego potrzeba jeszcze dobrego wyniku w fazie play-off. Dla niektórych brak awansu do finałów konferencji już teraz będzie sporą porażką, inni już mówią o tym, że Celtics to drużyna zbudowana idealnie pod kątem Golden State Warriors. Pewne jest natomiast, że jeśli w Bostonie chcą iść naprzód to muszą przynajmniej wyjść z pierwszej rundy i zrobić ten kolejny krok. Przebudowa idzie szybko i pod tym względem warto docenić wszystkich, którzy na to pracują, bo to dzięki nim dobrze jest być ostatnimi czasy kibicem Boston Celtics.