Horford w końcu się odnajduje

To nie był łatwy pierwszy rok w Bostonie dla Ala Horforda. Zmiana drużyny i systemu nigdy nie jest łatwa, lecz Horford miał jeszcze to nieszczęście, że przez groźny uraz głowy wypadł z gry na dłuższy czas. Nie potrafił się więc odnaleźć w nowej drużynie, a kibice byli odrobinę rozczarowani jego grą. Po słabym lutym przyszedł jednak znakomity w jego wykonaniu marzec i zdaje się, że Big Al w końcu się w Bostonie odnalazł. To przede wszystkim zasługa lepszego wykorzystywania go w ataku, bo z tym od początku sezon był problem – w ostatnich meczach Horford znów wygląda jednak jak All-Star, a od czasu przerwy na Mecz Gwiazd w Bostonie nauczyli się wykorzystywać 30-latka znacznie lepiej, co przynosi bardzo dobre efekty.

No bo choć Horford w ostatnim meczu z Miami oddał tylko sześć rzutów i zdobył siedem oczek to jednak w poprzednich pięciu miał średnie na poziomie 17.8 punktów, 8.7 zbiórek, 6.2 asyst oraz 1.5 bloków na mecz, trafiając przy tym 58.7 procent rzutów z gry przy 12.5 próbach na mecz. Takich cyferek nie kręcił nawet wtedy, kiedy cztery razy grał w All-Star Game. Co więcej, mimo tych problemów z odnalezieniem się w ofensywie Celtics stał się jednym z najlepszych wysokich podających i notuje w tym sezonie najlepsze w karierze 5.1 asyst w każdym spotkaniu.

Łatwo jest więc wywnioskować, że kiedy rzut mu „siedzi” to rzeczywiście gra jak all-star i można pokusić się o stwierdzenie, że wtedy wart jest tych wielkich pieniędzy, jakie Celtics dali mu ubiegłego lata. Problem w tym, że ten rzut nie zawsze był, przede wszystkim ze względu na to, że Horford przez długi czas nie miał swojego miejsca w ataku bostońskiego zespołu. Dopiero po przerwie na Mecz Gwiazd udało się to miejsce znaleźć, przede wszystkim wśród drugiego unitu, gdzie Horford może być bez problemu pierwszą opcją, gdy Isaiah Thomas siedzi na ławce.

Jak się bowiem okazuje, przed All-Star Game tylko 2.4 minuty na mecz Horford nie miał obok siebie Thomasa. Tymczasem po zmianach Brada Stevensa, 30-letni podkoszowy znacznie częściej występuje obok rezerwowych i spędza nawet kilkanaście minut bez filigranowego rozgrywającego na parkiecie. Horford tłumaczy co prawda, że koncepcja gry i jego rola się nie zmienia, no bo on nadal szuka innych i w ten sposób kreuje grę, ale wraz z rezerwowymi nieco częściej może grać tyłem do kosza i szukać też w ten sposób pozycji dla samego siebie.

To naprawdę skutkuje, bo Horford po fatalnym lutym pod względem skuteczności odpowiedział znakomitym w tym aspekcie marcem, który będzie najprawdopodobniej jego najlepszym w karierze miesiącem, jeśli chodzi o procent z gry. I stąd też te ostatnie występy na 20, 16 czy przede wszystkim 27 punktów przeciwko Sixers, kiedy to przez trzy kwarty Celtics świetnie znajdowali Horforda, a ten trafiał jak szalony. Ale to przecież nie wszystko, bo Horford wciąż znakomicie szuka także partnerów i bardzo często jest najlepszym podającym w drużynie.

Big Al wyrósł bowiem na jednego z najlepszych podających wysokich w lidze, co potwierdzają zresztą statystyki. Wystarczy natomiast popatrzeć na kilka podań Horforda w trakcie któregokolwiek ze spotkań – świetnie czyta grę, jest niesamowicie cierpliwy i potrafi doskonale podać w tempo do ścinających kolegów. A przecież ma kto w Bostonie ścinać, dzięki czemu Avery Bradley czy Jae Crowder mają w meczu sporo okazji na łatwe punkty. Horford jest też jednym z głównych powodów tego świetnego ruchu piłki bostońskiej drużyny, którego zazdroszczą inni.

Wśród nich jest na przykład Paul George, który przy okazji ostatniej wizyty w TD Garden wręcz nie mógł się nachwalić Celtów. Wszak miał ku temu powody, bo na własnej skórze przekonał się, co to znaczy zmierzyć się z drużyną grającą taki zespołowy właśnie basket. No bo kiedy Celtics grają w ten sposób to – jak zresztą mówi sam Horford – są zupełnie innym zespołem, drużyną bardzo trudną do pokonania. Udowadniają to zresztą w ostatnich meczach i dają tym samym nadzieję na fajną przygodę w zbliżającej się wielkim krokami fazie posezonowej.

Co ciekawe, Celtowie są 10-2 w meczach, kiedy Al Horford ma osiem lub więcej asyst. Celtics z kolei – notując średnio 25.0 asyst na mecz, co jest czwartym wynikiem w lidze – mają bilans 18-4 w meczach, kiedy mają łącznie 28 lub więcej asyst. Łatwo więc wywnioskować, że dzielenie się zazwyczaj oznacza wygrywanie. I duża w tym zasługa 30-latka, który na dodatek coraz częściej znakomicie wygląda także jako opcja strzelecka – dzięki temu znów wygląda jak gracz kalibru all-star, a kibice mają coraz większe nadzieje na dobry wynik w playoffs.