Nieudany powrót Nadera

Najgorszy zespół D-League, ekipa Long Island Nets wykorzystała atut własnego parkietu i skutecznie zrewanżowała się za porażkę sprzed kilku dni, pokonując Maine Red Claws 116:107. Podopieczni Scotta Morrisona kompletnie pogubili się w drugiej i trzeciej kwarcie, przegrywając w tych fragmentach aż 38:69, co skutecznie pozbawiło ich szans na wywiezienie z Barclays Center kolejnej wygranej. Po kilkunastu dniach przerwy spowodowanej kontuzją lewego ramienia na parkiet powrócił Abdel Nader, który obok Marcusa Georgesa-Hunta był najskuteczniejszym graczem afiliacji Celtics, jednak ostatecznie oprócz 22 punktów zanotował aż siedem strat.

BOXSCORE

MRC jechali do Nowego Jorku w roli zdecydowanego faworyta, bo przecież w ostatnich dziewięciu meczach aż siedmiokrotnie schodzili z boiska w roli zwycięzców, pomimo iż w większości musieli radzić sobie bez wsparcia młodych graczy, którzy wchodzą w skład roster Boston Celtics. Co więcej, afiliacja C’s przystępowała do spotkania z przewagą psychologiczną po tym, jak kilka dni temu we własnych ścianach w hali Portland Exposition Building wyraźnie pokonała zespół Nets. I początek spotkania idealnie wpisywał się w ramy przedmeczowych rozważań. Red Claws zdominowali strefę podkoszową, wygrywając walkę na tablicach aż 17-8, zaś ich szczelna obrona skutecznie odrzuciła na dystans gospodarzy, którzy mieli wyraźne kłopoty z celnością (34,5% FG). Bardzo dobrze w tym fragmencie grał Abdel Nader, który zanotował świetne wejście w mecz, notując kilka skutecznych akcji i ostatecznie kończąc pierwszą ćwiartkę z jedenastoma punktami na koncie. Ale cały zespół MRC prezentował się solidnie, otwierając spotkanie wskaźnikiem 52,2% FG i budując dziewięciopunktową przewagę, która wynikała głównie z szybkiego runu 10:0.

To, co wydarzyło się w kolejnych dwóch kwartach jest trudne do zrozumienia. MRC wpadli w prawie półgodzinny marazm, z którego zdołali się wygrzebać dopiero w 4Q, kiedy spotkanie było już dawno rozstrzygnięte. Scott Morrison nie krył swojej frustracji obserwując fatalną postawę swoich zawodników po obu stronach parkietu. Szkoleniowiec naszej afiliacji próbował ratować sytuację i częściej niż zwykle rotował składem, jednak rezerwowi nie dali oczekiwanego wsparcia i nie zmienili obrazu gry. Żenująco grał Dallas Lauderdale (0 pts), który ku zaskoczeniu większości komentatorów, otrzymał szansę w staring line-up kosztem Corona Williamsa (11 pts), co ostatecznie okazało się być poważnym błędem.

W 2Q i 3Q graliśmy na poziomie 32% FG, trafiając m.in. dwie trójki na dwanaście oddanych prób dystansowych. Kompletnie oddaliśmy inicjatywę gospodarzom, a ci grali naprawdę przyjemny dla oka ball-movement i konsekwentnie wykorzystywali błędy w szykach obronnych Red Claws. W drugiej kwarcie za grę debiutującej w lidze afiliacji Brooklyn Nets odpowiedzialni byli pozyskany z Atlanty Hawks – Mike Scott oraz były gracz BKN – Chris McCullough, którzy wspólnie rzucili w tym fragmencie aż 27 pts, będąc przy tym łącznie 12/20 FG. Dzięki nim miejscowi schodząc na przerwę mogli spokojnie spoglądać na tablicę wyników, na której widniał korzystny dla nich rezultat 58-49.

Trzecia kwarta to popis Yogiego Ferrella (game-high 25 pts, 10/17 FG, 5/8 3PFG), który niczym bezwzględny egzekutor trafił siedem razy z rzędu, w tym trzykrotnie zza łuku, będąc przy tym bezbłędnym! I właściwie to Farrell w pojedynkę wybił z głów koszykarzy Maine Red Claws rozmyślanie nad przedłużeniem serii wygranych, chowając spotkanie głęboko w zamrażarce, gdzieś za kulinarnymi składnikami gromadzonymi na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Wynik 92:70 po 3Q mówił sam za siebie i nikt nie miał wątpliwości, że czwarta kwarta jest jedynie formalnością. Na zryw było już dawno za późno i na nic zdało się zniwelowanie strat do -9.

Po stronie naszej afiliacji trudno jest kogokolwiek wyróżnić za to spotkanie. Nader grał solidnie w ataku, jednak aż siedem strat popełnionych przez gracza wybranego przez C’s w tegorocznym drafcie z #58 pickiem, razi w oczy. Double-double zanotował Jalen Jones (17 pts, 14 reb), jednak nawet przez moment nie przypominał gracza, który w ostatnich kilku spotkaniach prowadził zespół do kolejnych wygranych, rzucając przy tym systematycznie grubo ponad dwadzieścia punktów. Najlepiej w naszej ekipie wyglądał Marcus Georges-Hunt, który do 22 pts przy 9/18 FG, w tym 3/4 3PFG, dodał 6 reb, 4 ast, 1 stl i 1 blk. Całkiem niezłe wrażenie sprawiał Williams, który był wyraźnie podrażniony pozbawieniem go miejsca w wyjściowej piątce i ostatecznie jako jedyny w ekipie MRC zakończył spotkanie z dodatnim wskaźnikiem PER (+8).

Poza wygraną walką na tablicach (51-42), Red Claws byli gorsi we wszystkich statystykach. Ponownie opieraliśmy grę głównie na akcjach jeden na jeden na obwodzie lub post-up w pomalowanym, dlatego w konsekwencji rozdaliśmy zaledwie 13 asyst, przy aż 27 Nets. Ustępowaliśmy gospodarzom w skuteczności (49,5% FG – 42,9% FG), trafiliśmy mniej trójek (7-11) i popełniliśmy więcej błędów (15-10). Dodając do tego nasz przestój w 2Q i 3Q oraz fakt, że każdy z zawodników starting line-up Nets zanotował podwójną zdobycz punktową, można śmiało stwierdzić, że wygranie tego spotkania byłoby czymś niewytłumaczalnym względem statystyk.

Najbliższe spotkanie Maine Red Claws odbędzie się w nocy z soboty na niedzielę o godz. 01:00 czasu polskiego. Mecz zapowiada się znakomicie, ponieważ do Portland Exposition Building przyjedzie piekielnie silna ekipa Los Angeles D-Fenders, w której drugi sezon z rzędu bryluje były gracz Celtics – Vander Blue. Darmowa transmisja tego spotkania będzie dostępna w usłudze Facebook Live na oficjalnym profilu NBA Development League.