Będziemy mieli nową umowę CBA

15 grudnia, a więc dokładnie dziś, mijał deadline na wyoptowanie z obecnej umowy CBA – mogły to zrobić obie strony porozumienia, czyli zarówno NBA, jak i związek zawodników. Kilka miesięcy temu zdawało się, że do tego nie dojdzie, ale trochę sceptycyzmu zasiał ostatnio Carmelo Anthony. Na całe szczęście, do wyoptowania nie doszło, a zamiast tego strony porozumiały się w sprawie nowej umowy. Do uzgodnienia pozostały jeszcze co prawda niektóre małe szczegóły, ale większość zapisów jest już znana. Deadline na ratyfikowanie umowy został wyznaczony na 13 stycznia 2017 roku, co oznacza, że w zasadzie wiemy już, że na początku przyszłego roku będziemy mogli cieszyć się z nowej umowy CBA.

To oczywiście bardzo dobra informacja dla kibiców, bo dzięki temu już prawie na sto procent unikniemy sytuacji z 2011 roku, kiedy to strony nie potrafiły się porozumieć, doszło do lokautu i sezon rozpoczęliśmy z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Najważniejsze kwestie nowej umowy:

  • Umowa ma obowiązywać od lata 2017 roku przez siedem lat, przy czym obie strony będą mogły z niej wyoptować po sześciu latach (czyli w sezonie 22/23).
  • Podział zysków zostaje w bardzo dużej mierze taki sam, czyli prawie 50/50. Jedyna zmiana to fakt, że do ogółu BRI – a więc właśnie tego podziału – zostaną włączone zyski, które wcześniej się tam nie łapały.
  • Wzrośnie wartość kontraktów dla rookies, co w praktyce oznacza po prostu, że młodzi będą zarabiać więcej. Większe będą także niektóre wyjątki wykorzystywane do podpisywania wolnych agentów takie jak mid-level czy wyjątek dwuroczny, których wartość ma być ustalana na podstawie progu salary cap. Od tego offseasonu powiększy się również wartość cap holds. Prawie wszystko idzie więc w górę, także kontrakty minimalne, których wartość ma wzrosnąć o 45 procent począwszy od przyszłego sezonu.
  • Kluby będą miały teraz tylko dwa dni, aby zdecydować, czy zatrzymać w składzie zastrzeżonego wolnego agenta, któremu została złożona oferta. W przeciwieństwie do poprzedniej umowy w tej nie będzie natomiast czegoś takiego jak jednorazowa amnestia niechcianego kontraktu.
  • Nadejdą też zmiany w składach, a mianowicie każdy klub będzie mógł rozszerzyć swój skład o dwa dodatkowe miejsca dla zawodników, którzy wysyłani będą do D-League, co jest znakomitą informacją dla Boston Celtics. Wzrosną także płace graczy D-League, aby kluby afiliacyjne mogły przyciągać tych zawodników, którzy kuszeni są lukratywnymi ofertami z Europy i świata.
  • Jeśli chodzi o zdrowie zawodników to tutaj położono nacisk przede wszystkim na to, aby zmniejszyć intensywność meczów. Meczów back-to-back ma być mniej, ma być też więcej czasu na odpoczynek, a sezon regularny ma rozpocząć się tydzień wcześniej, bo preseason będzie trwał krócej niż dotychczas.
  • Podtrzymana została z kolei zasada „one-and-done”, która oznacza, że kluby nie mogą wybierać graczy zaraz po szkole średniej, a ci muszą spędzić przynajmniej jeden sezon w koledżu lub za granicą, aby móc zgłosić się do draftu. Amir Johnson pozostanie ostatnim wybranym bezpośrednio po high-school.
  • Ważna zmiana nastąpiła natomiast w kontekście przedłużenia kontraktu z wybranym zawodnikiem, który odnosi znaczące sukcesy w lidze (miejsce w najlepszych piątkach sezonu, występy w All-Star Game i inne). Kluby już wcześniej mogły przedłużyć umowę z wybranym graczem kończącym rookie-kontrakt nie na cztery jak w zwyczaju, ale na pięć lat, dając mu też znacznie większe pieniądze niż w przypadku zwykłej umowy maksymalnej (takie przedłużenia podpisali m.in. Irving, Lillard czy Davis). Teraz to przedłużenie dotyczy także graczy weteranów (a więc nie po rookie-kontrakcie) i będzie mogło ono być nawet na sześć lat, a zawodnik otrzyma jeszcze więcej pieniędzy. W ten sposób kluby będą mogły znacznie łatwiej zatrzymać swoje gwiazdy (ta zmiana to trochę pokłosie sytuacji OKC z Durantem), które najprawdopodobniej wcale nie będą wchodzić na rynek wolnych agentów.

Jak to wszystko wpływa na Celtics? Większy skład i dwa miejsce dla graczy z D-League to świetna wiadomość i coś, z czego Celtowie mogliby skorzystać już w tym sezonie. Zachowanie zasady „one-and-done” także działa na korzyść Danny’ego Ainge’a, choćby ze względu na pick od Brooklyn Nets w drafcie w 2018 roku. Ale już podwyżki dla rookies to niekoniecznie coś dobrego z punktu widzenia elastyczności finansowej Celtów – tym bardziej, że bardzo możliwe, iż już za kilka miesięcy w Bostonie pojawią się Ante Zizic i Guerschon Yabusele.

Z drugiej strony, próg salary cap znów najpewniej skoczy do góry, dlatego też miejsca w salary cap cały czas powinno być dużo – problem w tym, że wraz z pickiem od Nets oraz dwójką graczy z draftu 2016 nieco ciężej będzie sobie zrobić tyle miejsca, aby móc podpisać topowego wolnego agenta. Ale tu dochodzimy do kolejnych zmian – ci niekoniecznie muszą się teraz pojawiać na rynku wolnych agentów, bo zespołom łatwiej będzie ich zatrzymać, oferując dłuższe i wyższe kontrakty. I to niestety nie jest dobra zmiana dla Celtics.

Na podsumowanie wszystkich zmian przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać (a gdy zostaną ujawnione wszystkie zapisy to na pewno spróbuję pokusić się o nieco głębszą analizę, patrząc na to wszystko z perspektywy Celtics), gdyż obie strony mają jeszcze kilka tygodni na to, aby dopracować wszystkie szczegóły. Najważniejsza informacja jest jednak taka, że jest już osiągnięte porozumienie w sprawie tych najważniejszych spraw, dzięki czemu już prawie na pewno unikniemy kolejnego lokautu i samo to jest doskonałą informacją dla NBA.