Wspaniałe widowisko w Fort Wayne

Spotkanie rozgrywane na trudnym terenie w Fort Wayne z marszu stało się murowanym kandydatem do top3 najlepszych meczów regular season D-League. Koszykarze Maine Red Claws po żmudnej pogoni w 4Q oraz konsekwencji w dodatkowym czasie gry, pokonali ekipę Mad Ants 124:121. A to wszystko bez kadrowego wsparcia od Brada Stevensa oraz zmagającego się wciąż z kontuzją lewego ramienia Abdela Nadera. Pod nieobecność liderów zespołu, świetne linijki zanotowali Marcus Georges-Hunt oraz Coron Williams, ale bohaterem parkietu był Jalen Jones, który zanotował game-high w postaci 29 pts na 73% skuteczności i uzupełniając dorobek punktowy o 11 reb i kompletując kolejne w sezonie double-double.

BOXSCORE

Prawie dwa tysiące kibiców zgromadzonych w hali Allen County War Memorial Coliseum, miało nieocenioną przyjemność podziwiać to spotkanie nie tylko z szeroko otwartymi oczami, ale również z wyciągniętymi językami. Był to mecz kompletny, w którym nie zabrakło niczego poza happy-endu dla gospodarzy. Ale nie od dziś wiadomo, że w sporcie nie ma próżni i pech jednych jest szczęściem drugich.

Dla miejscowych wszystko zaczęło się zgodnie z przygotowanymi założeniami. Już w 1Q wypracowali sobie oni bezpieczną dziewięciopunktową przewagę. Była ona efektem głównie znakomitej postawy w obronie, która tylko w ciągu pierwszych dwunastu minut pozwoliła Mad Ants na wymuszenie aż dziesięciu strat Red Claws. Błędy MRC na szybkie punkty zamieniali Alex Poythress (18 pts, 7/10 FG), Georges Niang (13 pts) oraz Trey McKinney-Jones (15 pts), a każdy z wymienionej trójki po 1Q mógł pochwalić się ośmioma punktami, zdobywanymi z dużą łatwością czy to na dystansie, czy w pomalowanym. Ale w późniejszych fragmentach całemu trio zabrakło mocy, a najniebezpieczniejszym graczem miejscowych był Julyan Stone, który poflirtował z triple-double (11 pts, 10 reb, 9 ast), właściwie co chwila wyprowadzając na świetne pozycje rzutowe innych kumpli – Travisa Leslie (22 pts) i Jordana Loyda (20 pts).

Gra Red Claws wyglądała słabo, choć na uwagę zasługiwała prawie 55% skuteczność z gry. Brakowało definitywnego wejścia w mecz. W 2Q mieliśmy kilka dobrych minut i wyszliśmy nawet na prowadzenie, by za chwilę ponownie razić juniorskimi błędami w bronieniu akcji pick and roll oraz chaotycznym rozgrywaniem piłki. I psychologicznie też oddawaliśmy inicjatywę rywalom, których koszykarski luz ponosił wysoko nad obręcz:

Afiliacja Indiany Pacers raz po raz punktowała, imponując przy tym ilością wypracowywanych opcji rozwiązania akcji ofensywnej – aż siedmiu graczy z Fort Wayne zakończyło spotkanie z podwójną zdobyczą punktową. Wydawało się, że przeprowadzony przez gospodarzy run 10-3 na starcie 3Q i odskoczenie od Maine na solidne +16 powoli zamknie mecz w zamrażarce. Scott Morisson nie miał skrupułów i nie szczędził swoim podopiecznym cierpkich słów. I chyba właśnie takiej mobilizującej reakcji swojego szkoleniowca zawodnicy MRC potrzebowali. Odpowiedzialność za grę drużyny wziął na siebie Jalen Jones, który tylko w 3Q trafił cztery ze swoich sześciu prób z gry, zdobywając 12 pts i właściwie to dzięki niemu Red Claws utrzymali się w tym meczu. Przy stracie -8 po trzeciej odsłonie, końcowy rezultat, przynajmniej na papierze, pozostawał sprawą otwartą.

W 4Q mozolnie odrabialiśmy straty. Gra toczyła się właściwie kosz za kosz i MRC żmudnie odrabiali punkt po punkcie. Wreszcie zaczęła funkcjonować obrona, która pozwoliła w tych decydujących momentach regulaminowego czasu gry zatrzymać Mad Ants na zaledwie 33% skuteczności z gry (5/15 FG). Świetne momenty miał wówczas przede wszystkim Coron Williams, który zdobył w ostatniej kwarcie osiem punktów, trafiając przy tym dwie niezwykle ważne trójki, a przede wszystkim dwa rzuty osobiste, które wyrównały rywalizację do stanu 114:114 i ostatecznie doprowadziły do dogrywki. Co więcej, Williams mógł rozstrzygnąć to spotkanie efektownym game-winnerem, jednak piłka po jego floaterze nie znalazła drogi do kosza.

W dogrywce Red Claws poszli za ciosem, na wstępie fundując zdezorientowanym gospodarzom run 7-0, którego autorem niemal w całości był Damion Lee. Miejscowi na niecałą minutę przed końcem mogli jeszcze do tego meczu wrócić, jednak Jordan Loyd spudłował zza łuku z dobrej pozycji.

Maine Red Claws pokazali charakter i ten mecz na pewno jeszcze mocniej zbuduje ten zespół. Afiliacja C’s pokazała, że jest drużyną, która potrafi w trakcie spotkania przejść metamorfozę, a przede wszystkim ma wolę walki i drzemie w niej charakter zwycięzców. Zdecydowanie najlepszym gracz meczu był Jones, który zanotował double-double, trafiając przy tym na świetnej skuteczności 11/15 FG. Solidnego wsparcia udzielili mu Marcus Georges-Hunt (28 pts, 10/19 FG, 4 stl) oraz Williams (22 pts), który przypominał siebie z poprzedniego sezonu, w którym MRC dotarli do półfinału konferencji. Martwić może jedynie fakt, że punkty zdobywaliśmy w zasadzie po akcjach indywidualnych, opierając siłę rażenia w ataku na pojedynkach 1 na 1 na obwodzie, co w konsekwencji przełożyło się na zaledwie 13 asyst w ciągu 53 minut gry.

Najbliższe spotkanie Maine Red Claws rozegrają o godz. 1:00 w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego. Rywalami będą koszykarze afiliacji Brooklyn Nets – Long Island Nets, która z bilansem 2-10 zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Eastern Conference. MRC z ośmioma wygranymi i trzema porażkami są na czwartej pozycji na Wschodzie. Darmowa transmisja tego spotkania będzie dostępna w usłudze Facebook Live na oficjalnym profilu NBA Development League.