Boston Celtics po zdobyciu 17 punktów z rzędu bez odpowiedzi przeciwnika w czwartej kwarcie wygrywają z Minnesota Timberwolves wynikiem 99-93, odnosząc tym samym drugie z rzędu zwycięstwo. Celtowie jeszcze przed ostatnią odsłoną przegrywali 13 punktami, ale pozwoli Wilkom na ledwie 12 punktów w ostatnich 12 minutach spotkania i udało im się ostatecznie wygrać to spotkanie. Najlepszym strzelcem bostońskiego zespołu był znów Isaiah Thomas, który zapisał na konto 29 punktów, jednak Celtics odrobili straty bez niego. Dobry mecz zaliczyli też m.in. Al Horford czy Terry Rozier, choć gdyby nie czwarta kwarta to nie można byłoby być zadowolonym. Brawa jednak dla Celtów za skuteczną przecież pogoń.
Było w tym meczu źle i po trzech kwartach skakania Celtom po głowach wydawało się, że Karl-Anthony Towns oraz Gorgui Dieng bez problemu zamkną to spotkanie w czwartej kwarcie, lecz zaraz przed ostatnią odsłoną oratorskim popisem zabłysnąć miał Marcus Smart, dzięki czemu Bostończycy wyszli na ostatnie 12 minut nieźle nabuzowani i odwrócili losy tego starcia. Wolves spudłowali aż 13 rzutów zanim zdobyli pierwsze punkty w czwartej kwarcie, ale wtedy zamiast kilkunastu punktów prowadzenia mieli już kilka oczek straty.
Oby więcej takiej gry Celtics jak w czwartej kwarcie, oby więcej takiego Terry’ego Roziera, który był niejako prowodyrem całego tego zrywu – Isaiah Thomas wraz z kolegami z drużyny siedzieli w tym czasie na ławce, a potem już stali i ekscytowali się kolejnymi zagraniami tych grających. To pierwszy raz w tym sezonie, gdy Celtics odrobili takie straty i wygrali mecz, w którym po 24 minutach byli na minusie. Dieng i Towns mieli wspólnie 47 punktów oraz 28 zbiórek, ale Wiggons oraz LaVine trafili łącznie tylko dziewięć z 30 prób.
Czas na oceny, dziś aż piątka zawodników:
- Al Horford (20 punktów, 9/20 FG, sześć zbiórek, pięć asyst, trzy bloki): 4
Kolejny solidny mecz Horforda, który oddał aż siedem trójek (trafił dwie) i znów robił na parkiecie prawie wszystko, choć nie był w stanie powstrzymać Townsa, który potrafił punktować nawet wtedy, kiedy chwilę wcześniej został zablokowany przez znacznie bardziej doświadczonego kolegę. Al był jednak na parkiecie wtedy, kiedy Celtics odrabiali straty i był kluczowym graczem. Niesamowite, ile on już znaczy dla bostońskiego zespołu.
- Terry Rozier (12 punktów, 5/8 FG, cztery zbiórki, dwie asysty): 4
Zaczęło się po cichu, bo w pierwszej połowie miał ledwie cztery punkty, ale w czwartej odsłonie spisał się doskonale i w świetny sposób przyczynił się do wielkiego zrywu, po którym Celtowie objęli prowadzenie i do końca meczu już go nie oddali. Rozier trafił wtedy dwie trójki, miał też oczywiście energetyzujący wsad, uznany zresztą najlepszym zagraniem poniedziałkowej nocy w NBA. A wszystko to w ledwie 16 minut gry! Brawo.
- Isaiah Thomas (29 punktów, 9/20 FG, 8/9 FT): 4-
Isaiah cały czas ma problem z ręką rzucającą, a kontuzjowany palec nie pozwala mu swobodnie kończyć akcji pod obręczą, ale nie jest to kontuzja, która spowoduje, że Thomas usiądzie na ławce – tym bardziej, że nawet mimo tego 27-latek się nie zatrzymuje i nadal jest najpewniejszą opcją ofensywą Celtics. Skuteczność znów poniżej 50 procent, ale znów sporo razy na linii rzutów wolnych. Faktem jest, że nie było go, gdy Celtowie odrabiali straty, lecz w końcówce dołożył swoje trzy grosze i kilka bardzo dobrych akcji.
- Jonas Jerebko (5 punktów, trzy zbiórki): 3+
Drugi z rzędu dobry mecz Szweda – czyżby po narzekaniach moich i Adriana następowało jakieś przełamanie? Jerebko trafił trzy trójki przeciwko Pistons, a w Minneapolis odegrał ważną rolę podczas runu 17-0 w czwartej kwarcie i to nie przypadek, że ten run miał miejsce wtedy, kiedy Jonas był na parkiecie. W statystkach tego nie widać, ale zrobił kawał dobrej roboty, dołożył też pięć punktów, a wspólnie ze Smartem oraz Bradleyem dał Celtom bardzo dobre wsparcie na deskach, gdzie przez trzy kwarty Zieloni dostawali srogi łomot.
- Marcus Smart (9 punktów, sześć zbiórek, pięć asyst): 3+
To był bardzo dziwny mecz Smarta, który trafił trzy trójki, spudłował pozostałe sześć rzutów, zanotował pięć asyst i miał też sześć strat, a koniec końców miał trzeci najlepszy wskaźnik „+/-” w drużynie, bo z nim na parkiecie Celtowie byli +12 (lepsi mieli tylko Jerebko oraz Jaylen Brown). Na plus także dwa wymuszone faule ofensywne (brakowało tego w ostatnich meczach), jak i wspomniany pokaz swoich cech oratorskich, bo to właśnie Smart przed ostatnią kwartą zdaje się natchnął Bostończyków do wielkiego powrotu.
Jaylen Brown nie zdobył punktu, ale był +15. Kelly Olynyk wpadł w dziurę i wydostać się nie może, nie ma też jak siegnąć swoimi przykrótkimi rączkami do tych, którzy wyciągają pomocne dłonie – miejmy nadzieję, że uda się z tego dołka wyjść w starciu przeciwko Nets, które już w środę. Bradley po kapitalnym starcie przestał w ostatnich meczach być aż tak gorącym, a Jae Crowder zdobył tylko cztery punkty i po meczu przyznał, że kostka cały czas daje mu się we znaki. Wychodzi więc na to, że Celtics wciąż jeszcze nie pokazują pełnego potencjału.